„Koleżanka z pracy perfidnie mnie okradła i okłamywała. Udawała wielką przyjaciółkę, a siedzimy biurko w biurko”

Koleżanka z pracy mnie okradła fot. Adobe Stock, auremar
„Staram się ją ignorować, co nie jest łatwe, jak się pracuje w jednym pokoju. Ale nie będę się unosiła honorem i rezygnowała z dobrej posady tylko dlatego, że ktoś, kto siedzi przy biurku obok, jest nieuczciwy. Tylko dlaczego to mnie jest głupio, a ona chodzi dumna jak paw? Tego nie potrafię zrozumieć…".
/ 05.12.2022 08:57
Koleżanka z pracy mnie okradła fot. Adobe Stock, auremar

Dlaczego ludzie są tacy podli? Nie potrafią uszanować czyjejś własności i jeszcze kłamią w żywe oczy!

Po operacji tarczycy została mi blizna. Goiła się i wchłaniała dosyć wolno, więc zasłaniałam ją czym się dało: apaszkami, szerokim łańcuszkiem, golfem… Aż wreszcie na wystawie jubilera zobaczyłam prawdziwe cudo: stopniowane korale w niezwykłym, oryginalnym, bladoróżowym kolorze.

Później się dowiedziałam, że taka barwa prawdziwego koralowca nazywa się „angel skin”, czyli anielska skórka. Miały koronkowe zapięcie ze złota i były drogie, ale – co tam! Kupiłam i odtąd właściwie się z nimi nie rozstawałam, tym bardziej że korale mają właściwości lecznicze; wspomagają pracę serca i krążenie, zapobiegają miażdżycy, uspokajają i regenerują organizm.

Bardzo mi to było potrzebne

Korale trzeba myć w słonej, chłodnej wodzie, potem delikatnie osuszyć i wypolerować miękką szmatką. Powinny być noszone blisko skóry, podobno lubią bezpośredni kontakt ze swoim właścicielem, inaczej tracą kolor i połysk.

Żadna biżuteria nie lubi perfum, korale szczególnie, więc kiedy w pracy jedna z koleżanek psiknęła na mnie nowym zapachem, jaki właśnie testowała, postanowiłam natychmiast moje korale przepłukać, żeby nie zmatowiały.

Pognałam do łazienki i wsadziłam anielską skórkę pod strumień bieżącej wody. Wtedy właśnie zadzwoniła moja komórka, więc odłożyłam korale na szeroką krawędź umywalki… Wzywała mnie sekretarka szefa. Natychmiast, w ważnej sprawie…

– Szef jest wściekły, nie wiem dlaczego – mówiła.

– Rzucaj wszystko i gnaj do nas… Biegiem!

Więc wszystko rzuciłam, moje korale też! Zapomniałam o nich, zostały na tej umywalce, a ja pobiegłam najpierw do jednej windy, potem zrobiłam slalom przez korytarze, zaliczyłam drugą windę i już byłam w dyrektorskim gabinecie…

– Spokojnie, pani Karolino – powitała mnie ta sama sekretarka. – Wezwanie nieaktualne… Może później, może jutro. Przyjechali niespodziewanie ważni goście z zagranicy, więc wizyta się chyba przeciągnie? Niech pani wraca do pracy.

Znowu pojechałam windą, przemierzyłam korytarz, wsiadłam w drugą windę i dotarłam do swojego pokoju. O koralach przypomniałam sobie dopiero, kiedy poczułam zapach tych nowych perfum, jakimi mnie skropiła koleżanka…

Zrobiłam w tył zwrot i popędziłam do łazienki

Niestety, korali już nie było... Wszędzie porozwieszałam ogłoszenia z prośbą o zwrot korali. Nawet napisałam, że mają dla mnie wartość terapeutyczną, że nie są tylko ozdobą, ale wręcz rodzajem lekarstwa. Obiecałam w zamian inny naszyjnik.

Nikt się nie zgłosił! Istniała możliwość, że korale zabrał ktoś z zewnątrz, na przykład jakiś interesant, który korzystał z łazienki. Było to mało prawdopodobne, bo łazienki pracownicze są zamykane, ale kto wie. Podałam moje nazwisko, numer pokoju, telefon; czekałam, wyglądałam… Nic!

Minął tydzień, potem drugi, powoli zaczynałam się przyzwyczajać do myśli, że moich korali już nie odzyskam. Było mi ich strasznie żal!

„Ludzie są jednak okropni” – myślałam.

Ta koleżanka od perfum bardzo mi współczuła.

– Mam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie! Po jakie licho pokazywałam ci te perfumy? Wiesz co? Napiszemy nowe ogłoszenie. Wydrukuję to i porozwieszam, gdzie się da… Może kogoś ruszy sumienie?

Nie ruszyło.

Pogodziłam się ze stratą

Trudno… Przed Bożym Narodzeniem zaczęłam się rozglądać za prezentami dla przyjaciół i rodziny. Wędrowałam po galeriach handlowych, supermarketach i butikach. Zaglądałam także do sklepów jubilerskich. W jednym z nich, w gablocie z tabliczką „komis”, zobaczyłam korale „angel skin”, tak podobne do moich, że poprosiłam o ich pokazanie. Nie były podobne… To były te same korale! Moje korale!

Leżały na ciemnozielonym aksamicie i wołały: „nareszcie nas znalazłaś. Jesteśmy…”.

Bardzo dokładnie je obejrzałam i nie mogłam mieć wątpliwości: na jednym koraliku, tuż przy zapięciu była nieduża, karminowa rysa… Pozostało się tylko dowiedzieć, kto je wstawił w komis?

– To tajemnica handlowa, takich informacji się nie zdradza – powiedziała sprzedawczyni w salonie.

Ale świat jest mały, więc zawsze ktoś zna kogoś, a ten ktoś jeszcze kogoś, i tak po nitce dochodzimy do kłębka. W każdym razie ja doszłam. I okazało się, że… Korale do sprzedaży wstawiła moja koleżanka z pracy! Ta od perfum, najbardziej zaangażowana w poszukiwania, „szczerze” współczująca i rozwieszająca dziesiątki ogłoszeń.

Myślałam, że mnie lubi, sprawiała wrażenie sympatycznej i uczynnej… Była zawsze uśmiechnięta, bystra, nawet zastanawiałam się, czyby się z nią nie zaprzyjaźnić, szczególnie wówczas, kiedy tak mi pomagała po stracie korali. Musiała wejść do łazienki jakiś czas po mnie. Czemu miałaby nie skorzystać z takiej okazji? Skorzystała…

Kupiłam te korale i następnego dnia założyłam je do pracy. Trzeba było widzieć jej minę!

– Znalazłaś? – bezczelnie zawołała po pierwszym szoku. – To te same?

– Owszem – odpowiedziałam spokojnie. – Te same… Te, które mi ukradłaś. Możesz się zgłosić po kasę, czeka na ciebie u jubilera… Swoją drogą, ciekawa jestem, jak to wytłumaczysz przed ludźmi z naszego biura? Bo ja już wszystkim powiedziałam, co się wydarzyło… – oznajmiłam z nieskrywaną satysfakcją. – Jesteś sławna! O to ci chodziło?

Nie rozmawiamy ze sobą

Staram się ją ignorować, co nie jest łatwe, jak się pracuje w jednym pokoju. Ale nie będę się unosiła honorem i rezygnowała z dobrej posady tylko dlatego, że ktoś, kto siedzi przy biurku obok, jest nieuczciwy. Tylko dlaczego to mnie jest głupio, a ona chodzi dumna jak paw? Tego nie potrafię zrozumieć…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Uratowało Kasi życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA