Singiel szuka singla!
Środek tygodnia, centrum Warszawy, godziny popołudniowe. Spóźniona wbiegam po schodach na miejsce „Speed dating”. Na szybkie randki zapisałam się pod wpływem chwili (i przyjaciółki!) ponad tydzień temu. I dobrze – bo miejsca na tego typu wydarzenia rozchodzą się jak przysłowiowe ciepłe bułeczki.
Dlaczego? Według Głównego Urzędu Statystycznego ponad 29% naszego społeczeństwa to single. Niemal połowa osób do 24. roku życia deklaruje, że nie spotyka się z nikim na stałe. Jak pisze prof. Zbigniew Izdebski w książce „Single i singielki. Intymność i seksualność osób żyjących w pojedynkę”, jest to efekt powszechnego obecnie odkładania dorosłości na później.
Nie chcemy obowiązków, odpowiedzialności za drugą osobę ani ograniczeń. Z drugiej strony – czujemy się źle, gdy w kinach, knajpach czy w parkach widzimy obściskujące się pary. Wtedy (w chwilach słabości bądź po prostu... z nudy) niektórzy zakładają konta na Tinderze bądź decydują się na wzięcie udziału w tzw. „speed dating”. Przyznaję, sama korzystam z tej aplikacji. I nie uważam tego za powód do wstydu! Z decyzją o "szybkich randkach" było jednak nieco inaczej. Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy iść. „A jeżeli tam będzie ktoś znajomy, to co?” - myślałam.
Moje „speed dating”
Wydarzenie, w którym wzięłam udział, odbyło się w jednej z popularnych warszawskich kawiarni. Po zapłaceniu wyznaczonej kwoty i otrzymaniu etykietki ze swoim imieniem i numerkiem organizatorzy wskazali mi krzesło, na którym miałam spędzić kolejne godziny tego wieczoru. Tak – kobiety na szybkich randkach traktowane są iście po królewsku! To mężczyźni co 5 minut zmieniają miejsce. Czasami więc, gdy pary nie chcą kończyć swojej szybkiej randki, tworzą się kolejki. Na to jednak pomaga kolejny, tym razem głośniejszy, dźwięk dzwonka.
Pierwszy mężczyzna, moje pierwsze 5 minut. Nie wiem o co pytać, nie wiem co robić. Lekko drżącą ręką wpisuję jego imię i numerek na otrzymany wcześniej formularz i, gdy już mam zamiar zadać banalne pytanie w stylu „Co tu robisz?”, opada mi szczęka. „Gdybyś mogła wybrać najpiękniejsze miejsce na naszą drugą randkę, gdzie byś mnie zabrała?” - słyszę z ust mojego rozmówcy.
Wtedy dotarło do mnie, że nie przygotowałam się jak należy. Nie mam zestawu wymyślonych wcześniej pytań, nie zastanawiałam się nawet, jak to będzie wyglądać. Nie mam przy sobie wody! Inni są weteranami. Butelkę soku czy kubek z kawą tutaj trzyma niemal każdy. Nie mam też na sobie sukienki ani butów na wysokim obcasie. Mężczyźni nie zawiedli. Są koszule, kamizelki, marynarki i specjalnie wypastowane na tę okazję buty. Od niektórych czuć nawet (niekoniecznie łagodny) zapach perfum.
„Szukam pierwiastka miłości...”
Dźwięk dzwonka, następni nieznajomi przysiadający się do mojego stolika. Mój pierwszy stres mija, zaczynam się śmiać z komizmu tej sytuacji. Nawet nie staram się już powstrzymywać ciętych uwag. Wypytuję o to, co robią w życiu, skąd są.
Początkowo boję się pytać, dlaczego zdecydowali się na udział w szybkich randkach. Ciekawość wygrywa. „Szukam pierwiastka miłości, empatii, ciepła, tego, czego nie mam w życiu...” - słyszę w odpowiedzi od jednego z kandydatów. „Niestety, ja ci tego nie dam...” - myślę, zgrabnie zmieniając temat.
Kolejne minuty, kolejni faceci. Przy 10. nie pamiętam już, czy pytałam o to skąd jest i co robi. Wiem za to jedno, zasycha mi w gardle, a ja mam dość tego dociekania i uzyskiwania jak największej ilości informacji w ciągu tych kilku minut.
„Może po prostu posiedzimy i pomilczymy? Ja już jestem zmęczony” - szczerze przyznaje jeden z moich rozmówców. I to rozumiem!
Tracę rachubę, zapominam zapisywać imiona i numerki. „Zapisz moje imię, bo ci się spodobam, a później zapomnisz i nie będzie z tego miłości!” - słyszę.
„Przyszedłem wcześniej, usłyszałem, że są tu prawdziwi rekordziści. Jeden koleś mówił, że jest na szybkich randkach już 11. raz. Ja jestem 2., ostatnio byłem pół roku temu, ale nic nie pykło” - mówi mi kolejny mężczyzna.
To totalnie nie moja bajka. Chcę jednak zostać do końca. "Może to właśnie facet z numerem 24. mi się spodoba?" - cicho myślę. Dzwonek, nowy facet, wstań, podaj rękę, przywitaj się, uśmiechnij, siądź... - ten schemat się nie kończy.
Panowie, zwracam honor!
Do tej pory hasło „szybkie randki” kojarzyło mi się z nieśmiałymi, zaniedbanymi facetami, którzy nie wiedzą jak poderwać dziewczynę. Panowie, zwracam honor! Widzę, że wiecie, czego chcecie i (co najważniejsze!) robicie, co możecie, by to uzyskać. Nie, to coś innego niż zwykła desperacja, o którą was podejrzewałam.
„Wolę tu przyjść raz na jakiś czas i sprawdzić laskę od razu niż klikać w nieskończoność na Tinderze, a potem się rozczarować na pierwszym spotkaniu” - słyszę, po czym przybijam miłemu 29-latkowi piątkę.
Szło za dobrze. Już w połowie zapominam, że nie powinnam mówić, że jestem dziennikarką zajmującą się w szczególności tematyką zdrowotną. „Jestem zdrowy?” - pyta mnie jeden z singli, patrząc na mnie smutnymi oczami.
„O czym fajnym ostatnio pisałaś?” - pada pytanie od kolejnego faceta. Zgodnie z prawdą odpowiadam, więc że o raku szyjki macicy. W okropnej ciszy czekamy na dźwięk dzwonka...
W „speed dating”, na który się zdecydowałam, udział mogli wziąć mężczyźni w wieku 22-29 lat i kobiety w wieku 19-27 lat. Bałam się więc, że niemal wszyscy będą młodsi ode mnie. Z rozmów wynikało jednak, że „szukający miłości” są starsi!
To mężczyźni, którzy skończyli studia, pracują i nie mają czasu na szukanie partnerki w klubach, metrze czy przez znajomych. To zrozumiałe. Większość z nich po pracy biega, trenuje na siłowni bądź uprawia inny sport. I tu kolejne miłe spostrzeżenie. Oczyma wyobraźni wyobrażałam sobie siebie rozmawiającą z typowymi programistami w koszulach w kratę bądź w sweterkach w paski.
Programistami (matematykami, analitykami, informatykami...) owszem byli, ale nie tymi, których kojarzymy z internetowych memów.
Młodzi a szybkie randki
Dlaczego coraz częściej młodzi decydują się na szybkie randki? Zapytałam o to mgr Mateusza Dobosza, psychologa i psychoterapeutę.
Szybki tryb życia i chęć osiągnięcia kariery zawodowej sprawiają, że młodzi ludzie nie mają czasu na randkowanie. Wartości takie jak rodzina czy relacje zostały zepchnięte na dalszy plan. Szybkie randki to odpowiedź dla osób, które czują się samotne, ale jednocześnie nie mają czasu i nie chcą lub nie umieją nawiązywać relacji w formie tradycyjnej. Dziś wymarzoną osobę spotkać można właśnie na „speed dating”, zaś utrzymanie kontaktu odbywa się przez najpopularniejsze komunikatory i portale internetowe. Niestety, komunikacja CMC (ang. computer mediated communication) jest bardzo zubożałą formą komunikowania się i nawiązywania relacji. Nie mając obrazu twarzy drugiej osoby, mózg sam interpretuje lub instynktownie dopisuje pewne elementy, niekoniecznie trafnie...
- tłumaczy ekspert.
Psycholog nie uważa jednak tego rodzaju nawiązywania znajomości za coś złego, raczej neutralnego. Według niego jest to nawiązywanie relacji w sposób tradycyjny, twarzą w twarz wraz ze wszystkimi elementami komunikacji (ton głosu, proksemika, mimika czy gestykulacja).
Miłości z tego nie będzie?
Pod koniec „speed dating” organizatorzy poinformowali wszystkich uczestników, że do 48 godzin na nasze e-maile wpłyną wiadomości z numerem telefonu bądź e-mailem osób, którym się spodobaliśmy (i którzy spodobali się nam!). To coś w stylu „matcha” na Tinderze. Bez sygnału z drugiej strony organizatorzy wydarzenia nie mogą udostępnić danych.
Ja już dostałam swojego e-maila. 1/3 kandydatów chciała utrzymać ze mną kontakt. To miłe. Ale cóż, miłości z tego nie będzie. Od ustawianych spotkań bardziej kręci mnie nieśmiały uśmiech przesłany przez faceta w metrze ;)
Zobacz także:„Dzięki Badoo powinnam być szczęśliwa, ale nie jestem” – mówi czytelniczka„Tinder? Teraz już wiem, dlaczego ostatnio mój mąż wraca tak późno z pracy!”