„Gdy wróciłam z wyjazdu, okazało się, że gospodynią w moim domu jest sąsiadka. Mąż szybko znalazł za mnie zastępstwo”

Mąż znalazł sobie za mnie zastępstwo fot. Adobe Stock, lordn
„Aż mną zatrzęsło! Wyjechałam dosłownie na parę dni, a mojemu mężowi nagle przestała smakować moja kuchnia! I jeszcze u sąsiadki wolałby się stołować! Na koniec orzekł, że na deser obiecała mu szarlotkę, a on nigdy jeszcze nie jadł tak dobrego ciasta. Niech żre tego gnieciucha Krychy, jak mu tak smakuje…”.
/ 29.07.2022 09:00
Mąż znalazł sobie za mnie zastępstwo fot. Adobe Stock, lordn

Do Tadzika pod moją nieobecność miała wpadać nasza córka, no ale oczywiście nie mogła. I byłby umarł z głodu, lecz znalazł się ktoś chętny do pomocy...

Zawsze powtarzałam swojej siostrze: nie będziesz miała dzieci, to nie będzie nawet miał kto podać ci szklanki wody na starość!

No i doczekała się!

Złamała nogę i leżała unieruchomiona w łóżku. Jej mąż jeszcze pracuje i gdybym nie pojechała jej poratować, to nie miałby jej kto herbaty zrobić, nie mówiąc o tym, że nie miałaby do kogo ust otworzyć. Ja, chwała Bogu, pogadać sobie lubię, więc z tym nie było kłopotu. Opowiedziałam jej wszystkie miejscowe plotki, a czy to ważne, że nie znała nikogo, o kim opowiadałam? Przynajmniej miała jakąś rozrywkę, a nie wpatrywała się całe dnie w to gadające pudło.

Codziennie wieczorem, kiedy już wyprawiłam siostrę do łóżka, dzwoniłam do domu, do męża i dopytywałam się, jak sobie radzi. Trochę się o niego martwiłam, bo do tej pory to od czasu ślubu rozstawaliśmy się tylko wtedy, kiedy szłam dwa razy na porodówkę, ale na szczęście w sąsiedztwie mieszka moja córka, Iga, więc przynajmniej o jedno mogłam być spokojna: z głodu mi nie umrze.

Tadek, co prawda, podczas tych naszych pogawędek nie był zbyt rozmowny, ale już się w sumie przez te czterdzieści lat zdążyłam do tego przyzwyczaić. Ilekroć pytałam go, co słychać w domu, odpowiadał mi tylko półsłówkami, więc dałam spokój. Kiedy siostra wstała z łoża boleści, odetchnęłam z ulgą. Miło do kogoś wpaść raz na jakiś czas, ale nie ma to jednak jak na własnych śmieciach. Pozbierałam więc wszystkie swoje bagaże, wsiadłam w autobus i nawet Tadka nie poinformowałam.

Chciałam mu zrobić niespodziankę 

Zanim wróci z pracy, to trochę ogarnąć i jakiś lepszy obiad zrobić. No i niespodzianka była, tylko, że to ja się zdziwiłam! Wróciłam, i od progu mnie zatkało, bo czyściutko było, posprzątane, a ja się bałam, że do podłogi się przykleję z brudu! W kuchni też czekało mnie zaskoczenie. Na kuchence stał garnek z zupą, spróbowałam – pomidorówka, i to całkiem smaczna!

– No, no – ucieszyłam się w duchu. – Zawsze zamartwiałam się, że Iga to kiepska gospodyni, że nie udało mi się córki niczego nauczyć, a tu proszę – nawet nieźle jej to wyszło, może nawet lepiej niż mnie!

Zajrzałam do lodówki – a tam leżało jakieś wymyślne ciasto, a że Tadek to łasuch, to już połowy nie było, chociaż doktor każe staremu uważać na wagę. Chwyciłam zaraz za telefon i zadzwoniłam do córy, żeby pochwalić ją za opiekę nad ojcem.

– Mamo, przepraszam, że tak wyszło! – zaczęła się tłumaczyć, kiedy tylko odebrała. – Maciek jest koszmarnie przeziębiony, nie miałam czasu, żeby zawozić tacie obiady, ale chyba sobie jakoś poradził?

Że co? Po przepisy mam do niej iść?!

Zapewniłam ją, że tak, ale nie mogłam wytrzymać z ciekawości. Bo w to, że Tadek nauczył się sam gotować, a co lepsze, piec, nie uwierzyłabym nigdy w życiu! Coś, a raczej ktoś, musiał się za tym kryć! Byłam gotowa założyć się, że Tadek zamówił sobie jedzenie z cateringu, choć wiedział, że tego nie popieram! Jeszcze ludzie gotowi pomyśleć, że ma żonę lenia!

Grzebałam właśnie w koszu w poszukiwaniu dowodów zbrodni, czyli jakichś pudełek, kiedy usłyszałam, że ktoś przekręca klucz w zamku. Na Tadka było jeszcze za wcześnie, więc kto to mógł być? Tylko złodziej. Uzbroiłam się w patelnię, bo ja nie jestem z tych, co czekają bezczynnie, kiedy ktoś chce ukraść im krwawicę, i czekałam schowana w kącie za lodówką. Tylko że złodziej wcale nie przemykał się w poszukiwaniu co cenniejszych łupów, tylko wpakował się do kuchni i zaczął coś rozkładać na stole! I wydał mi się cokolwiek znajomy…

Kryśka, to ty? – zdziwiłam się, wychodząc zza lodówki.

Sąsiadka tak podskoczyła ze strachu, że mało się nie roześmiałam. Ale tak to jest, jak się kto pakuje do cudzego domu, to musi być przygotowany na niespodzianki!

– Aleś mnie przestraszyła! – opadła na krzesło, trzymając się za serce.

– A ty mnie to niby nie? – odparowałam. – Co ty właściwie tu robisz?

Okazało się, że Tadek spotkał ją parę dni wcześniej w naszym wiejskim sklepiku, gdzie próbował wybrać jakiś serek na kanapki, i oczywiście, pożalił jej się, że został opuszczony przez żonę i córkę, i mało nie przymiera głodem. I Kryśka jak miłosierna samarytanka zaproponowała, że będzie mu podrzucać obiady, nawet klucz jej dał, żeby wpadała pod jego nieobecność!

– Wiesz, mój Heniek siedzi za granicą, tylko na sobotę i niedzielę zjeżdża, a co to za radocha gotować dla samej siebie? – tłumaczyła mi się Kryśka. – A tak to i ja miałam zajęcie, i Tadek coś ciepłego zjadł…

Podziękowałam jej, bo co miałam zrobić, choć nie bardzo mi się podobało, że obca baba szarogęsiła mi się po kuchni i zaglądała do lodówki. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio dokładnie sprzątałam, a Kryśka długi jęzor ma…

Nie przypuszczałam, że mi ta jej pomoc bokiem wyjdzie!

To, co przyniosła, wsadziłam do lodówki, a sama przygotowałam obiad po swojemu. Kiedy Tadek wrócił do domu, wydawał się zadowolony, że już wróciłam. Gdy jednak zasiadł do obiadu, nie miał zachwyconej miny. Siedział za kuchennym stołem, mieszał łyżką w zupie, wąchał, medytował, aż się zdenerwowałam.

Czego szukasz w tej zupie, jakichś skarbów? – zapytałam z irytacją.

– A bo wiesz… – zaczął niepewnie. – Ta Krysi zupa jakoś inaczej smakowała… Taka aromatyczna była, Krysia chyba jakichś innych ziół używa.

Aż mną zatrzęsło! Wyjechałam dosłownie na parę dni, a mojemu mężowi nagle przestała smakować moja kuchnia! I jeszcze u sąsiadki wolałby się stołować! Podałam mu więc drugie danie, a ten zaczął narzekać, że Krysia robi mielone jakoś inaczej, z serkiem w środku! I że na deser obiecała mu szarlotkę, a on nigdy jeszcze nie jadł tak dobrego ciasta!

Podałam mu tego gnieciucha, niech sobie zje, skoro nie potrafi docenić mojej kuchni! Jakby na tym się to wszystko skończyło, to jakoś bym to zdzierżyła! Ale Tadzik niemal codziennie wspominał, jak to Krysia doskonale gotuje, co więcej, ośmielił się zasugerować, że może powinnam pospisywać sobie od niej jakieś przepisy!

Człowiek musi się uczyć przez całe życie! – pouczył mnie.

Naprawdę zastanawiałam się już nad rozwodem, taka byłam zdenerwowana. No ale chyba żadna kobieta nie chce non stop słyszeć o zaletach innej! Na szczęście, kiedy zna się swojego męża przez trzydzieści lat, to wiadomo, jak z nim postępować…

W sobotę rano, kiedy tylko zauważyłam, że Heniek, mąż Kryśki, już wstał i zaczyna się kręcić po podwórku, podeszłam do płotu i z szerokim uśmiechem zapytałam, czy nie mógłby do mnie wpaść i zerknąć na kran w kuchni, bo chyba przecieka.

A jednak moja kuchnia lepsza!

– Wiesz, Heniu, Tadzik to w ogóle do takich prac nie jest zdatny – powiedziałam na tyle głośno, żeby mój mąż usłyszał mnie przez otwarte okno. – Ty to co innego, fachowiec…

Nie znam mężczyzny, który nie nabrałby się na kilka miłych słówek. Nie minęło pięć minut, a Heniek kucał u mnie w kuchni z torbą pełną narzędzi i z zapałem odkręcał kolanko pod zlewem, ja zaś siedziałam obok i wzdychałam z podziwem.

– Jak tobie to zgrabnie idzie – chwaliłam. – Od razu widać, że masz smykałkę do takich prac! No popatrz, takie to proste się teraz wydaje…

Kiedy skończył ze zlewem, poprosiłam go jeszcze, żeby umocował półkę w łazience i naoliwił drzwi do spiżarki – czyli o wszystko to, czego już od miesięcy nie mogłam się doprosić od Tadzia. Henio robił, a ja tylko chodziłam za nim, wzdychałam z podziwem, trzepotałam rzęsami, chwaliłam – i z satysfakcją patrzyłam, jak Tadzik robi się coraz bardziej ponury i ma coraz bardziej zaciętą minę.

– Zawsze do usług, sąsiadko – powiedział Heniek na koniec, całując mnie w rękę, kiedy nie mogłam już wymyślić żadnego nowego zadania. – Gdyby jeszcze coś się zepsuło, wal do mnie jak w dym!

Przecież sam bym to wszystko naprawił! – wrzasnął na mnie Tadek, kiedy tylko za Heńkiem zamknęły się drzwi. – I nie musiałaś go już tak wychwalać pod niebiosa!

– Nie denerwuj się tak, Tadziu – powiedziałam słodko. – Sam mi powtarzasz, że człowiek wciąż się uczy, a Heniek pracuje w tej branży, więc ma większe pojęcie o remontach niż ty! Zawsze dobrze spróbować czegoś nowego, no nie?

Tego wieczora na kolację podałam zapiekankę z ziemniaków, którą robiłam od początku naszego małżeństwa, i czekałam z niecierpliwości, co Tadek będzie miał do powiedzenia.

– Pyszna jak zawsze – orzekł, kiedy wsunął jeden talerz i jeszcze dokładkę. – Kuchnia Krysi nawet się nie umywa!

– Ty też jesteś lepszym fachowcem niż Heniek – zrewanżowałam mu się. – Wyobraź sobie, że ten kran dalej cieknie! Taki z niego majster! 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA