Wiliam Shakespeare "Hamlet"
Śmierć ponieśli prawie wszyscy bohaterowie Hamleta Wiliam Shakespeare. Obłąkana Ofelia utonęła w rzece, ale nikt nie potrafił jednoznacznie powiedzieć, czy to było samobójstwo, czy wypadek. Na brzegu rzeki wiła wianek i chciała zawiesić go na gałęzi. Ta załamała się pod nią i dziewczyna wpadła do wody. Przez jakiś czas unosiła się na powierzchni „wtedy, nieboga, / Jakby nie znając swego położenia / Lub jakby czując się w swoim żywiole, / Śpiewała starych piosenek urywki. / Ale niedługo to trwało, bo wkrótce / Nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą / Biedną ofiarę ze sfer melodyjnych / W zimny muł śmierci”.
Gertruda, matka Hamleta, niechcący wypiła zatrute wino, przeznaczone dla niego. Hamlet z kolei, dowiedziawszy się od Leartesa, że został ranny zatrutym floretem, zabija króla Klaudiusza. Wkrótce sam umiera, a także śmiertelnie ranny Leartes. Przedtem Hamlet słusznie zauważył, że śmierć to „nieznany kraj, z którego granic nie wrócił żaden podróżny”. Fortynbras kazał go pochować jak bohatera, „niewątpliwie bowiem / Byłby wzorem królów się okazał / Dożywszy berła”.
Literatura baroku
John Donne "Śmierć"
John Donne w wierszu Śmierci, próżno się pysznisz... stwierdzał, że „licha w tobie siła, / skoro ci, których – myślisz – jużeś powaliła, / nie umrą”. Wprawdzie słynna jest jej „potęga i groza”, ale nie różni się właściwie niczym od snu. Podmiot liryczny nazywa ją „Losu, przypadku, królów, desperatów sługą”, tą, która jest posłuszna „wojnie, truciźnie, chorobie”. Twierdząc, że łatwiej sen jest znaleźć w maku lub w czarach, zapytuje: „więc czemu puszysz się tak długo?”. Jest optymistą, ponieważ wie, że „Ze snu krótkiego zbudzi się dusza człowieka / w wieczność, gdzie Śmierci nie ma”, więc „Śmierci, śmierć cię czeka”.
Sebastian Grabowiecki "Sonet VIII"
Poeta w Sonecie VIII zwracał się do Jezusa ze słowami: „Z twej śmierci, Jezu, dochodzim żywota, / Śmierć podejmując dla nas, władzą śmierci / bierzesz, a – z Twej k nam miłości – tej śmierci / moc dawasz, co nas wpuszcza do żywota”. Podmiot liryczny pragnie więc śmierci, ponieważ po zgonie będzie żył wiecznie. Wie, że dochodzi już do kresu życia, więc „pożądam tej śmierci, / że w niej rozkosz mojego żywota”.
Jan Andrzej Morsztyn "Do trupa"
Poeta w sonecie Do trupa twierdził, że lepiej być trupem niż zakochanym, ponieważ „ty się rozsypiesz prochem w małej chwili”, a zakochany będzie cierpiał wieczne męki. Trup „leży zabity” strzałą śmierci, nie ma w sobie krwi, wokół niego palą się świece. Jest okryty całunem, ręce ma związane różańcem, milczy, nic nie czuje, „tyś jak lód”. Zakochany płonie wewnętrznym ogniem, nie potrafi rozsądnie myśleć, więc wolałby być na miejscu trupa.
Heronim Morsztyn "Marność nad marnościami"
Morsztyn w wierszu Marność nad marnościami i wszystko marność zauważał, że „nie masz ci na świecie nic zdradnym trwałego, / wszelka rzecz bywszy, ginie, śmierć koniec wszystkiego”. Od niej nie da się uciec, ponieważ śmierć „swe wyroki / miece na wszystek naród ludzki bez odwłoki”. Nawet człowiek bogaty, który za życia zamieszkiwał pałace, miał mnóstwo sług, będzie miał tylko trumnę z kilku tarcic, a orszak „z rozlicznej gadziny, szkarady. / Robak, wąż i jaszczurka pastwią się z gniłego”. Zamiast bogatych szat, będzie „na ciele leżeć gnoju szmata”. Dlatego więc wszystko na tym świecie jest marnością.
Józef Baka "Uwagi o śmierci"
J. Baka w wierszu Uwagi śmierci niechybnej twierdzi, że śmierć nie oszczędza niczego żywego w naturze: „na dęby / ma zęby (...) kwiat mdleje, / więdnieje”, ponieważ „śmierć jak kot / wpadnie w lot!”. Nie uchronią się przed nią nawet ludzie młodzi. „Tobie w głowie skoki, tany, / charty, żarty na przemiany”, nie zdają sobie sprawy, że „śmierć kroczy, / utroczy, / jak ptaszka”. Młodzież lubi się wysypiać, więc kiedy „śpisz długo, / śmierć sługą - / pościele / w popiele”. Może dopaść człowieka w najbardziej niespodziewanym momencie: „Kawalerów śmierć szyderca / zrywa gwałtem i z kobierca, / łopata / przeplata / wesele / w łez wiele”. Podmiot liryczny uświadamia, że wszystko przemija: „Nie dopędzisz wczora cugiem, / nie wyorzesz jutra pługiem; minęło, zniknęło / bez zwrotu / powrotu”.
Literatura romantyzmu
Johann Wolfgang Goethe "Cierpienia młodego Wertera"
Dręczony „bólem z powodu świata”, nieszczęśliwy w miłości Werter, bohater Cierpień młodego Wertera Goethego popełnił samobójstwo. Przed śmiercią napisał list do Lotty, zawiadamiając, że „Jestem gotów, Lotto! Nie wzdragam się ująć zimnego, strasznego kielicha, z którego mam wypić odurzenie śmierci!”. Prosił też, by pogrzebano go w szatach, których ona dotykała. W zakończeniu donosił, że pistolety „Są nabite. – Bije dwunasta! – Niech się stanie! Lotto! Lotto, bądź zdrowa! Żegnaj!”. Sąsiad usłyszał strzał, ale nie zwrócił na to większej uwagi.
O szóstej rano dopiero służący zobaczył leżącego na podłodze Wertera. Żył jeszcze, ale nie odpowiadał. Przybyły lekarz „znalazł go na ziemi bez ratunku; puls bił, wszystkie członki były obezwładnione. Przestrzelił sobie głowę nad prawym okiem. Mózg wystąpił. Otwarto mu żyłę na ramieniu; krew płynęła, dyszał jeszcze”. Strzelił do siebie siedząc przy biurku, potem osunął się. Położono go na łóżku i opatrzono, ale „twarz jego była już martwa; nie poruszał już żadnym członkiem. Płuca charczały jeszcze straszliwie, to słabiej, to mocniej; oczekiwano końca”. Zmarł o dwunastej w południe. Pogrzebano go nocą, na cmentarzu, pod lipami, w miejscu, które sam wskazał. „Nieśli go rzemieślnicy. Nie towarzyszył mu żaden duchowny”.
Zobacz też : Johann Wolfgang Goethe - biografia, utwory wybrane
Byron " Giaur"
Hassan, jeden z bohaterów Giaura Byrona, zginął z ręki niewiernego, czyli Giaura. Ten mścił się za utopienie przez baszę ukochanej Leilii. Dopadł Hassana w wąwozie, kiedy ten jechał, by pojąć drugą żonę. Wrogowie starli się i Giaur wkrótce odrąbał baszy dłoń, potem przeszył go mieczem. „Z piersią przebitą i otwartą ciosem, / Barkami na wznak, twarzą ku niebiosom, / Tak leżał Hassan – oczy już zbielały, / Jeszcze otwarte, Giaura wyzywały”. Swoją śmiercią z rąk niewiernego zasłużył ów pobożny mahometanin na pobyt w raju, a jego duszę „już rajskie dziewice wiodą w rozkoszy wiecznej okolice”. Ciało Hassana spoczęło „W bezludnej ustroni”, na grobie postawiono „Turban w kamieniu prostym wyrzezany (...) na nim z Koranu modlitwa wyryta”.
Honoriusz Balzac "Ojciec Goriot"
Bardzo cierpiał przed śmiercią Jan Joachim Goriot, główny bohater Ojca Goriot Balzaca. Niespodziewanie bardzo rozbolała go głowa. Bianchon stwierdził, że starcowi groził udar mózgu, spowodowany jakimś wielkim wstrząsem psychicznym. Wstrząs rzeczywiście nastąpił. Chwilami tracił przytomność i nie poznawał już ludzi. W agonii jeszcze wymawiał imiona córek, sam siebie przekonywał, że „Ujrzę je, usłyszę ich głos. Umrę szczęśliwy. Umrzeć, dobrze, nie chcę już życia, nie zależy mi na nim, stało się jedną męczarnią”.
Eugeniusz z pomocą Bianchona zmienił mu koszulę, a w tym czasie Goriot „zaczął wydawać żałosne i niezrozumiałe krzyki, niby zwierzęta, gdy chcą wyrazić wielką boleść”. Ułożyli go potem delikatnie. „Od tej chwili fizjonomia jego zachowała bolesne znamię walki, która toczyła się jeszcze między życiem a śmiercią w organizmie pozbawionym już owej świadomości mózgu, z której wynika uczucie rozkoszy i bólu. Zupełne zniszczenie było tylko kwestią czasu”.
Tuż przed zgonem otworzył oczy, ale nie poznał własnej córki. W chwilę potem zmarł. W ostatniej drodze towarzyszył mu tylko Rastignac, służący Krzysztof oraz dwie puste karety – hrabiego de Restaud i barona de Nuncigen.
Adam Mickiewicz "Dziady"
Dziadów część II Mickiewicza rozpoczyna się balladą pt. Upiór. „Serce ustało, pierś już lodowata, / Ścięły się usta i oczy zawarły; / Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata! / Cóż to za człowiek? – Umarły”. Co roku o tej samej porze, „Na dzień zaduszny mogiłę odwali / I dąży pomiędzy ludzi”. O świcie „Z piersią skrwawioną, jakby dziś rozdartą, / Usypia znowu w mogile”. Ludzie mówią, że przed laty „Podobno zabił sam siebie”. Powracał na ziemię, by ujrzeć ukochaną i „nie dbam, jak mię ludzie powitają; / Wszystkiegom doznał za życia”. Upiór wiedział, że ludzie boją się go: „Jedni mię będą egzorcyzmem chłostać, / Drudzy uciekną zdziwieni”. On marzy tylko o jednym: żeby ukochana po raz kolejny chciała go poznać i „Powitać po dawnemu”. Podczas nocy dziadów stał w kącie, wpatrując się w jedną z pasterek: „Wzrok dziki i zasępiony / Utopił całkiem w jej oku”.
Z jego serca biegła krwawa pręga, „Od piersi aż do nóg sięga”. Nie dał się odgonić żadnymi zaklęciami. Kiedy pasterka wyszła z kaplicy, upiór ruszył za nią. Widmem był także Gustaw, bohater Dziadów części IV. Przybywszy do Księdza wyjawił, że nie żyje już od trzech lat i nie chciał ujawnić, kim jest. W trakcie rozmowy o nieszczęśliwej miłości mówił o trzech rodzajach śmierci. Pierwsza – to śmierć ciała, „Kiedy piękność w życia kwiecie, / Ledwie wschodząca na świecie, / Żegnać się musi z lubym jeszcze światem!”.
Już „Głowa opada na łóżko, / W twarzyczce bladość opłatka, / Ręce stygną a serduszko / Bije z cicha, bije z rzadka, / Już stanęło... już jej nie ma!”. Drugi rodzaj śmierci – to rozstanie z ukochaną, straszniejsza, ponieważ „nie umarza od razu, / Powolna, bolesna, długa; / Śmierć ta dwie społem osoby ugodzi”. Cierpi jednak tylko on, ponieważ ukochana czasem tylko „Kilka drobnych łez wyleje”. Trzecia to „śmierć wieczna (...) Którego ta śmierć zabierze”, temu biada. Pustelnik doświadczył drugiego rodzaju śmierci.
Cierpi, nieustannie wspomina ukochaną, myśli o niej dniem i nocą i nigdy nie zazna spokoju. Zatraciwszy się za życia w miłości i po śmierci nie może zaznać ukojenia. Miota się między niebem a piekłem. Będzie tak błądził dopóki jego ukochaną „Bóg w swoje objęcie powoła”. Wtedy dopiero „cień mój błędny wkradnie się do nieba”. Pustelnik wiedział, że „Kto za życia choć raz był w niebie, / Ten po śmierci nie trafi ni razu”.
Adam Mickiewicz "Konrad Wallenrod"
Samobójstwo popełnił Konrad Wallenrod, główny bohater powieści poetyckiej pt. Konrad Wallenrod. Kiedy wiedział już, że Krzyżacy odkryli jego tajemnicę i wydali wyrok śmierci, wziął puchar z trucizną i wypił do dna. Potem z dobytym mieczem czekał na przyjście wrogów, „Lecz coraz blednie, pochyla się, słania; / Wsparł się na oknie i tocząc wzrok hardy / Zrywa płaszcz” krzyżacki i z pogardą go depce. Wobec swych sędziów i katów stwierdził, że gotów jest umrzeć, ponieważ zniszczył zakon i tym samym zemścił się na swych wrogach. To rzekłszy „spojrzał w okno i bez czucia pada, / Ale nim upadł, lampę z okna ciska”. W jej blasku „widać Alfa oczy, / Już pobielały”. W tej samej chwili z okna wieży rozległ się krzyk pustelnicy.
Zobacz też: Bunt
Wiadomo już było, „Że piersi, z których taki jęk wypadnie, / Już nigdy więcej nie wydadzą głosu: / W tym głosie całe ozwało się życie”. To zmarła Aldona, kiedyś żona Alfa Waltera. W Panu Tadeuszu opisana została śmierć Jacka Soplicy. Klucznik, dowiedziawszy, że ksiądz Robak to morderca jego pana, stolnika Horeszki, chwycił za rapier, ale ranny powiedział, że „już mię nie zatrwożą / Gniewy ludzkie, bo jestem już pod ręką Bożą”. I wyznał, że „ja umrę tej nocy”. Wyspowiadał się Rębajle ze swego nieszczęśliwego życia oraz powodów zabicia stolnika. Nie chciał już lekarza, ponieważ jego rana była śmiertelna, „Raz umieramy, jutro czy dziś oddać duszę”. Potem cicho zmówił modlitwy i rzekł: „Teraz (...) Panie, sługę Twego puść z pokojem”. Kiedy zaczęło świtać, promienie słoneczne „Odbiły się na łożu o chorego głowę / I ubrały mu złotem oblicze i skronie, / Że błyszczał jako święty w ognistej koronie”.
Zygmunta Krasińskiego "Nie-Boska komedia"
W przepaść rzucił się Mąż, bohater Nie-Boskiej komedii Krasińskiego. Kiedy stwierdził, że wszyscy jego towarzysze wyginęli, trafiony kulą zmarł syn Orcio, a rewolucjoniści zwyciężyli, postanowił nie poddawać się, ale umrzeć z honorem. Stanął na brzegu baszty i rzekł: „Ja się już wybrałem w drogę – ja stąpam ku sądowi Boga”.
Oczyma wyobraźni widział „obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją, bez brzegów, bez wysp, bez końca, a pośrodku jej Bóg”. Zanim skoczył, przeklął poezję: „bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki”. Rażony wizją Chrystusa padł Pankracy, przywódca rewolucjonistów. Ujrzał Go stojącego nad przepaściami, „oburącz wsparty na krzyżu, jak na szabli mściciel”. Miał koronę z piorunów i Pankracy stwierdził, że „Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw”. Poprosił Leonarda, by „oddzielił go od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch”, błagał, by dał mu odrobinę ciemności. Z okrzykiem „Galilejczyku, zwyciężyłeś!”, skonał.
Śmierć
Śmierć
Śmierć
Literatura okresu pozytywizmu
Bolesław Prus "Lalka"
W Lalce Bolesław Prus opisana została śmierć Ignacego Rzeckiego. Stary subiekt chorował na serce. Właśnie pisał list i kiedy pióro spadło na podłogę, schylił się, by je podnieść. Nagle poczuł dziwny ból w piersiach, więc położył się. „Przymknął oczy i zdawało mu się, że widzi całe swoje życie, od chwili obecnej aż do dzieciństwa, rozwinięte na kształt panoramy, wzdłuż której on sam płynął dziwnie spokojnym ruchem”.
Potem „ze wszystkich stron ogarnęła go niepamięć i ciemność, a raczej głęboka czarność, wśród której tylko ów dymnik świecił jak gwiazda o nieustannie zmniejszającym się blasku. Nareszcie i ta ostatnia gwiazda zgasła. Może zobaczył ją znowu, ale już nie nad ziemskim horyzontem”. Zmarłego znalazł służący, Kazimierz. Wezwany doktor Szuman stwierdził zgon. Ochocki zaś znalazł list ze słowami: Non omnis moriar (Nie wszystek umrę).
Henryk Sienkiewicz "Potop"
W Potopie pisarza przedstawione zostały ostatnie chwile Janusza Radziwiłła. W południe jeszcze chodził i oglądał namioty, potem zaniemógł tak, że musiano go odnieść do komnaty. „Dopalała się z wolna lampa jego życia”. On, magnat, który rządził całą Litwą, „patrzył codziennie we drzwi, która z dwóch strasznych bogiń pierwej wejdzie wziąć jego duszę i przez pół już rozpadające się ciało”. Teraz wszyscy go opuścili.
Trawiła go gorączka, ale nie tracił przytomności. „pierś jego podnosiła się coraz ciężej, oddech zmieniał się w chrapanie, opuchłe nogi i ręce ziębły, lecz umysł (...) pozostawał przez większą część godzin jasny”. W wizjach widział swój upadek, czuł wyrzuty sumienia, że zdradził ojczyznę i sprzymierzył się ze Szwedami. „Ziemski upadek, duszy upadek, ciemność, nicość – oto, do czego doszedł i czego się dosłużył, służąc sobie”. Chrapanie przeszło w rzężenie, potem „Nagłe, krótkie drgania poczęły wstrząsać olbrzymim ciałem Radziwiłła”. Magnatowi wróciła przytomność, ale zdawało mu się, że widzi w drzwiach Stachowicza, którego kiedyś kazał rozstrzelać.
„I znowu napadła go duszność; począł rzęzić jeszcze straszniej niż poprzednio”. Był ostatni dzień grudnia i Radziwiłł czuł, że nie dożyje Nowego Roku. W pewnym momencie zaczął się rozglądać i stwierdził, że „Zimno na mnie od niej idzie... Nie widzę jej, ale czuję, że ona tu jest”. Zamek tymczasem dygotał od huku dział konfederatów. Radziwiłł usiadł, „otwartymi ustami łapał raz po raz powietrze, zęby miał wyszczerzone, rękoma darł sofę i krzyczał: „To Radziejowski... Ja nie... Ratunku! Czego chcecie?! Weźcie tę koronę!... (...) Jezus! Mario!”. Były to ostatnie wymówione przez niego słowa. „Następnie porwała go straszliwa czkawka, oczy wyszły mu jeszcze okropniej z oprawy, wyprężył się, padł na wznak i pozostał bez ruchu”. Skonał.
Wierny Charłamp zamknął mu oczy i włożył w dłonie obrazek Matki Boskiej. Światło z kominka rzuciło blask na twarz zmarłego „i rozweselił ją tak, że nigdy nie wydawała się tak spokojna”. Kiedy zwycięzcy konfederaci zbliżyli się do łoża ujrzeli, jak „leżał olbrzymi, posępny, z hetmańskim majestatem w twarzy i zimną powagą śmierci”.
W Szkicach węglem pisarz opisał makabryczną śmierć Marysi Rzepowej. Kiedy jej mąż Wawrzon dowiedział się, że noc spędziła u pisarza Zołzikiewicza, wyjął zza skrzyni siekierę i stwierdził, że „już tobie przyszło na koniec, niebogo! Już ty się pożegnaj z tym światem, bo go nie będziesz widzieć. Już ty nie będziesz, niebogo, w chałupie siedziała, ino będziesz na cmentarzu leżała”.
Obiecywał, że nic nie poczuje i kazał kobiecie położyć głowę na skrzyni. Rzepa nie słuchał błagań o miłosierdzie, ani przerażonego krzyku. „Rozległo się głuche uderzenie, potem jęk i stuk głowy o podłogę; potem drugie uderzenie, słabszy jęk; potem trzecie uderzenie, czwarte, piąte, szóste. Na podłogę lunął strumień krwi (...) Drganie przeszło Rzepową od stóp do głowy, potem trup jej wyprężył się i pozostał nieruchomy”.
Zobacz też : Henryk Sienkiewicz - nowelistyka
Fiodor Dostojewski "Zbrodnia i Kara"
W Zbrodni i karze Fiodora Dostojewskiego motyw śmierci wykorzystany został czterokrotnie. Dwa pierwsze przypadki były to morderstwa dokonane przez Rodiona Raskolnikowa. Do domu lichwiarki Alony Iwanowny przybył z zamiarem zabicia jej, zawczasu przygotowawszy siekierę. Kiedy obróciła się tyłem do niego, ugodził ją w ciemię. „Krzyknęła, ale bardzo słabo, i osunęła się na podłogę w pozycji siedzącej, choć jeszcze zdążyła podnieść obie ręce do głowy”. W jednej dłoni trzymała jeszcze zawiniątko, które Raskolnikow do niej przyniósł. Uderzył jeszcze dwukrotnie. „Krew buchnęła jak z wywróconej szklanki i ciało zwaliło się na wznak. Cofnął się, dał jej upaść i natychmiast pochylił się nad jej twarzą: już nie żyła”. Kiedy plądrował skrzynkę, niespodziewanie usłyszał w pokoju szmer. Na środku stała Lizawieta, przyrodnia siostra staruchy.
Zaczęła się wolno cofać, kiedy rzucił się na nią z siekierą. Nieszczęsna „nawet nie podniosła ręki, by ochronić twarz (...) Tylko troszeczkę podniosła swoją wolną lewą rękę, bynajmniej nie na wysokość twarzy, i wolniutko wyciągnęła ją przed siebie, jak gdyby odsuwając napastnika. Cios spadł wprost na czaszkę, ostrzem, i od razu rozpłatał całą górną część czoła, niemal do ciemienia. Zwaliła się jak kłoda”. Pod koła powozu wpadł pijany Marmieładow, ojciec Soni. Stangret wcześniej wołał, by się cofnął, ale było już za późno.
Leżał na ulicy, nieprzytomny, „Krew spływała mu z twarzy, z głowy; twarz miał potłuczoną, poranioną, pokiereszowaną”. Żył jeszcze. Zaniesiono go do domu. Raskolnikow posłał po doktora i usiłował oczyścić rannemu twarz. Niespodziewanie „dogorywający ocknął się i jęknął (...) Dyszał mozolnie, głęboko, rzadkimi westchnieniami; w kącikach ust wystąpiła krew, a na czole pot”. Lekarz stwierdził, że zaraz Marmieładow umrze, więc puszczanie krwi na nic się nie zda. Ujrzawszy Sonię, umierający wyciągnął rękę, ale przechylił się i spadł z kanapy na podłogę. Położono go z powrotem na posłaniu, „lecz on już oddawał ducha”. Skonał w objęciach córki.
W niedługi czas potem zmarła także jego żona, Katarzyna Iwanowna. Chorowała na gruźlicę, a po śmierci Marmieładowa popadła w obłęd. Wraz z dziećmi wychodziła na ulicę, każąc im tańczyć i bijąc je za nieposłuszeństwo. W pewnym momencie potknęła się i upadła. Ukazała się krew, ale nie pochodziła ona ze skaleczenia o kamień, tylko z płuc – dostała krwotoku. Kiedy ustał, powierzyła dzieci opiece Soni, prosząc, by dano jej „umrzeć spokojnie”. Potem straciła kontakt z rzeczywistością. „Bredziła coraz niespokojniej.
Chwilami drgała, toczyła dookoła wzrokiem, na krótko poznawała wszystkich, lecz wnet wpadała znowu w nieprzytomność”. Usiłowała się podźwignąć, potem zdrzemnęła się na chwilę. Niespodziewanie „Bladożółta, wyschła twarz zapadła się, usta rozwarły, nogi wyciągnęły konwulsyjnie. Westchnęła głęboko, głęboko i skonała”.
Literatura okresu modernizmu
Charles Baudelaire "Danse macabre"
Charles Baudelaire w wierszu Danse macabre stwierdzał, że „Śmierć przygląda się tobie, pocieszna Ludzkości! / I – jak ty – na swe ciało zlewając wonności, / Miesza swoją ironię z obłąkaniem twojem”.
Antoni Lange "Rozmyślania"
Antoni Lange w utworze pt. Rozmyślania wyznawał, że „Ze wszystkich rzeczy, które są w naturze, / Śmierć mię dziś jedna swym urokiem nęci”, ponieważ „ma uśmiechów najpiękniejsze róże” i „Szelest najcichszy w swoich skrzydeł piórze”. Podmiot liryczny uważa, że „Śmierć jest to podróż nad wszystkie podróże”. Ona jednak wnosi w naturę ład.
Władysław Stanisław Reymont "Chłopi"
W Chłopach Władysława S. Reymonta motyw śmierci występuje kilkakrotnie. Postrzelony przez borowego Kuba (Jakub Socha) odrąbał sobie nogę, ponieważ zaatakowała ją gangrena. Kiedy Jambroży przyszedł go opatrzyć, „Kuba leżał bezwładny, dychał coś niecoś i rzęził przez zwarte zęby, że trzeba było je nożem podważać, by mu nieco wody wlać do gardła”. Patrzył jednak dosyć przytomnie. Przechwalał się nawet, że go nie bolało, bo siekiera była dobrze wyostrzona. Nie tknął jednak przyniesionego przez Józię weselnego jedzenia.
Zobacz też : Władysław Stanisław Reymont "Chłopi"
Drzemiąc, nasłuchiwał odgłosów weselnych, „Ale już dusza wychodziła z niego powoli i niesła się we światy (...) kołowała jeszcze błędnie, oderwać się nie mogła jeszcze, że przywierała czasami do ziemi świętej, by odpocząć z utrudzenia, utulić swój płacz sierocy we wrzawie ludzkiej”. Potem „wyżej leciała, dalej, dalej”, do nieba. „Tam się ano rwała dusza umęczona i odpocznienia tęskliwa, Kubowa dusza”. Pisarz zmitologizował śmierć Macieja Boryny. W czasie sianokosów, jeszcze przed świtem, ranny zbudził się i boso, w koszuli wyszedł na dwór. Doszedł do wniosku, że pora siać, więc skierował się na pole. Tam ukląkł i w nastawioną koszulę zaczął nabierać ziemię. Potem przeżegnał się, „Przychylił się pod ciężarem i z wolna, krok za krokiem szedł i tym błogosławiącym, półkolistym rzutem posiewał ziemię na zagonach”. Doszedł aż do końca pola, pokrzykując na Kubę, by lekko puszczał brony.
Powoli zaczęło świtać. „I w oną żywota jego porę ostatnią cosik dziwnego zaczęło się dziać: niebo poszarzało kiej zgrzebna płachta (...) a coś zgoła niepojętego jakby wstało gdziesik i szło ciężkimi krokami wskroś mroków, że ziemia zdała się kolebać. Przeciągły, złowróżbny szum powiał od borów”. Coś Borynę zaczęło wołać. „Przystanął zdumiony, zdało mu się, że wszystko ruszyło naprzeciw (...) cały świat się podnosił i walił na niego, że strach go porwał, chciał krzyczeć, ale głosu już nie wydobył ze ściśniętej gardzieli, chciał uciekać, zabrakło mu sił i ziemia chwyciła za nogi”. Potem „Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w miejscu, błyskawica otworzyła mu oczy z pomroki śmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a tam w jasnościach oślepiających Bóg Ojciec, siedzący na tronie ze snopów, wyciąga do niego ręce”.
Boryna zachwiał się, rozłożył ręce: „- Panie Boże zapłać! – odrzekł i runął na twarz przed tym Majestatem Przenajświętszym. Padł i pomarł w onej łaski Pańskiej godzinie”. Zmarłego zaniesiono do chałupy i położono na łóżku. Jego szeroko otwarte oczy „patrzyły z takim zachwyceniem, a tak kajs daleko, jakoby w niebo już na ścieżaj otwarte. Ale taka straszna groza śmierci biła od niego i taka przejmująca lutość, jaże go płachtą przykryli”.
Potem umytego i ubranego w najlepszą kapotę, ułożono w trumnie. „I leżał se tak paradnie w onej trupiej cichości Maciej Boryna, człek sprawiedliwy i mądry, chrześcijan prawy, gospodarz z dziada pradziada i pierwszy bogacz we wsi”. Trumnę na cmentarz nieśli najznaczniejsi gospodarze w Lipcach.
Stefan Żeromski " Ludzie bezdomni"
Samobójstwo popełnił inżynier Korzecki, jeden z bohaterów Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego. Od jakiegoś czasu pracował nad „zwalczaniem strachu”. Ten człowiek o starganych nerwach studiował i obserwował własną naturę, ponieważ „Chciałbym osiągnąć tego rodzaju panowanie nad cielskiem i jego tak zwanymi nerwami, żeby nie być od niego zależnym. (...) Chcę znać życie i śmierć tak z bliska, abym mógł obojętnie spoglądać na jedno i drugie”. Pragnął „Umrzeć dlatego, że taka jest moja wola, umrzeć wtedy, kiedy chcę, kiedy ja chcę, ja – pan, duch, i za to, co biorę pod moją silną rękę, co ja biorę w obronę. (...) Chodzi o to, żeby się zbudzić ze snu i śmierć, gdyby stanęła przy naszym wezgłowiu, powitać z takim samym uśmiechem jak kwietniowy poranek”. Od jakiegoś czasu pilnie studiował atlasy anatomiczne i kreślił w nich jakieś linie.
Pewnego dnia strzelił sobie w głowę – „Na miejscu lewej części czoła i na całym lewym policzku stała kupa krwi stygnącej. (...) Serce nie biło. Rozstawione palce jednej ręki były twarde i czarne jakby z żelaza”.
Judym przeglądał anatomiczny przekrój głowy w atlasie. „Tyle razy widział już śmierć, tyle razy badał ją jak zjawisko... Dziś pierwszy raz w życiu spostrzegł niby to rysunek jej istoty. I oddawał jej pokłon głęboki”. Doktor przypomniał sobie też otrzymany od Korzeckiego cytat z Platona: „To, co mnie obecnie spotkało, nie było dziełem przypadku; przeciwnie, widoczną dla mnie jest rzeczą, że umrzeć i uwolnić się od trosk życia za lepsze dla mnie sądzono”.
Stefan Żeromski "Rozdziobią nas kruki, wrony"
Zamordowany przez Moskali zginął powstaniec Andrzej Borycki, znany pod pseudonimem Szymona Winrycha, bohater opowiadania Żeromskiego pt. Rozdziobią nas kruki, wrony... Kiedy rosyjski oddział dojrzał go, natychmiast sześciu jeźdźców skierowało się w jego stronę i otoczyło. Kiedy na wozie znaleziono ukrytą broń, dwóch ustawiło lance poziomo. „Skazany spojrzał na nich (...) I zaraz, jak małe dziecko, zasłaniając głowę rękami, cichym, szczególnym głosem wymówił: - Nie zabijajcie mnie...”.
Oni jednak go nie słuchali, zerwali się i zaraz go przebili. „Jeden ohydnie rozpłatał mu brzuch, a drugi złamał dekę piersiową”. Trzeci ułan wycelował w głowę Winrycha, ale chybił, raniąc konia. Powstaniec leżał na ziemi, kiedy żołnierze zaczęli go rewidować. Kiedy nic nie znaleźli, rozbili na jego czaszce pustą butelkę i „podarli mu ostrogami policzki”. Na odgłos sygnału odjechali, pozostawiając dogorywającego Winrycha. „Powieki jego, zaciśnięte przez ból i popłoch śmiertelny, dźwignęły się i oczy po raz ostatni zobaczyły obłoki. Usta mu drgnęły i wymówiły do tych chmur szybko pędzących ostatnią myśl: "... Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.... Wielka nadzieja nieśmiertelności ogarnęła umierającego, niby przestrzeń bez końca. Z tą nadzieją w sercu umarł”.
Zobacz też : Stefan Żeromski - opowiadania
Literatura XX-lecia międzywojennego
Stefan Żeromski "Przedwiośnie"
W Przedwiośniu Stefana Żeromskiego motyw śmierci ukazywał masowe zbrodnie oraz jednostkowe przypadki. Podczas walk etnicznych w Baku Cezary Baryka był zatrudniony przy zakopywaniu trupów. Pewnego dnia wstrząsnął nim widok zwłok młodej ormiańskiej dziewczyny, leżących między męskimi trupami. „Zdawało się, że po dziewczęcemu, jak za życia, z bliskości obcych ciał i z objęć cielesnych się wydziera”. Miała szeroko otwarte oczy, które zdawały się mówić: „Rosłam na łonie ukochania, u matki mej, jak kwiat róży na swej łodydze. (...) Wszystko me zdrowie czekało na szczęście wewnętrzne, którego jeszcze nie zaznała. Za coście mię zamordowali, podli mężczyźni?”.
Niemo apelowała do niego: „Nie zapomnij krzywdy mojej, woźnico młody! Przypatrz się dobrze zbrodni ludzkiej! Strzeż się! Pamiętaj!”. Nie miał żadnego wytłumaczenia dla ludobójstwa. W niewyjaśnionych okolicznościach zmarła Karolina Szarłatowiczówna. W jeden z ostatnich dni listopada dziewczynę chwyciły potworne bóle. Przed śmiercią chciała jeszcze ujrzeć Cezarego. Kiedy wszedł do jej pokoju, uderzył go straszny wygląd Karoliny. Twarz panny „Była cała szara (...) z czarnymi dołami pod oczyma. Wszystka bez przerwy drgała”.
Ksiądz Anastazy związał rękę Baryki z dłonią umierającej i udzielił im szybkiego ślubu. „Twarz Karoliny złagodniała. (...) Wśród nadludzkich, widać, boleści, przebił uśmiech. Gościł przez chwilę na wargach czarnych jak z żelaza”. Cezary schylił się, by złożyć na jej ustach pocałunek. „Odskoczył, bo usta te bezwładnie się rozchyliły i, wśród jęku potwornego, cały język spomiędzy nich się na zewnątrz wywalił. Jeszcze raz, drugi jęk się powtórzył – i wszystko ustało dziwnie raptownie”.
Karolina umarła. Śledztwo nie dało żadnych rezultatów. Cezary, podczas pobytu w Chłodku „przypatrywał się starcom i staruchom wywleczonym z ogrzanych chałup przez dzieci i wnuki zdrowe na umarcie w mróz, zawieję, złożonym na snopku kłoci, aby prędzej doszli i nie zadręczali żywych, spracowanych i głodnych swym kaszlem, charkaniem krwią albo nieskończonymi jękami”.
Zofia Nałkowska "Granica"
Zenon Ziembiewicz, główny bohater Granicy Zofii Nałkowskiej, popełnił samobójstwo, strzelając sobie z rewolweru w usta. W związku z jego tragiczną śmiercią pisarka stwierdziła, że „Umiera się w byle jakim miejscu życia. I dzieje człowieka zawarte między urodzeniem jego a śmiercią wyglądają niekiedy jak nonsens. Któż bowiem jest w możności o każdej chwili przemijającej pamiętać, by mogła ona być na wszelki wypadek jego gestem ostatnim? Śmierć nieraz chwyta człowieka in flagranti, zanim zdążył przedsięwziąć jakiekolwiek środki ostrożności. Najbardziej logiczny plan życia rozpada się nagle, gdy ujawniona zostanie ostatnia niewiadoma”.
Franz Kafka "Proces"
W przeddzień trzydziestych piątych urodzin wykonano wyrok na Józefie K., głównym bohaterze Procesu Franza Kafki. Wieczorem przyszło do jego mieszkania dwóch panów i wyprowadziło za miasto, do pustego kamieniołomu. Tam jeden z oprawców zdjął z Józefa K. surdut, kamizelkę i koszulę. Potem panowie podprowadzili go do dużego kamienia i położyli na nim jego głowę. Kat wyciągnął obosieczny nóż rzeźnicki i podał drugiemu. K. pomyślał, że mógłby wyrwać im narzędzie i przebić się, ale nie zrobił tego. Podniósł ręce i rozpiął palce. W tym samym momencie „na gardle jego spoczęły ręce jednego z panów, gdy drugi tymczasem wepchnął mu nóż w serce i dwa razy w nim obrócił. Gasnącymi oczami widział jeszcze K., jak panowie, blisko przed jego twarzą, czołami o siebie oparci, śledzili rozstrzygnięcie. <>! Powiedział do siebie; było tak, jak gdyby wstyd miał go przetrwać”.
Zobacz też : Franz Kafka - biografia, "Proces"
Michaił Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"
W Mistrzu i Małgorzacie Michaił Bułhakow ukazał ukrzyżowanie Joszui Ha-Nocri i dwóch złoczyńców. Kiedy trzej skazani zostali przybici do krzyża na Nagiej Górze, nadciągnęła wielka burzowa chmura. Joszua popadł już w omdlenie, ponieważ zwiesił głowę. Jeden z oprawców podał mu gąbkę nasączoną octem, żeby go ocucić, ale Ha-Nocri nie chciał pić, więc dźgnął go włócznią w serce.
Tak samo uczynił z pozostałymi. Po chwili jakiś zakapturzony człowiek stwierdził śmierć skazańców. Nagle rozpętała się straszliwa burza i po chwili na wzgórzu pozostał tylko Mateusz Lewita. Wspiął się ku Jeszui, odciął bezwładne ciało, potem dwóch pozostałych. Po kilku minutach na Nagiej Górze nie było już ani Lewity, ani ciała Jeszui.
Poncjusz Piłat był ciekaw, jak zachowywał się Ha-Nocri przed śmiercią. Obecny przy kaźni komendant zrelacjonował, że, już wisząc na krzyżu, Ha-Nocri „Powiedział (...) że dziękuje i nie ma żalu o to, że pozbawia się go życia”, ale nie wyjaśnił, do kogo nie ma żalu. Skazany stwierdził też, „że za jedną z najgorszych ułomności ludzkich uważa tchórzostwo”. Zachowywał się dziwnie, „Przez cały czas usiłował zajrzeć w oczy to temu, to owemu z otaczających i przez cały czas uśmiechał się jakimś spłoszonym uśmiechem”. Procurator przeczytał też kartkę, na której zostały zapisane słowa Ha-Nocri: „śmierci nie ma... jedliśmy wczoraj słodki wiosenny chleb świętojański... (...) zobaczymy czystą rzekę wody życia... ludzkość będzie patrzyła w słońce przez przezroczysty kryształ (...) straszliwej ułomności... tchórzostwo...”.
Dla świata zmarli Mistrz i Małgorzata. Na polecenie Boga Woland miał skrócić ich cierpienia i zabrać do krainy wiecznego spokoju. Asasello przybył więc do domku bohaterów z butelką starego wina i zaproszeniem od Wolanda na przechadzkę. Poczęstował oboje winem. Małgorzata, stwierdziwszy, że została otruta, osunęła się na podłogę.
Mistrz, upadając, rozciął sobie skroń. Asasello obserwował, jak łagodnieją rysy kobiety, potem wlał jej do ust kilka kropel wina, tak samo postąpił z Mistrzem. Kiedy oboje wstali, Asasello stwierdził, że już czas ruszyć w drogę. Dosiedli trzech czarnych rumaków i wzbili się w powietrze. Mistrz, żegnając się na zawsze z miastem, „Zaczął uważnie przysłuchiwać się temu wszystkiemu, co działo się w jego duszy. Wydało mu się, że podniecenie minęło, przekształciło się w poczucie wielkiej, śmiertelnej krzywdy. Ale i ono było nietrwałe, przeminęło, zastąpiła je, nie wiedzieć czemu, wyniosła obojętność, a tę z kolei – przeczucie wiekuistego spokoju”.
Małgorzata z kolei wyznała Wolandowi, że „Ogarnął mnie smutek przed daleką drogą. Prawda, messer, że taki smutek jest czymś naturalnym nawet wtedy, kiedy człowiek wie, że u kresu tej drogi czeka go szczęście?”. Woland oznajmił Mistrzowi i Małgorzacie, że otrzymują to, o co prosił dla nich Joszua, „już niebawem powitacie świt”. Mistrz i Małgorzata przeszli przez mostek, poszli piaszczystą drogą do wieczystego domku, który otrzymali w nagrodę. Małgorzata obiecywała, że będzie mógł wypocząć, a ona będzie strzegła jego snu. Świadomość powoli w nim gasła, „Ktoś uwalniał Mistrza tak jak on sam dopiero co uwolnił stworzonego przez siebie bohatera”.
Zobacz też : Michaił Bułhakow - biografia, "Mistrz i Małgorzata"
Literatura współczesna
Krzysztof K. Baczyński "Śmierć"
Krzysztof K. Baczyński w wierszu pt. Śmierć ukazał proces umierania człowieka i jego odczucia w ostatnich momentach życia. Podmiotowi lirycznemu wydawało się, że „przed domem przechodzi widmo ojca”. Czując zaś zapach palących się świec, stwierdzał, że „Na trwogę moją nie starczy / tych dymów. Dusi kadzidło, a czarny kruk przed bramą”. Boi się tej chwili ostatecznej, ponieważ „Drzwi otwarte dla strachów”. Daleka przed nim droga, a musi ją przebyć w pojedynkę: „Dlaczego muszę samotnie przez las przerażeń”.
Świat zaczął się kręcić, a on czuł powiew zimnej śmierci: „Jak sokół / wiruje księżyc / i gwiazdy – ćwieki lodowe na ciele”. W wierszu Pokolenie ukazał tragizm „pokolenia Kolumbów”, których młodość przypadła na lata wojny i okupacji. Podmiot liryczny wyznawał, że nauczono je, iż nie ma litości. Nie wolno nawet wspominać zabitego brata, „któremu oczy żywcem wykłuto, / któremu kości kijem złamano”, kazano wyzbyć się wszelkich ludzkich uczuć: wyrzutów sumienia, miłości.
O wszystkim więc „Trzeba zapomnieć, / żeby nie umrzeć rojąc to wszystko”. Podmiot liryczny zastanawiał się, jak następne pokolenia ocenią ich bohaterską śmierć: „czy my karty iliady / rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie, / czy nam postawią, z litości chociaż, nad grobem krzyż”. W utworze Z głową na karabinie rozpaczał nad swą utraconą młodością i miłością, którą musi przerwać nieuchronna śmierć, która wszystko zaprzepaści. Wspominał swoje szczęśliwe przedwojenne lata, a teraz nie dane mu było do końca przeżyć okresu dojrzewania, ponieważ „ja prześpię czas wielkiej rzeźby / z głową ciężką na karabinie”. Podmiot liryczny przeczuwał własną śmierć: „bo to była życia nieśmiałość, / a odwaga – gdy śmiercią niosło. / Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało / wielkie sprawy głupią miłością”.
Czesław Miłosz "Twój głos"
Czesław Miłosz w wierszu Twój głos zwracał się do człowieka z apelem: „Przeklinaj śmierć. Niesprawiedliwie jest nam wyznaczona. / Błagał bogów, niech dadzą łatwe umieranie”. Człowiek to przecież tylko „trochę ambicji, pożądliwości i marzeń”, więc „nie zasługuje na karę przydługiej agonii”. Zastanawia się tylko, jaką postawę przyjmie wobec śmierci innych: „dzieci oblanych ogniem, kobiet rażonych śrutem, oślepłych żołnierzy”. Pojedynczy człowiek jest wobec tego faktu bezsilny, sam obawia się bowiem wyroku „za to, że nic nie mogłeś”.
Zofia Nałkowska "Medaliony"
Śmierć w czasach okupacji była zjawiskiem codziennym, co ukazała Zofia Nałkowska w Medalionach. W Profesorze Spannerze autorka opisała „działalność” instytutu anatomicznego w Gdańsku, w którym zwłoki ludzkie przerabiano na mydło. Umarli „Leżeli już w sarkofagach, w cementowych, długich basenach z uniesionymi pokrywami – wzdłuż, jedni na drugich. Mieli ręce opuszczone wzdłuż ciała, nie złożone na piersiach według pogrzebowego rytuału. A głowy odcięte od torsów tak równo, jakby byli z kamienia”.
W instytucie nie brakowało zwłok, od kiedy w gdańskim więzieniu zainstalowano gilotynę. Świadek wspominał dzień poświęcenia jej i egzekucję pierwszych skazanych – czterech niemieckich wojskowych. Widział, jak wpuścili za fioletową zasłonę pierwszego z nich. „Kajdanki miał z tyłu, boso, czarne nogi, tylko spodnie, a tak był nagi”. Słyszał potem rozmowę prokuratora, „szum, jakieś rozciąganie, tupanie – jakby ktoś biegał. I uderzyło żelazo. Kat meldował, że wyrok wykonany”. W Dnie narratorka opowiadała o warunkach życia w obozie. „Esmanki były zadowolone, jak myśmy umierały. (...) Kiedy kobiety umierały stojąc na apelu i przewracały się na ziemię, esmanki nie wierzyły, śmiały się, kopały je, że udają. Kopały je, gdy one nieraz od kwadransa już nie żyły”. Kobieta cmentarna była świadkiem likwidacji żydowskiego getta, ponieważ mieszkała tuż za murem. „Tych, którzy się bronią, oni zabijają na miejscu. A tych, co się nie bronią, wywożą samochodami tak samo na śmierć. Więc co oni mają robić?
Pospalają ich w domach i nie dają im wyjść. To matki zawijają dzieci w co tam mają miękkiego, żeby ich mniej bolało, i wyrzucają z okna na bruk! A później wyskakują same... Niektóre skaczą z najmniejszym dzieckiem na rękach”. Widziała też, „jak ojciec wyskakiwał z takim mniejszym chłopcem. Namawiał go, ale ten chłopiec się bał. (...) I czy go ojciec zepchnął, czy jak – tego nie było widać. Ale oba razem, jeden za drugim spadli. (...) I nawet tego nie widać, to my słyszymy. To słychać tak, jakby coś miękkiego klapnęło. Plask, plask... Wciąż tak wyskakują, wolą skoczyć, niż za życia spalić się w ogniu”. Przy torze kolejowym młody mężczyzna zabił Żydówkę. Uciekła wraz z mężem z transportu.
Jego zabito, ona została ranna w kolano. Policjanci spierali się, który z nich ma ją zastrzelić, wtedy zgłosił się do nich ów młody mężczyzna. Stojący dalej ludzie widzieli, jak się nad nią pochylił. „Usłyszeli strzał i odwrócili się ze zgorszeniem. – Już mogli lepiej wezwać kogo, a nie tak. Jak tego psa”. Bohaterka opowiadania Dwojra Zielona wspominała egzekucje w Majdanku. Jedna z więźniarek próbowała uciec, „To ją złapali i powiesili”. Dziesięć tysięcy więźniów musiało przyglądać się egzekucji. „Była spokojna, bardzo spokojna – esman spytał się, co ona chce przed śmiercią. A ona powiedziała: 'nic, nic, prędzej zrób co chcesz' miała dwadzieścia lat."
Tadeusz Borowski "Opowiadania"
W Opowiadaniach Tadeusz Borowskiego ukazane zostały bestialskie metody mordowania przybyłych w transportach ludzi. Narrator opowiadania Proszę państwa do gazu twierdził, że „Jest prawo obozu, że ludzi idących na śmierć oszukuje się do ostatniej chwili. Jest to jedyna dopuszczalna forma litości”. W opowiadaniu Ludzie, którzy szli mówił o zagazowaniu wielu tysięcy ludzi. „Tłum wchodził do środka, rozbierał się, a potem esmani zamykali szybko okna, szczelnie dokręcając śruby”. Potem wywlekano trupy na stos.
Wspominał, jak pewnego dnia przyjechała matka wraz z wyjątkowo piękną córką. Kazano im się rozebrać. Zapytała prowadzącego ją do komory gazowej więźnia, „co oni ze mną zrobią?”. Urzeczony jej pięknością, poprosił, by była odważna i, prowadząc, zasłonił jej oczy. Kiedy poczuła woń palących się ciał, szarpnęła się. „Ale on delikatnie pochylił jej głowę, odsłaniając jej kark. W tej chwili oberscharführer strzelił, prawie nie celując. Człowiek pchnął kobietę do płonącego rowu i gdy padała, usłyszał jej okropny, urywany krzyk”.
Gustaw Herling-Grudziński "Inny świat"
Wiele przykładów śmierci opisał Gustaw Herling-Grudziński w Innym świecie. Narrator zastanawiał się nad motywami lęku więźniów łagrów przed śmiercią. Każdy więzień powracający z pracy do zony miał świadomość, że codziennie „przeskakuje zdrowiem i wytrzymałością fizyczną całe lata i zbliża się do śmierci z szybkością, wyłączającą świadomość umierania.
Śmierć – w obozie właśnie dlatego, że łamała brutalnie prawa czasu, że groziła nieustannie, a uderzała znienacka i nieoczekiwanie – nabierała metafizycznej nieobliczalności, stawała poza czasem naszego życia, wyłamywała się z rytmu naszego biologicznego istnienia”. Więzień najbardziej „Bał się umrzeć, nie wiedząc, kiedy, jak i na co umiera”. Drugą przyczyną lęku przed śmiercią była „wspólność. Każdego z nas porażała świadomość, że tuż obok leżą ludzie tak samo bezbronni i wystawieni na podstępny cios wroga”. Narrator twierdził, że „Można by prawie uwierzyć, przyglądając się nam nocą w baraku, że śmierć jest zaraźliwa. Baliśmy się zarazić nią innych, nosząc już przecież za skórą jej zaczątki”.
Dowodził także, że śmierć w obozie była straszna także poprzez swoją anonimowość. „Nie wiedzieliśmy, gdzie się grzebie umarłych i czy po śmierci więźnia spisuje się najlapidarniejszy choćby akt zejścia”. Świadomość, że „nikt nigdy nie dowie się o ich śmierci i o tym, gdzie ich pochowano, była dla więźniów jedną z największych tortur psychicznych”. Ta forma lęku z czasem przeradzała się w obsesję. Wszyscy z przerażeniem myśleli o tym, że „obóz sowiecki pozbawił miliony swych ofiar jedynego przywileju, jaki jest dany każdej śmierci – jawności – i jedynego pragnienia, jakie odczuwa podświadomie każdy człowiek – przetrwania w pamięci innych”. Kresem ziemskiej wędrówki była w łagrze tzw. Trupiarnia. Z założenia miała ona przywracać wycieńczonym więźniom zdolność do pracy. Jej mieszkańcy dzielili się na „słabosiłków”, którzy mieli jeszcze szansę powrotu do pracy i „aktirowków”, czyli takich, którzy tylko czekali końca. Tym nie dawano żadnego dodatku żywnościowego, z góry skazując na śmierć.
Hanna Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem"
W reportażu Hanny Krall pt. Zdążyć przed Panem Bogiem o swoich okupacyjnych przeżyciach opowiadał Marek Edelman, zastępca komendanta Żydowskiej Organizacji Bojowej. Twierdził, że w czasie powstania w getcie niemile widziane były samobójstwa, ponieważ „należało umrzeć z fajerwerkiem”. Najważniejszy był wtedy „wybór sposobu umierania”. Żydzi wiedzieli, że „trzeba umierać publicznie, na oczach świata (...) należało umrzeć, wezwawszy przedtem ludzi do walki”. Walczący mieli różne pomysły. Jedni proponowali, żeby rzucić się na mury, przedrzeć się na aryjską stronę, usiąść pod Cytadelą i dać się rozstrzelać. Inni chcieli podpalić getto i w nim spłonąć, „Niech wiatr rozniesie nasze popioły”. Większość była jednak za powstaniem.
Albert Camus "Dżuma"
W Dżumie Alberta Camusa zamieszczony został m.in. opis męczeńskiej śmierci dziecka – jednej z licznych ofiar epidemii. „Choroba zżerała małe ciało nie stawiające żadnego oporu”. Nie pomogły zastrzyki z serum. Dziecko rzucało się w konwulsjach pod kocem. Chłopczyk „wyprężył się nagle i z zębami znowu zaciśniętymi zgiął się nieco w pasie, odsuwając z wolna ręce i nogi”. Potem dziecko „odprężyło się trochę (...) i, wciąż ślepe i nieme, zdawało się oddychać szybciej”. Doktor Rieux i Tarrou widzieli już umierające dzieci, ale nigdy nie obserwowali minuta po minucie konania. „W tej chwili dziecko, jakby ukąszone w żołądek, zgięło się znowu z piskliwym jękiem”. Kiedy atak minął, odprężyło się ponownie.
Potem zaczęło przeraźliwie krzyczeć. Po jakimś czasie krzyk osłabł, „słabł ciągle i urwał się wreszcie. Walka (...) się skończyła. (...) Z ustami otwartymi, ale niemymi, dziecko odpoczywało w głębi rozrzuconych koców, mniejsze nagle, z resztkami łez na twarzy”. Wkrótce potem zaraził się ojciec Paneloux. Biernie poddawał się w szpitalu wszelkim zabiegom, ale już nie wypuszczał krucyfiksu z rąk. Rieux nie był pewien, czy to naprawdę dżuma, ale nie miało to znaczenia. Ksiądz miał wysoką gorączkę. „Kaszel stawał się bardziej głuchy i torturował chorego przez cały dzień. Wieczorem wreszcie ojciec wykrztusił z siebie duszącą go watę. Była czerwona. Wśród zgiełku gorączki Paneloux nadal patrzył obojętnie i kiedy nazajutrz znaleziono go martwego, na wpół wychylonego z łóżka, jego spojrzenie nic nie wyrażało”.
Zobacz też: Holocaust