„Miałam wyjechać do wielkiego miasta, najlepiej za granicę, opływać w luksusy. Rzeczywistość dała mi po twarzy”

Kobieta rozczarowana życiem fot. Adobe Stock
Chciałam chodzić w pięknych kreacjach do teatru i opery, pić drogie wino z królewiczem z bajki u boku... Która kobieta o tym nie marzy?
Listy od Czytelniczek / 17.12.2020 07:20
Kobieta rozczarowana życiem fot. Adobe Stock

Zmarnowałam wiele czasu na snucie marzeń nie wiadomo o czym... Te mrzonki tak mną zawładnęły, że omal nie przegapiłam życia. Na szczęście spotkałam Tomka.

Kochanie, chodź szybko, zobacz! Przyszła nasza... rocznica ślubu! – Tomek stał przy oknie i wołał mnie tak głośno, że chyba pół kamienicy słyszało.

Chwyciłam na ręce córeczkę, podbiegłam do męża.

– Popatrz, Gabrysiu, pada śnieg – powiedziałam do córeczki.
Tomasz objął mnie mocniej. Doskonale rozumiałam, co mąż ma na myśli mówiąc, że przyszła nasza rocznica ślubu. Jak wszyscy zakochani, także i my mieliśmy swój własny język. Słowa, które dla jednych nie znaczą nic, a dla wtajemniczonych bardzo wiele. I w tym naszym języku to, że przyszła rocznica ślubu oznaczało, że pada pierwszy śnieg.

Staliśmy tak przed tym oknem, z zachwytem wpatrując się w wirujące płatki. Boże… To był dla mnie najpiękniejszy widok na świecie! Malutkie dzieła sztuki, stworzone przez naturę.
– Kocham cię – powiedziałam do Tomka.
– Ja też cię kocham – odpowiedział.
– I ciebie… – pogładził Gabę po włoskach.

Zima kojarzyła się nam ze szczęściem

 To właśnie zimą, sześć lat temu, narodziła się nasza miłość. Dwa lata później, gdy szczęśliwi wychodziliśmy z kościoła jako nowożeńcy, na dworze padał właśnie pierwszy śnieg. A kolejnego roku białe płatki towarzyszyły narodzinom Gabrysi. Kochaliśmy zimę. Ale nie zawsze tak było… Przynajmniej ze mną.

Miałam 30 lat, kiedy poznałam Tomasza. Uważam, że to dla kobiety piękny wiek. Jest jeszcze młoda, ale już dojrzała. Życiowe doświadczenia powodują, że staje się o wiele mądrzejsza niż dwudziestolatka, a jednocześnie wciąż ma młodzieńczą energię. To wspaniały wiek! Jednak wtedy myślałam zupełnie inaczej.

Wszystko przez to, że – zupełnie nie wiem czemu – od wczesnej młodości żyłam w jakimś bzdurnym przekonaniu, że prawdziwe życie jest dopiero przede mną. A to, co dzieje się tu i teraz jest tylko taką „poczekalnią” do świetlanej przyszłości. Miałam w niej wyjechać do wielkiego miasta, najlepiej za granicę, opływać w luksusy, chodzić w pięknych kreacjach do teatru i opery, pić drogie wino z królewiczem z bajki u boku i nie mieć żadnych problemów.

W tamtym czasie nie miałam żadnych pasji, w nic się nie angażowałam – uważałam, że to bez sensu, skoro jestem, tu gdzie jestem, tylko na chwilę. Nudną pracę w urzędzie miasta podjęłam „na chwilę”, mężczyzn z mojego miasteczka nie traktowałam poważnie, bo przecież mieli być tylko „na chwilę”. Czekałam na moje wymarzone życie.

Miało spaść na mnie pewnego dnia samo z siebie i wszystko miało w nim być wspaniałe. Tyle że ani się obejrzałam, a przekroczyłam trzydziestkę, i na tym czekaniu na wymyślony świat minęły mi najlepsze lata! I nic się nie zmieniało: byłam samotna, ciągle wykonywałam nudną pracę, nie rozwijałam się, nie miałam żadnych zainteresowań… Powoli zaczęło do mnie docierać, że moja własna wyobraźnia wpędziła mnie w jakąś straszną pułapkę.

Pewnego dnia, moja chyba jedyna  przyjaciółka, która nie założyła jeszcze rodziny, zaprosiła mnie na imprezę. Takiej okazji się nie marnuje. I choć w tamtą sobotę nie chciało mi się ruszać z kanapy, na dworze było zimno i zaczął padać pierwszy śnieg, pojechałam na party do Gosi. Już po godzinie zaczęłam żałować swojej decyzji.

Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, a wypity drink zamiast mnie rozweselić, sprowadził na mnie lawinę smutnych myśli: o samotności, stagnacji, niespełnionych marzeniach. Siedziałam zadumana w fotelu.
– Wyjdziemy na spacer? – usłyszałam.
Przede mną stał chudy, niezbyt urodziwy brunet.
– Nie, dziękuję – burknęłam.
– Proszę – nalegał.
– Jest zimno i pada śnieg. Nie lubię śniegu – powiedziałam.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
– Jak można nie lubić śniegu?! Chodź! – chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Uległam. Sama nie wiem czemu.
– Mam na imię Tomek – przedstawił się, kiedy byliśmy już na zewnątrz.
Zaprowadził mnie do pobliskiego  parku.
– Spójrz w niebo – poprosił.
Zrobiłam to. Rozświetlone płatki wirowały pod niebem. To wtedy po raz pierwszy dostrzegłam ich piękno!
– No dobra. Lubię śnieg – uśmiechnęłam się do chłopaka.
Odwzajemnił uśmiech. Wcale nie był taki brzydki…

Od tamtego dnia zaczęliśmy się spotykać. Po jakimś miesiącu Tomasz zabrał mnie na szarlotkę do kawiarni.
– Wiesz, Haniu, ogromnie cię lubię. Może nawet więcej niż lubię… Ale muszę z tobą porozmawiać – zaczął.
Popatrzyłam zaniepokojona.
– Nie patrz tak! – roześmiał się. – To nic strasznego! Chodzi o to, że poznaję cię coraz lepiej i jestem po prostu wstrząśnięty tym, że ty, taka wrażliwa kobieta, zupełnie nie dostrzegasz cudownych drobiazgów codzienności. Tak, jakbyś myślami ciągle była gdzie indziej – powiedział.

Zdecydowałam się opowiedzieć Tomkowi o tym, co we mnie siedzi. Nikomu nigdy o sobie nie opowiadałam. A teraz, z każdym słowem uświadamiałam sobie, jakich ja sobie bzdur nawymyślałam! To było bez sensu! To Tomek, a nie żaden książę z bajki jest kimś, na kim mi zależy! Pod koniec opowieści płakałam.
– Pomóż mi. Nie chcę dłużej żyć tylko marzeniami – poprosiłam Tomasza.

Od tamtej chwili mój chłopak pokazywał mi świat, który dobrze znałam, ale go nie dostrzegałam – promienie słońca odbite w kałuży, przebiśniegi wiosną, feerię barw lasu jesienią. Zaczęłam doceniać to, co się dzieje w moim życiu, a nie w wyimaginowanym świecie.
Gdy braliśmy ślub, śnieg, który przywitał nas przed kościołem, wprowadził mnie w euforię. A gdy na świat przyszła Gabrysia poczułam, że jestem najszczęśliwsza na świecie! I tak się czuję do dzisiaj. Choć nie mieszkam ani w Paryżu, ani w Nowym Jorku, nie mam pięknych kreacji, ani nie pijam wykwintnego wina, bo żyjemy raczej skromnie, to nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne! Nawet na to z dawnych marzeń…

Mojej córce, choć jest jeszcze malutka, pokazuję cuda dnia codziennego: że mleko jest pyszne, trawa pięknie zielona, wiatr pachnie... Chcę, aby wiedziała, że życie jest tą chwilą, która trwa teraz. I nią należy się cieszyć. A nie czekać na coś, co może się nigdy nie wydarzyć.

Więcej prawdziwych historii:
„Mąż zabiera mi całą pensję i wydziela 100 zł miesięcznie. Nie mam nawet za co kupił kurtki na zimę”
„Jestem nieuleczalnie chora i nie wiem, ile mi zostało. Nie chcę zmarnować życia mężowi, dlatego wolę, by mnie zostawił”
„Mój mąż latami ukrywał przede mną swój majątek. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, powiedział mi, że to i tak tylko jego pieniądze”
„Wzięłam rozwód w wieku 20 lat. Po 10 latach kobieta, która ukradła mi męża, poprosiła mnie, bym się nim zaopiekowała”

Redakcja poleca

REKLAMA