No dobrze, nie ma co dłużej zwlekać! – pomyślałem. Nalałem sobie szklankę whisky i podszedłem do Marcina trzymając ją w dłoni.
– Jak się masz, stary? Dobrze się bawisz? – zapytał mnie mój dobry kumpel i przybił ze mną szkłem. – No to, za nas! – podniósł swoją szklankę do góry, wznosząc toast.
– Raczej za was – uśmiechnąłem się, próbując ukryć zdenerwowanie. – Super, że w końcu bierzesz ślub z Gretą. To naprawdę fajna kobieta.
– Sandra też ją polubiła – powiedział z uśmiechem. – Widziałeś ją? Przypomina ci Karolinę, prawda?
Skinąłem głową, bo co innego mógłbym powiedzieć. Sandra, latorośl mojego kolegi, którą po odejściu matki wychowywał samodzielnie, dla mnie wyglądała po prostu... cóż, jak Sandra. Karolinę znałem ledwo. Szczerze mówiąc Marcin też nie miał o niej zbyt wiele informacji. Spotkali się, kiedy oboje mieli po osiemnaście lat, więc co mógł o niej wiedzieć?
A teraz osoba, którą kochał najbardziej, stała pod oknem, trzymając w ręku kieliszek białego wina, prowadząc rozmowę ze swoją dorosłą pasierbicą i obserwując nas przez cały pokój. Minęło tyle lat... Przyjaciele mieli już dzieci, które chodziły na studia, a niektórzy z nich mieli nawet wnuki. Marcin był samotnym tatą, ponieważ Karolina zmarła w wypadku niecały rok po narodzinach ich córki. Ja natomiast byłem starym kawalerem, który zawsze był w towarzystwie innych.
Wciąż znajomi pytali mnie, kiedy w końcu znajdę swoją drugą połówkę. Dla mnie związek to coś poważnego, więc nie chciałem się z nikim wiązać na siłę. Ale od jakiegoś czasu, dokładnie od pół roku, wiedziałem, że chcę być z tą jedną, konkretną osobą.
To wszystko nie było takie proste
Przed tym, jak "ujawniliśmy nasz sekret", chcieliśmy być pewni, że to coś więcej niż przelotna miłostka. Wiedzieliśmy, że informacja o naszym związku mocno zaskoczy naszych najbliższych. Ona bardzo obawiała się reakcji swojej rodziny, szczególnie swojego taty; ja już nie miałem rodziców, ale niepokoiło mnie, jak poradzi sobie z tą informacją Marcin.
Był dla mnie najważniejszą osobą, a lata przyjaźni sprawiły, że jego opinia była dla mnie istotna. Nie było innej możliwości, musiał zaakceptować nasz związek. A ja nie miałem pojęcia, jak mu to przekazać...
Z daleka obserwowałem, jak Greta prowadzi rozmowę z Sandrą. Miałem świadomość, że się polubiły, mimo iż Greta pojawiła się w ich życiu zaledwie dwa lata temu. Kiedy Sandra była jeszcze malutka, przy moim kumplu nie było żadnej kobiety. I to było dla mnie dziwne, że nie spotkał pokrewnej duszy, która chciałaby go wesprzeć miłością i w opiece nad dzieckiem.
Nie było kobiety, która chciałaby związać się z dwudziestokilkuletnim, samotnym ojcem, który ledwo sobie radził. Rodzice Marcina powiedzieli mu, że skoro "nie myślał, gdy to robił, to teraz musi robić, jak myśli". To oznaczało, że mój kolega został sam z rocznym dzieckiem. Były to naprawdę trudne czasy.
– Wiesz, jestem mega szczęśliwy, że mogę na ciebie liczyć – powiedział niespodziewanie, jakby wiedział, nad czym się zastanawiam. – Bez ciebie nie udałoby mi się wychować Sandry... Czy pamiętasz, jak cię prosiłem, abyś ją zaadoptował, gdybym coś mi się przytrafiło?
Skinąłem głową, bo doskonale pamiętałem o tym, jak Marcin był przerażony, gdy musiał przejść operację usunięcia guza i strasznie się obawiał, że nie wyjdzie z szpitala, albo że zniszczy go rak. Wtedy Sandra była sześciolatką.
Dziadzio był ciężko chory, a babcia nie była w stanie przejąć opieki nad wnuczką. Wówczas to ja przeprowadziłem się do mojego przyjaciela i stałem się jakby ojcem dla tej małej dziewczynki. Na nasze szczęście guz okazał się niezłośliwy i Marcin wrócił do zdrowia. Jednak od tamtej pory, od czasu do czasu, zastanawiał się, czy na pewno mogę zająć się jego córką, jeśli coś złego mu się przydarzy. Chciał mieć pewność, że dziecko będzie miało dobrą opiekę.
– Dobrze, że już nie muszę się tym więcej przejmować – zaśmiał się, patrząc z miłością na swoją przyszłą żonę i ukochaną córeczkę.
– Niech się tym martwi inny mężczyzna! Tak właśnie, czy wiesz, że ma kogoś? Chociaż, nie powiedziała mi tego bezpośrednio, ciągle powtarza, że nie powinienem wtrącać się do jej prywatnych spraw, ale potrafię rozpoznać, kiedy ktoś pojawia się w jej życiu. I naprawdę jej na tym gościu zależy. Coś mi mówi, że wkrótce będziemy siedzieć na ławce dla rodziców podczas jej ślubu, he he!
Wiedziałem, że nadszedł TEN moment
– Słuchaj, stary druhu... – zebrałem myśli. – Wiesz co? Wiem, o kogo chodzi. Ten gość, z którym Sandra się spotyka... to ja.
Marcin na początku zamarł, potem zmrużył oczy, a w końcu... zaczął się śmiać. No cóż, nie oczekiwałem takiej reakcji. Poklepał mnie po ramieniu i powiedział:
– Jasne, że wiem, że ona do ciebie dzwoni, gdy coś się dzieje! – nadal był w dobrym nastroju. – Jesteś dla niej fajnym wujkiem. Ale mówię o prawdziwym gościu. Ona ma kogoś na serio.
– No tak, o tym właśnie mówię. I to ja jestem tym gościem – spojrzałem mu prosto w oczy i czekałem, aż to do niego dotrze. – Od pół roku jesteśmy razem. Nie planowaliśmy tego, tak po prostu wyszło...
Zanim skończyłem mówić, Marcin chwycił mnie za kurtkę i wyrzucił z pomieszczenia, a następnie z przedpokoju prosto na zewnątrz. Wykonał to tak ekspresowo, że nikt z obecnych na jego przyjęciu zaręczynowym chyba nawet tego nie zauważył.
– Co ty za bzdury opowiadasz?! – przycisnął mnie do ściany, jak do muru. – Różnica wieku między wami to dwadzieścia lat, Sandra jest jak twoja córka! Karmiłeś ją, wychowywałeś, bawiłeś się z nią! Spędziłeś siedem godzin w szpitalu, kiedy złamała rękę! Co ty odwalasz, na miłość boską?
Musiałem go uspokoić. Nerwowe reakcje nic tutaj nie pomogą ani nie zmienią – stres nie jest dobry ani dla mnie, ani dla niego. Przypomniałem mu ponownie, że zakochałem się w Sandrze i że to uczucie było i jest odwzajemnione. Dodatkowo zaznaczyłem, że Sandra nie jest już małą dziewczynką, ma już dwadzieścia cztery lata. Marcin jednak nie był w stanie tego zaakceptować. W jego odczuciu to było coś na kształt kazirodztwa. Był w szoku i zapytał – co mnie bardzo zraniło i obraziło – czy czułem do niej pociąg, kiedy była jeszcze dzieckiem.
– Czyś ty zwariował?! – teraz to ja na niego podniosłem głos. Tego się nie spodziewałem. – Wiem, że opiekowałem się nią, kiedy była mała, wówczas była tylko twoją córeczką, a ja traktowałem ją jak moją. Ale to było dwadzieścia lat temu, na miłość boską! Nie dostrzegasz w niej dorosłej kobiety, która jest! Jest dorosła i sama podejmuje decyzje. Nie jest już małą dziewczynką!
Wyjaśniałem mu, że ja i Sandra długo zmagaliśmy się z tym uczuciem. Próbowaliśmy je racjonalizować. Wiedzieliśmy, że wszyscy będą co najmniej zdziwieni, niektórzy oburzeni, mimo że prawda jest taka, że dwadzieścia lat różnicy między nami to nie jest jakaś przepaść nie do przebycia. Nam to w niczym nie przeszkadza. I przecież, na miłość boską, nie jesteśmy krewnymi.
– Jesteś chory, to fakt! To nie jest normalne! – rzucił Marcin. – To jest dla mnie nie do przyjęcia... nawet nie mam pojęcia, jak to określić... Nigdy! W życiu nie zaakceptuję tego związku!
Nagle obrócił się i próbował wrócić do domu, ale w tym momencie Greta pojawiła się w drzwiach. Widocznie słyszała fragment rozmowy, czy raczej krzyków, bo zapytała:
– Czego takiego nie jesteś w stanie zaakceptować, skarbie? – zapytała, wyraźnie zaniepokojona.
– Nieważne, już ja wiem, czego...
Za Gretą pojawiła się Sandra. Atmosfera zaczęła się zagęszczać. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Tato... chciałam ci o tym powiedzieć, ale nie miałam pojęcia, jak to zrobić... No cóż, przewidywałam, że tak właśnie zareagujesz... i tego się bałam...
Dostrzegłem łzy w jej oczach i podszedłem, by ją objąć. W przelocie zauważyłem spojrzenie Grety, z którego wynikało, że mamy jej pełne wsparcie. Zrozumiałem, że Sandra musiała jej wszystko wyznać. Zwierzyła się jak kobieta, kobiecie. Cieszę się, że znalazła w Grecie oparcie. A także, że Greta jest teraz narzeczoną Marcina. To bardzo rozsądna osoba, na którą zawsze będzie mógł liczyć.
To właśnie Greta wyjaśniła mu, z pełnym zrozumieniem dla jego uczuć i troski, że ja i jego córka nie robimy niczego złego. Chcemy być razem, a on jako ojciec, nie powinien stawiać się na drodze do szczęścia swojej córki.
Kiedy goście poszli już do domów, nasza rozmowa trwała jeszcze długo. Wreszcie mój przyjaciel zrozumiał, że go nie zdradziłem, ani nie uwiodłem mu dziecka. I że Sandra nie robi nic złego, a nawet jeśli tak, to jako dorosła osoba ma prawo do robienia własnych błędów.
Gdy się rozstawaliśmy, Marcin odzyskał już spokój
Kiedy dziewczyny ustalały szczegóły kolejnego spotkania, on nagle spojrzał na mnie i powiedział:
– Przepraszam, że tak się odzywałem, chłopie. Nie o to chodzi, że nie jesteś odpowiedni dla Sandry. Jestem pewien, że zrobisz wszystko, by była szczęśliwa. Raczej chodzi o to, że przez dwadzieścia cztery lata byłem najważniejszą osobą w jej życiu, a teraz od kilku miesięcy widzę, że jest ktoś inny. I prawdopodobnie tak samo zdenerwowałbym się na każdego innego chłopaka, który by ją próbował mi odebrać, niezależnie od tego, kim by był...
Zrozumiałem go. Czułem to samo, co on – jego zaskoczenie, a także oburzenie. Moje uczucia do Sandry przytłoczyły mnie niespodziewanie, tak bardzo starałem się z nimi walczyć... ale nie udało mi się.
– Teraz masz Gretę – zauważyłem. – Dla niej bez wątpienia jesteś najważniejszym mężczyzną w życiu. Pozwól mi zaopiekować się Sandrą.
– W porządku. Wiem, że będzie dobrze – w końcu jego mina się rozjaśniła. – Przekazuję ci swoje błogosławieństwo. Ale pamiętaj jedno: jeżeli ją zranisz, dorwę cię.
– Zrozumiałem – odpowiedziałem. – Byłbym zawiedziony, gdybyś tego nie zrobił.
Przytuliliśmy się "na misia". Nasze dziewczyny jedynie skinęły głowami, jak gdyby z góry wiedziały, że tak to się zakończy. Może rzeczywiście wiedziały. Kobiety są od nas, mężczyzn, znacznie mądrzejsze.
Czytaj także:
„Wstyd mi przed moją kobietą, że zarabiam marne grosze. Boję się, że zostawi mnie dla jakiegoś bogatego chłystka”
„Koleżanki żony to same rozwódki. Boję się, że namącą jej w głowie i też będzie chciała zostać singielką”
„Zięć to chytrus i cwaniak, ale nie ze mną te numery. Naiwniak myśli, że dom i działki przepiszę na córkę. Niedoczekanie”