„Mój chłopak porzucił mnie dla pustej blond lali. Gdy pewnego dnia zadzwonił, byłam pewna, że wrócił. Wrócił - po to, by mnie dobić"

Moje życie kręciło się wokół faceta fot. Adobe Stock, mitarart
„Kucharz Michał był przystojnym mężczyzną, a do tego ciekawym, pełnym pasji, no i poczucia humoru. Był nieco starszy ode mnie, ale to przecież nie problem. Nagle, gdy tak o tym myślałam, pojawiły się dawno zapomniane uczucia. Takie przyjemne wewnętrzne ciepło, podekscytowanie…".
/ 03.10.2022 12:00
Moje życie kręciło się wokół faceta fot. Adobe Stock, mitarart

Kochałam Piotrka na zabój, był całym moim życiem. Teraz rozumiem, że to był błąd. Nie dlatego, że nie warto kogoś kochać. Warto. Ale ja zatraciłam się w tej miłości. Świata poza nią nie widziałam. A przede wszystkim straciłam z oczu siebie!

Piotrka poznałam na początku ogólniaka

Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Zaczęło się od końskich zalotów, bo przecież dorastający chłopcy nie znają innych sposobów na okazanie zainteresowania płcią przeciwną. Przez rok dokuczał mi, nabijał się ze mnie i serwował uszczypliwości. Znosiłam to z uśmiechem, bo czułam, że jest w tych żartach ukryta sympatia. W drugiej klasie coś zmieniło się w jego nastawieniu.

Żarty złagodniały, a ja częściej łapałam go na tym, jak zerka na mnie ukradkiem, jak taksuje wzrokiem. Długo się jednak zbierał, zanim zaproponował wspólne kino. Od tej randki pełnej nieśmiałych gestów i urwanych rozmów zaczął się nasz związek.

Chodziliśmy ze sobą osiem lat. Często wyobrażałam sobie, jak to będzie, gdy zostanę jego żoną, bo czułam, że tak się stanie. Ba, ja byłam tego pewna! Żaden inny scenariusz mojego życia nie wchodził w grę. Dlatego nie mogłam uwierzyć, gdy pewnego dnia Piotrek powiedział mi, że ma kogoś i chce odejść. Po tej rozmowie, którą pamiętam tylko wyrywkowo, straciłam chęć do życia.

Zamknęłam się w swoim pokoju na trzy miesiące

I to nie jest przenośnia. Ja naprawdę nie wychodziłam z domu. Rodzice robili, co mogli, żeby uświadomić mi, że świat się nie skończył, ale ja poddawałam się najczarniejszym myślom. To Piotrek był całym moim światem. Nie znałam życia bez niego.

Kochałam go tak bardzo, że nawet się na niego nie wściekałam. Byłam tylko rozżalona i smutna. No i chorobliwie koncentrowałam myśli na tej dziewczynie, która mi go odbiła. Dowiedziałam się, kto to taki i przeglądałam jej konto na Facebooku, by przekonać się, czy jest warta więcej ode mnie.

Sprawdzałam na zdjęciach, czy jest ładniejsza, bardziej elegancka, zadbana. Przeglądałam jej posty, by przekonać się, kim jest, jakie ma zainteresowania, co ciekawego robi. Była piękną, choć nieco tandetną blondynką. Kiedy się już tak jej naoglądałam, to czułam się jak kopciuch. Jak porzucony brzydal.

Mimo to następnego dnia znów wracałam do tego zajęcia. Patrzyłam na profil tej dziewczyny i regularnie sprawdzałam też, co pisze na swoim profilu Piotrek. Wiem, to żałosne…

Uratowali mnie znajomi

A właściwie dwie najbliższe przyjaciółki. Gdy byłam w największym dole, wyciągnęły mnie na aerobik. Próbowały siłą, zachętą, prośbą, ale zadziałał jedynie szantaż.

– Chyba nie chcesz się roztyć i dać satysfakcję temu frajerowi? – zapytała jedna z nich.

– Jakiemu frajerowi? – zapytałam.

– Matko Boska, co za ofiara. Mówię o Piotrze, oczywiście!

Nie widziałam w Piotrze frajera, ale dotarł do mnie ten argument. Pomyślałam, że nie powinnam wyglądać gorzej niż ta jego nowa dziewczyna. Musiałam pozostać w formie.

Na wypadek, gdyby on jednak chciał wrócić…

Tak. Cały czas miałam nadzieję, że jeszcze będziemy razem. Że ta druga dziewczyna, to tylko taka przygoda, pomyłka, błąd. Ta myśl trzymała mnie przy życiu. Nikomu o tym nie mówiłam. Zrobiłam z tego moją tajemnicę. Gorzką i smutną, ale trzymającą mnie przy życiu. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Poszłam z dziewczynami na aerobik i było bardzo fajnie.

Pierwsze zajęcia ledwo przeżyłam, ale w domu miałam wrażenie, że dostałam skrzydeł. Na kolejne zebrałam się już z chęcią, bez szantażu. Po miesiącu ćwiczeń zdecydowałam się zwiększyć częstotliwość treningów i chodziłam cztery razy w tygodniu. Przeglądałam się regularnie w lustrze, by obserwować, jak zmienia się moje ciało.

Zaczęłam kupować sobie lepsze ciuchy, coraz odważniejsze, coraz bardziej obcisłe. To z kolei dodało mi odwagi, żeby w końcu spełnić inne moje marzenie. Zapisałam się na kurs kulinarny. Zawsze chciałam nauczyć się dobrze gotować. W kuchni się relaksowałam. No i uwielbiałam to uczucie, gdy jedzenie, które podawałam ludziom, wywoływało uśmiech na ich twarzach.

Zwłaszcza Piotra, gdy jeszcze był ze mną…

Znalazłam miejsce, w którym sztuki kulinarnej uczył zabawny, ciekawy i wielki jak góra szef kuchni. Po kilku tygodniach regularnych zajęć okazało się, że mam do tego smykałkę. Byłam jedną z najlepszych uczennic.

– Pani Justyno, nie zostaję przy pani stoliku na dłużej, bo muszę skosztować wszystkich potraw. Ale pani daniem chciałbym się najeść.

– Dziękuję – rumieniłam się.

– Proszę nie dziękować. Proszę mi to zostawić na później – kucharz wskazywał mój talerz, uśmiechał się i szedł dalej próbować dań innych uczestników kursu.

Żartował też z tymi, którym nigdy nic nie wychodziło. Ale tylko mnie tak żarliwie chwalił. w ten oto sposób, mimo porzucenia przez Piotrka, moje życie toczyło się wartko i ciekawie. Gdy tylko przeszłam przez ten pierwszy, najtrudniejszy etap rozstania – kiedy to siedziałam w domu i użalałam się nad sobą – zaczęło być naprawdę ciekawie.

Ćwiczyłam aerobik, uczyłam się gotować i wychodziłam z koleżankami na miasto. Wyglądało, jakby wszystko już było w porządku.

Ciągle jednak myślałam o Piotrku

Dziewczyny przekonywałam, że mam już ten związek za sobą, ale to nie była prawda. Wciąż wracałam myślami do dni, gdy byliśmy razem. Marzyłam, że ukochany do mnie wróci. Byłam gotowa mu wybaczyć, choć wiedziałam, że nie powinnam.

Nic jednak nie mogłam na to poradzić, że dalej czułam się jak jego dziewczyna. To była bardzo dziwne wrażenie. Gdy tylko słyszałam, że pojawił się gdzieś z tą nową laską, w mojej głowie bezwiednie pojawiała się myśl: „Jak to? Mój Piotrek z inną?”.

Dlatego gdy zadzwonił do mnie pewnego wieczoru, nie byłam zaskoczona. Na to właśnie przez te pół roku czekałam. Spodziewałam się, że przyjdzie taki moment. Przecież byliśmy ze sobą tyle czasu. Musiał za mną zatęsknić. Udawałam opanowaną, gdy usłyszałam jego głos w słuchawce, ale trzęsły mi się nogi.

Zaproponował spotkanie następnego dnia

Nie wahałam się ani chwili. Zgodziłam się przyjść do kawiarenki, którą oboje znaliśmy. Cały piątek spędziłam na przygotowaniach. Wyjęłam z szafy najlepsze z moich nowych ciuchów i pobiegłam do łazienki. Długa kąpiel, golenie nóg, nakładanie balsamów, lakieru na paznokcie, maseczek…

Zajęło mi to całe popołudnie, ale wieczorem byłam gotowa. Wcisnęłam się w seksowne, obcisłe spodnie i super bluzkę z dużym dekoltem, podkreślając tym samym wszystkie pozytywne zmiany, które zaszły przez ostatnie pół roku w moim ciele. Gdy go zobaczyłam, serce waliło mi jak młotem. Zaschło mi w ustach i straciłam całą pewność siebie. On za to uśmiechnął się przyjaźnie.

– Super wyglądasz – usłyszałam komplement.

– Dziękuję.

– Usiądź, chciałem ci coś powiedzieć.

Gdy tylko skończyliśmy pogaduszki na przywitanie, Piotrek przeszedł do rzeczy. Szybko więc okazało się, że jestem w ogromnym błędzie, myśląc, że chce do mnie wrócić. Zaprosił mnie na kawę, bo chciał uprzedzić, że jego nowa dziewczyna jest w ciąży i wkrótce będą brać ślub.

Uznał, że powinnam to usłyszeć od niego

Pomyślałam wtedy, że wcale nie – że wolałabym, by tę koszmarną wiadomość przekazała mi jakaś koleżanka. Ale nic takiego nie powiedziałam... Uśmiechałam się tylko i słuchałam, jak Piotr opowiada o swoim nowym życiu. A potem, przeprosiłam, i wyszłam do toalety.

Nie wróciłam już do stolika. Uciekłam stamtąd bez pożegnania. Dzwonił jeszcze, ale napisałam tylko esemesa, że nie mogę już z nim o tym wszystkim rozmawiać. Wróciłam do domu i znów się załamałam.

Następnego dnia, czyli w sobotę, nie poszłam na aerobik. Siedziałam w domu przykryta kocem i oglądałam smutne filmy. Objadałam się też słodyczami. Znów miałam wrażenie, że moje życie się skończyło. Jeśli to w ogóle możliwe, żeby umrzeć dwa razy...

W niedzielę też nigdzie się nie ruszyłam, a w poniedziałek opuściłam cały dzień zajęć na uczelni. We wtorek to samo. W środę poszłam na wykład, ale w połowie uciekłam. Wieczorem miałam zajęcia kulinarne, jednak nawet nie chciałam o nich myśleć.

Przekonywałam samą siebie, że posiedzę w domu tydzień i pozbieram się. Koleżankom powiedziałam, że jestem chora i pogrążałam się w rozpaczy. Aż w końcu, w następną środę, tuż po zajęciach kulinarnych (na których oczywiście nie byłam) zadzwonił telefon. To był nasz szef kuchni. Ależ się zdziwiłam!

– Pani Justyno, opuszcza pani zajęcia – powiedział z wyrzutem.

– Wiem, ale nie mam teraz na nie czasu. Proszę zrozumieć…

– Ani chwila by się nie znalazła? Przecież to tylko dwie godziny tygodniowo.

– Wiem, ale nie mogę… – westchnęłam, bo nie miałam siły mierzyć się jeszcze z pretensjami tego ogromnego kucharza. – Przepraszam, ale to dla mnie zła pora na takie rozmowy. Może będę, nie wiem.

– Rozumiem. Chciałem tylko powiedzieć, że szkoda byłoby stracić uczennicę o takim talencie…

– Tak, tak. Ale naprawdę, proszę pana…

– O takim talencie i urodzie… – dodał, a mnie zatkało.

Milczałam ze słuchawką przy uchu, zanim zrozumiałam jego intencje.

– Urodzie… – wybąkałam po chwili.

– No tak.

– A co to ma do rzeczy?

– No niewiele, ale chciałem, żeby było pani miło – usłyszałam w jego głosie zakłopotanie.

– Czy pan ze mną flirtuje?

– Chyba tak. Choć nie dość czytelnie, bo musi pani dopytywać.

Zrobiło mi się bardzo miło

Po raz pierwszy od rozstania z Piotrem zainteresował się mną jakiś mężczyzna. Przez całe pół roku ignorowałam zaczepki w klubach, zaloty zupełnie obcych facetów jakoś na mnie nie działały. Ale tutaj to była całkiem inna sprawa.

Kucharz Michał był przystojnym mężczyzną, a do tego ciekawym, pełnym pasji, no i poczucia humoru. Był nieco starszy ode mnie, ale to przecież nie problem. Nagle, gdy tak o tym myślałam, pojawiły się dawno zapomniane uczucia. Takie przyjemne wewnętrzne ciepło, podekscytowanie…

W jednej chwili wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć. Szybko spakowałam torbę i pobiegłam na aerobik. Chciałam, żeby wysiłek fizyczny postawił mnie znów na nogi. Gdy tylko pojawiłam się na sali, podeszła do mnie moja instruktorka. Do tej pory, przez całe te pół roku, przychodziłam regularnie, nie opuściłam żadnych z zajęć. Chciała się zapytać, co się działo, dlaczego mnie nie było.

Czy się przećwiczyłam, czy miałam jakąś kontuzję? Jej zainteresowanie było czysto zawodowe, ale ja, w przypływie emocji, opowiedziałam jej całą moja historię. Chyba miałam ochotę się komuś wygadać, a ona była sympatyczna, budziła zaufanie i wykazała zainteresowanie. W tamtej chwili nagłego zrywu serca to wystarczyło. Usłyszała więc wszystko. O telefonie od wielkiego kucharza również.

– Pani Justyno, pani ma złe podejście… – skwitowała moje wyznanie, a mnie zrobiło się trochę głupio.

– Ale do czego? Do ćwiczeń?

– Do życia. Coś pani powiem. Wyjaśnię, jaka jest podstawowa zasada, którą powinny kierować się wszystkie kobiety. Mogę?

– No proszę…

– Niech pani nie robi niczego dla facetów. Niech pani robi to wszystko dla siebie. Wtedy sprawy się ułożą – powiedziała, a ja poczułam się atakowana.

Speszyłam się tą jej radą

– Ale ja nie przyszłam dla tego kucharza.

– Na pewno?

– No, może trochę.

– A wcześniej chodziła pani dla chłopaka… Racja? – zatkało mnie.

– Tak…

– Widzi pani. Proszę pamiętać. Niczego nie robić dla nich. Żyć dla siebie… To co? Ćwiczymy? – uśmiechnęła się.

Włączyła muzykę i zaczęłyśmy trening. W miarę, jak upływały kolejne minuty, zaczynało do mnie docierać, co miała na myśli ta dziewczyna. Wszystko, co do tej pory robiłam, było podporządkowane myślom o Piotrku. Nie tylko po rozstaniu, ale przez ostatnie lata.

Nie żyłam swoim życiem.

Uznawałam się za część jego świata

Do tego stopnia mu się oddałam. Nie nauczyłam się siebie, nie wiedziałam, czego chcę, czego potrzebuję, jakie są moje marzenia. Teraz już wiem. I po lekcji, jaką dało mi życie, nie mam zamiaru z siebie rezygnować.

Wtedy, na tej sali gimnastycznej podjęłam ważną decyzję. Od tamtej chwili ćwiczę dla siebie, uczę się dla siebie i kończę kurs kulinarny dla siebie. Nie znaczy to, że odrzuciłam zaloty Michała – kucharza. Spotykam się z nim i być może będzie z tego coś więcej. Ale nie oddaję się tej myśli zupełnie. Mam swoje życie. On jest jego częścią, ale nie całością. Zgodnie z moim postanowieniem.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA