Reklama

Mam trzydzieści pięć lat i czasami czuję, jakby życie przeciekało mi przez palce. Wstaję rano, piję kawę, idę do pracy, wracam do domu. Marek, mój mąż, jest wiecznie zajęty – pracą, telefonami, swoimi sprawami. Rozmawiamy o tym, co trzeba – rachunki, zakupy, plany na przyszły tydzień. Żadnych długich spojrzeń, żadnych pytań w stylu „jak się czujesz?”.

Reklama

Pamiętam, jak to było na początku, kiedy jeszcze byliśmy zakochani. Potrafiliśmy siedzieć godzinami, mówiąc o wszystkim i o niczym. Teraz? Teraz widuję Marka głównie w garniturze, przelotem między kolejnym spotkaniem, a ja czuję, że między nami wyrósł mur, którego nie potrafię przebić.

Teściowa była ważniejsza niż ja

I są jeszcze niedzielne obiady u Zofii, mojej teściowej. Nie wiem, co jest gorsze – jej kąśliwe uwagi, atmosfera napięcia czy wymuszone uśmiechy Marka. On uważa te spotkania za świętość. „To ważne dla mamy” – mówi zawsze. Cóż, dla mnie ważniejsze byłoby, gdybyśmy mieli chociaż jeden dzień tylko dla siebie.

Dzisiaj znowu mieliśmy tam jechać. Nie sądziłam, że ten obiad tak wiele zmieni.

– Marek, weź coś powiedz swojej mamie – szepnęłam już kiedyś do męża, kiedy teściowa po raz trzeci wytknęła, że nie umiem zrobić dobrej pieczeni. – Po co mam tam przychodzić, skoro i tak tylko nasłucham się przykrych komentarzy?

Marek westchnął, poprawił krawat i rzucił sucho:

Dorota, nie zaczynaj. Po prostu zjedzmy ten obiad.

Dotarliśmy do teściowej kilka minut przed czasem. Stół, jak zawsze, był zastawiony wszystkim, co można było znaleźć w najdroższym sklepie w mieście. A atmosfera? Napięta jak struna. Klara, siostra Marka, próbowała jakoś rozluźnić sytuację, ale jej dowcipy nikogo nie śmieszyły. Bartek, kuzyn męża, za to świetnie się bawił. On zawsze potrafił być w centrum uwagi.

Myślałam, że się przesłyszałam

Siedzieliśmy przy stole, jedliśmy w milczeniu. Teściowa kątem oka obserwowała każdy mój ruch, jakby chciała złapać mnie na czymś, co można skrytykować. I wtedy Bartek rzucił bombę:

– Marek, nie chcesz się pochwalić? Skąd znasz tę blondynkę z galerii? Widziałem was w zeszłym tygodniu. Klasa! Naprawdę, masz oko!

Podniosłam wzrok na Marka. Bartek się śmiał, jakby właśnie opowiedział świetny żart, ale Marek zamarł. Widelcem zaczął grzebać w talerzu, unikając kontaktu wzrokowego. Cisza przy stole zrobiła się tak gęsta, że można było ją kroić.

– Bartek, daj spokój – odezwała się Klara z uśmiechem, choć widać było, że temat ją zainteresował. – To tylko żart, prawda, Marek?

– Jasne, że żart – Marek rzucił te słowa tak szybko, że zabrzmiały nienaturalnie.

A ja czułam, jak coś we mnie pęka. Spuściłam wzrok na talerz, żeby nie widzieć, jak teściowa spogląda na mnie z uśmieszkiem pełnym satysfakcji. Tylko Bartek dalej się śmiał, nieświadomy, co właśnie rozpętał.

Gdy tylko obiad się skończył, wzięłam torebkę i wyszłam na taras. Potrzebowałam chwili, żeby złapać oddech.

Stałam, wpatrując się w odległe drzewa. Powietrze było chłodne, ale nie przynosiło ukojenia. Myśli kłębiły mi się w głowie, jedna głośniejsza od drugiej. Jaka blondynka z galerii? Czy to możliwe, że Bartek powiedział prawdę? Przecież Marek nigdy nie dawał mi powodów do podejrzeń... aż do teraz.

Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. To był Bartek. Jak zwykle z uśmiechem na ustach i miną, która mówiła: „Nie zrobiłem nic złego”.

– Ej, Dorota, bez urazy. To był tylko żart – zaczął. – Marek pewnie nawet nie pamięta, o czym mówię. Może to była jakaś koleżanka z pracy?

– Tylko żart? – powtórzyłam, odwracając się do niego. – Bartek, widziałeś jego reakcję. Nie wydawało ci się, że zachowywał się... dziwnie?

Bartek wzruszył ramionami.

– Wiesz, Marek zawsze był trochę spięty. Może to nic takiego? – Spojrzał na mnie z mieszaniną zakłopotania i współczucia. – Ale serio, nie chciałem, żebyś się martwiła.

Nie odpowiedziałam. Bartek chwilę postał, a potem wrócił do środka. Zostałam sama, próbując zebrać myśli. Czułam, że coś jest nie tak. Marek był zawsze opanowany, a dziś jego nerwowość krzyczała głośniej niż cokolwiek innego.

To było podejrzane

Kiedy wracaliśmy do domu, napięcie między nami było niemal namacalne. Mąż unikał mojego spojrzenia, a ja starałam się nie wybuchnąć. Gdy tylko zamknęłam za nami drzwi, nie wytrzymałam.

– Marek, musisz mi powiedzieć – zaczęłam, stając naprzeciw niego. – Kim była ta blondynka? I dlaczego Bartek o niej mówił?

– Dorota, naprawdę? – westchnął ciężko, zdejmując marynarkę. – Nie wiem, skąd on wziął ten pomysł. Bartek zawsze gada głupoty. Czemu w ogóle przejmujesz się jego żartami?

– Przestań – przerwałam mu, czując, jak narasta we mnie złość. – Znam cię, Marek. Twoja reakcja mówiła więcej niż słowa. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego się tak zachowałeś?

– Bo to nic takiego – odpowiedział, ale jego ton był coraz bardziej defensywny. – Spotkałem się z koleżanką z pracy. Chcieliśmy omówić projekt. To wszystko.

– Projekt? – Uniosłam brwi, próbując go zrozumieć. – A dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Przecież to żadna tajemnica, prawda?

– Bo wiedziałem, że zrobisz z tego problem – rzucił, a jego głos był teraz chłodniejszy. – Zawsze wyolbrzymiasz takie rzeczy.

Patrzyłam na niego, próbując pojąć, czy mówi prawdę. Chciałam mu wierzyć, ale coś w środku krzyczało, że to tylko część historii. Marek spojrzał na mnie przez chwilę, a potem odwrócił się i poszedł do sypialni, zostawiając mnie samą w ciszy naszego salonu.

Usiadłam na kanapie, opierając głowę na dłoniach. Czułam się rozdarta. Czy to był zwykły zbieg okoliczności, czy coś znacznie poważniejszego?

Nie mogłam tego dłużej ignorować

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Klarą. Była jedyną osobą, która mogła mi pomóc zrozumieć Marka.

– Chyba przesadzasz, Dorota – powiedziała, mieszając kawę. – Marek nie jest typem faceta, który by coś knuł.

– Klara, widziałam jego reakcję. Coś ukrywa. A ty? Coś zauważyłaś? – naciskałam.

Spojrzała na mnie przez chwilę, widać było, że się waha.

Raz go widziałam z jakąś kobietą na mieście – przyznała w końcu. – To wyglądało niewinnie, ale... była taka chwila, że coś mnie zaniepokoiło.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – wyszeptałam, czując, jak serce mi przyspiesza.

Nie chciałam cię martwić, bo pewnie to nic takiego. Ale jeśli masz wątpliwości, musisz z nim sama porozmawiać. Szczerze – odparła z troską.

Wracając do domu, czułam, że ta rozmowa tylko potwierdziła moje obawy. Czekała mnie konfrontacja, której się bałam, ale musiałam poznać prawdę.

Miałam dość ich wszystkich

Kolejny niedzielny obiad u teściowej zapowiadał się jak zwykle – niezręczny i pełen aluzji. Tym razem jednak byłam zdeterminowana, by coś z tym zrobić. Marek od rana zachowywał się jeszcze bardziej nerwowo niż zwykle. Milczał podczas drogi do domu matki, a ja czułam, jak napięcie narasta.

Teściowa zaczęła swoją standardową litanię komentarzy:

– Mareczku, nie dziwię się, że masz koleżanki w pracy. Przystojny mężczyzna, zaradny. A ty, Dorotko... – przerwała teatralnie. – Może powinnaś bardziej o siebie zadbać?

Te słowa były jak cios. Nie wytrzymałam.

Może lepiej zapytać Marka, z kim spędza czas, kiedy niby „pracuje” do późna? – rzuciłam ostro, patrząc na niego.

Zapadła cisza. Teściowa spojrzała na mnie zszokowana, Klara spuściła wzrok, a Bartek wyglądał, jakby chciał się rozpłynąć w powietrzu. Marek zerwał się na równe nogi.

– Dorota, co ty wyprawiasz?! – wykrzyknął, próbując zachować spokój, ale widziałam, że był wściekły.

– Pytam teraz, Marek. Bo najwyraźniej rozmowa w domu nic nie daje – odpowiedziałam z lodowatą pewnością.

Bez słowa wstałam od stołu i wyszłam, zanim zdążył odpowiedzieć. Usłyszałam, jak Klara coś mówi za mną, ale już mnie to nie obchodziło. Czekałam, aż Marek wróci do domu, żebyśmy w końcu dokończyli tę rozmowę.

Mąż wrócił wieczorem. Rzucił klucze na stolik w przedpokoju i stanął w drzwiach salonu. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, zanim odezwałam się pierwsza.

– I co? Powiesz mi w końcu prawdę? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi.

Wreszcie się wygadał

Mąż przetarł twarz dłońmi i westchnął.

– Dobrze. Chcesz prawdy? Spotykałem się z kimś... ale to tylko koleżanka z pracy. Chodziliśmy na kawę, czasem na spacer. Potrzebowałem... odskoczni.

– Odskoczni? – powtórzyłam, czując, jak coś we mnie pęka. – A ja? Dlaczego nie powiedziałeś mi, że coś jest nie tak?

– Bo ty zawsze widzisz problem tam, gdzie go nie ma! – wybuchnął. – To naprawdę nic więcej. Ona ma swoje życie, ja swoje. To była tylko rozmowa, Dorota!

– Gdyby to było takie niewinne, nie ukrywałbyś tego – odparłam, starając się zachować spokój. – Przecież wiesz, że coś między nami się psuje. Czemu nie próbowałeś tego naprawić ze mną?

Marek spuścił głowę, nie miał już siły się bronić.

– Może nie wiedziałem, jak... Może to wszystko poszło za daleko, zanim się zorientowałem. Przepraszam.

Usiadłam na kanapie, czując, że grunt usuwa mi się spod nóg. Jego „przepraszam” brzmiało jak wyrok. Czułam, że nasze małżeństwo nigdy nie wróci do tego, czym było.

Nie wiem, czy przeprosiny wystarczą – powiedziałam cicho. – Muszę pomyśleć, czy jeszcze ci ufam.

Nie odpowiedział. Odwrócił się i wyszedł do sypialni, zostawiając mnie samą w ciszy. Wiedziałam jedno: musiałam zdecydować, czy chcę walczyć o nas, czy odejść, zanim rozczarowanie wypełni każdą chwilę mojego życia.

Dorota, 35 lat

Reklama

Czytaj także:
„Brat zadzwonił do mnie z grobowymi wieściami. Gdy dokopałam się do prawdy, miałam ochotę wypisać się z tej rodziny”
„Przez lata adorował mnie facet o wyglądzie czeskiego piłkarza. Dawałam mu kosza, aż wreszcie trafił do mojej bramki”
„Szwagierka poznała moją tajemnicę. Teraz cała rodzina trąbi, co zrobiłam, ale mąż mnie broni”

Reklama
Reklama
Reklama