Największe i jedno z najpiękniejszych miast Syrii właśnie kona. Choć jego tragedia trwa od wielu miesięcy i nie było tygodnia, by media nie donosiły o kolejnych bombardowaniach, ostrzałach i egzekucjach, świat nie zrobił nic, by zatrzymać tę agonię. Aleppo miało pecha. Tak jak Warszawa w 1944 roku.
Powiecie, że porównanie powstania warszawskiego do tego, co dzieje się w Aleppo jest nadużyciem, przesadą. Czy aby na pewno?
„Przerażeni cywile nie mieli dokąd uciec. Wielu kryło się w piwnicach lub próbowało znaleźć schronienie na podwórkach czy w garażach, ale gdy otoczyli je Niemcy, i tak byli skazani na śmierć. (…) Niemcy wrzucali granaty do piwnic, zabijając tych, którzy nie wyszli, a potem podpalano budynki. Strzelano do tych, którzy próbowali uciec. Strach, męczarnia, ludzkie cierpienie ogarniające dom po domu były porażające. Dzieci widziały na własne oczy śmierć swych rodziców, zanim same zginęły w płomieniach…" - tak masakrę na woli w swojej książce „Warszawa 1944. tragiczne powstanie” opisuje Alexandra Richie.
Polacy wyszli na ulicę. O co chodziło w awanturze pod Sejmem.
„Żołnierze Asada chodzą od domu do domu. Nie oszczędzają nikogo, mordują nawet dzieci”. To cytat sprzed zaledwie kilkunastu dni, opisujący masowe egzekucje prowadzone przez prorządowe wojska po tym, jak zdobyły Aleppo.
Również kilkanaście dni temu „Newsweek” opublikował zdjęcie Sabah Muhammed, kobiety, matki siedmiorga dzieci. Wszystkie zginęły, rozerwane bombami bądź przysypane gruzami. Ona zmarła ostatnia, nie doczekała pomocy lekarza, który opatrzyłby jej rany. Matek, które, tak jak Sabah, patrzyły na śmierć swoich dzieci, jest w Aleppo tysiące.
W ogarniętej powstaniem Warszawie również. „Zostałam zabrana do fabryki Ursus z trojgiem dzieci. Strzelili każdemu dziecku w głowę z rewolweru. Byłam w zaawansowanej ciąży. Leżałam pośród ciał przez trzy dni w kałuży krwi.” - wspominała po latach rzeź Woli Wanda Lurie. Ona miała nieco więcej szczęścia niż Sabah. Przeżyła powstanie, urodziła dziecko, które podczas masakry nosiła pod sercem.
Fot. Forum. Zgliszcza Aleppo przypominają zbombardowaną Warszawę?
Najtragiczniejsze ofiary wojny w Syrii
Śmierć tysięcy kobiet i dzieci, które nie mają szans na ucieczkę z oblężonego miasta, to najbardziej wstrząsająca cecha wspólna dzisiejszego Aleppo i Warszawy z 1944 roku. Kilka miesięcy temu media na całym świecie pokazywały zdjęcie chłopca, który cudem uniknął śmierci pod gruzami zbombardowanego domu. Kilka dni temu pojawił się równie wstrząsający film, na którym widać pięciolatka operowanego przez lekarza. Chłopiec ma ogromną ranę, nie dostał znieczulenia, bo w prowizorycznym szpitalu brakuje wszystkiego. Ale nie płacze, nie jęczy z bólu, tylko cichutko szepcze słowa modlitwy. Wojna nie robi już na nim wrażenia, oglądał ją przez połowę swojego krótkiego życia. Jeśli przeżyje, będzie jednym z setek tysięcy dzieci z Aleppo, które – jak alarmuje ONZ – wymagają natychmiastowej pomocy psychologicznej, bo cierpią na zespół stresu pourazowego. I prawdopodobnie tej pomocy nie dostaną. Okrucieństwo, którego doświadczyli, będą pamiętać do końca życia.
Fot. Forum. Ten widok łamie serca. Okrucieństwo, którego doświadczyły dzieci z Aleppo będzie ich prześladowało do końca życia.
Tak jak Wiesław Kępiński, który doskonale pamięta dzień 5 sierpnia 1944 roku, kiedy jako kilkuletni chłopiec był świadkiem egzekucji, w której zginęła cała jego rodzina.
„Mój ojciec był w pierwszym szeregu, moja matka, rodzeństwo i ja na końcu. Wszyscy wiedzieliśmy, że zaraz umrzemy (…). Byłem ranny, ale nie zginąłem, i przypadkiem udało mi się prześliznąć nad małym murkiem za miejsce egzekucji”.
Od tamtej chwili przez całe życie Wiesław często zastanawiał się nad jednym – czy jego mama zauważyła, że udało mu się uciec i czy dzięki temu umierała spokojniejsza.
Czy maseczki antysmogowe faktycznie chronią?
Aleppo - powtórka dramatu z Warszawy
Okrucieństwo żołnierzy, śmierć tysięcy bezradnych cywilów, egzekucje kobiet i dzieci, nieustanne bombardowania, które zmieniły miasto w ruinę to niejedyne, co łączy dzisiejsze Aleppo z Warszawą sprzed ponad 70 lat. Łączy je jeszcze jedno – wspomniany na początku pech. Pech polegający na tym, że świat, choć przejęty tragedią, choć pełen współczucia dla ofiar, nie był w stanie powstrzymać masakry.
W obu przypadkach okazało się bowiem, że sytuacja polityczna jest zbyt skomplikowana, by zapobiec rzezi. Zachód może i chciał pomóc Aleppo, ale mimo licznych narad, specjalnych konferencji zwoływanych w siedzibie ONZ nie znalazł dobrego sposobu na ocalenie mieszkańców.
Latem 1944 roku było podobnie. Alianci chcieli nieść pomoc walczącej Warszawie, ale oprócz zrzutów broni, żywności i medykamentów nie mogli zrobić nic. Chęć niesienia pomocy utrudnił im wtedy Związek Radziecki, bo Józef Stalin nie zgodził się na to, by brytyjskie i amerykańskie samoloty korzystały z sowieckich lotnisk. A co robi dzisiejsza Rosja? Wspiera reżim Asada, nie przejmuje się doniesieniami, że jego ludzie masakrują cywilów i blokuje konwoje z pomocą humanitarną. W 1944 roku mieszkańcy Warszawy mówili, że Stalin celowo zatrzymał ofensywę swoich wojsk, bo chciał, by powstanie się wykrwawiło. A dziś. Na umieszczonym w Internecie filmie jeden z mieszkańców Aleppo gorzko konstatuje: „Rosja nie chce, żebyśmy wyszli stąd żywi. Oni chcą nas martwych”.
Pokonała samego Papieża i Obamę. Ta kobieta została najbardziej inspirującym człowiekiem świata.
Ale Aleppo ma pecha nie tylko do przywódców największych mocarstw świata, którzy od miesięcy nie potrafią się dogadać, skazując to miasto na śmierć. Ma pecha nie tylko do tego, że sytuacja polityczna i interesy różnych krajów są tak skomplikowane, że nikt nie przerwał masakry. Aleppo ma pecha także do nas, zwykłych ludzi z całego świata. Jesteśmy zbyt zajęci swoimi sprawami, by wymusić na tych, którym powierzyliśmy władzę, aby ocalili to miasto. Szczególnie smutne jest to, że ta tragedia niezbyt obchodzi nas, Polaków. Nieustannie podkreślamy przecież, że podczas II wojny światowej zostaliśmy opuszczeni przez sojuszników, że świat biernie przyglądał się zagładzie naszego kraju. A dziś sami biernie przyglądamy się agonii największego miasta Syrii. W ostatnich tygodniach bardziej niż Aleppo interesowało nas Allegro, bo przecież idą święta i trzeba kupić prezenty. W dyskusjach pod tekstami o kolejnych masakrach oprócz słów współczucia często pojawiają się komentarze w stylu: „Chcieli rządów Asada, to teraz się przekonują, co to znaczy”. Tak samo w 1944 roku mówiła część Brytyjczyków, którzy nawet na łamach prasy pisali, że nieodpowiedzialni Polacy wywołali powstanie, którego nie są w stanie wygrać.
Za jakiś czas Aleppo zostanie odbudowane, a odwiedzający je przywódcy różnych krajów będą wspominać ofiary i z dumą mówić o mieście, które podniosło się po straszliwej tragedii. Tak jak Warszawa stanie się dla świata stanie się symbolem zbrodni, która nigdy więcej nie może się powtórzyć. Problem w tym, że dramat Aleppo to powtórka z dramatu Warszawy. Dramatu, który niczego świata nie nauczył.
Fot. Forum. ONZ nie znalazło dobrego sposobu na ocalenie mieszkańców Aleppo.