„Męża ciągnęło do rozrywek zamiast do domu. Wszystkie zdrady tego łajdaka wynagrodziłam sobie z jego karty kredytowej”
„Przez przypadek, kątem oka, zobaczyłam powiadomienie na jego telefonie. Serduszko. Wiadomość: Tęsknię za tobą. Zamarłam. Przez sekundę nawet pomyślałam, że to do mnie. Ale przecież nie wysyłamy sobie takich wiadomości”.

Zawsze myślałam, że takie rzeczy zdarzają się innym. Kobietom, które zaniedbały swoje małżeństwa, które były zimne, chłodne, skupione tylko na sobie. Ale nie mnie – kobiecie, która przez lata codziennie rano szykowała kanapki dla męża i dzieci, prała ich ulubione rzeczy, planowała wakacje tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Pracowałam na pół etatu, żeby mieć czas na odbieranie dzieci z przedszkola, a potem szkoły. Szybko nauczyłam się układać priorytety. Nie narzekałam. Takie życie wybrałam.
Z Tomkiem poznaliśmy się na studiach. Śmiał się wtedy z wszystkiego, a jego ulubionym powiedzeniem było: „Co nas nie zabije, to nas rozśmieszy”. Potrafiliśmy przesiedzieć całą noc, opowiadając sobie niestworzone historie. On – marzyciel, ja – realistka. Przeciwni sobie, ale jakoś działaliśmy. Potem było wesele, kredyt, dzieci. Życie jakich wiele.
Aż do tamtego dnia. Przez przypadek, kątem oka, zobaczyłam powiadomienie na jego telefonie. Serduszko. Wiadomość: „Tęsknię za tobą”. Zamarłam. Przez sekundę nawet pomyślałam, że to do mnie. Ale przecież nie wysyłamy sobie takich wiadomości. Od tamtej chwili zaczęło się moje ciche przebudzenie.
– Fajne, prawda? – zapytała Anka, pokazując mi zdjęcie wysokich szpilek na ekranie telefonu. – Wyprzedaż. Były po cztery stówy, teraz są za dziewięćdziesiąt dziewięć. Szok, co?
– Tylko nie wiem, gdzie bym w tym chodziła – zaśmiałam się, zerkając na ekran, choć wcale mnie nie bawiło.
– No, może nie do pracy – westchnęła, – ale tak… żeby poczuć się kobieco. Wiesz, jak to jest.
Chciałam coś zmienić
Pokiwałam głową. Wiedziałam. A przynajmniej kiedyś wiedziałam. Teraz to już nie pamiętałam. W pracy wszyscy widzieli we mnie „ogarniętą Martę” – zorganizowaną, spokojną, uśmiechniętą. A ja rano przebierałam się z piżamy w ciuchy z kosza do prasowania i smarowałam dzieciom chleb z dżemem, myśląc o tym, że znowu nie umyłam włosów.
– Może sobie kupię – rzuciłam nagle, nawet sama nie wiem, dlaczego.
– No i bardzo dobrze! – ucieszyła się Anka. – Czasem trzeba, Martuś, no nie? Co tam słychać u was?
– A wiesz… – wzruszyłam ramionami. – Jak to u nas. Tomek dużo pracuje, dzieci zdrowe. Nudy.
Wróciłam do biurka, ale nie mogłam się skupić. Ta rozmowa – niby o niczym – zostawiła we mnie jakiś ślad. Myśli wciąż wracały do tamtego wieczoru, kiedy zobaczyłam wiadomość na telefonie Tomka. Nie pytałam go wtedy o nic. Nie zrobiłam awantury, nie rzucałam się z płaczem. Po prostu zamilkłam.
Wieczorem, kiedy położyliśmy dzieci spać, mąż siedział w salonie, gapiąc się w telewizor, a ja kręciłam się po kuchni. Zmywałam naczynia, które mógł zmyć on. Wycierałam blat, który i tak był czysty. I nagle, jakby nieświadomie, sięgnęłam po jego portfel, włożyłam rękę do środka i wyjęłam kartę. Tę, którą płacił za wszystko. Schowałam ją do kieszeni.
Następnego dnia kupiłam sobie krem, który zawsze uważałam za zbyt drogi. Nic wielkiego. Ale serce biło mi szybciej przy kasie. Potem poszłam do obuwniczego.
– Te za osiemset są z włoskiej skóry – powiedziała ekspedientka, wyjmując buty z pudełka. – Ale mamy też ten sam model w wersji syntetycznej, znacznie tańszej.
– Nie, dziękuję – uśmiechnęłam się. – Biorę te skórzane.
Poczułam dziwną ulgę. Jakby ktoś zdjął mi z pleców ciężar, którego istnienia nie byłam do końca świadoma. Kiedy kasjerka podała kwotę, nie zawahałam się ani na moment. Zapłaciłam kartą Tomka, chowając paragon do torebki. Nie zamierzałam się tłumaczyć.
Zemściłam się
Wróciłam do domu później niż zwykle. Tomek był w łazience. Postawiłam pudełko z butami w szafie i przez chwilę stałam w milczeniu. Wiedziałam, że się nie zorientuje. Od dawna nie zauważał, czy mam nowe buty, czy te same co zawsze. Jego świat nie obejmował już takich szczegółów.
Wieczorem nie zapytał, gdzie byłam. Ja też nie pytałam o nic. Milczenie między nami stało się wygodne. I niebezpieczne. Czułam, że z każdym kolejnym dniem jestem bliżej czegoś ważnego. Czegoś, co jeszcze nie miało nazwy, ale zaczynało mieć kształt.
– Mamo, przyjechałabym z dziećmi. Na trochę… – powiedziałam przez telefon, patrząc na puste krzesło przy stole, na którym kiedyś siadał Tomek.
– Dobrze, kochanie – odparła tylko. Bez dopytywania. Wiedziała, że jeśli milczę, to znaczy, że już wszystko postanowiłam.
Spakowałam torby w milczeniu. Dzieci biegały po mieszkaniu, nieświadome, że ich świat właśnie się zmienia. Tomek miał wrócić późnym wieczorem. Zostawiłam mu kartkę na stole: „Zabrałam dzieci. Nie wzięłam niczego, co nie należało też do mnie”.
Stanęłam na progu, patrząc jeszcze raz na salon. Nasz dom, który dawno przestał być wspólny. Wzięłam głęboki oddech, przekręciłam klucz i zamknęłam drzwi. Za sobą. Za nami.
Zostawiłam go
W windzie czułam ulgę. Taką prawdziwą, jakby przez lata ktoś przyciskał mi dłoń do ust i w końcu mogłam oddychać. Nie musiałam już nic mówić. Cisza wystarczyła. On się zorientuje. I to będzie jego kara.
– Mamusiu, a daleko jeszcze? – zapytała Hania z tylnego siedzenia, tuląc się do misia.
– Już niedługo, skarbie – odpowiedziałam, starając się, by mój głos był spokojny.
Jechaliśmy w stronę mamy. Radio grało cicho, droga była pusta, a w środku miałam ciszę – nie tę pełną lęku, ale cichą, lekką. Taką, w której można się ukryć.
– A tata pojedzie z nami jutro na plac zabaw? – zapytał Staś.
Zerknęłam w lusterko. Patrzyli na mnie z nadzieją. Zignorowałam pytanie. Nie było na nie odpowiedzi, którą mogliby zrozumieć.
W głowie powtarzałam to, co napisałam Tomkowi: „Nie zabrałam niczego, co nie należało też do mnie”. I to była prawda. Zabrałam dzieci, swoje rzeczy i coś jeszcze – spokój, którego przez lata nie miałam odwagi poszukać.
Marta, 34 lata
Czytaj także:
- „Kupiliśmy z mężem kampera i ruszyliśmy w Polskę. On już nie wróci do domu, bo z Mazur przywiózł go zakład pogrzebowy”
- „Mąż nie chciał mnie ogrzać, więc ciepłe ramiona znalazłam u sąsiada. Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie”
- „Wzięliśmy kredyt na komunię córki, a ona dostała puste koperty. Jak wytłumaczyć dziecku takie skąpstwo rodziny?”