„Mąż nie mógł upilnować się nawet we własnym domu. Poderwał narzeczoną naszego syna i uciekł na koniec świata”

smutny młody chłopak fot. Getty Images, Malachite Photography
„Ależ byłam naiwna. Nie zauważyłam, że mój facet stara się aż za bardzo. No i rzucił mnie w diabły i wyparował z tą smarkulą. Kamila olała studia, Damian też zrezygnował z dalszej edukacji. To, co zrobił mu ojciec, tak go zraniło, że nawet nie wiem, jak chłopak dał radę się po tym pozbierać”.
/ 25.09.2024 20:30
smutny młody chłopak fot. Getty Images, Malachite Photography

Gdy tylko ją ujrzałam, od razu przypadła mi do gustu. Emanowała niezwykłym wdziękiem. Mój syn stracił dla niej głowę, ale ona szybko zwróciła swoje serce ku... jego ojcu. Nie mam pojęcia, w jaki sposób mój syn doszedł do siebie po tym, jak dwie najbliższe mu osoby – tata i wybranka – wbiły mu nóż w plecy.

Nocny telefon nie zwiastował nic dobrego

O drugiej w nocy zadzwonił telefon. Wiadomo, że o tej porze raczej trudno spodziewać się dobrych wiadomości. Ale jak tylko zorientowałam się, że to Kamila, miałam ochotę od razu się rozłączyć.

– Spodziewam się dziecka – powiedziała płaczliwie. – Potrzebuję twojej pomocy, totalnie nie mam pojęcia, jak się zachować w tej sytuacji. Bardzo cię proszę. – I jeszcze na domiar złego zamknęli Tomka, gdy lądował w Singapurze – ciągnęła. – Po prostu go aresztowali, nie mam bladego pojęcia, kogo mogłabym zapytać, co robić. Ale wiadomo, Azja to nie przelewki. Mój lot już poleciał, zostałam tu sama jak kołek… Myślisz, że powinnam lecieć do domu czy spróbować go wyciągnąć z tego bagna?

Poprosiłam Kamilę, żeby mi to wszystko opowiedziała raz jeszcze.

– Nie jestem twoją matką i nie czuję się na siłach aby cię pocieszyć. Jest środek nocy, a rano muszę iść do roboty, więc potrzebuję się przespać.

– No ale kto inny nam pomoże? – zauważyła moje zdenerwowanie. – Chyba nie mamy nikogo poza tobą, jesteś jedyną przychylną nam osobą... Rozumiem, że masz prawo być wkurzona, Dorota, ale spójrz na to z logicznego punktu widzenia - przecież ja tego nie chciałam, po prostu tak wyszło. Do kogo innego miałam zadzwonić, skoro Tomek potrzebuje z pomocy?

Niech trochę się pozamartwia

Ta zawsze miała niezły tupet… Jaka zuchwała gówniara! Nawet satysfakcja z zamknięcia Tomka w jakimś azjatyckim kryminale mi tego nie zrekompensuje. Zresztą, nie taka ze mnie jędza, dlatego też jedna część mnie ciągle napawała się myślą o szczurach obgryzających szlacheckie uszy Tomusia, a druga już kombinowała jak temu zapobiec. Zaduch, choróbska i głodówka, cholera wie jak absurdalny wyrok. Tego nikt nie powinien odsiadywać, nawet Tomek.

Ostatnią deską ratunku był szwagier, który od lat żył na Wyspach Brytyjskich. Co prawda, od kiedy wzięłam rozwód, zerwałam kontakty z rodziną eks-męża, ale przecież nie dla siebie chciałam go prosić o wsparcie. Zapewniłam Kamilę, że odezwę się, gdy tylko załatwię jakąś konkretną pomoc i zakończyłam rozmowę. Niech się trochę pomartwi, dobrze jej to zrobi.

Następnie wygrzebałam angielski numer do Kaźka. Skoro bez przerwy puszył się, jakie ma koneksje na salonach i ile kokosów zgarnia, to teraz niech się wykaże. Nie miałam oporów, żeby zerwać go z łóżka w środku nocy.

– Co jest, kto dzwoni? – dobiegł mnie jego zasapany głos. – Ach, to ty, Dorotka, coś się stało? Daj mi sekundę, muszę się dobudzić. No i jak tam, dajesz sobie radę?

Cholerny dżentelmen, ani słówka, kiedy facet mnie zostawił dla smarkuli, a teraz wypytuje, jak się czuję! Lepiej niech się przygotuje na informacje, jakie mam mu do przekazania.

– Chyba sobie żartujesz! – zawołał, gdy streściłam mu sytuację.

– Dasz radę coś z tym zrobić?

– No pewnie – zapewnił. – Od tego są bracia. Singapur, tak? Chyba będę musiał poruszyć swoje znajomości. Odezwę się niedługo, jak mi pójdzie...

– Nie ma takiej potrzeby – weszłam mu w słowo. – To już nie moja sprawa. Zrobiłam, co mogłam, na więcej mnie nie stać. Zresztą, zostały mi raptem trzy godziny Snu. Cześć.

Emocje, które do tej pory starałam się utrzymać, zaczęły dawać o sobie znać, rozpalając mnie od środka. W końcu dałam za wygraną i ruszyłam do kuchni, by zrobić sobie kawę. Czekała mnie jeszcze pogawędka z Kamilą, a wiedziałam, że nie będzie to lekka i przyjemna rozmowa. Przy tej dziewczynie nigdy nie mogłam liczyć na odrobinę wytchnienia.

Uratowałam jej córkę

A przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Aby pojąć, co nas łączy, trzeba by się przenieść o ponad 30 lat wstecz. To właśnie wtedy na świat przyszedł mój pierworodny syn, Damian. Klinika położnicza, gdzie urodził się mój synek, nie była zbyt duża, ale uważano ją za jedną z lepszych w okolicy.

Nie chodziło nawet o sprzęt medyczny, bo w czasach niedoborów dosłownie wszystkiego, nie dało się oczekiwać cudów, ale o lekarze i ich stosunek do pacjentów. Byłaś tam traktowana po ludzku, a to już naprawdę sporo znaczyło. Poród, jak na pierwszy raz, przeszłam dość gładko, a maluch przyszedł na świat zdrowy, ale niestety złapał żółtaczkę, więc musieliśmy zostać w szpitalu trochę dłużej niż planowaliśmy. Całe szczęście, że mleka mi nie brakowało i mogłam bez kłopotu zaspokoić głód mojego Damiana.

W tamtym okresie szpital nie zapewniał jakichkolwiek pokarmów dla dzieci, nawet podstawowego mleka modyfikowanego – o wszystko musieliśmy zadbać samodzielnie. Nie stanowiło to problemu, gdy miało się bliskich mieszkających niedaleko. Zorganizowali, zdobyli, dostarczyli. Sprawa komplikowała się, gdy nie było na kogo liczyć.

Już podczas pierwszej nocy po wydaniu na świat potomka, budziły mnie nieustanne wrzaski niemowlęcia. Odniosłam wrażenie, że nie ustawały aż do świtu. Po porannym posiłku, podczas karmienia własnego bobasa, jego płacz ponownie stał się głośniejszy. Zapytałam pielęgniarkę o powód takiego zachowania.

– Mama nie jest w stanie karmić piersią – oznajmiła. – To młodziutka kobieta z sąsiedniej miejscowości. Wygląda na to, że nikomu nie zależy na tym, co się z nią i jej dzieckiem stanie. Karmimy niemowlę roztworem glukozy, bo nic innego nie mamy. Próbujemy też znaleźć kogoś, kto zgodziłby się nakarmić tego chłopca. A może pani by mogła?

Pewnie wszystkie kobiety zgodziłyby się spełnić taką prośbę. Gdy mój mały najadł się aż po brzegi i smacznie zasnął, poprosiłam o przyniesienie wygłodniałego niemowlaka. Była to maleńka dziewczynka, drobniutka i cała czerwona od płaczu. Wzruszająco krucha istotka. Przylgnęła do mojej piersi jak rzep do psiego ogona i za nic nie chciała puścić, nawet kiedy mleko się skończyło. Nie było to zbyt komfortowe uczucie, ale nie zrezygnowałam z karmienia malutkiej.

Inne mamy również karmiły tę dziewczynkę piersią, ale ponieważ malutka zachorowała na żółtaczkę i musiała pozostać w szpitalu tak samo długo jak my, praktycznie stałam się dla niej przybraną mamą. Biedactwo, które w swoim krótkim życiu zaznało już, co to znaczy być głodnym, rzucało się na mleko, nawet gdy miało pełny brzuszek.

Co więcej, zauważyłam, że kiedy karmiłam mojego synka, ona, nawet jeśli spała w innym pomieszczeniu, budziła się i płakała tak długo, aż nie dostała się do mojej piersi. To było trochę przerażające, bo jej niepohamowane pragnienie i bezwzględna determinacja w dążeniu do celu kojarzyły mi się z małym wampirem.

Daliśmy jej serce na dłoni

W najśmielszych snach nie pomyślałabym, że nasze ścieżki kiedyś jeszcze się zejdą. Teraz zaczynam wierzyć, że połączyły nas siły wyższe albo jakaś cholerna klątwa. Natura pełna jest pasożytów, które opanowały do perfekcji sztukę dopadania swojej ofiary. Niekiedy nachodzi mnie myśl, że padłam łupem czegoś takiego – człekokształtnej tasiemczycy.

Zdaję sobie sprawę, jak absurdalnie to zabrzmi, ale skoro już zaczęłam zwierzenia, to mam parę innych pomysłów: a gdyby tak Kamila okazała się wampirzycą, żerującą na mojej energii? Albo – uwaga – kosmitką, która wylądowała w szpitalu akurat w chwili, gdy rodziłam swoje maleństwo?

Jak wyjaśnić to, co wydarzyło się potem? Gdy Damian skończył osiemnaście lat, zaprezentował nam swoją sympatię. Oboje byli w ostatniej klasie liceum i planowali iść wspólnie na bal maturalny. Jego wybranka była przepiękna i bardzo bystra, a oprócz tego posiadała w sobie trudną do zdefiniowania cechę, dzięki której z łatwością zjednywała sobie ludzi.

Od razu przypadła mi do gustu, a dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że to maleństwo, które kiedyś karmiłam piersią w szpitalu. Wywodziła się z tej samej miejscowości, o której mówiła wtedy pielęgniarka, a data jej narodzin zbiegła się z przyjściem na świat mojego syna. Nie musiałam mieć więcej dowodów; byłam pewna swego, nawet moje piersi to wyczuły, gdyż przeszył mnie dreszcz na sam widok Kamili.

Choć odkryłam sekret, postanowiłam zachować go dla siebie. Liczyło się tylko to, że zakochana para była szaleńczo w sobie zapatrzona. Kamila stała się częstym gościem w naszych progach, a z czasem wraz z Damianem zaczęli przebąkiwać o zaręczynach. Zarówno ja, jak i mój mąż, nie mielibyśmy nic przeciwko temu.

– Ale najpierw nauka – sprzeciwił się Tomasz tonem nieznoszącym dyskusji, a ja przyznałam mu rację.

Gdy Kamila i mój syn rozpoczęli wspólną naukę na uniwersytecie, dziewczyna szybko wżyła się w rolę domownika. Każdy wolny weekend czy dłuższy urlop spędzała razem z nami, co z początku budziło moje zdziwienie. Zastanawiałam się, czemu nie odwiedza swojej rodziny.

– Dzieciństwo Kamili upłynęło pod opieką babci i dziadka, a te lata nie należą do jej najlepszych wspomnień – wytłumaczył mi syn. – Nigdy nie poznała taty, a mama porzuciła ją, gdy miała zaledwie dwa latka i ślad po niej zaginął. Nasza rodzina to całe jej najbliższe otoczenie.

Skinęłam ze zrozumieniem głową. Ta biedna mała. Robiliśmy, co mogliśmy, żeby dać jej to, czego nie zaznała jako dziecko – kochających i ufających sobie ludzi wokół niej. Ależ byłam naiwna. Nie zauważyłam, że mój facet stara się aż za bardzo. No i rzucił mnie w diabły i wyparował z tą smarkulą. Kamila olała studia, Damian też zrezygnował z dalszej edukacji. To, co zrobił mu ojciec, tak go zraniło, że nawet nie wiem, jak chłopak dał radę się po tym pozbierać.

A czy ja się po tym wszystkim pozbierałam? Wcześniej raczej nie zastanawiałam się nad takimi sprawami – priorytetem było dobro dziecka, a potem walka o przetrwanie. Unikałam jakichkolwiek prób nawiązania relacji z Tomkiem, próbowałam wyrzucić go z pamięci. Jedyne co wiedziałam, to że wraz z Kamilą przeprowadzili się gdzieś daleko i tyle w temacie.

W ostatnim momencie przygryzłam wargę

Minęło osiem długich lat. Zadaję sobie pytanie, czy to dość czasu, żeby wybaczyć i zapomnieć? Analizując tę kwestię coraz dokładniej, nabrałam przekonania, iż nawet 20 lat może mi nie wystarczyć. Jednak złożyłam przysięgę, że się odezwę, a ja nigdy nie łamię danego słowa. Biorąc głęboki oddech, sięgnęłam po komórkę.

– Udało mi się zorganizować wsparcie dla Tomka – oznajmiłam, popijając kawę. – To wszystko, co mogłam zrobić, ale Kazik z Anglii zobowiązał się zająć resztą spraw. Najlepiej będzie jak najszybciej wrócisz do siebie. Twój pobyt tam jest już sensu.

– Do siebie – pociągnęła nosem. – Jakie to w ogóle miejsce, gdzie nikogo nie obchodzisz? W jaki sposób poradzę sobie sama? Jeszcze na dokładkę jestem w ciąży.

– Który to miesiąc? – rzuciłam pytaniem.

– Kończy mi się trzeci miesiąc, ale daje mi w kość – zaczęła narzekać, próbując wzbudzić współczucie, lecz zdecydowałam się postawić sprawę jasno.

– No to po co leciałaś na koniec świata? – spytałam bez ogródek. – Mogłaś skorzystać z uroków Bałtyku, a nie zapuszczać się do Azji.

– Wiesz, jak to jest z Tomkiem i jego fascynacją orientem – pociągnęła noskiem. – Sama rozumiesz…

– Serio? Nic mi o tym nie wiadomo – odparłam chłodno. – I prawdę mówiąc, mam to w nosie. Tak czy siak, powodzenia.

– Poczekaj chwilę – przerwała mi. – Nie odkładaj jeszcze słuchawki. Odbierzesz mnie z lotniska? Bardzo cię proszę.

– Chyba ci się poprzewracało w głowie! – w końcu puściły mi nerwy. – Masz sklerozę, czy co? Przecież związałaś się z moim facetem! A może chcesz wpaść do Damiana w odwiedziny? Ty, ty…

Już miałam dokończyć, ale w ostatnim momencie zrezygnowałam i wyłączyłam telefon. Emocje mną targały. Przemierzałam pokój w tę i z powrotem, niczym lew zamknięty w ciasnej klatce. Miałam ogromną ochotę zapalić, jednak ostatniego papierosa wypaliłam jakieś trzy miesiące temu. Chociaż... Zaraz, zaraz, przecież w torebce, którą jakiś rok temu wrzuciłam do szafy, powinna być prawie cała paczka fajek.

Wzięłam głęboki wdech, zaciągając się dymem z papierosa, który trzymałam w dłoni. To był już trzeci z kolei, a zegar wskazywał mniej więcej czwartą nad ranem. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo potrzebowałam tego relaksu. Powoli wracałam do siebie i zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy aby nie przesadziłam z reakcją. Może powinnam jednak pojechać na lotnisko i odebrać Kamilę? W końcu maleństwo, które nosiła pod sercem, było rodzeństwem mojego synka, czyż nie?

Bożena, 47 lat

Czytaj także:
„Matka ciągle mnie kontroluje. Zagląda mi nawet do lodówki i szuflady z bielizną, więc musiałam dać jej nauczkę”
„Zakochałam się w księdzu i całkiem straciłam głowę. Ślepo wierzyłam, że on rzuci dla mnie sutannę i Boga”
„Marzyłam o wielkiej karierze i uciekłam z wioski zabitej dechami. Pech chciał, że trafiłam do jeszcze większej dziury”

Redakcja poleca

REKLAMA