„Żona zostawiła mnie dla młodszego. Czuję się upokorzony, więc zabiorę jej przy rozwodzie nawet dzieci”

pokłócona para fot. Adobe Stock, RFBSIP
„Pod moim adresem poleciało mnóstwo obelg. Na koniec wykrzyczała, że młodszy o dekadę kochanek dogadza jej, jak nigdy ja tego nie robiłem, a ona wreszcie czuje się jak stuprocentowa kobieta. To był dla mnie cios w policzek”.
/ 15.09.2024 22:00
pokłócona para fot. Adobe Stock, RFBSIP

Po 15 latach małżeństwa żona oznajmiła, że złożyła pozew rozwodowy i odchodzi. Przygruchała sobie młodszego kochasia. Już wcześniej podejrzewałem, że coś jest na rzeczy, ale miałem nadzieję, że pójdzie po rozum do głowy. Obiecałem sobie, że puszczę ją z przysłowiowymi torbami – nikt nigdy mnie tak nie upokorzył.

Byłem dobrym mężem

Wydawało mi się, że jesteśmy zgraną parą – i miałem rację, wydawało mi się. Jak w każdym innym małżeństwie, tak i w naszym zdarzały się kłótnie i niesnaski, ale żadnego poważnego kryzysu nie było. Nie potrafiliśmy też długo się na siebie gniewać i przeważnie od ręki wyjaśnialiśmy wszelkie nieporozumienia.

Uważam, że bardzo dobrze sprawdzałem się w roli męża. Marta nie miała całego domu wyłącznie na swojej głowie – doskonale rozumiałem to, że sama nie da rady pogodzić obowiązków zawodowych z rodzinnymi, więc nie marudziłem i nie narzekałem.

Zawsze wychodziłem z założenia, że małżeństwo jest czymś w rodzaju wspólnoty i nie wolno wszystkim obarczać tylko jednej strony. Dlatego też gdy dowiedziałem się o zdradzie, doznałem szoku. Czegoś takiego bym się po żonie nie spodziewał. Wbiła mi nóż prosto w serce. Jak można żyć z kimś pod jednym dachem, dzielić łóżko i stół, a za plecami tej osoby robić takie rzeczy? Nigdy nie będę w stanie tego pojąć.

Małżeństwo ją znudziło

Marta jest z natury bardzo towarzyską osobą. Z kolei ja jestem typowym domatorem, którego nie kręcą imprezy czy chodzenie z kolegami na piwo. Wolę spędzić wieczór w towarzystwie ukochanej osoby, ewentualnie przy lekturze dobrej książki.

Nic więc dziwnego, że czasami czułem się przy żonie jak mruk. Kiedy dzieliłem się z nią swymi przemyśleniami na ten temat, odpowiadała, że w ogóle nie mam się czym przejmować i że ona do mnie żalu nie ma. Okazało się, że to nieprawda, ponieważ w rzeczywistości nudziła się przy kimś takim jak ja.

Nie kontrolowałem żony

Po raz pierwszy czerwona lampka zapaliła mi się, gdy w któreś piątkowe popołudnie Marta wyszła na spotkanie z koleżankami (tak mi powiedziała) i gdzieś w okolicach północy zadzwoniła z informacją, że nie wróci na noc. Była mocno wstawiona. Pomyślałem, że może to i lepiej, żeby w takim stanie nie błąkała się gdzieś po nocy i przespała u którejś z przyjaciółek. Jednocześnie pojawiło się dziwne przeczucie, że coś jest w porządku. Nie dawało mi to spokoju, ale nie jestem z tych, co kontrolują małżonki. Wróciła w sam raz na śniadanie, przegryzła kanapkę i poszła spać.

– I jak, fajnie było? – próbowałem zagadać.

– Spoko, jak zawsze z dziewczynami – najwyraźniej nie miała ochoty na rozmowę.

Zniknęła za drzwiami sypialni i wstała dopiero późnym popołudniem. 

To był znak ostrzegawczy

Druga lampka ostrzegawcza zaświeciła się na czerwono podczas weekendowego wypadu na Mazury. Rzadko mieliśmy okazję wybrać się gdzieś tylko we dwoje, ale tym razem udało się „sprzedać” dzieciaki moim rodzicom. Liczyłem na wspólne romantyczne chwile, a strasznie się rozczarowałem.

Marta wisiała non stop na telefonie, przy czym starała się prowadzić konwersacje z daleka ode mnie. Był to jasny sygnał, że nie chciała, abym słyszał, z kim i o czym gada. Po każdej takiej rozmowie jej twarz była zarumieniona, przez co nabrałem podejrzeń – słusznych, jak się okazało. Zwłaszcza że pilnowała swojego smartfona niczym oka w głowie. Korciło mnie, żeby przejrzeć jej telefon, ale musiałem poczekać z tym do powrotu do Warszawy. Okazja szybko się trafiła.

Wiem, że nie powinienem, ale wszystko mi mówiło, że Marta ma kogoś na boku. Przeczytałem kilka pikantnych SMS-ów i to mi w zupełności wystarczyło. W pierwszej chwili miałem ochotę urządzić jej dziką awanturę, ale się powstrzymałem. Nie było to łatwe. Postanowiłem poczekać na rozwój wydarzeń. Od tej pory zupełnie inaczej patrzyłem na żonę i jestem pewien, że dostrzegła tę zmianę.

Spotykała się z młodszym facetem 

Trzeciej czerwonej lampki nie zignorowałem.

– Kim on jest i w czym jest lepszy ode mnie? – starałem się panować nad emocjami, chociaż było to nie lada wyzwaniem.

– O czym ty mówisz? – próbowała udawać głupią.

Daj spokój, wiem o twoim kochanku.

Na dowód, że nie są to czcze słowa, zacytowałem parę wiadomości, jakie do niego wysłała.

– Grzebałeś w moim telefonie? – wzburzyła się niesamowicie.

– Owszem, ale przynajmniej wiem, co wyprawiasz za moimi plecami.

Wywiązała się z tego straszna kłótnie, podczas której pod moim adresem poleciało mnóstwo obelg. Na koniec wykrzyczała, że młodszy o dekadę kochanek dogadza jej jak nigdy ja tego nie robiłem, a ona wreszcie czuje się jak stuprocentowa kobietą.

Nie chciała o nas walczyć

Parę dni później Marta oznajmiła, że złożyła pozew o rozwód i się wynosi. Dzieci nie chciały słyszeć o żadnej wyprowadzce – dla nich był to większy szok, niż dla niej. Postanowiły, że zostaną ze mną. Nie wyglądała na kogoś, kto by się tym przejął. Po prostu się spakowała i opuściła mieszkanie.

Ten dzień był koszmarny. Byłem wściekły i rozżalony, a jedyne, czego wtedy chciałem, to się zemścić. Nie zamierzałem jej odpuścić i postanowiłem, że zabiorę jej, co się tylko da – włącznie z dziećmi, o które byłem gotów walczyć w sądzie jak lew.

Wróciła z podkulonym ogonem, błagając o przebaczenie
W oczekiwaniu na termin sprawy rozwodowej wydarzyła się rzecz niebywała. Marta, która od momentu wyprowadzki kontaktowała się wyłącznie z naszymi synami, pojawiła się niespodziewanie w drzwiach jeszcze naszego mieszkania.

– Możemy pogadać? – minę miała nietęgą.

– Nagle na rozmowy ci się zebrało? – zapytałem, nie kryjąc rozgoryczenia.

– Wojtek, proszę…

Wyznała, że koleś, w którym się zadurzyła, chciał się jedynie zabawić i ani myślał o poważnym związku. Romans ten był wynikiem głupiego zakładu – on się założył z kolegami, że ją poderwie. Spotykali się, ona się zaangażowała, no i finalnie dostała kopniaka w cztery litery. Słuchając tego, miałem satysfakcję. Może to i podłe, ale to ona zachowała się – mówiąc delikatnie – niewłaściwie.

Poprosiła o przebaczenie i danie jej drugiej szansy. Odparłem, że nie ma takiej opcji – nie jestem w stanie zaufać komuś, kto potraktował mnie jak śmiecia.

Wojciech, 45 lat

Czytaj także: „Chciałam uciec z miasta na wieś, ale nie umiałam postawić się matce. Była dumna, że bryluję w branży finansów”
„Teść to typ z innej epoki i omszały leśny dziad. Całuje mnie w rękę, ale potem odsyła do garów i opieki nad dzieckiem”
„Wakacje all inclusive we wrześniu miały być idealne, ale mąż wszystko zepsuł. Wyluzował się aż za bardzo”

Redakcja poleca

REKLAMA