„Mąż rzucił mnie dla młodej kochanki. Myślałam, że to było najgorsze, aż nie usłyszałam, co mówią o tym skunksie na mieście”

Mąż zdradził mnie z kochanką fot. Adobe Stock, auremar
„– Kochanie, chciałam ci życzyć... – Cicho, mam coś do powiedzenia. Wreszcie uwolnię się od tego małżeństwa. Przed tygodniem złożyłem pozew o rozwód, a święta spędzę już o boku kobiety mojego życia – oświadczył i klepnął mnie w ramię jak kumpla. – Koniec tej farsy! – wykrzyknął tak głośno, że ludzie stojący obok zaczęli się nam przyglądać”.
/ 19.11.2022 09:15
Mąż zdradził mnie z kochanką fot. Adobe Stock, auremar

Wiktor był draniem. Musiał nim być, skoro odszedł do innej, i to w taki sposób… A nie wiedziałam jeszcze wszystkiego. Minęły już dwa lata od rozwodu z Wiktorem, a ja wciąż nie doszłam do siebie. Nadal było mi żal… Ale zaczęłam się powoli przyzwyczajać do samotności. Nie liczyłam już na zmiany ani miłe niespodzianki od losu.

Koleżanka z pracy była innego zdania

– Powinnaś cieszyć się życiem – stwierdziła, gdy usiadłyśmy, aby wypić poranną kawę w przerwie między jednym petentem a drugim. – Zaczęłaś zupełnie nowy rozdział, jesteś wolna, możesz robić, co chcesz, z kim chcesz i kiedy chcesz. I nie mówię o facetach. Weź przykład ze mnie. Mężczyzna nie jest mi potrzebny do szczęścia. Sama na siebie zarabiam, korzystam z uroków życia, urlop spędzam nad morzem, tak jak zawsze chciałam, a nie w górach, które mnie męczą.

Wzruszałam ramionami. Ja byłam inna. Pracowałam, bo musiałam; jadłam, bo musiałam. Podobnie traktowałam obowiązki domowe, inaczej zarosłabym brudem i utonęła w chaosie. Ale dla siebie nic mi się nie chciało robić. Zero przyjemności i radości z czegokolwiek. Bo i z czego tu się cieszyć? Zbliżał się koniec roku, za oknem szaruga, w dodatku coraz bliżej do świąt… Od czasu rozpadu mojego małżeństwa był to dla mnie jeden z najgorszych dni w roku. Pewnie dlatego, że nieodmiennie kojarzył mi się z mężem, który oznajmił mi podczas andrzejkowej imprezy, że odchodzi do innej. Zabrał mnie na bal organizowany przez jego firmę, wlał w siebie sporo alkoholu…

Pamiętam, wznieśliśmy kieliszki z szampanem i zaczęliśmy życzyć sobie, żeby wszystkie dobre wróżby się spełniły.

– Oby ten sezon przyniósł nam wiele dobrego – powiedziałam do Wiktora.

Mnie na pewno przyniesie – stwierdził.

– Mam nadzieję – zawsze wspierałam męża. – Należy ci się, ciężko pracowałeś.

Wypity przez niego alkohol zrobił swoje i zapomniał, kto przed nim stoi. Albo tak to postanowił rozegrać. Do dziś nie wiem.

– Wreszcie uwolnię się od tego małżeństwa – ciągnął, patrząc na mnie mglistym wzrokiem. – Przed tygodniem złożyłem pozew o rozwód, a święta spędzę już o boku kobiety mojego życia – oświadczył mi i klepnął mnie w ramię jak kumpla. – Koniec tej farsy! – wykrzyknął tak głośno, że ludzie stojący obok zaczęli się nam przyglądać.

Nogi ugięły się pode mną.

Wiktor, oszalałeś? – wyszeptałam.

Mąż szybko dopił swojego szampana, popatrzył na mnie ciut przytomniej.

– Ee… Edyta, ach, to ty… No cóż, i tak ci chciałem powiedzieć, ale ciągle zwlekałem. W końcu byliśmy razem tyle lat, ale już się formuła… tego… wyczerpała. Odchodzę.

Odwrócił się i wmieszał w tłum gości. Stałam na środku sali i próbowałam zrozumieć, co się właściwie stało. Dotarło to do mnie dopiero, gdy Wiktor na dobre zniknął z przyjęcia. Szukałam go, ale okazało się, że wyszedł.

Po prostu mnie tam zostawił

W domu też go nie było. Wrócił nazajutrz wieczorem, żeby zabrać swoje rzeczy. W sądzie jako przyczynę rozpadu małżeństwa podał niezgodność charakterów. Nie miałam siły protestować. Jako że nie mieliśmy dzieci, sprawa zakończyła się szybko. Zrobiło mi się przykro, kiedy te wspomnienia wróciły. A wracały często… Czemu nie mogłam się od nich uwolnić?

– Edyta, kobieto, obudź się! – Irmina przerwała moje smętne rozmyślania. – Na korytarzu czeka kolejny petent.

Tego dnia po południu wyszłyśmy razem na zakupy. Koleżanka chciała, żebym pomogła jej wybrać suknię na imprezę. Zamierzała iść na bal organizowany w górskim pensjonacie dla osób samotnych.

Wytańczę się za wszystkie czasy – mówiła, z uśmiechem przeglądając sukienki w sklepie. – Na takich imprezach kobiety szukają partnerów, a mężczyźni łatwej zdobyczy. Wykorzystam to! – roześmiała się. – Pokuszę, naobiecuję i pobawię się, że hej!

Wzniosłam oczy do nieba i popukałam się w czoło. Doprawdy, co za głupoty… W końcu Irmina wybrała suknię z głębokim dekoltem, podkreślającą figurę.

– Ty też powinnaś iść na taką zabawę – stwierdziła, gdy wychodziłyśmy ze sklepu. – Nie możesz kolejnego sylwestra spędzić sama w domu. Jesteś na to za młoda!

– A właśnie że mogę – mruknęłam.

Nie zamierzałam nigdzie wychodzić, nikogo kusić, podrywać i robić sobie złudnych nadziei. Po co się zadręczać? No i nie umiałam tańczyć. Lepiej położyć się spać i przespać tę końcówkę roku.

– Nie pozwolę na to – powiedziała Irmina, najwyraźniej biorąc kurs na najbliższą kawiarenkę. – Chodź, napijemy się kawy, odetchniemy, pogadamy…

Nie chciałam jej urazić, więc poszłam, a potem sama nie wiem jak – przekonała mnie do wspólnego sylwestra „dla samotnych”.

Może dlatego, że nie umiem odmawiać?

Zawsze byłam cicha, spokojna, a słowo „asertywność” znałam tylko z gazet. Trzy tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Święta spędziłam u rodziców, a już parę dni później jechałam z Irminą w góry. Ona gadała za dwoje, ja byłam milcząca i pełna wątpliwości. Moja koleżanka jechała tam, by dobrze się bawić, a ja? Sama nie wiem po co. Nawet nie kupiłam sukienki, decydując się na spódnicę i jasną bluzkę. Ale na pytanie Irminy, czy mam odpowiedni strój, odpowiedziałam, że mam. I wcale nie skłamałam. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, sypał śnieg. Irmina zaparkowała na oświetlonym parkingu przy pensjonacie i zapiszczała z radości niczym mała dziewczynka.

– Hurra! Dotarłyśmy w jednym kawałku i pada śnieg. Super! Teraz szybko do pokoju, trzeba się wystroić – wyskoczyła z samochodu, zanim ja zdążyłam otworzyć drzwi.

Rozpakowałyśmy bagaże. Na widok mojej „kreacji” Irmina stwierdziła, że wyglądam jak własna babka.

– Nie przyjechałam tu podrywać ani tańczyć. Posiedzę przy stoliku, przypilnuję twojej torebki, kiedy będziesz się bawić – wyjaśniłam, walcząc z rozdrażnieniem.

Zaczęłam żałować, że tu się zjawiłam.

– Akurat! – prychnęła. – Po co gadasz takie rzeczy?! Sama zobaczysz, że będzie inaczej. Ogarnij się, dziewczynko.

Nagle zaczęłam się bać. Miałam nadzieję, że przewidywania Irminy się nie sprawdzą. Boże, nawet bym nie wiedziała, o czym mam z takim podrywaczem gadać! Nigdy nie umiałam flirtować. Z Wiktorem znałam się od liceum i jakoś tak naturalnie od przyjaźni przeszliśmy przez chodzenie ze sobą aż do małżeństwa. Potem równie gładko się rozwiedliśmy. Wiem, nudy… A jednak te „nudy” dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Kiedy nadeszła pora, by pójść do sali, nagle zapragnęłam, żeby zostać w pokoju i się w nim zabarykadować. Irmina jakby coś wyczuła, bo zdecydowanym ruchem wzięła mnie pod ramię i zaciągnęła na dół. Usiadłyśmy przy stoliku.

– Patrz, jacy fajni faceci – rzuciła, rozglądając się wokoło i rozdając uśmiechy.

Nie podobało mi się jej zachowanie

Szczerzyła się jak głupia, trzepotała rzęsami, kokieteryjnie poprawiała włosy…

– Tylko konkurencja duża – mruknęłam złośliwie. – Spójrz, ile babeczek…

– Brzydkie – oceniła prędko Irmina, taksując uważnym spojrzeniem inne kobiety. – O, jest i Marianna – pomachała do eleganckiej brunetki o surowym wyrazie twarzy. – Lidkę też widzę – pochyliła się w moją stronę i zaczęła szeptem wyjaśniać: – Marianna i Lidka to stałe bywalczynie tych imprez. Szukają tu zdobyczy.

Zdobyczy? – zdziwiłam się.

Irmina zachichotała.

– Obie są samotne, bogate i uwielbiają bawić się facetami. Traktują ich jak sługusów. Na zasadzie: przynieś, podaj, pozamiataj, ugotuj, zrób zakupy, dogódź mi. Poznałam je trzy lata temu na jednym ze spotkań dla samotnych. One nazywają takie spotkania „targiem”. Wybierają sobie chłopa, trzymają go kilka miesięcy w domu, a kiedy im się znudzi, szukają kolejnego.

– To okropne… – skrzywiłam się.

– Czy ja wiem – Irmina wzruszyła ramionami. – Co kto lubi. Chyba lepiej, jak ty wykorzystujesz ich niż jak oni ciebie.

Nie byłam przekonana

Nie śmieszyło mnie ani tym bardziej mi nie imponowało zachowanie pani Marianny czy Lidki. Targ? Co za słowo, co za podejście?!

Lidziu! Miło cię widzieć! – Irmina podniosła się od stolika i pocałowała w policzek drobną blondynkę o delikatnej urodzie.

– Lidka – wyciągnęła do mnie dłoń.

Cicho brzęknęły cienkie, złote bransoletki.

– Edyta – przedstawiłam się.

No, widzę kilka towarów z zeszłego roku… – nowa znajoma dosiadła do nas i zaczęła uważnie rozglądać się po sali.

Podążyłam za jej wzrokiem. I nagle… moje serce zamarło. Pośród mężczyzn dostrzegłam Wiktora! Przetarłam oczy ze zdumienia. To niemożliwe! Mój były mąż tutaj? Na balu dla samotnych?!

– Z tego akurat nie ma pożytku – Lidka dostrzegła, w kogo się wpatruję. – Mało zarabia, w łóżku jest do niczego, nawet domu nie umie porządnie posprzątać. Nie warto – machnęła lekceważąco ręką.

– Mówicie o tym, który siedzi przy stoliku pod ścianą? Po lewej? – spytała Irmina.

Lidka przytaknęła.

– Całkiem przystojny – zauważyła Irmina. – Skąd wiesz, że się nie nadaje?

Właśnie? Znasz go? – spytałam z nadzieją, że nie widać po mnie zdenerwowania.

– Pewnie – odparła Lidka. – Która ze stałych bywalczyń go nie zna! Jest na prawie każdym spotkaniu. Zresztą, jak nie wierzycie, zapytajcie Kaśki albo Jadzi. Podobno jakiś czas temu odszedł od żony dla stażystki, ale ta szybko się go pozbyła, bo prezes firmy dawał jej większe widoki na przyszłość – chrząknęła porozumiewawczo.

Irmina zachichotała, a ja siedziałam jak na szpilkach. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej, ale nie miałam odwagi pytać.

Na szczęście Lidka ciągnęła

– Wywalili go z tamtej firmy, z kolejnej również, teraz podobno pracuje w jakimś magazynie. Przychodzi na te spotkania, szuka kobiet, u których może się zatrzymać – oparła podbródek na dłoni. – Wiadomo, wynajęcie mieszkania kosztuje, ale coś za coś… A on nie ma nic do zaoferowania. Kiepski pod każdym względem. Naprawdę, moje drogie panie, nie warto go brać – podsumowała. – O, to już tamten podobno jest lepszy, w łóżku też, i potrafi w domu coś zrobić, naprawić… – relacjonowała, wskazując towarzysza Wiktora. – U Jadzi służył, a ona jest wymagająca – roześmiała się.

Przyglądałam się mojemu eks i nie mogłam uwierzyć, że to, co mówiła o nim Lidka, było prawdą. Serce mi się ścisnęło. Czyżbym nadal go kochała? Odszedł, zostawił mnie... Ale to Wiktor, mój mąż! Jednego byłam pewna. Skrzywdził mnie, a jego odejście wciąż mnie bolało. Niedługo potem dosiadła się do nas Marianna i obie z Lidką zaczęły opowiadać anegdotki na temat „okazów” obecnych na imprezie. Dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy o Wiktorze, i to jeszcze z czasów, kiedy byliśmy małżeństwem! Znało go tu sporo pań… Za to ja chyba wcale. Co innego być porzuconą dla drugiej miłości, a co innego dzielić się mężem z całym haremem. Poczułam coś więcej niż niesmak. Wiktor mnie zauważył, jednak nie podszedł. Nic dziwnego, nie miał się czym chwalić. Ja tu trafiłam niejako przypadkiem, ale on… Usłyszałam dość, by wreszcie przestać opłakiwać rozwód i pogodzić się faktami. To koniec. I nie ma czego żałować.

Postanowiłam, że będę się dobrze bawić

Tańczyłam, nie przejmując się, czy znam kroki, czy nie, po prostu pozwalałam się prowadzić i było dobrze – zupełnie inaczej niż w życiu, w którym warto wiedzieć, dokąd się zmierza. Pierwszy raz od dawna szczerze się śmiałam, kilka drinków rozluźniło mnie, nawet trochę poflirtowałam. A odejście Wiktora zaczęłam traktować jak dar od losu. Nie mogłam zrozumieć, jak mogłam tyle lat być żoną takiego drania i nic nie zauważyć.

Gdy impreza się kończyła, kusiło mnie, żeby do niego podejść, złożyć jakieś życzenia z ironicznym podtekstem, ale się powstrzymałam. Nie kopie się leżącego, a ja chciałam wejść w nowy etap z czystą kartą. Nie zamierzałam pielęgnować w sobie żalu i złości. Poza tym istniało prawdopodobieństwo, że moje zainteresowanie ośmieli Wiktora. A nuż zechce wrócić, błagać o drugą szansę? Lepiej nie ryzykować. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA