Reklama

Bałam się, że moje doświadczenia z przeszłości przekreślą moje kompetencje i zrujnują mi perspektywę kariery. To dlatego chciałam zacząć w zupełnie nowym miejscu, z czystą kartą. Niestety, moja reputacja zaczęła mnie doganiać bardzo szybko...

Reklama

Popełniłam kiedyś głupi błąd

Byłam młodą, niedoświadczoną asystentką, kiedy zakochałam się w Jacku. Spotkałam go w mojej pierwszej pracy po studiach. Byłam podekscytowana „dorosłością”, prawdziwą, poważną pracą, za którą dostaję pieniądze. Wyobrażałam sobie, że biurowe życie jest takie, jakim je widziałam w filmach i serialach. Romantyzowałam wszystko. A kiedy doszedł do tego jeszcze Jacek, od razu wmówiłam sobie, że właśnie tak ma być.

Zaczęło się od niewinnych flirtów. Niby żarty, a jednak z pewnym ukrytym podtekstem. Później zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Chętnie zostawałam po godzinach, kiedy wiedziałam, że i on ma coś do skończenia. Tak nawiązaliśmy więź pozasłużbową.

– Idź do domu, jeśli chcesz, nie musisz tu ze mną siedzieć – namawiał mnie któregoś wieczoru.

Nie mam nic przeciwko. W domu pusto, a ja lubię twoje towarzystwo – odpowiedziałam.

Uśmiechnął się do mnie tak, że serce prawie mi się roztopiło. Nie pozwalaliśmy sobie na nic więcej, chociaż obydwoje po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że mamy się ku sobie. Pisaliśmy ze sobą właściwie codziennie, a w pracy rzucaliśmy sobie znaczące spojrzenia.

– Wybuchnę, jeśli wkrótce coś się nie zadzieje! – żaliłam się przyjaciółce.

– Domi, uważaj, proszę cię. Możesz sobie przez to narobić bałaganu, a przecież dopiero zaczynasz karierę – przestrzegała mnie Ewa, zawsze rozważniejsza i bardziej poukładana ode mnie.

– Ja to wszystko wiem, ale... zakochałam się. Po raz pierwszy tak mocno i tak prawdziwie – argumentowałam.

– Dlatego tym bardziej uważaj. Czy warto zniszczyć sobie opinię dla krótkiego romansu? Nie wchodź w to, dopóki nie będziesz pewna, że wyjdzie z tego coś poważnego.

I naprawdę taki miałam zamiar, ale... pokrzyżowała mi plany impreza integracyjna. Trochę rozluźnienia, bardziej towarzyska atmosfera, odrobina alkoholu... Wystarczyło, że zostaliśmy na chwilę sami w ciemnym zaułku za lokalem, w którym odbywała się impreza, żebyśmy rzucili się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta. Swojemu zespołowi powiedziałam, że zbieram się do domu, bo źle się czuję.

Spotkamy się na miejscu – szepnęłam do niego i podałam mu adres.

Posiedział jeszcze pół godziny, żeby nie wzbudzać podejrzeń, po czym wziął taksówkę i przyjechał do mojego domu. Spędziliśmy razem najgorętszą noc mojego życia. Zaczęliśmy zrywać z siebie ubrania już w progu mieszkania, po czym Jacek przeniósł mnie do łóżka. Spędziliśmy ze sobą cały weekend, praktycznie nie wychodząc z sypialni. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa.

Bańka szybko prysła

Gdy Jacek wychodził ode mnie w niedzielę wieczorem, byłam przekonana, że jesteśmy w prawdziwym związku. W końcu obydwoje przestaliśmy się kryć i pokazaliśmy, jak bardzo nam na sobie zależy. Ale niestety, okrutny los szybko zakończył tę bajkę...

W poniedziałek dostaliśmy wezwanie do prezesa. Powiedział, że dostał informację od kilku pracowników, że jest między nami coś więcej. Myślałam, że zemdleję z nerwów. Jak mogli się dowiedzieć? Czy uczucie między nami było tak oczywiste, że nie dało się go ukryć? Czy może ktoś założył na zapas, że mamy romans i przypadkowo trafił w sedno? Nie wiedziałam.

– Słuchajcie, z uwagi na dużą różnicę między waszymi stanowiskami, nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę pozwolić sobie na zarzuty, że ktoś ma łatwiej, bo spotyka się z managerem. Dam wam wybór: możecie zostać zwolnieni, albo jedno z was przeniesie się do siedziby w Łodzi – powiedział spokojnie.

Dla mnie odpowiedź była oczywista: musimy być razem! Nie wiedziałam, że Jacek może mieć na ten temat zupełnie inne zdanie.

W takim razie odchodzimy! – zadeklarowałam stanowczo.

Mój ukochany jednak uparcie milczał.

– Jacek? – zapytał szef.

Nie mogę stracić tej pracy, Dominika. Mam tu rodziców, mam kredyt, mam całe życie... Muszę tu zostać – powiedział cicho.

– Słucham? – nie wierzyłam w to, co słyszę. – Przecież ja też mam.

– Ale ty jesteś młodsza, jesteś asystentką. Zaraz znajdziesz coś innego, albo zaczniesz zupełnie nowe życie w Łodzi... – plątał się.

– Rozumiem – wycedziłam przez zęby. – Poproszę w takim razie o to stanowisko w Łodzi. Mogę jechać choćby i jutro.

Po czym wyszłam z gabinetu. Az mnie nosiło z nerwów. Jacek dogonił mnie w korytarzu kilka sekund później.

– Dominika... Przepraszam. Nie spodziewałem się tego. Nie mogę wszystkiego zaprzepaścić przez... – zaczął się tłumaczyć.

Przez głupi przelotny romans, tak? – dokończyłam. – Zostaw mnie, frajerze. Nie wierzę, że mogłam się tak bardzo co do ciebie pomylić.

Szefowej powiedziałam, że bardzo boli mnie głowa i że chciałabym dokończyć pracę z domu, po czym zebrałam rzeczy i wyszłam. Na następne kilka dni wzięłam zwolnienie lekarskie. W końcu przyszła decyzja: od przyszłego tygodnia mogę zacząć pracę w biurze w Łodzi.

– Domi, tak po prostu wyjedziesz? Rzuć to w cholerę i poszukaj nowej pracy w Warszawie! – radziła mi przyjaciółka.

– Nie chcę być w tym mieście po tym, co się stało. Potrzebuję nowego środowiska, jakiejś zmiany – zadeklarowałam.

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Błyskawicznie, na fali całej tej złości i frustracji, spakowałam swoje rzeczy i wynajęłam kawalerkę w Łodzi.

Plotka szybko się rozniosła

Być może byłam naiwna, myśląc, że rozpocznę pracę w nowym miejscu z czystą kartą. Ale nie sądziłam, że plotki dosięgną mnie tak szybko. Już po kilku dniach widziałam, że ludzie znacząco na mnie patrzą. Mój nowy szef wydawał się w porządku. Był bardziej statecznym, ewidentnie żonatym panem w średnim wieku, który dość serdecznie przyjął mnie do zespołu – ale przecież nie mogłam mu się poskarżyć na to, że otoczenie o mnie gada, bo co niby miałabym powiedzieć? Że obgadują mnie, bo w warszawskiej centrali wplątałam się w romans z przełożonym? Postanowiłam, że zacisnę zęby.

Tak minęły dwa miesiące, podczas których naprawdę wylewałam z siebie siódme poty, żeby tylko udowodnić, że moja historia w żaden sposób nie definiuje mojej pracy i mojego miejsca w firmie. Robiłam wszystko, co do mnie należało, a nawet więcej. Któregoś dnia szef jednak wezwał mnie do siebie. Instynktownie poczułam lęk. Co znowu? A może dowiedział się, dlaczego tu trafiłam?

– Pani Dominiko, jestem bardzo zadowolony z pani pracy... – zaczął.

– Dziękuję – wydukałam zestresowana.

– Chcę, żeby pani wiedziała, że jestem doskonale świadom historii, z którą tu pani przyszła... Plotki szybko roznoszą się po firmie – powiedział, choć uśmiechał się, mówiąc to do mnie.

– Rozumiem...

– Nie przeszkadza mi to. Ja sam uważam, że zakaz romansów w pracy to głupota. Przecież spędzamy tu większość dnia, poznajemy się, nawiązujemy relacje... Chcę, żeby pani wiedziała, że w moim zespole nie ścigam ludzi za uczucia – uśmiechnął się dobrotliwie.

– Rozumiem... – dodałam ponownie, coraz mniej pewnie.

O co tu chodzi?

– Jest pani atrakcyjną, młodą kobietą, a do tego ambitną. Świetnie mi się z panią pracuje i mam nadzieję, że nasza relacja okaże się być trwalsza niż ta z pracownikami z Warszawy.

Relacja? To zabrzmiało bardzo dwuznacznie. Miałam ochotę uciec z gabinetu.

Chciałbym pani powierzyć wyższe stanowisko. Jest pani kompetentna, wierzę, że sobie pani poradzi. Wszystkie szczegóły oferty otrzyma pani od działu kadrowego. Proszę to przemyśleć, myślę, że obydwoje wyjdziemy na tym dobrze – oznajmił, nie przestając się uśmiechać.

Na moment zamarłam. Spodziewałam się wykładu, a nie… awansu?

– Ja... Dziękuję. Przemyślę to – odpowiedziałam zbita z tropu.

Gdy wyszłam z gabinetu szefa, nie wiedziałam, co myśleć. Czy on właśnie awansował mnie w zamian za nawiązanie z nim romansu w przyszłości? A może nie miał na myśli niczego złego, a tylko niefortunnie się wypowiedział? Chyba jestem jednak przewrażliwiona. Nagle dotarło do mnie, że konsekwencje mojej decyzji mogą mnie prześladować jeszcze długo. I że może nie udać mi się przed nimi uciec jeszcze przez sporą ilość czasu.

Tylko co ja mam teraz zrobić? Odrzucić świetną propozycję awansu przez głupie przeczucie, czy może zupełnie zignorować intuicję i wplątać się w dziwny układ, który, jeśli okaże się być prawdą, na pewno doszczętnie zrujnuje już resztki mojej reputacji w tej firmie? Mam jednak nadzieję, że ten awans to wyłącznie zasługa mojej pracy, a te sugestie wmawiam sobie sama.

Dominika, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama