Porządny kawał kina z morałem, na dodatek zaserwowanym w dosadny, mocny i sensowny sposób. Doskonali aktorzy tylko zwiększają pozytywne wrażenia z oglądania tego niezłego filmu, który jest w stanie na długo zostać w pamięci. Potencjalna poglądowa lekcja dla młodych.
Cicha, introwertyczna Shirley, jak wiele amerykańskich uczennic dorabia jako opiekunka dzieci. Kiedy któregoś dnia jej pracodawca odwozi ją do domu, dochodzi między nimi do zbliżenia, a potem do seksu. Pełen wyrzutów sumienia, Michael płaci dziewczynie znacznie więcej pieniędzy, a ta jest zdumiona pozornie łatwym zarobkiem. Tak zaczyna się jej przygoda z otwartą prostytucją. Najstarszy zawód świata znajdzie też zawsze klientów, dlatego Shirley organizuje „randki” swoim koleżankom, pobierając „skromną” działkę z ich zarobków. Jej „firma” świetnie prosperuje, a Shirley twarda ręką prowadzi interesy. Wkrótce jednak sprawy zaczynają się wymykać spod kontroli.
Podejrzewam, że film nie uniknie porównań z naszymi rodzimymi „Galeriankami” (także na życzenie dystrybutora), które - choć trochę podobne w tematyce – ukazują jednak skrajnie patologiczne środowisko rodzinno – społeczne. Tutaj jest jednak inaczej. Bohaterki filmu Davida Rossa nie mają nic wspólnego z patologią, pochodzą z sensownych, w miarę usytuowanych rodzin. Być może dlatego ich zaangażowanie w prostytucję nabiera jeszcze bardziej dramatycznego wymiaru, a ich decyzje stają się jeszcze bardziej niezrozumiałe. Podobnie jednak jak w „Galeriankach”, siła „Bejbis” tkwi też w odtwarzających główne role dziewczynach. Wszystkich. Odtwarzająca rolę Shirley, Katherine Waterston jest po prostu fenomenalna. Chłodna, introwertyczna, powoli pokazuje mroczną, brutalną postać. Aż ciarki przechodzą. Na wielkie wyróżnienie zasługuje też Louisa Krause, w roli Brendy, pierwszej z dziewczyn, którą zaczyna przerażać to co robią.
Film wprowadzany jest do naszych rodzimych kin cztery lata po światowej premierze. Troszkę szkoda, bo może to wpłynąć na frekwencję, która może nie być zachwycająca. Nie jestem też fanką polskiego tytułu filmu, bo oryginał (nawet dosłownie przetłumaczony) mógłby zachować wielorakie znaczenie. Ale obejrzeć warto, bo to nie tylko niezła, troszkę mroczna opowieść, ale też historia z morałem, który na szczęście nie jest nam wciśnięty na siłę, nachalnie. To taka opowieść z przesłaniem, historia tego co może zrobić z człowiekiem tzw. łatwy pieniądz, który w gruncie rzeczy okazuje się być okupiony nieprawdopodobnym cierpieniem psychicznym czy też nawet fizycznym. Cała opowieść robi wrażenie, zostaje w pamięci i daje do zrozumienia. Jeśli macie w domu nastolatki, bierzcie je do kina. Lepiej dmuchać na zimne.
Fot. Filmweb