„Teściowa zaplanowała wspólną majówkę. Tak mi dopiekła, że już pierwszego dnia wracałam do domu”
„– Paweł nigdy nie powinien był się z nią żenić – powiedziała Halina cicho, ale z wyraźną pogardą. – Ona nigdy nie była dla niego odpowiednia. Za dużo ambicji, za mało pokory. Poczułam, jak wszystko we mnie się trzęsie”.

Nie wiem, kiedy to się stało, że moje życie zaczęło kręcić się wokół ludzi, którzy mnie nie szanowali. A może zawsze tak było, tylko nie chciałam tego widzieć? Od pięciu lat jestem żoną Pawła. Nie mamy dzieci, bo wciąż czekamy na ten idealny moment, który najwyraźniej nigdy nie nadchodzi. Pracuję jako graficzka, lubię swoją pracę, lubię mieć coś swojego, swój świat – bo ten, który dzielę z Pawłem, coraz częściej wydaje mi się wypożyczony.
Z Pawłem poznaliśmy się na studiach. Był czarujący, opiekuńczy, trochę nieśmiały. Miałam wrażenie, że przy nim nic mi nie grozi. Może właśnie dlatego wtedy nie zwróciłam uwagi na to, że za często dzwoni do niego mama. Że czasem, kiedy ona czegoś od niego chciała, potrafił odwołać nasz wieczór. Albo wracał z weekendu u rodziców wkurzony, ale nie mówił dlaczego – jakby wstydził się, że znów jej uległ.
Teściowa, Halina, zawsze była... dominująca. Wiecznie coś organizowała, wszystko wiedziała lepiej. „Dobrze, że Julia ci się trafiła, Pawełku, przynajmniej ładna” – mówiła i uśmiechała się niby ciepło, ale zawsze z jakimś podtekstem. „Nie przesadzaj z tymi komputerami, Julia, oczy się popsują”. „Może byś zrobiła jakąś porządną zupę? Pawełek tak lubił krupnik...”
Zawsze udawałam, że to mnie nie rusza. Że mam do niej dystans. Ale prawda jest taka, że już od dawna czułam się jak dodatek do ich rodziny – nie jak część. Jakby to ona była żoną Pawła, a ja tylko jakąś asystentką, co sprząta, gotuje i wchodzi w kadr.
Nie wiem, co mnie podkusiło, że zgodziłam się na tę majówkę. A raczej – nie zgodziłam się. Zostałam o niej poinformowana. I to był początek końca.
To nie było moje plany
– A więc... jedziemy na majówkę z moją mamą, siostrą i jeszcze Bartkiem. Wszyscy się zjeżdżają do domku nad jeziorem – rzucił Paweł, jakby mówił o czymś tak oczywistym jak poranna kawa.
– Słucham? – uniosłam brwi. – Kiedy to ustaliliśmy?
– No... właściwie nie ustalaliśmy. Mama zarezerwowała domek. Powiedziała, że wszystkim pasuje. No to ja powiedziałem, że i nam.
– Nam?! – aż się zaśmiałam z niedowierzaniem. – Paweł, a mnie to kto zapytał?
– Julia, przecież to tylko trzy dni. Odpoczniemy trochę, będzie miło. Mama się postarała.
– Miło? Z Haliną? Błagam cię, Paweł... Ostatni raz, jak było miło, kazała mi smażyć kotlety dla trzynastu osób, bo „Julia przecież ma zacięcie kulinarne, nie to co Kasia”. A ty co zrobiłeś? Poszedłeś łowić ryby z Bartkiem!
– No przecież ona tylko żartowała...
– Żartowała?! Paweł, czuję się jak piąte koło u wozu, kiedy jesteśmy z twoją rodziną! – wyrzuciłam z siebie, a on tylko westchnął i potarł czoło.
– Znowu przesadzasz... Nie róbmy z tego afery.
Wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. To nie był tylko wyjazd. To było wszystko, co Paweł robił „za mnie” i „w imieniu nas”, nie pytając, nie słuchając. To był kolejny raz, gdy jego mama decydowała. A ja? Miałam być cicho i się uśmiechać.
Teściowa rządziła wszystkimi
Już pierwszego dnia Halina rozstawiła wszystkich po kątach. Dosłownie.
– Pawełek z Kasią śpią w dużym pokoju, Bartek w małym z widokiem na jezioro, a Julia… no, dla Julii jest rozkładana kanapa w salonie. Wiesz, kochanieńka, tam jest najchłodniej, to ci się przyda – uśmiechnęła się fałszywie i wróciła do układania słoików z domową zupą.
– Nie szkodzi, mogę się zamienić – zaczął Paweł nieśmiało, ale Halina uciszyła go jednym spojrzeniem.
– Przecież nie będziesz się z żoną kisił na tej wersalce!
Kasia parsknęła śmiechem.
– Jeszcze jej się łóżka zachciewa! A co, chciałaś z Pawłem mieć miesiąc miodowy nad jeziorem?
Nie odpowiedziałam. Wbiłam wzrok w deskę do krojenia i zaczęłam kroić ogórki, choć nikt mnie o to nie prosił. Chciałam tylko nie wybuchnąć. W kolejnych godzinach było tylko gorzej. Kasia z matką snuły się po domku jak właścicielki, rzucając komentarze, od których cierpła mi skóra.
– Ty to chyba nie masz ręki do roślin, co? Te twoje kwiaty w mieszkaniu to wiecznie jakieś takie... smutne.
– A Julia, to co, znów bez mięsa je? No proszę cię, Pawełek! Jak ty z nią wytrzymujesz?
Tylko Bartek raz podszedł i podał mi kubek kawy.
– Trzymaj, z ekspresu. Bo teściowej to chyba coś się pomyliło z tą „gościnnością” – mruknął.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Tylko on widział, że jestem w tym domu jak cień.
To było chamskie
Wyszłam przed dom, niby po to, żeby się przewietrzyć, ale naprawdę miałam dosyć. Stałam na pomoście i wpatrywałam się w ciemne fale, gdy dobiegły mnie czyjeś głosy z tarasu. Głosy, które znałam aż za dobrze.
– Paweł nigdy nie powinien był się z nią żenić – powiedziała Halina cicho, ale z wyraźną pogardą. – Ona nigdy nie była dla niego odpowiednia. Za dużo ambicji, za mało pokory.
– No i ta praca… Zawsze taka zajęta. I co z tego ma Paweł? Nawet obiadu porządnego w domu nie ma – dodała Kasia z ironicznym chichotem.
Stałam jak wmurowana. Poczułam, jak wszystko we mnie się trzęsie. Wróciłam na taras i stanęłam naprzeciwko nich.
– Słyszałam wszystko – powiedziałam chłodno. – Naprawdę sądzicie, że macie prawo oceniać moje małżeństwo?
– Julia, kochanie, nie o to chodziło… – zaczęła Halina.
– Właśnie, że dokładnie o to chodziło – przerwałam. – I wiecie co? Jesteście siebie warte.
Paweł wybiegł z domku, ściągnięty hałasem.
– Co się dzieje?! – zapytał zdezorientowany.
– Zapytaj swoją mamusię i siostrzyczkę – warknęłam. – Posłuchaj, jak mnie kochają. Jakie są wredne i chamskie.
Paweł spojrzał na Halinę, potem na mnie. Ale nie powiedział nic. Nic. Tylko stał i patrzył, jak pakuję swoje rzeczy. Bartek wrócił z molo i bez słowa wyjął z kieszeni kluczyki od auta.
– Chodź. Zawiozę cię. Szkoda cię dla tych ludzi – rzucił i otworzył bagażnik.
Wsiadłam bez słowa. A Paweł? Stał. Patrzył. I milczał.
Poczułam ulgę
– I co teraz? – zapytał Bartek, kiedy ruszyliśmy spod domku. Jego głos był spokojny, ale czułam w nim napięcie.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.
Patrzyłam przez szybę, jak mijamy znajome drzewa, trzciny, skrzypiące pomosty. Znałam ten krajobraz z każdej rodzinnej majówki. I zawsze byłam w nim sama.
– Długo to w sobie dusiłaś? – spojrzał na mnie kątem oka.
– Za długo – wyszeptałam. – Bo wiesz… ja naprawdę myślałam, że to się kiedyś ułoży. Że jak będę miła, cierpliwa, spokojna, to oni w końcu mnie zaakceptują. Że Paweł w końcu mnie wybierze. Ale on już dawno wybrał. Tylko nie mnie.
Przez chwilę w aucie panowała cisza, a potem Bartek powiedział coś, co rozłożyło mnie na łopatki:
– Julia, ty się właśnie wyzwoliłaś.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Tak. Przecież nie chodzi tylko o Halinę. Chodzi o to, że całe życie starałaś się wpasować w obrazek, w który cię wstawili. A teraz pierwszy raz powiedziałaś „nie”. I dobrze.
Zacisnęłam palce na pasku torebki. Czułam w sobie mieszaninę złości, żalu, ale i… czegoś nowego. Ulgi?
– Wiesz co? Chyba czas przestać się przepraszać za swoje istnienie – mruknęłam.
Bartek skinął głową.
– Tylko obiecaj, że nie wrócisz tam, żeby im cokolwiek tłumaczyć. Nie warto.
I po raz pierwszy od dawna poczułam, że mogę zacząć wszystko od nowa.
Mąż wybrał matkę, nie mnie
Telefon zadzwonił, kiedy siedziałam na sofie z kubkiem herbaty. Numer Pawła. Wpatrywałam się w ekran dłuższą chwilę, zanim odebrałam.
– Julia… – zaczął cicho. – Przepraszam.
Nie odpowiedziałam.
– Ja… Wiem, że to wyglądało okropnie. Nie zareagowałem. Wiem. Po prostu... byłem w szoku.
– Paweł, nie zareagowałeś, bo nie chciałeś. – Mój głos był spokojny, niemal obcy. – Wybrałeś milczenie. I to wystarczyło.
Po drugiej stronie słyszałam jego oddech.
– Nie potrafię być między wami. Między tobą a mamą. Próbuję... ale nie umiem.
– A ja mam dość bycia tą, która wiecznie ustępuje – powiedziałam cicho. – Dość bycia opcją zapasową. Nie chcę tak żyć.
– Ale ja cię kocham. Naprawdę.
Zamknęłam oczy. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć.
– Może. Ale kochasz ją bardziej. I siebie w tej wygodnej, cichej roli. A ja nie chcę już być częścią tego układu.
– To koniec? – zapytał szeptem.
– Tak, Paweł. To koniec.
Rozłączyłam się. Ręka mi drżała, ale serce… serce było spokojne.
Julia, 32 lata
Czytaj także:
- „Siostra zwaliła się do mnie na majówkę. Skoro mam dom, to miałam ją gościć za darmo i skakać jak służąca”
- „Na majówce miałam się bawić z koleżankami, a straciłam głowę dla faceta. Okazało się, że to nie był czysty przypadek”
- „Po rozwodzie od nowa zakochałam się w byłym mężu. Ale ten drań rozwiał moje złudzenia w najgorszy możliwy sposób”