„Zwymyślałam buraka, który ochlapał mnie autem. Prawie padłam na zawał, gdy zobaczyłam go na egzaminie na prawo jazdy”

egzamin na prawo jazdy fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„– Kto ci dał prawo jazdy, baranie?! – darłam się jak opętana. – Myślisz, że jak jeździsz drogim samochodem, to możesz mieć w tyłku cały świat?! Do twojej wiadomości, kretynie, pieszy też jest uczestnikiem ruchu! I kiedy pada, i są kałuże, należy zachować szczególną ostrożność”.
/ 07.03.2023 19:15
egzamin na prawo jazdy fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Byłam rozkojarzona i rozdrażniona już od samego rana. Dzień wcześniej pokłóciłam się z moim chłopakiem Tomkiem. Nie mogłam spać, co chwilę się budziłam i w efekcie wstałam wściekła. Dodatkowo denerwowałam się, bo przed południem miałam egzamin na prawo jazdy.

Pogoda była tragiczna. Chociaż wiosna była w pełni, lało i wiało. Czekałam na brata, który obiecał mnie podrzucić do ośrodka, kiedy zobaczyłam, że dzwoni do mnie.

– Słuchaj, Karina, bardzo cię przepraszam, ale Iza właśnie zaczęła rodzić i nie dam rady cię odwieźć. Poproś kogoś albo idź na autobus. Przepraszam, ale jedziemy do szpitala i nie mam do tego głowy! – tłumaczył nerwowo.

Powiedziałam, że oczywiście rozumiem, dam sobie radę i życzyłam powodzenia. W duszy przeklinałam. Oczywiście to nie jego wina, nie miałam żalu, ale byłam załamana. Zadzwoniłam do mamy, ale nie mogła urwać się z pracy. Tata oczywiście nie odbierał, a do chłopaka, na którego się śmiertelnie obraziłam, nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza.

Byłam cała mokra i wściekła

Czym prędzej włożyłam buty i pognałam na przystanek. Nie wiedziałam, o której mogę mieć autobus w tamtym kierunku, a nie chciałam się spóźnić. Byłam strasznie nakręcona i wściekła. Dodatkowo okazało się, że autobus odjechał dosłownie dwie minuty wcześniej! Że też tego dnia wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie! Następny był za kwadrans, nie było sensu wracać do domu.

Stałam pod przystankową wiatą i z parasolem, ale i tak nie bardzo chroniło mnie to przez zimnym deszczem i wiatrem. W pewnym momencie przejechało jakieś auto. Z dużą prędkością wjechało w kałużę przy poboczu, a cała jej zawartość poleciała na mnie. Wyglądałam jak mokra kura! Dodatkowo brudna i wściekła! Kiedy zauważyłam, że sprawca mojego nieszczęścia stoi kilka metrów dalej i czeka na zmianę świateł, od razu ruszyłam w jego kierunku. Zapukałam w szybę od strony pasażera, a kiedy ją otworzył, nie zważając na nic i na nikogo, zaczęłam wymyślać mu od baranów, kretynów i patałachów!

Kto ci dał prawo jazdy, baranie? Myślisz, że jak jeździsz drogim samochodem, to możesz mieć w tyłku cały świat?! Do twojej wiadomości, kretynie, pieszy też jest uczestnikiem ruchu! I kiedy pada, i są kałuże, należy zachować szczególną ostrożność!

Pewnie wymyślałbym mu dalej, lecz stojące za nim samochody zaczęły trąbić i zorientowałam się, że ma już zielone światło. Bez słowa odwróciłam się i wróciłam na przystanek.

Do ośrodka dotarłam wściekła i mokra. Część teoretyczną miałam już zaliczoną, dziś miałam tylko praktyczną. Manewry na placu poszły mi bardzo dobrze, ruszyliśmy na miasto. Byłam zdenerwowana, ale starałam się skupić na drodze, jechać bezpiecznie i powoli. Na szczęście w takich warunkach nikt nie mógł mi zarzucić zbyt wolnej jazdy. Musiałam uważać, by nie ochlapać pieszych na chodniku.

Myślałam, że zapadnę się pod ziemię!

Kiedy wróciliśmy do ośrodka i egzaminator kazał mi zgasić silnik, siedziałam jak na szpilkach. Zastanawiałam się, czy zdałam, czy nie. Już chciałam spytać, kiedy zadzwonił mu telefon.

– Tak? – powiedział i spojrzał na mnie. – Tak, zgadza się. A czemu?

Miałam dziwne wrażenie, że rozmawia o mnie. Ale niby co miałby o mnie mówić? Po chwili zaczął się śmiać.

– Dobrze, nie ma problemu. Na razie, do zobaczenia – zakończył połączenie i dalej się śmiał.

Siedziałam zdezorientowana, nie wiedziałam, czy mogę się odezwać. Wreszcie instruktor spojrzał na mnie i powiedział:

– Droga pani, wykazała się pani dużym szacunkiem w stosunku do innych uczestników ruchu drogowego. W taką pogodę to niezwykle ważne – i znów zaczął się śmiać. – Innych błędów nie było, więc gratuluję, zdała pani. A teraz proszę spojrzeć tam – podążyłam wzrokiem w kierunku, który wskazywał. – Kolega prosił, by przekazać przeprosiny i gratulacje.

W roześmianym i machającym mi z daleka mężczyźnie rozpoznałam „barana”, który rano ochlapał mnie na przystanku! Na dodatek gość ruszył w moim kierunku.

– Tak bardzo chciałem panią przeprosić! Zaspałem do pracy, a tu ludzie na egzaminy czekają, więc się spieszyłem. Ale ma pani rację, zachowałem się jak kretyn! Powinienem ponownie przejść egzamin na prawo jazdy!

Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Powiedziałam, że przyjmuję przeprosiny i oczywiście sama przeprosiłam, że tak bardzo się uniosłam. W duchu cieszyłam się, że nie trafiłam na niego na egzaminie! Z nerwów i zażenowania na sto procent bym nie zdała! A tak przynajmniej ten okropny dzień miał całkiem przyjemny finał!

Czytaj także:
„Mąż zmarł, straciłam pracę i oblałam egzamin na prawo jazdy. Zostałam sama z kredytem, odcięta od świata i bez pieniędzy”
„Obleśny instruktor chciał zaciągnąć mnie do łóżka. To miał być mój >>egzamin<< na prawo jazdy"
„Sąsiad stracił prawo jazdy, a mimo to, jeździ autem do pracy. Jego żona nic nie wie, a ja milczę, bo nie chcę wyjść na kabla”

Redakcja poleca

REKLAMA