Przez moment nerwowo grzebałam w torebce, szukając kluczy, ale po chwili parsknęłam śmiechem i po prostu wcisnęłam guzik dzwonka. Od paru lat żyłam sama jak palec, więc musiało minąć trochę czasu, zanim dotarło do mnie, że w domu jest przecież Robert.
– Oj, twoje klucze zostały w domu – stanął w drzwiach, uśmiechając się od ucha do ucha. – Dopiero co je zauważyłem na wycieraczce w korytarzu. Gdybym wiedział wcześniej, to bym dał ci znać SMS-em.
– Wielkie dzięki – odparłam, odwzajemniając uśmiech. – Kompletnie nie wiem, jakim cudem ich nie spakowałam do mojej torby. Chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że wychodząc z domu, nie trzeba go ryglować na cztery spusty.
– Całe szczęście, że dzisiaj na studiach miałem luźniejszy dzień – ponownie obdarzył mnie tym swoim oczarowującym uśmiechem.
Syn koleżanki wyrósł na atrakcyjnego faceta
Odwiesiłam swoje okrycie w pobliżu miejsca, gdzie wisiała jego kurtka. Przy tym mimochodem poczułam woń ekskluzywnych perfum. Zapach jabłek, piżma i skóry... Przepadałam za takimi nutami zapachowymi. Mój małżonek sięgał po perfumy o podobnym aromacie, który do dziś przywołuje we mnie nostalgiczne uczucia. Na wspomnienie o Adasiu do moich oczu zaczęły napływać łzy.
Ta straszna i ostatecznie śmiertelna choroba uderzyła w nas niczym piorun w bezchmurny dzień. Żadne z nas nie miało o niczym pojęcia i wszyscy do samego końca mieliśmy nadzieję, że Adam pokona chorobę.
„Dobry Bóg nie odbierze mi go. Na pewno zdaje sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy sobie bliscy!” – takie myśli kłębiły się wtedy w mojej głowie.
Byliśmy dla siebie całym światem. Po części z tego powodu, że nie dane nam było doczekać się potomstwa. Latami podejmowaliśmy próby, a następnie na poważnie rozpatrywaliśmy kwestię adopcji. Ostatecznie jednak doszliśmy do wniosku, iż musimy zaakceptować fakt, że pozostaniemy na zawsze jedynie we dwójkę. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, iż tworzyliśmy naprawdę udany związek małżeński. Kochaliśmy się i przyjaźniliśmy. Ach, cóż to był za cudny okres…
Wszystko potoczyło się trochę inaczej, niż przypuszczałam, i moje plany legły w gruzach. Po tym jak mój mąż odszedł, myślałam, że to już koniec, że nigdy nie znajdę sobie nikogo nowego.
Żaden mężczyzna nie mógł zająć miejsca męża
Pomimo że kilku panów starało się o moje względy, pozostawałam samotna. Cóż, nawet po przekroczeniu pięćdziesiątki wciąż prezentowałam się atrakcyjnie. Zdarzało się, że przyjmowałam zaproszenia na kawę czy do kina, ale to było wszystko. Nic poza tym mnie nie pociągało. A już najmniej myślałam o tym, by dzielić z kimś mieszkanie.
Moje życie zmieniło się nieoczekiwanie, gdy poznałam Roberta. A było to tak: w czasie urlopu postanowiłam odwiedzić rodzinne strony, spędzić trochę czasu z mamą i zrelaksować się. Pewnego dnia, idąc posprzątać grób ojca, wpadła na mnie jakaś kobieta. Wyszła właśnie ze sklepu i zahaczyła nogą o stopień. Gdybym jej nie przytrzymała, na pewno by się przewróciła.
– Jejku, strasznie przepraszam i wielkie dzięki – odparła, po czym podniosła wzrok… – Ania!? – krzyknęła zaskoczona.
– Małgosia! – parsknęłam śmiechem. – Ale niespodzianka!
W przeszłości trzymałyśmy się blisko. Przez połowę szkoły podstawowej i całe liceum dzieliłyśmy ławkę. Później, kiedy poszłyśmy na studia, nasze ścieżki się rozeszły. Spotykałyśmy się jedynie, gdy zjeżdżałyśmy do domu rodzinnego na lato. Jednak z biegiem czasu robiłyśmy to coraz mniej regularnie.
Mijały kolejne lata, a moja rodzicielka wiedziała o życiu Gośki więcej niż ja sama, gdyż niekiedy kontaktowała się z jej rodziną. Właśnie od mamy usłyszałam, że moja dawna przyjaciółka została mamą, najpierw córeczki, a później synka. Dowiedziałam się też, że jej pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem, ale po jakimś czasie ponownie stanęła na ślubnym kobiercu i wyprowadziła się nad morze.
– Mój drugi związek małżeński również się rozpadł, jakieś dwa lata temu – powiedziała z lekkim, aczkolwiek smutnym uśmiechem na twarzy, kiedy zasiadłyśmy w pobliskiej kafejce, aby napić się kawy. – Nie miałam szczęścia w miłości, ale za to moje dzieci są wspaniałe – dodała, jednocześnie wyjmując z portmonetki fotografie pięknej dziewczyny i przystojnego młodzieńca.
– Muszę przyznać, że to naprawdę fajne dzieciaki – stwierdziłam.
– Ada wyszła za mąż pół roku temu, a Robert świeżo po maturze dostał się na studia. I wiesz co? Będzie studiował w twoim mieście na uniwersytecie! – Gośka nie kryła radości.
– O, to świetna wiadomość, to naprawdę renomowana uczelnia – złożyłam jej gratulacje.
Przy pożegnaniu podałyśmy sobie numery komórek.
Ale nie spodziewałam się, że odezwie się tak szybko
– Robertowi nie udało się załapać na miejsce w akademiku – oznajmiła. – Rozglądamy się za jakimś pokojem w przystępnej cenie. Nie wiesz może o kimś, kto chciałby kogoś przyjąć na stancję?
– Niestety nie – odpowiedziałam szczerze.
– A co z tobą? Wspominałaś kiedyś, że mieszkasz sama w trzypokojowym mieszkaniu... To musi być dla ciebie spore obciążenie – zagaiła.
Nie powiem, że to była bułka z masłem, ale dawałam radę. Żaden współlokator nie zaprzątał mi głowy. Zawsze byłam typem indywidualistki. Poza tym, ciężko mi było wyobrazić sobie obcą osobę w mieszkaniu, szczególnie w pomieszczeniu, które kiedyś służyło Adamowi za biuro. Mimo to Małgosia nie odpuszczała i non stop drążyła temat.
Ostatecznie uległam namowom przyjaciółki. Uznałam, iż to całkiem niezły pomysł i w gruncie rzeczy nie ma w tym nic złego, a przy okazji zrobię jej przysługę.
Robert pojawił się u mnie z bagażami pod koniec września, ponieważ na początku października zaczynał studia. Okazał się sympatycznym i zadbanym współlokatorem. Naprawdę dobrze się złożyło, bo nie toleruję syfu i nieładu. Do tego gość był cholernie bystry, co odkryłam z prawdziwą przyjemnością.
Wcześniej nie miałam zbyt wiele do czynienia z młodzieżą w tym wieku, dlatego obawiałam się trochę, że będzie puszczał muzykę na cały regulator i wygłaszał jakieś pokręcone teorie oraz hołdował dziwacznym gustom. Ale chłopak okazał się kulturalny i obdarzony świetnym poczuciem humoru.
Przesiadując w kuchni nad kubkiem herbaty, prowadziliśmy długie rozmowy na przeróżne tematy. Muszę przyznać, że naprawdę go polubiłam.
Jak ten smarkacz śmie?!
Poprzedniego wieczora również siedzieliśmy razem przy stole, śmiejąc się z jakiegoś programu, który oglądaliśmy wcześniej w telewizji. Niespodziewanie Robert podniósł się z krzesła i, pod przykrywką przejścia do zlewozmywaka, objął mnie w pasie. Zerknęłam na niego zdziwiona, a on rzucił mi jedno ze swoich typowych, bezproblemowych spojrzeń. Zdecydowałam puścić to w niepamięć, myśląc, że to tylko jednorazowy wyskok, ale gdzie tam.
Kontakt fizyczny między nami stawał się coraz częstszy. Pewnego dnia zdarzyło się jednak coś niespodziewanego... Robert zupełnie znienacka złożył na moich ustach pocałunek! Byłam tym faktem zupełnie zaskoczona.
– Co ty wyrabiasz?! – krzyknęłam, momentalnie odsuwając się od niego, jakby mnie oparzył.
– A co? Nie spodobało ci się? – spytał niezwykle niskim tonem, brzmiąc jak bohater starych romansów.
Pewnie parsknęłabym śmiechem, gdyby nie to, że wcale nie miałam powodów do wesołości.
– Nie, nie spodobało – oznajmiłam z powagą, ledwo powstrzymując wewnętrzną furię.
– Daj spokój! Dobrze wiem, że tego pragniesz. Wiedziesz pustelnicze życie niczym zakonnica – rzucił, ponownie spoglądając na mnie zalotnie.
„Ale z niego bezczelny typ! Niech sobie nie pozwala odzywać się do mnie w taki sposób!” – wkurzyłam się nie na żarty.
– Mogłabym być twoją matką, młody! – wyrzuciłam z siebie.
– Zdaję sobie z tego sprawę i nic mnie to nie obchodzi – padła odpowiedź. – Wolę dojrzałe panie.
Robert swobodnie snuł przede mną scenariusz, w którym mielibyśmy romans, o którym nikt by nie wiedział.
– Zaspokajałbym twoje kobiece potrzeby, a ty z kolei... Wspominałaś mojej mamie, że w gruncie rzeczy nie zależy ci na kwocie, którą ci daje za wynajęcie mi pokoju. Natomiast mnie by się ona przydała. Wiesz, że jako student mam sporo wydatków. No to jak? Dogadamy się? – rzucił bezwstydne spojrzenie w moją stronę.
Nie wierzyłam własnym uszom! „On sugeruje mi usługi seksualne w zamian za nocleg?” – byłam w totalnym szoku. Ten smarkacz, dziecko mojej kumpeli? W życiu!
– Zapomnij, to niemożliwe! – odparłam zdecydowanie. Robert popatrzył na mnie badawczo.
– Dobrze, rozumiem. Uznajmy, że tej rozmowy nie było – stwierdził tak naturalnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
Opłukał kubek po herbacie i opuścił mieszkanie
W następnych dniach widywaliśmy się sporadycznie, gdyż ja zwykle byłam już poza domem, kiedy on zaczynał dzień, a wracałam, gdy on zdążył się już położyć. Wielokrotnie w tym okresie zastanawiałam się, czy nie powinnam kazać mu się wyprowadzić, bo trudno mi było wyobrazić sobie naszą dalszą koegzystencję w jednym lokalu po tym, co mi zaproponował. Miałam jednak pewne wątpliwości, biorąc pod uwagę fakt, że był dzieckiem mojej bliskiej koleżanki.
Robert sam podjął decyzję o przeprowadzce po dwóch tygodniach. Zjawił się u mnie osobiście, aby mi o tym powiedzieć.
– Nie ma tu już nic mojego – oznajmił, wręczając mi klucze i zarzucając plecak na plecy.
Gośka przekazała mi informację, że znalazł mieszkanie położone w mniejszej odległości od uczelni.
– Wynajmuje pokój u pani, która od niedawna jest wdową. Ma tyle lat co my i wydaje się sympatyczna, kiedy z nią rozmawiałam – usłyszałam od kumpeli.
Zapamiętałam to, co powiedziała, jednak od tego czasu nie mogę uwolnić się od dręczącej mnie wątpliwości: „Czy to prawda, że Robert się wyprowadził, bo znalazł mieszkanie w pobliżu swojej szkoły, czy może ta kobieta po prostu przystała na układ, który ja odrzuciłam?”.
Na chwilę przyszło mi też do głowy, że może powinnam powiedzieć jego matce o tym, co mi sugerował, ale od razu odpuściłam ten pomysł. W końcu Robert jest już duży i sam za siebie odpowiada.
Anna, 51 lat
Czytaj także:
„Mąż wydaje polecenia i przestawia mnie z kąta w kąt. Dla niego małżeństwo to same obowiązki, a nie uczucia i czułości”
„Moja dziewczyna nie chciała gotować obiadów. Liczyłem, że jak się jej oświadczę, obudzę w niej prawdziwą kobietę”
„Córka rzuciła studia, by pracować jako sprzątaczka. Marnuje swoje życie i naszą kasę na czyszczenie cudzych toalet”