Nie skończyła się happy endem historia porwania półrocznej Madzi. Porwania zresztą w ogóle nie było. Był wypadek. Podobno. I śmierć, która na tyle wstrząsnęła matką, że ta wyszła do lasu i tam, w ziemi pochowała własną córkę.
Młoda kobieta zaprowadziła policję do lasu, ale ta na chwilę obecną nie znalazła we wskazanym miejscu ciała dziewczynki. Matka została zatrzymana i przewieziona na komendę. Obecnie jest stan psychiczny nie pozwala na przeprowadzenie przesłuchania.
Sprawdził się więc ten najbardziej banalny, ale też i najgorszy scenariusz. Młodziutka matka nie była w stanie ogarnąć problemu i tragedii, jaka się jej wydarzyła i zrobiła wszystko, aby odsunąć od siebie odpowiedzialność i konsekwencje. Jej błąd może ją sporo kosztować, bo wydaje się, że nie uniknie oskarżenia o wprowadzenie policji w błąd i narażenie służb na wcale przecież niemałe koszty. Kiedy znajdą ciało Madzi, dojdzie do tego pewnie oskarżenie o nieumyślne spowodowanie śmierci. Jeśli tylko potwierdzi się wersja matki o wypadku.
fot. Śląska policja
Ale media i tak wydadzą swoją ocenę. Taką samą wydadzą ludzie. Bo łatwo jest przecież osądzić matkę, która – zamiast szukać wszelkiej możliwej pomocy dla dziecka – wychodzi do lasu i rzuca je gdzieś pod drzewem? Łatwo jest mieć opinię o młodziutkiej kobiecie, która pozoruje porwanie, prosi ze łzami w oczach o zwrot dziecka, cały czas wie jednak, że to ciało tego dziecka gnije gdzieś w lesie pod krzakiem? Starający się wrócić na salony popularności, detektyw Rutkowski przekazał mediom przyznanie się do winy, każdy więc może zobaczyć jej rozpacz. Co będzie dalej zobaczymy. Ale jedno jest pewne. Nikt nie wróci życia dziewczynce. Pięknej dziewczynce, która dopiero co zaczynała swoje życie i miała jeszcze wiele, wiele lat przed sobą. Czy zginęła w wyniku wypadku, czy wskutek działania celowego, jeszcze się okaże. I to jest w tym wszystkim największą tragedią.