Ponętne usta odsłaniające szczerbę między zębami, długie szczupłe nogi, kuszące zadziornością kształty, obrysowane czarną kredką oczy – ot, naiwna, ale niedościgniona seksualność BB. Można by rzec, że klasyka blondynki, ale nie wystudiowana jak Marilyn Monroe, nie perwersyjna czy szokująca skandalami – po prostu rozkoszny, dziki fenomen nie wymagający specjalnej obróbki, by powalać na kolana mężczyzn na całym świecie.
Jak napisała Simone de Beauvoir, BB stała się francuskim towarem eksportowym nie mniej znaczącym niż auta Renault. Faktycznie, pocztówki z jej podobizną sprzedawały się w latach 50-tych w Paryżu lepiej niż wieża Eiffle’a.
To wokół Bardotki narodził się fenomen paparazzi, którego nazwę wymyślił zresztą Fellini. Ona sama nie lubiła pozować, więc niezwykle pasował jej tłum fleszów upamiętniających jej kołysanie biodrami na nadmorskich bulwarach – spontaniczna, impulsywna, czuła się świetnie na ulicy, w kręgu obiektywów. W końcu jednak granica między prywatnością a byciem obiektem publicznego pożądania zaczęła gwiazdę uwierać i z uśmiechającej się do fotografów boginki zrobiła się zakrywająca twarz pacjentka, opuszczająca szpital po samobójczej próbie. Schowała się w sobie, przestała błyskać oczyma, ale paparazzi nadal nie odstępowali ginącej w oczach Bardot.
Urodziła się w 1934 r. w Paryżu, jako córka inżyniera i jego o szesnaście lat młodszej żony, Anne-Marie, która obie córki zaangażowała szybko w zajęcia baletowe. Na parkiecie ostała się tylko Brigitte, która po trzech latach nauki pod okiem renomowanego rosyjskiego instruktora, zaczęła pracować jako modelka. W wieku szesnastu lat znalazła się na okładce magazynu „Vogue", która oprócz milionów mężczyzn na całym świecie zafascynowała także francuskiego reżysera, Rogera Vadima. Jak to w świecie showbiznesu, po dwóch latach Bardotka grała już w filmach i nosiła na palcu obrączkę, dla której Vadim musiał przejść na wiarę katolicką. Do 1956 r. nagrała siedemnaście obrazów – zwykle lekkich dramatów czy romansów, na ogół odsłaniających mniejszą lub większą część jej pysznego ciała. W 1956 r. Vadim zapisał się w historii kina sugestią, że Bóg stworzył seks, czyli kobietę.
Półnaga boginka otępiająca mężczyzn na francuskiej Riwierze zadziałała w smutnej powojennej atmosferze jak tęcza po deszczu, albo precyzyjniej rzecz ujmując, kolorowe widmo wróżące upadek moralności. Nie liczyła się mierna intryga czy mało ambitne dialogi filmu, tylko burza blond włosów i dwie zadziorne piersi o rozmiarach mile wpasowujących się zasilaną testosteronem wyobraźnię. Dziś można śmiało powiedzieć, że seksu w tym filmie jest tyle, co kot napłakał, ale też ówcześni mężczyźni nie widzieli nigdy na wpół-pornograficznych klipów z VIVY. Kościół katolicki oczywiście z lubością wyklął rażące zepsucie czyniąc z „I Bóg stworzył kobietę” Rogera Vadima ponadczasową legendę.
W 1957 r. BB rozeszła się z Vadimem i po burzliwym romansie, zakończonym próbą samobójczą, dwa lata później wyszła za aktora Jacques’a Charrier’a, z którym zagrała w „Babette idzie na wojnę”. Ścigani przez reporterów, męczeni zazdrością, dochowali się wprawdzie syna, ale w 1962 r. wzięli rozwód. Dziecko zostało w rodzinie ojca, gdyż gwiazda miała instynkty wyższe niż macierzyński.
Aktorka zaczęła coraz częściej szukać samotności, kupiła dom w Saint-Tropez, zaś w 1963 roku pojawiła się u Jean Luc Goddard’a w swoim najlepszym filmie „Pogarda”. W latach sześćdziesiątych związała się też bliżej z muzyką, nagrywając kilka hitów i… sypiając z wykonawcami. Jej życie erotyczne było zresztą dość bogate i istnieje nawet nieudokumentowana plotka, że na lotnisku Heathrow w Londynie „zaliczyła” samego mistrza gitary, Jimmy’ego Hednrixa. Kochali się w niej Beatlesi, Bob Dylan, a John Lennon, z nerwów przed spotkaniem z boginką przez duże „B”, przeholował z LSD i nie zdołał nic dokazać.
W latach siedemdziesiątych, po wielkim blasku filmów sprzed dwóch dekad pozostał jedynie słaby płomyk ostatnich aktorskich podrygów. Wkrótce okazało się, że po kolejnym, trzyletnim, małżeństwie z niemieckim playboyem i milionerem, BB jest bliżej do zwierząt niż ludzi i aktorka stała się aktywistką. Oficjalnie Bardotka ogłosiła emeryturę w 1973 r. zbliżając się do czterdziestki, co „Playboy” uhonorował publikacją jej nagiej fotografii. Miły pomnik dla kobiecości.
Vadim wspominał, że kiedy spotkał osiemnastoletnią Bardotkę, ta głupiutka blondynka myślała, że myszy znoszą jaja. Nikt nie przypuszczałby prawdopodobnie wtedy, patrząc na krągłą seksbombę całującą w filmach zwierzątka-maskotki, że zrobi się z niej kiedyś podstarzała, strasząca wyglądem trolla aktywistka, otoczona stadem kotów i psów, i ziejąca rasistowskimi komunikatami. Symbol seksu w schronisku dla zwierząt. Jej czwarty mąż jest byłym nacjonalistą, a książka Bardot z 2003 r. sprawiła, że sąd ukarał ją grzywną za podsycanie rasowej nienawiści – smutny koniec legendy rozkoszy. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że piękni, młodzi i gniewni robili światu przysługę odchodząc w glorii kuszącego grzechu.
Agata Chabierska