Gdybym wiedziała, że oni hasło grzybobranie traktują tak serio, zostałabym w domu. Teraz nie miałam innego wyjścia i musiałam jakoś przetrwać weekend… A na ten wyjazd namówiła mnie koleżanka z pracy. Skusiłam się, bo potrzebowałam towarzystwa. Kiedy pół roku temu się rozwiodłam, okazało się, że nie mam żadnych przyjaciół.
Wszyscy nasi znajomi wybrali jego
Nie mam do nich pretensji. Pewnie też bym tak wybrała. Krzysztof jest dowcipny, wysportowany, przystojny. Dusza towarzystwa i kaowiec. Lubią go i faceci, i kobiety. Jak się okazało – niektóre aż za bardzo. W świeżo odzyskanej wolności podobało mi się wszystko oprócz samotności. Musiałam szybko znaleźć sobie nowe towarzystwo. Nie mogłam też pozwolić na to, żeby Krzysztof wygrał. Gdy kazałam mu się wynosić z domu i mojego życia wykrzyczał mi w twarz:
– Jeszcze tego pożałujesz. Jak będziesz siedzieć sama przed telewizorem i nie będziesz miała do kogo gęby otworzyć.
Z Lidką, koleżanką z pracy, lubiłyśmy się od dawna. Na służbowych wyjazdach zawsze mieszkałyśmy razem. Świetnie się dogadywałyśmy, ale prywatnie nigdy się nie spotykałyśmy. Lidka miała swoje towarzystwo, ja swoje. Lidka też jest rozwódką. Gdy opowiedziałam jej, że wreszcie wyrzuciłam niewiernego męża z domu, zaproponowała mi wieczorne wyjście do knajpy. Z zaproszenia skorzystałam. Ale propozycję wspólnego wyjazdu z jej znajomi przyjęłam dopiero teraz. Wcześniej nie byłam na to gotowa.
– Jedziemy na grzyby. Do bardzo miłego pensjonatu na Mazurach. Ma być piękny weekend, może się skusisz?
Pojechaliśmy w trzy samochody.
Lidka wiozła mnie i znajome małżeństwo
Już gdy zobaczyłam, co pakują do bagażnika, zaczęłam mieć podejrzenia, że wyjazd na grzyby wśród znajomych Lidki oznaczał coś zupełnie innego niż wśród moich. Nasze grzybobranie polegało głównie na wspólnej zabawie i piciu. Czasem ktoś poszedł na spacer do lasu i przyniósł garść kurek albo kilka maślaków… Zobaczyłam te kosze i elektryczne suszarki do grzybów i poczułam, że tym razem będzie inaczej.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. W kuchni zrobiliśmy kanapki. Byłam pewna, że po kolacji zacznie się popijawa. Już chciałam sięgnąć po butelkę nalewki, gdy zza stołu zerwał się wysoki szpakowaty facet.
– No, dobranocka, trzeba się przespać. Przypominam, pobudka o czwartej.
Chciałam zawołać, że jasne, że to świetny żart, ale w porę zauważyłam, że nikt się nie śmieje. Wszyscy zaczęli się zbierać, podnosić od stołu.
– Lidka, naprawdę nastawiasz budzik na czwartą rano? – zapytałam w pokoju z niedowierzaniem.
– Jasne. Później wszystko jest już wyzbierane – odparła przejętym tonem.
Miałam myśl, żeby zaproponować, że ja zostanę, ale nie chciałam już pierwszego dnia zrazić do siebie innych. Przecież miałam się zaprzyjaźniać! Rano zwlekłam się nieprzytomna z łóżka. W samochodzie dosypiałam. Gdy dojechaliśmy do lasu, grzecznie wzięłam koszyk wręczony mi przez Lidkę. Przez godzinę snułam się za nią. Przez ten czas udało mi się znaleźć dwie kurki. Nagle kątem oka zobaczyłam za drzewami nasłonecznioną polanę.
– Lidka, to ja pójdę teraz w lewo – zawołałam, a Lidka machnęła ręką.
Poczekałam, aż zniknie, i wróciłam na polanę. Było sucho i ciepło. Naciągnęłam na głowę kaptur, zwinęłam się w kłębek i po chwili już smacznie spałam.
– Jeżeli to pani jest Izą, to wszyscy pani szukają od kilkudziesięciu minut – męski głos brutalnie przerwał mój sen.
Przetarłam oczy. Nade mną stał ten sam facet, który wczoraj posłał nas wszystkich do łóżek.
– Zaczęliśmy się już martwić, więc jeśli mogę coś doradzić, to proponuję jednak powiedzieć, że zgubiła pani drogę. Prawda mogłaby ich trochę zdenerwować – doradził z uśmiechem.
Zerwałam się z trawy
Spojrzałam na mój pusty koszyk. Facet westchnął i przełożył ze swojego wiadra do mojego koszyka kilka garści grzybów.
– Teraz to będzie wyglądało trochę lepiej – stwierdził.
– W pensjonacie wszystkie panu oddam – obiecałam. – I tak nie wiedziałabym, co z nimi zrobić.
Gdy zbliżyliśmy się do szosy, usłyszałam nawoływania:
– Izaaaa! Hop hoop!
– Halo! Mam ją! Znalazłem! – krzyknął mój towarzysz i po chwili wszyscy spotkaliśmy się przy samochodach.
W pensjonacie wszyscy zajęli się grzybami, ja wymknęłam się nad jezioro. Dzień był bardzo ciepły, więc może dałoby się wykąpać? Córki mówią na mnie „mors”. Gdy w zasięgu jest jakaś woda, to jak tylko jej temperatura nie urywa nóg – wiadomo, że do niej wskoczę. Woda była całkiem znośna. Zanurzyłam się i zaczęłam płynąć. Po kilku minutach usłyszałam plusk. Prosto na mnie płynął kajak. Skręcił w ostatnim momencie. W kajakarzu rozpoznałam mojego wybawiciela z lasu.
– No, chyba nie po to mnie pan uratował w lesie, żeby teraz zabić – zawołałam i złapałam się brzegu kajaka.
– Przepraszam. Zagapiłem się. Przez myśl mi nie przeszło, że o tej porze roku komuś może wpaść do głowy kąpiel. Może panią podrzucić do brzegu?
– Nie, dam radę. A może małe wyścigi? Kto pierwszy na pomoście? – ruszyłam ostrym kraulem.
Zanim mojemu oponentowi udało się obrócić kajak – byłam już daleko. Wskoczyłam na pomost. Gdy kilkanaście sekund później kajak dobił do brzegu – zaczęłam ostentacyjnie ziewać.
– No, naprawdę, ile można na pana czekać! – zawołałam.
– Cóż. Zostałem sromotnie pokonany. Może w ramach nagrody chciałaby pani ze mną popływać? Mam tylko jedno wiosło, więc nie może mi pani zarzucić, że szukam darmowej siły roboczej.
Nie miałam innych planów
Wytarłam się, przebrałam i szybciutko wskoczyłam do kajaka.
– A pan nie suszy, nie dusi ani nie marynuje? – zagadnęłam.
– Moje zainteresowanie grzybami kończy się, gdy je zbiorę. Oddałem wszystkie dziewczynom – odparł. – W zamian dostanę słoiczek marynowanych… A tak w ogóle to chyba pora żebym się przedstawił. Grzegorz.
Wyciągnęłam za siebie rękę.
– Miło poznać. Iza.
Podobał mi się uścisk jego dłoni. Męski. Konkretny. Zdecydowany. Pływaliśmy, aż zaczęło się robić ciemno. Rozmowa gładko przechodziła z tematu na temat. Grzegorz wzbudzał zaufanie. Opowiedziałam mu o mężu, córkach, rozwodzie. Czekałam, że zrewanżuje się opowieścią o sobie. Bardzo chciałam wiedzieć, czy jest żonaty albo ma kogoś na stałe. Po raz pierwszy od rozwodu spotkałam mężczyznę, o którym chciałam to wiedzieć. Ale tego tematu Grzegorz unikał. Byłam pewna, że dlatego, że ma żonę i rodzinę. Zrobiło mi się smutno. Przed kolacją zagadnęłam Lidkę:
– Coś wiesz o tym Grzegorzu?
– A co, wpadł ci w oko? Wiesz, daj sobie spokój. On ciągle kocha żonę. Zginęła w wypadku samochodowym 10 lat temu. Była w ciąży… O dziecko starali się kilkanaście lat. Straszna tragedia.
Przypomniałam sobie, jak przez pół popołudnia użalałam się nad swoim życiem. Idiotka ze mnie. Na kolacji bałam się spojrzeć na Grzegorza. Gdy potem wszyscy usiedliśmy na tarasie (następnego dnia nie było pobudki o 4, wiec wreszcie można się było napić!) unikałam jego towarzystwa. A gdy poczułam, że dłużej nie dam rady – uciekłam na spacer. Poszłam nad jezioro i usiadłam na pomoście.
Nagle usłyszałam kroki
Grzegorz. Usiadł koło mnie i podał mi butelkę wiśniówki.
– Domyślam się, dlaczego nagle zaczęłaś mnie unikać. Choć tak dobrze nam się wcześniej rozmawiało. Lidka powiedziała ci, co ze mną jest nie tak…
Skinęłam głową.
– Lidka nie wie wszystkiego. Trzy miesiące temu minęło 10 lat od tamtego wypadku Byłem na cmentarzu. Porozmawiałem z Ewą. Wiem, że na swój sposób będę ją kochał do końca życia. Ale zrozumiałem, że wreszcie jestem gotowy na nowy związek.
Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Czy to była deklaracja zainteresowania? Trochę się wystraszyłam, bo nie byłam jeszcze na 100 procent pewna, że ja jestem zainteresowana Grzegorzem. Krzysztof nie był moim pierwszym mężczyzną. Ale ostatni raz na randce z kimś innym byłam ponad trzydzieści lat temu! Grzegorz dostrzegł moje wahanie.
– Jezu. Przepraszam. Chyba cię wystraszyłem. Nie mam zamiaru paść na kolana i poprosić cię o rękę. Chciałem tylko wyjaśnić, jak to ze mną jest.
Odetchnęłam, uśmiechnęłam się.
– Pójdziemy na spacer?
Dwie godziny i pól butelki wiśniówki później byłam już pewna, że jestem zainteresowana. Naprawdę nadawaliśmy na tej samej fali. Grzegorz śmiał się z moich żartów, ja z jego. I to szczerze. Czułam się w jego towarzystwie jak do tej pory tylko przy Krzysztofie. Dawno, dawno temu. Nie protestowałam, gdy Grzegorz wziął mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
Wyraźnie badał teren
Najpierw całował mnie po ramieniu. Potem po szyi. Nie zaprotestowałam. Ale gdy już miał mnie pocałować w usta, przejęłam inicjatywę. Popchnęłam go do tyłu, aż oparł się o drzewo. I zaczęłam całować. Moja ręka powędrowała na jego pośladki. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Grzegorz się nie wyrwał. Spokojnie poczekał i przejął inicjatywę. Jak nastolatki – kochaliśmy się przez pół nocy na rozłożonej na ziemi kurtce. Wymieniliśmy się telefonami. Ale nie miałam pewności, ze zadzwoni.
Zrozumiałabym, gdyby okazało się, że jeszcze nie jest gotowy. Dwa dni temu na ekranie mojej komórki pojawiło się „Grzegorz z grzybobrania”. Wzięłam trzy głębokie oddechy.
– Halo?
– No hej… Jeżeli nie masz w sobotę nic lepszego to roboty, to chętnie cię nakarmię. Mam słoik grzybków…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”