Edytę poznałem w klubie. Wydawała się rozrywkową dziewczyną. Pracowała w zakładzie kosmetycznym i studiowała zaocznie psychologię, za to w weekendy wracała do domu nad ranem. Mieszkała w wynajętej kawalerce, poruszała się rowerem i nic nie wskazywało na to, że chciałaby się ustatkować.
Z nią wszystko wydawało się takie proste. Poszliśmy do łóżka już na drugiej randce. W każdy piątek i sobotę balowaliśmy w rozmaitych klubach. Na śniadanie zjadaliśmy kebab i szliśmy do mnie albo do niej. Odpowiadał mi taki związek – na luzie, bez napinki. Po kilku miesiącach Edyta straciła mieszkanie. Przynajmniej tak mi powiedziała. Że sąsiedzi się skarżyli, że wraca nad ranem i hałasuje, więc właścicielka ją wyrzuciła. Dopiero dużo później zacząłem podejrzewać, że sama zrezygnowała z wynajmu. To był pierwszy krok jej planu.
– Spoko, zamieszkaj u mnie, dopóki niczego nie znajdziesz – zaproponowałem wielkodusznie.
– Naprawdę? Mogę? Super. To będę dziś wieczorem.
Wprowadziła się z trzeba wielkimi walizkami z ciuchami. W moim mieszkaniu nie było gdzie tego wszystkiego pomieścić. Chcąc nie chcąc, przełożyłem część swoich rzeczy do kartonów. Przez miesiąc jakoś wytrzymam – myślałem.
Minął miesiąc, potem kolejny, a Edyta ani myślała o wyprowadzce. Niby ciągle coś mówiła o oglądaniu kolejnych mieszkań, ale wszystkie były jej zdaniem koszmarne. A gdy zacząłem sugerować, że nadużywa mojej gościnności, Edyta odpaliła bombę.
– Janek, nie wiem, jak to się stało, ale jestem w ciąży.
W pierwszym odruchu chciało mi się wyć. Ojcostwa nie było w moich planach na najbliższe lata. Opanowałem się jednak i jak dorosły, odpowiedzialny facet zapewniłem Edytę, że wszystko będzie dobrze, że damy radę.
Wcześniej jej nie przeszkadzało, że mam inne poglądy!
Byłem załamany, ale starałem się trzymać fason. Zadeklarowałem, że pójdę z nią na następną wizytę lekarską, ale odmówiła.
– Przepraszam, ale to krępujące. Pójdę sama – powiedziała.
Zacząłem czytać w necie o opiece nad noworodkami i rozglądać się za większym mieszkaniem. Oraz powoli godzić się z tym, że będę mieć dziecko. Ale Edyta miała wobec mnie poważniejsze plany.
– Janek, wiesz, ja tak naprawdę mam dość tradycyjne poglądy. I uważam, że dziecko powinno urodzić się w małżeństwie. Rozumiesz?
Jasne, że zrozumiałem. Ale wcale nie miałem ochoty brać ślubu. Ani teraz, ani w przyszłości. Uważałem, że to zbędny papier, że niczego nie gwarantuje.
– Edyta, rozumiem. Ale znasz moje zdanie. Rozmawialiśmy kiedyś o tym. Wtedy się ze mną zgadzałaś.
To było kilka miesięcy wcześniej, jeszcze zanim razem zamieszkaliśmy. Edyta w czasie jakiegoś filmu zaczęła mówić o tym, jak sobie wyobraża swój idealny ślub i wesele. Paplała tak przez kilkanaście minut, aż jej przerwałem. I zupełnie na poważnie wyjaśniłem, że nie wierzę w instytucję małżeństwa i cała ta szopka to na pewno nie ze mną. Zaczęła się śmiać i powiedziała, że tylko się tak ze mną przekomarza i że uważa zupełnie tak samo jak ja.
Ale teraz najwyraźniej zmieniła zdanie. Myślałem, że to hormony. Zaczęła płakać i dramatyzować, że jej rodzina nie zaakceptuje nieślubnego dziecka i w ogóle to się jej wyrzeknie. Znosiłem to przez dwa tygodnie i w końcu się poddałem. Kupiłem pierścionek. Oświadczyłem się. Edyta nalegała, żebym uklęknął, ale są pewne granice. Potem zaczęła planować ślub. Jak zobaczyłem te wszystkie gołąbki i aniołki, nie wytrzymałem.
– Edyta, możemy wziąć ślub w urzędzie i zaprosić rodziców na obiad. Ale na tym koniec. Nie przeciągaj struny.
Skończyło się na tym, że Edyta na kilkuminutową uroczystość w USC włożyła suknię z trenem i białym welonem. Chyba z całej instytucji małżeństwa ten element podobał jej się najbardziej.
Po ślubie przeprowadziliśmy się do większego mieszkania. Edyta zajęła się urządzaniem go.
– To gdzie postawimy łóżeczko? – zapytałem.
– Łóżeczko? Eee, no nie wiem. Na razie nigdzie, bo nie wolno zapeszać.
Miesiąc później po powrocie z delegacji zastałem Edytę całą we łzach.
– Janek, ja… ja straciłam dziecko. Przepraszam…
Pocieszałem ją, tuliłem, ale ona płakała i płakała. Przestała pracować, uczyć się. Naprawdę jej współczułem, choć sam tak naprawdę poczułem ulgę. Przeszło mi też przez myśl, że teraz już nie ma powodu, żebyśmy byli dalej małżeństwem, ale nie miałem serca, żeby o tym wspomnieć.
A więc zaplanowała to wszystko...
Dopiero kilka lat później, gdy kłóciliśmy już się prawie codziennie, poznałem prawdę. Tego dnia źle się czułem i wróciłem wcześniej do domu. Położyłem się w sypialni. Obudził mnie głos Edyty. Rozmawiała z przyjaciółką przez telefon.
– Aśka, ja czuję, że on mnie zostawi. Nie wiem, co robić. Dziecko? Jasne, to by pomogło, ale drugi raz już się nie da nabrać. A ja nie mogę mieć dzieci, wiem o tym od dość dawna. Nie mam już pomysłu… Ale Aśka, ja nie mogę go stracić… Ja go tak kocham. No i wiesz, ja nie mogę być rozwódką, taki wstyd…
Leżałem bez ruchu przez kilkanaście minut i zastanawiałem się, co robić. Może się nie przyznawać, że coś słyszałem, i dalej móc udawać przed samym sobą, że nie zostałem wystrychnięty na dudka? A może schować dumę do kieszeni i wykorzystać tę rozmowę do zakończenia tego małżeństwa? Przecież od dawna nie myślałem o niczym innym.
Wybrałem drugie wyjście. Edyta płakała, przepraszała, ale w końcu spakowała swoje rzeczy i się wyniosła. Rozwód dostaliśmy szybko. Edyta nie protestowała, bo zagroziłem jej, że powiem jej rodzinie, jak mnie okłamała. Kilka miesięcy później poznałem Majkę, samotną mamę sześcioletniej Hani. Zakochałem się, i to w nich obu. I choć dalej nie czułem potrzeby płodzenia potomka, to bycie ojcem Hani bardzo mi się podobało. Jesienią Majka i Hania wprowadziły się do mnie.
Nie wiem, jak dowiedziała się o tym Edyta. Szpiegowała mnie? Ale któregoś dnia na spacerze w parku z Hanią wpadłem na byłą żonę.
– Cześć, Janek. Dawno się nie widzieliśmy. Wiesz, bardzo za tobą tęsknię. Myślałam, że nie chcesz być w związku, ale teraz jesteś gotowy, prawda? Może się spotkamy, porozmawiamy…
Edyta zaczęła głaskać mnie po ramieniu. Odsunąłem się.
– Kim jest ta pani? – zapytała płaczliwym głosikiem Hania. Wziąłem ją na ręce.
– Dawna znajoma, nic się nie martw – szepnąłem jej do ucha.
– Edyta, oszalałaś? Co ty tu robisz? Wystraszyłaś ją. Rozwiedliśmy się, nic nas nie łączy. Jestem szczęśliwy. Daj nam spokój.
Myślałem, że na tym sprawa się zakończy. O ja naiwny…
Zbliżał się sylwester, a ja od dzieciństwa jestem zapalonym narciarzem i zawsze starałem się jeździć w góry w tym okresie. Kilka razy nawet udało mi się na taki wyjazd zorganizowany przez tę samą firmę namówić Edytę. Poznaliśmy tam fajnych ludzi. Teraz się wahałem, czy w tym roku wziąć Maję i Hanię, bo nie wiedziałem, jak to przyjmą. Przecież nie będę każdemu opowiadać, że moje małżeństwo z Edytą było fikcją. Zadzwoniłem nawet po radę do Marcina, organizatora wyjazdu.
– Jak myślisz? Bo nie chcę wam popsuć imprezy. Wiesz, żeby się nie okazało, że są kwasy. Dziewczyny lubiły Edytę. Nie wiem, jak przyjmą Majkę.
– Janek, daj spokój. Takie jest życie. Kazik, ten od bliźniaków, też się rozstał z żoną, pamiętasz? Rok temu był sam z dziećmi, a w tym poprosił o pokój czteroosobowy. Będzie dobrze, zobaczysz – zapewnił mnie Marcin.
Przekonał mnie. W drugi dzień świąt wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy do Włoch. Dojechaliśmy na miejsce w nocy. Rano na śniadanie dotarliśmy późno, spotkałem tylko dwójkę znajomych. W ciągu dnia na stoku mignęła mi dziewczyna w kolorowej kurtce, takiej, jaką miała Edyta. Wystraszyłem się, ale zaraz sobie wytłumaczyłem, że przecież mnóstwo narciarzy ubiera się w Decathlonie. Ale niestety – to naprawdę była Edyta. Zobaczyłem ją na kolacji. Siedziała przy stoliku z Kaśką i Markiem.
– Janek, co jest, ducha zobaczyłeś? – spytała Majka.
Zaczęły się powitania, przedstawiałem wszystkim Majkę i Hanię. Od stolika poderwali się też Kaśka i Marek. Ale miny mieli nietęgie. Zastanawiałem się, co im naopowiadała Edyta. W końcu wstała i ona.
– No witam, co za spotkanie – wysyczała z fałszywym uśmiechem.
Starałem się zachować spokój.
– Majka, poznaj Edytę, moją byłą żonę – dokonałem prezentacji.
Majka posłała mi wściekłe spojrzenie. Chłodno uścisnęła rękę Edyty.
– Oszalałeś? – odezwała się szeptem dopiero, gdy usiedliśmy przy naszym stoliku, na szczęście na drugim końcu sali. – Co ona tu robi? Mogłeś mnie uprzedzić.
Tłumaczyłem, że nie miałem o tym pojęcia, ale Majka nie wyglądała na przekonaną. Pomógł mi na szczęście Marcin, organizator. Przysiadł się do nas pod koniec kolacji.
– Stary, przepraszam cię. Nie miałem pojęcia. Zobaczyłem ją dopiero przed chwilą. Zapisała się pod panieńskim nazwiskiem, nawet mi do głowy nie przyszło, że to ona. Przecież bym ci powiedział. Naprawdę jest mi głupio. Ale mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie
Podziękowałem mu, zapewniłem, że nie mam pretensji. Ale wiedziałem, że łatwo nie będzie. Edyta nie zadałaby sobie tego całego trudu tylko po to, żeby po prostu siedzieć grzecznie przy stoliku. Czułem, że da mi popalić. Już następnego dnia rano Edyta nagle wyrosła koło nas, gdy wkładaliśmy buty narciarskie.
– Janek, nie zapomnij się posmarować kremem, bo inaczej się skończy jak dwa lata temu. O, tu mam kremik, pochyl się – szczebiotała.
Odsunąłem się sztywno i grzecznie podziękowałem. Ale to nie był koniec przedstawienia. Edyta potrafiła znaleźć nas na środku stoku i czułym tonem pytać mnie, czy mi nie zimno i czy włożyłem ciepłą bieliznę.
– Bo wiesz, ten nasz Janeczek to straszny zmarzluch! I taki zapominalski. Jak mu nie przypomnisz, to się ciepło nie ubierze – pouczała Majkę.
Majka znosiła to z godnością. Po prostu lekko się uśmiechała i kiwała głową. Tak było przez kolejne dwa dni. Edyta pojawiała się nie wiadomo skąd i udzielała Majce rad. Nawet Hania się zorientowała, że coś jest nie w porządku.
– Mamusiu, dlaczego ta pani ciągle czegoś od ciebie chce? – pytała.
Majka była coraz bardziej rozdrażniona. Uznałem, że muszę z Edytą porozmawiać, i poszedłem do jej pokoju. Otworzyła mi w jedwabnym szlafroku.
– Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz – oznajmiła, trzepocząc rzęsami.
Złapałem ją za ramiona.
– Edyta, co się z tobą dzieje? Nie jesteśmy już małżeństwem. Tak naprawdę to nigdy nim nie byliśmy. Z Majką jestem szczęśliwy. Zrozum to i odpuść.
Oczy Edyty zaczęły się wypełniać łzami. Gniew trochę mi przeszedł.
– Bardzo cię proszę – dodałem.
Myślałem, że podziałało. Edyta zniknęła z horyzontu. Do czasu balu sylwestrowego. Zjawiła się na nim tuż przed północą. Zadbała o swoje wejście. Nie wiem, czy przekupiła DJ-a czy oczarowała, ale nagle muzyka zamilkła i rozległy się fanfary. Edyta miała na sobie srebrzystą suknię z dekoltem niewiele pozostawiającym wyobraźni. Wyglądała jak z innej bajki. To był sylwester w hoteliku na stoku narciarskim, więc najelegantsi faceci mieli koszule, a dziewczyny błyszczące bluzki. Edyta dobrze wiedziała, jaki jest dress code. Ale i tak się wystroiła jak na bal w Ritzu. Trzeba przyznać, że osiągnęła zamierzony efekt. Wszyscy się na nią gapili.
Wtedy ona podeszła do mnie i pocałowała mnie w usta. Poczułem zapach alkoholu. Próbowałem ją od siebie oderwać, ale walczyła jak lwica. Majka pobladła. Ktoś, kto nie wiedział, co się dzieje, zaczął klaskać. Gdyby nie Marcin, to nie wiem, czy udałoby mi się od niej uwolnić. Odciągnął ją jakoś i wyprowadził na korytarz. DJ włączył muzykę i ludzie znowu zaczęli się bawić.
Byłem wściekły. Edycie udało się popsuć mnie i Majce naszego pierwszego wspólnego sylwestra. Rozejrzałem się dookoła. Mojej kobiety nigdzie nie było widać. Chciałem już iść do pokoju, ale poczułem znajome perfumy. Majka przytuliła mi się do pleców, a Hania złapała mnie za nogę. A jednak mnie nie zostawiły. Wziąłem małą na ręce, przyciągnąłem do siebie Majkę i tak razem powitaliśmy nowy rok. Wyjechaliśmy następnego dnia po południu. Edyty udało mi się już nie spotkać.
Czym prędzej zmieniłem hasło do swojego maila
Mimo wszystko wyjazd był na tyle udany, że Majka i Hania zadeklarowały, że chcą z tym samym towarzystwem jechać na zimowe ferie. Napisałem mailem zgłoszenie do Marcina. Zadzwonił pół godziny później.
– Janek, czy to możliwe, że Edyta ma dostęp do twojego maila? Bo wiesz, zaraz po tym, jak dostałem od ciebie zgłoszenie, ona zapisała się na ten sam wyjazd. Z innego niż poprzednio adresu, podając inne dane. Ale jak wpisywałem jej rezerwację, to system rozpoznał jej numer telefonu, bo tego nie zmieniła. Wiesz, ja mogę jej odpisać, że nie ma już miejsc. Widziałem, co się działo na sylwestrze. Ale lepiej pozmieniaj hasła do maila. No i nie mogę ci zagwarantować, że nie przyjedzie na własną rękę, skoro już wie, gdzie będziecie.
Podziękowałem Marcinowi. Zmieniłem hasło do skrzynki pocztowej i zdecydowałem, że spróbuję poważnie porozmawiać z Edytą. Na spotkanie zgodziła się natychmiast. I rozłączyła się, zanim zdążyłem powiedzieć, o co chodzi. Byliśmy umówieni w kawiarni. Gdy wszedłem, już siedziała przy stoliku. Choć była zima, miała na sobie minispódniczkę i wydekoltowaną bluzkę.
– Edyta, to nie jest randka – wyrzuciłem z siebie od razu, bo wyczułem, na co się zanosi. Edyta próbowała mnie pocałować, ale udało mi się ją powstrzymać.
– Siadaj. I słuchaj. Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale musisz się ogarnąć. I pogodzić się z tym, że z nami koniec. Wiem, że próbowałaś zapisać się na ten sam wyjazd feryjny co my. Marcin mi powiedział. Po co? Co ty próbujesz osiągnąć? Mścisz się? Ale za co? Ja ci nic nie zrobiłem, to ty mnie oszukałaś. Pamiętasz? Zresztą sama sobie robisz krzywdę. Idź do psychologa, terapeuty. Poszukaj pomocy. Musisz zostawić mnie i moją nową rodzinę w spokoju.
Już w czasie wygłaszania tej przemowy zrozumiałem, że nic nie osiągnę. Edyta posyłała mi cały czas figlarne spojrzenia i próbowała złapać mnie za rękę. Zacząłem podejrzewać, że jest z nią naprawdę źle. Wieczorem opowiedziałem o wszystkim Majce. Musiałem jej wytłumaczyć, dlaczego na ferie będziemy musieli pojechać gdzie indziej.
– Janek, jasne, możemy zacząć przed nią uciekać. Ale to nie rozwiąże problemu. Masz rację, że Edyta potrzebuje pomocy. Chyba pora, żebyś porozmawiał z jej rodziną. Wiem, że cię nie lubią, ale chyba powinni poznać prawdę.
Zadzwoniłem do byłej teściowej. Nie odebrała. Napisała za to SMS-a: „Pan zniszczył życie mojej córce. Nie będę z panem rozmawiać”. Nie miałem wyjścia. Posłałem jej zdjęcie z sylwestra, na którym Marcin próbuje odciągnąć Edytę ode mnie. „Musimy porozmawiać o Edycie. Nie zna pani prawdy. Ona potrzebuje pomocy.”
Poskutkowało. Poszedłem do byłych teściów i opowiedziałem im wszystko. O nieistniejącej ciąży, wymuszonym ślubie. A potem o sylwestrze i zachowaniu Edyty.
– Ja nie oszukałem państwa córki. To ona oszukała mnie. A teraz potrzebuje pomocy. Edyta cały czas wierzy, że ja ją kocham i że lada chwila do niej wrócę. Ale to są mrzonki. Edyta musi iść na terapię, odzyskać równowagę. Tu chodzi nie tylko o moje życie, ale i jej.
Rodzice Edyty wysłuchali mnie w milczeniu. Nie miałem pojęcia, czy mi uwierzyli. W końcu odezwał się pan Ryszard.
– Beata, ja ci dawno mówiłem, że z nią jest źle. Wiesz, Janek, Edyta ma na wyświetlaczu komórki ciągle twoje zdjęcie. Mówi o tobie per „ukochany”, „mężuś”. Słyszałem kiedyś, jak mówiła koleżance, że czegoś nie zrobi, bo „porządne zamężne kobiety takich rzeczy nie robią”.
– Nie wiedziałam, że ta ciąża była zmyślona. Ale powinnam się domyślić. Pamiętam, jak pomstowałam na ciebie, że nie chcesz z nią iść na USG. Oczywiście zaproponowałam, że ja z nią pójdę, skoro mąż się wykręca. Zareagowała bardzo nerwowo. Nakrzyczała na mnie, żebym się nie wtrącała. A gdy poprosiłam, żeby mi pokazała zdjęcie, powiedziała, że je zgubiła. Janek, my nie wiedzieliśmy. Edyta opowiadała nam swoją wersję zdarzeń. A jeżeli teraz robi to wszystko, o czym mówisz, to rzeczywiście potrzebuje pomocy. Spróbujemy się tym zająć.
Jeszcze nie wiem, czy pojedziemy na te ferie. Zdecyduję, gdy będę miał pewność, że Edyta zaczęła się leczyć. Ale teraz, kiedy udało mi się przekonać jej rodziców, wierzę, że wszystko się ułoży. I razem z Majką i Hanią zaczniemy normalnie żyć. Najwyższa pora.
Czytaj także:
„Zakochałam się w starszym facecie, a on mnie odtrącił, bo był śmiertelnie chory”
„Pokochałam go, a on potraktował mnie jak prostytutkę. Jego zdaniem miałam zbyt wielu partnerów do seksu”
„Moja żona była okropną matką dla swoich dzieci. Chciałem je uratować, ale byłem jedynie ich ojczymem”