„Żona regularnie jeździła na przeglądy do mechanika. Wreszcie wróciła z wymienionym olejem i zasianym nasionkiem”
„Co bym nie powiedział, nic się jej nie podobało. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że najbardziej przeszkadza jej moja obecność. Bałem się zacząć tego tematu, bo nie chciałem kolejnej dramy. Obawiałem się, że do niczego dobrego nas to nie doprowadzi”.

- Listy do redakcji
Może jestem staromodnym człowiekiem, ale uważam, że jeśli przysięga się komuś miłość przed ołtarzem, to raz na zawsze. Niewierność i brak lojalności zwykle przypisuje się facetom, ale kobiety wcale nie są lepsze. Niestety, przekonałem się o tym boleśnie na własnej skórze. Nóż w serce wbiła mi żona, za którą byłem gotów skoczyć w ogień.
W Agnieszce zakochałem się jeszcze w szkole średniej, ale wtedy ona nie odwzajemniała moich uczuć. Dopiero po latach, kiedy nasze ścieżki ponownie się przecięły, dosięgła ją strzała Amora. Miłość szybko zaprowadziła nas na ślubny kobierzec – ku uciesze naszych rodzin, które od samego początku mocno nam kibicowały.
Byłem najszczęśliwszym mężczyzną pod słońcem, zwłaszcza że nieco ponad rok po ślubie na świat przyszła nasza córeczka Zosia. Dwa lata później pojawił się Franio. Zawsze pragnąłem mieć rodzinę, więc poczuwałem się do tego, aby zapewnić jej jak najlepszy byt. Nie ukrywam, że dużo pracowałem i często nie było mnie w domu, ale każdą wolną chwilę starałem się poświęcać żonie i dzieciakom. W najśmielszych myślach nie przypuszczałem, że Agnieszka mnie kiedykolwiek wystawi do wiatru.
Żona ciągle narzekała
Po ośmiu latach wspólnego życia jako małżeństwo muszę z przykrością stwierdzić, że moja żona bardzo się zmieniła – jakby stała się zupełnie inną osobą. Nagle wszystko zaczęło ją denerwować i irytować, czepiała się o jakieś głupoty i non stop miała o coś do mnie pretensje. Ilekroć pytałem, co się dzieje, tylekroć słyszałem, że ma już wszystkiego serdecznie dosyć.
– Kochanie, powiedz, proszę, jak mogę ci pomóc – bardzo niepokoiłem się tym, jak układają się sprawy między nami, a kolorowo nie było. – Naprawdę się o ciebie martwię.
– Boże, wy wszyscy tacy jesteście – wzdychała, przewracając oczami.
– Ale o co ci chodzi? – nie kryłem zdziwienia.
Tak zwykle wyglądały nasze rozmowy i nic z nich nie wynikało. Najczęściej kończyły się kłótnią. W końcu odechciało mi się proszenia o wyjaśnienia, aczkolwiek czułem się winny i odpowiedzialny za całą sytuację. Jedyne, co mi pozostawało, to pożalić się najlepszemu przyjacielowi, aczkolwiek robiłem to niechętnie. Zostałem wychowany w przekonaniu, że prawdziwy mężczyzna nie narzeka i sam powinien radzić sobie z problemami.
– Pewnie jest po prostu przemęczona – podsumował Arek, mój kumpel.
– To co ja mam z tym zrobić? Ja też lekko nie mam, cały dzień zasuwam – zaznaczyłem.
– Nie myśleliście o zatrudnieniu niani? – zaproponował kolega.
– W sumie jest to jakiś pomysł – zamyśliłem się.
Miałem nadzieję, że Agnieszka ucieszy się, kiedy zaproponuję jej konkretne rozwiązanie. Naiwnie myślałem, że może potrzebuje tylko odpocząć od nawału codziennych obowiązków. Tymczasem ona strasznie się zezłościła.
– Sugerujesz, że nie potrafię się zająć własnymi dziećmi? – pytała zbulwersowana.
No i kolejna awantura była gotowa. Przyznam szczerze, że i ja miałem serdecznie dość. Co bym nie powiedział, nic się jej nie podobało. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że najbardziej przeszkadza jej moja obecność. Bałem się jednak zacząć tego tematu, bo nie chciałem kolejnej dramy. Obawiałem się, że do niczego dobrego nas to nie doprowadzi. Nie wyobrażałem sobie jednak, żeby nasze małżeństwo tak miało wyglądać na dłuższą metę.
Dowiedziałem się przez przypadek
Od pewnego czasu samochód Agnieszki przysparzał sporo kłopotów i niemałych wydatków. Żona oznajmiła, że sama zajmie się tym tematem.
– Przynajmniej wytknę nos z domu – burknęła.
– Dobrze, jak uważasz – uciąłem temat.
Ani mi się śniło kłócić. Skoro tak postanowiła, to niech jej będzie. Naturalnie do głowy by mi nie przyszło, że częste wizyty u mechanika nie mają za wiele wspólnego z samochodem. Zawsze wracała stamtąd późno, tłumacząc to tym, że skorzystała z okazji i odwiedziła galerię handlową. Faktycznie, przywoziła sporo zakupów, więc niczego nie podejrzewałem. Sądziłem, że lepsze samopoczucie żony spowodowane jest chwilą oddechu od dzieci i domowych obowiązków, a przy tym buszowaniem po sklepach. Nawet mniej się czepiała i więcej się uśmiechała. Wyszedłem zatem z założenia, że Arek miał rację i jej zły humor wynikał z przemęczenia.
Któregoś dnia to ja musiałem się wybrać do mechanika. Żona się rozchorowała i nie była w stanie odebrać auta. Moją uwagę od razu przykuły dziwne spojrzenia pracowników warsztatu. Szeptali coś między sobą, nie spuszczając mnie z oczu nawet na sekundę. Podszedłem do nich.
– Ja po samochód – oznajmiłem i wyciągnąłem kwitek.
– Jest gotowy.
– Przecież nawet nie powiedziałem, o który pojazd chodzi.
– Pewnie o ten – mężczyzna skinięciem głowy wskazał na forda należącego do Agnieszki. – To pana żony, prawda? Na desce rozdzielczej leżało pana zdjęcie.
– Aha, rozumiem – przytaknąłem.
– Żona to często szefa tu odwiedza – mechanik puścił do mnie zawadiackie oko. – Wie pan, co mam na myśli.
Chwilę pogadaliśmy i od razu stało się dla mnie jasne, czym w rzeczywistości zajmowała się moja żona. Trudno było mi przyjąć do wiadomości to, że przyprawia mi rogi.
Nie potrafiłem ukryć, że znam prawdę
Rozmowa z mechanikiem otworzyła mi oczy. Zacząłem też delikatnie szpiegować żonę i podejrzenia się potwierdziły. Udało mi się przejrzeć jej telefon, rzecz jasna w tajemnicy przed nią. Przeczytałem wiadomości, które nie pozostawiały pola wyobraźni. Agnieszka miała romans z właścicielem warsztatu i to nie podlegało żadnym wątpliwościom. Zacisnąłem zęby. Miałem zamiar wyłożyć kawę na ławę, ale jeszcze nie w tym momencie. Żona natychmiast wyłapała zmiany w moim zachowaniu. Role się odwróciły. To ona mnie pytała, czy u mnie wszystko w porządku, a ja oszukiwałem, że tak.
Nie dałem jednak rady długo funkcjonować w kłamstwie. Czara goryczy się przelała. Wreszcie pewnego dnia wygarnąłem Agnieszce, że znam jej tajemnicę. Byłem przygotowany na łzy i tłumaczenia. Tymczasem ona zadała mi ostateczny cios.
– Jestem w ciąży – oświadczyła po chwili milczenia.
Zapadła niezręczna cisza. Na pewno nie było to moje dziecko, ponieważ od dawna nie sypialiśmy ze sobą.
– Świetnie – rzuciłem z przekąsem, ale inny komentarz nie przyszedł mi do głowy.
Zastanawiałem się z miesiąc, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony kochałem Agnieszkę, pomimo że okrutnie mnie zraniła. Nie chciałem też stracić Zosi i Frania. Z drugiej strony znam siebie na tyle, aby wiedzieć, że nie wytrzymam z kimś, kto mnie zdradził – nie wspominając o wychowywaniu cudzego dziecka. Zakomunikowałam żonie, że złożę pozew rozwodowy i nie ma innego wyjścia, jak się jakoś sensownie dogadać co do opieki nad naszymi pociechami. Jak to wyjdzie w praniu, czas pokaże.
Tomasz, 36 lat
Czytaj także:
- „Mąż wyjechał do Anglii, by zarobić na wkład własny. Zamiast mieszkania, muszę kupić miejsce na cmentarzu i trumnę”
- „Teściowa złożyła mi niemoralną propozycję, by ratować moje małżeństwo. Z desperacji się zgodziłem, a teraz żałuję”
- „Żona pojechała do SPA z przyjaciółkami i już nie wróciła. Zostałem z kredytem na dom i długami”