Reklama

Bliscy są na mnie obrażeni. Twierdzą, że ich zawiodłam, bo przeze mnie musieli zmienić plany. Czuję się winna? Nie! Kto im kazał decydować za mnie?

Reklama

Nie podobało mi się to

Bliscy przypomnieli sobie, że już wkrótce osiągnę wiek emerytalny i postanowili o tym porozmawiać przy niedzielnym obiedzie.

No, wreszcie zajmiesz się porządnie domem. Bo teraz co? Wiecznie cię nie ma. Muszę sam sprzątać, gotować. To nienormalne – stwierdził mąż Henryk.

– I będziesz miała czas dla wnuków. Nasza niania jest bardzo droga i do niczego. Nie mogę doczekać się chwili, kiedy ją zastąpisz – włączyła się córka Milena.

– Tak, emerytura mamy to dla nas prawdziwe błogosławieństwo – dodał zięć Jarek.

– Poważnie? A dla mnie nie! Nie chcę być jeszcze emerytką! – burknęłam.

Przy stole zapanowała kompletna cisza.

– To może ja przyniosę coś na deser – mruknęłam, a potem pozbierałam talerze po drugim daniu i poszłam do kuchni.

Wstawiłam naczynia do zlewu, usiadłam na krześle i zatopiłam się w myślach. Byłam wściekła na bliskich, że w ogóle poruszyli ten temat. I nie chodziło tylko o to, że planują mi jesień życia, nie pytając o zdanie. Ta rozmowa uświadomiła mi, że skoro oni pamiętają o moim prawie do emerytury, to pewnie wkrótce przypomni sobie o nim także mój szef.

Nie miałam wyjścia

Wielu moich przyjaciół po osiągnięciu „ustawowego” wieku natychmiast dostało wypowiedzenia. Bo ponoć trzeba ustąpić miejsca młodszym. A ja nie chciałam jeszcze kończyć kariery. Lubiłam swoją pracę i świetnie sobie w niej radziłam. Może Henryk maj rację. Lepiej siedzieć w domu, niż harować – próbowałam się pocieszać, ale nie pomogło.

2 tygodnie później moje przewidywania się sprawdziły. Szef zaprosił mnie do siebie na rozmowę. Szłam jak na ścięcie. Oczami wyobraźni już widziałam, jak wręcza mi wypowiedzenie i życzy wszystkiego najlepszego na emerytalnej drodze życia. Gdy znalazłam się w jego gabinecie, siedział za biurkiem i przeglądał moje akta.

– No cóż, pani Bożenko, z tego co tu widzę, niedługo się pożegnamy – podniósł głowę znad papierów.

Niestety… Lata lecą – westchnęłam. – Rzeczywiście… A szkoda, bo chętnie bym panią zatrzymał przez jakiś czas…

– Zaraz, zaraz – wpadłam mu w słowo – To nie chce pan mnie zwolnić?

– Ależ skąd! Jest pani znakomitym, doświadczonym i oddanym pracownikiem. Trudno mi będzie panią zastąpić.

– E, ktoś młodszy się znajdzie…

– Żartuje pani? Młodzi są dzisiaj rozpuszczeni jak dziadowskie bicze. Chcą dużo zarabiać i nic nie robić… A pani należy do pokolenia które wie, co to znaczy ciężka praca – ciągnął.

Aż poczerwieniałam z zadowolenia.

– Tak? W takim razie zostaję. Przyznam szczerze, że nie mam najmniejszej ochoty iść już w odstawkę. Za kilka lat może o tym pomyślę. Ale teraz jeszcze nie.

W takim razie sprawę mamy wyjaśnioną i załatwioną – uśmiechnął się i zamknął teczkę z moimi aktami.

Wróciłam w znakomitym humorze

Henryk od razu to zauważył. Od tamtej rozmowy przy stole chodziłam jak struta. A tu weszłam do mieszkania, podśpiewując pod nosem.

– O, widzę, że spotkało cię coś miłego.

– A żebyś wiedział. Dowiedziałam się dziś od szefa, że jestem niezastąpiona – odparłam radośnie.

– Poważnie? Gratuluję. Szkoda, że tak późno, gdy odchodzisz na emeryturę…

No właśnie nie odchodzę!

– Słucham? – wybałuszył oczy. – Powiedziałam, że zamierzam jeszcze popracować kilka lat. I bardzo się ucieszył.

– Ale jak to? Przecież nie dalej jak 2 tygodnie temu mówiłaś coś innego.

To wy mówiliście, nie ja!

– My?

– Tak. Ty, Milena i Jarek. Z góry założyliście, że odejdę z pracy. I zajmę się tylko domem, opieką nad wnukami.

– A co w tym złego?

– Nic. Pod warunkiem że ma się na to ochotę. A ja jeszcze nie mam. Nawet wam o tym wspomniałam. Pamiętasz? Ale wy potraktowaliście to jak żart.

– No cóż… Ja to jakoś przeżyję. Ale Milena i Jarek? Już powiedzieli niani, żeby szukała sobie innej pracy. Zrujnujesz im plany. Będziesz się musiała gęsto tłumaczyć…

– A niby z czego? To były ich plany, nie moje – odparłam i poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia.

W tym czasie mąż zadzwonił do córki. Nie słyszałam dobrze, co powiedział, ale z fragmentów wywnioskowałam, że uważa, iż straciłam rozum. Od tamtej pory mam w rodzinie przechlapane. Wszyscy są na mnie obrażeni. Mąż, córka, zięć, a nawet wnuki. Patrzą z wyrzutem, szepczą po kątach. Chcą, bym poczuła się winna i zmieniła zdanie. Nic z tego…

Bożena, 65 lat

Reklama

Czytaj także: „Przez 25 lat chodziłam wokół męża na paluszkach. Ale nie zamierzam gotować mu flaczków i golonki do końca życia”
„Nie chcę dłużej być żoną gbura, ale nie stać mnie na rozwód. Od 15 lat żyję w pułapce bez wyjścia, bo szkoda mi dzieci”
„Bałem się powiedzieć żonie, że straciłem pracę. Kłamałem, aż posunąłem się za daleko i mogłem stracić też rodzinę”

Reklama
Reklama
Reklama