„Brat pożyczył ode mnie 10 tysięcy złotych. Potem zablokował mnie w telefonie i udawał, że nie istnieję”
„Zawsze wierzyłem, że rodzina to świętość. Nawet gdy mój starszy brat Marek ładował się w kłopoty, tłumaczyłem go przed wszystkimi. Był impulsywny, charyzmatyczny, często bujał w obłokach, ale zawsze wracał na swoje miejsce. Ufaliśmy sobie. Przynajmniej ja jemu”.

- Redakcja
Kiedy brat przyszedł do mnie, chcąc pożyczyć 10 tysięcy złotych „na chwilę”, nawet się nie zawahałem. Powiedział, że to chwilowy dołek, że odda do końca miesiąca. Wierzyłem. W końcu to mój brat.
– Jesteś pewien, że dobrze robisz? – zapytała wtedy Basia, moja dziewczyna.
– Tak. To Marek. Nie zostawiłby mnie na lodzie – odpowiedziałem.
– Nie każdemu można ufać tylko dlatego, że ma z tobą wspólnego ojca – rzuciła cicho.
Wtedy się tylko uśmiechnąłem. Ale nie minęły dwa tygodnie, a Marek przestał odbierać telefony.
Zablokował mnie
Na początku próbowałem się nie nakręcać. Marek nie odbiera? Może ma zawaloną robotę, może padł mu telefon. Ale mijały dni. Pisałem SMS-y, dzwoniłem co kilka godzin, próbowałem przez Facebooka. Nic. Ani słowa. Aż pewnego dnia dostałem komunikat: „użytkownik zablokował możliwość wysyłania wiadomości”. Wtedy mnie zatkało.
Siedziałem w kuchni z telefonem w dłoni, gapiąc się w ekran, jakby miał mi zaraz podać jakąś odpowiedź. Basia weszła cicho.
– Nadal nic? – spytała.
Pokręciłem głową.
– Zablokował mnie – powiedziałem i usiłowałem się nie rozpłakać, choć czułem jak coś dławi mnie w gardle.
– Bartek… – zaczęła ostrożnie, ale zamilkła. Usiadła obok i tylko położyła dłoń na mojej.
W końcu zadzwoniłem do mamy.
– Cześć, mamo. Rozmawiałaś ostatnio z Markiem?
– A coś się stało? – zapytała natychmiast.
– Nie odbiera ode mnie. Od dwóch tygodni. – Ugryzłem się w język, żeby nie dodać „bo zniknął z moimi pieniędzmi”.
– Hmm… Wiesz, on ostatnio jakiś nerwowy. Też się nie odzywał, ale mówił, że ma na głowie sprawy. Może daj mu chwilę?
– Mamo, on mnie zablokował na telefonie. – Mówiłem powoli, prawie szeptem.
Zapadła cisza.
– Bartek… To na pewno jakieś nieporozumienie.
– Nie, mamo. To się właśnie dzieje naprawdę.
Siedziałem potem w ciszy. Wpatrzony w ścianę. I nagle poczułem się jak idiota. Naiwny, frajerski idiota, który dał się wkręcić własnemu bratu. Zaczęła się w mojej głowie kotłować jedna myśl: jak on mógł?
Wizyta u brata
Następnego dnia wsiadłem w auto i pojechałem do Marka. Jego adres znałem przecież na pamięć. Pod blokiem panował spokój, tylko dzieciaki grały w piłkę na betonowym placu. Wszedłem na klatkę, zadzwoniłem do drzwi. Cisza. Zadzwoniłem drugi raz, potem trzecim, a na końcu waliłem pięścią w drewno, aż bolały mnie kostki.
– Nie ma go – usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się i zobaczyłem starszego sąsiada w kapciach, który wyglądał przez uchylone drzwi.
– A wie pan, kiedy wróci? – zapytałem.
– E, chłopie, on się chyba gdzieś wyprowadził... albo unika ludzi. Tylko widziałem, jak raz podjechał nowym autem, takim czarnym, chyba audi. – Wzruszył ramionami. – Tylko wziął jakąś torbę i tyle go widzieliśmy.
Zamrugałem. Nowe auto? Jakie, do cholery, auto?
Wróciłem do samochodu i niemal od razu wykręciłem numer do mamy. Odebrała od razu.
– Mamo. Muszę ci coś powiedzieć. Marek ma moje pieniądze. Byłem u niego. Sąsiad mówił, że podjechał nowym autem. A mnie zablokował. Przestań go bronić.
– Może... to służbowy samochód? Może... ktoś mu pożyczył?
– Mamo! – krzyknąłem. – Nie widzisz, że mnie okradł? Mnie, swojego brata!
Po drugiej stronie słyszałem, jak zbiera jej się na płacz.
– Nie mów tak. Marek nigdy by...
– A jednak właśnie to zrobił.
Rozłączyłem się. I wtedy, pierwszy raz, poczułem coś więcej niż zawód. Poczułem czystą, palącą wściekłość.
Odwrócił się, jakby nie dowierzał, że go wołam
Zobaczyłem go przypadkiem. Stałem w kolejce po kawę w galerii handlowej, a on przechodził z torbą markowych zakupów i w okularach przeciwsłonecznych, jakby był kimś. Ruszyłem za nim natychmiast.
– Marek! – krzyknąłem, a echo odbiło się od szklanych ścian.
Odwrócił się, jakby nie dowierzał, że go wołam. Kiedy mnie zobaczył, twarz mu zesztywniała.
– Bartek, cześć... – powiedział, jakbyśmy właśnie przypadkiem się spotkali po świętach.
– Ty masz czelność... – rzuciłem przez zaciśnięte zęby. – Oddaj mi moje pieniądze.
– Jakie pieniądze?
– Dziesięć tysięcy, które ci pożyczyłem. Zniknąłeś, zablokowałeś mnie. Myślałeś, że cię nie znajdę?
– Bartek... Daj spokój. Sam chciałeś mi pomóc. Nikt cię nie zmuszał – odpowiedział spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie.
– Powiedziałeś, że oddasz. Do końca miesiąca.
– A czy gdziekolwiek podpisałem, że muszę? Byłeś głupi, że mi zaufałeś. Ale to nie mój problem.
Poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Zrobiło mi się gorąco, w gardle czułem gulę. Ludzie zaczęli się gapić.
– Marek, ty serio? Myślałem, że jesteś dupkiem, ale nie że śmieciem.
– No i widzisz. Znowu się myliłeś. Zawsze byłeś naiwny. Taki... miękki.
Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie tam – wściekłego, upokorzonego, z sercem roztrzaskanym jak szkło na podłodze.
To nie oszustwo, tylko moja naiwność
Po tej scenie przez dwa dni nie wychodziłem z domu. Siedziałem na kanapie w bezruchu, z jednym pytaniem w głowie: jak mogłem być aż tak głupi? Przecież Basia mnie ostrzegała. Nawet mama miała wątpliwości, choć ich nie dopuszczała do siebie.
Basia przyszła trzeciego dnia z siatką zakupów i kubkiem herbaty.
– Musisz coś z tym zrobić – powiedziała cicho, siadając obok mnie.
– A co mam zrobić? Iść na policję? Powiedzieć, że dałem bratu pieniądze, a on się ulotnił? To nie oszustwo, tylko moja naiwność.
– Ale to była duża kasa, Bartek. To nie jakieś tam pięć stów. Musisz walczyć o siebie.
– Nie chcę go ciągać po sądach. To mój brat.
– Brat, który cię zablokował, zlekceważył i powiedział ci prosto w twarz, że nic ci nie odda. – W jej głosie było więcej gniewu niż we mnie.
Zamilkłem. Wiedziałem, że ma rację, ale coś mnie paraliżowało. Może wstyd? Może to, że wciąż łudziłem się, że Marek zrozumie?
– On już nie wróci, Bartek – powiedziała cicho. – A ty musisz się wreszcie ocknąć.
Spojrzałem na nią. Miała oczy pełne troski, ale i stanowczości. Wtedy zrozumiałem, że nie tylko ja czuję się zdradzony. Ona też to przeżywa – po swojemu. Bo widzi, jak tracę wiarę. W ludzi, w bliskich, w siebie.
I choć nie powiedziałem tego na głos, coś we mnie wtedy umarło.
Obiad u mamy i Marka uśmiech bez krzty skruchy
Mama zadzwoniła tydzień później. Głos miała napięty, nienaturalnie wesoły.
– Zróbmy obiad w niedzielę. Wszyscy. Ty, Basia, Marek. Porozmawiacie jak rodzina.
– Nie ma o czym – burknąłem, ale po dłuższej chwili się zgodziłem. Może miałem cień nadziei, że Marek coś zrozumiał?
Niedziela była duszna, jakby lato nie mogło się zdecydować, czy chce się skończyć. Usiedliśmy przy stole. Marek wyglądał jak z reklamy – świeża koszula, zegarek błyszczący na nadgarstku, uśmiech bez krzty skruchy. Mama zaczęła temat niezręcznie, nalewając zupę.
– Chciałabym, żebyście... spróbowali porozmawiać. Ostatnio dużo się wydarzyło.
– Tak – odezwałem się chłodno. – Wydarzyło się, że zostałem okradziony przez własnego brata.
Marek westchnął teatralnie.
– Boże, znowu to samo? Nie możesz się odczepić?
– Odczepić? Ty wziąłeś dziesięć tysięcy i zniknąłeś! Zachowałeś się jak śmieć.
– A ty jak frajer. – Uśmiechnął się bezczelnie. – Zawsze nim byłeś.
Mama wypuściła łyżkę z dłoni. Zabrzęczała o talerz.
– Marek... nie mów tak.
– Dlaczego nie? – podniósł głos. – Bartek całe życie myśli, że jest lepszy, a wystarczyło trochę go poprosić i już się rzuca z kasą. To jego problem, nie mój.
Wstałem. Basia pociągnęła mnie lekko za rękę, ale wyrwałem się.
– Mam dość. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nigdy więcej.
Mama zapłakała. Marek wzruszył ramionami.
Wyszedłem. I w drodze powrotnej do domu zrozumiałem: tej relacji już nie da się uratować.
Bartek, 26 lat
Czytaj także:
- „Matka oddaje całą swoją emeryturę na Kościół. Świeże lilie przy ołtarzu są dla niej ważniejsze niż czynsz i rachunki”
- „Teściowa namówiła nas na kupno działki w okazyjnej cenie. Nie podejrzewałam nawet, co kryje się za tą propozycją”
- „Teściowa dała mi cenną poradę finansową. Teraz już się nie martwię, czy na pewno wystarczy mi do pierwszego”