Reklama

Nazywam się Nikola. Mam 28 lat, skończyłam kulturoznawstwo i całkiem nieźle radzę sobie w życiu. Mieszkam z Piotrkiem – moim mężem – i jego ojcem, który, delikatnie mówiąc, ma swoje przyzwyczajenia. A konkretnie – zakorzenione głęboko stereotypy. Kiedy się wprowadziłam do ich domu, nie sądziłam, że największym wyzwaniem nie będzie kredyt hipoteczny, tylko… pan Andrzej, mój teść.

Reklama

Od początku zwraca się do mnie per „dziewczyno” – nie „Nikola”, nie „synowo”, tylko właśnie „dziewczyno”, jakbym była jakąś pomocą domową, a nie członkiem rodziny. „Dziewczyno, zrób obiad”, „Dziewczyno, przyszyj guzik”, „Dziewczyno, żarówka się spaliła”. A ja, głupia, na początku naprawdę robiłam. Gotowałam, cerowałam, wkręcałam te żarówki – bo chciałam, żeby było miło. Ale minęło parę miesięcy i coś we mnie zaczęło pękać. Bo ile można?

Czasem, jak siedzę w kuchni i słyszę: „Dziewczyno, herbatę zrobisz?”, mam ochotę rozbić czajnik o ścianę. Nie robię tego, oczywiście – jestem zbyt kulturalna. Ale w myślach wyobrażam sobie, że wylewam mu ten wrzątek na klapki.

– Kochanie, no przestań, tata już tak ma – mówi Piotrek, jakby to wszystko tłumaczyło.

Ale mnie to już nie wystarcza.

– A może ja już tak nie mam? – odpowiedziałam ostatnio. I po raz pierwszy nie zrobiłam tej cholernej herbaty.

Granica się zaciera

Wszystko zaczęło się od guzika. Dosłownie.

Był wtorek. Wracałam późno z pracy, padało. Miałam ochotę tylko rzucić torebkę w kąt i zwinąć się na kanapie z kocem i książką. Ale ledwo zamknęłam drzwi, usłyszałam ten głos.

– Dziewczyno, guzik mi się urwał od koszuli. Przyszyjesz?

Spojrzałam na niego. Stał w kuchni, w jednej ręce trzymał koszulę, w drugiej igłę i nić. Wyglądał, jakby naprawdę myślał, że to jest teraz mój priorytet.

– A może poprosisz Piotrka? – zapytałam spokojnie, zdejmując kurtkę.

– Ale to kobieca robota – odburknął, jakby mówił coś oczywistego.

Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niego, jakby był elementem wystroju. Zaparzyłam sobie herbatę, poszłam do salonu. Po godzinie przyszedł znowu.

– Dziewczyno, zmienisz mi żarówkę w łazience?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– A masz drabinę?

– Nie trzeba. Tam, na stołku staniesz. Kobieta powinna mieć rękę do takich rzeczy.

Oparłam się o framugę drzwi. Patrzyłam na niego i czułam, jak coś we mnie powoli się prostuje, jak kręgosłup.

– Mam. Ale już jej nie wyciągam – odpowiedziałam i wróciłam do czytania.

Zapanowała cisza. Pierwszy raz nie zrobiłam, o co prosił. A może raczej: nie zrobiłam, czego ode mnie oczekiwał, bo to nawet nie była prośba. On był przyzwyczajony, że „dziewczyna” od wszystkiego wszystko zrobi. Bez mrugnięcia okiem.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Piotrka i wpatrywałam się w sufit.

– Piotrek? – zapytałam cicho.

– Hm?

– Wiesz, że twój tata nie zna mojego imienia?

Westchnął ciężko.

– Nikola… on już tak ma.

– No właśnie – odpowiedziałam. – A ja już nie chcę tak mieć.

To był moment, w którym coś we mnie kliknęło. Już nie chciałam być dziewczyną od wszystkiego. Chciałam być Nikolą. Żoną Piotrka. Osobą z imieniem, z granicami, z godnością.

Odwrócenie ról

Następnego dnia obudziłam się wcześniej niż zwykle. Może to był niepokój, a może jakaś podświadoma mobilizacja. Usiadłam w kuchni z herbatą, obserwując, jak świat za oknem dopiero zaczynał się budzić. Zanim Piotrek i jego tata zeszli na dół, ja już byłam gotowa.

Tym razem postanowiłam działać inaczej. Nie awanturą, nie fochem, nie chłodnym milczeniem. Chciałam pokazać, że da się inaczej. Chciałam pokazać, że obowiązki nie mają płci.

Gdy Andrzej zszedł na dół, spojrzał na mnie i od razu wszedł w swoją rolę.

– Dziewczyno, guziki od koszuli się trzymają na słowo honoru. Naprawisz?

Nie oderwałam wzroku od książki, którą właśnie zaczęłam czytać.

– Oj, to Piotrek umie szyć – odpowiedziałam spokojnie. – Mało razy robił kostiumy na szkolne przedstawienia?

– Co ty gadasz – burknął. – Kobieta powinna to robić. Ty tu siedzisz, a on pewnie nawet nie wie, gdzie jest igła.

– W szufladzie po lewej stronie. Obok nożyczek. A jak nie znajdzie, to niech zapyta. Ty też możesz zapytać, jak czegoś nie wiesz. Tak jak każdy.

Zamilkł na chwilę. Potem spojrzał na Piotrka, który właśnie wszedł do kuchni.

– Ty umiesz szyć?

Piotrek wzruszył ramionami.

– Umiem. Ale rzadko to robiłem.

– To zrób. Twoja koszula.

Wziął nić i igłę bez słowa. Andrzej przez chwilę patrzył, jak jego syn nawleka nić, po czym usiadł przy stole, najwyraźniej nie bardzo wiedząc, co z sobą zrobić.

– To żeś sobie wygodnie siadła… – mruknął, spoglądając na mnie kątem oka.

– A jak. Do książki. Kobiety też mają prawo do wypoczynku.

To był pierwszy raz, gdy udało mi się postawić granicę bez kłótni, bez napięcia. Po prostu – przeniosłam ciężar obowiązków na osoby, które dotąd ich unikały. I nikt nie umarł. Guzik został przyszyty, świat się nie zawalił, a ja… poczułam się lekka. Wolna.

Słowo ma znaczenie

To był zwykły dzień. Słońce nieśmiało zaglądało przez firanki, a w domu panowała typowa poranna krzątanina. Usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i książką, chłonąc ciszę, zanim znowu usłyszę znajome „dziewczyno”.

I rzeczywiście, nie minęło dziesięć minut.

– Zrobisz mi herbatę, dziewczyno?

Odstawiłam swój kubek na blat. Spojrzałam na niego spokojnie, nawet z uśmiechem.

– Jasne – powiedziałam – jeśli dziś powiesz do mnie po imieniu, nie: dziewczyno.

– Co?

– Nazywam się Nikola. Tak mnie nazywają ludzie, którzy mnie szanują.

Zamilkł. Przez chwilę myślałam, że znowu zignoruje, że znów machnie ręką. Ale coś w nim drgnęło. Spuścił wzrok, wziął głębszy oddech.

– Nikola… poproszę herbatę.

Wstałam i zaczęłam przygotowywać napój, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. A jednak smakowała inaczej. Bo czasem wystarczy jedno słowo, by herbata smakowała lepiej.

Już nie jestem „dziewczyną od wszystkiego”

Od tamtego dnia coś się zmieniło. Nie, Andrzej nie stał się innym człowiekiem z dnia na dzień. Nadal czasem mówi „dziewczyno”, ale rzadziej. Coraz częściej słychać: „Nikola, masz może chwilę?” albo „Nikola, a jak ty byś to zrobiła?”. To nie jest bajka, gdzie na końcu wszystko się cudownie układa. To raczej codzienność, w której uczysz się, że na szacunek czasem trzeba sobie zapracować – nie przez uległość, ale przez konsekwencję.

Zdarza się, że Andrzej sam z siebie wstawi naczynia do zmywarki. Albo przyszyje guzik. Nie komentuję. Nie chwalę. Po prostu pozwalam mu robić, co powinien był robić od początku.

A ja? Już nie robię herbaty codziennie. Już nie jestem „dziewczyną od wszystkiego”. Jak robię – to z wyboru. Nie z obowiązku.

Zamykam książkę i uśmiecham się do siebie. Cicho, spokojnie. Bo czasem największą wygraną jest to, że można być sobą. I nikt nie mówi ci, kim masz być.

Nikola, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama