Krzyśka poznałam jeszcze w liceum, ale parą zaczęliśmy być dopiero na studiach. On poszedł na ekonomię, ja wybrałam finanse i rachunkowość. Wszystkie dziewczyny zazdrościły mi takiego chłopaka: zawsze był przystojny, wysportowany, a przede wszystkim — wyjątkowo zaradny.
Nigdy nie okazywał mi więcej uczuć, niż było to potrzebne. Owszem, czułam się przy nim kochana, pożądana, ale zawsze miałam wrażenie, jakbym była związana z co najmniej angielskim księciem, którego obowiązuje ścisła etykieta... Bywał chłodny, oszczędny w wyznaniach i gestach. Dla niego szaleństwem było, gdy pozwalał sobie w towarzystwie na objęcie mnie ramieniem. Mimo to, gdy zapytał mnie, czy zostanę jego żoną, od razu się zgodziłam.
Nasz ślub był skromny, bo od razu uznaliśmy, że więcej pieniędzy wolimy przeznaczyć na wspólne gniazdko. Z drobną pomocą moich i jego rodziców oraz z kredytem zaciągniętym na następne dekady już pięć lat po ślubie wprowadzaliśmy się na swoje. Przyznaję, że zarabiałam mniej niż Krzysiek, który pracował na wysokim szczeblu w międzynarodowej korporacji, dlatego mój wkład w budowę był znacznie mniejszy. Gdybym tylko wiedziała, w jakie bagno wpędzi mnie ta sytuacja...
Nie jesteśmy biedni, a brakuje mi na wszystko
Gdy na świat przyszedł nasz pierwszy syn, a ja po roku wróciłam do pracy z urlopu macierzyńskiego, wspólnie z Krzyśkiem podjęliśmy decyzję, że to on zajmie się naszym domowym budżetem. Początkowo nie miałam nic przeciwko temu, by całą pensję przelewać na nasze wspólne konto — w końcu też miałam do niego dostęp.
Wszystko zmieniło się, gdy po raz drugi zaszłam w ciążę. Wtedy Krzysztof zabrał mi kartę kredytową.
— Teraz i tak nie będziesz wychodzić z koleżankami, a ubrania masz jeszcze po poprzedniej ciąży. Więc po co ci karta? — mówił wtedy. Ja nie byłam w stanie nawet zaprotestować. Po pierwsze, jeszcze nie przeczuwałam, co mnie czeka, po drugie, nie chciałam wszczynać kolejnej awantury.
A tych w ostatnich latach było u nas całkiem sporo. Główny powód? Oczywiście pieniądze. Krzysiek był aż do przesady oszczędny. Najtańsza wędlina, najtańszy ser, zero bezsensownych przyjemności... Przecież nie było tak, że ledwo wiązaliśmy koniec z końcem! Po kilkunastu latach naszego małżeństwa mieliśmy piękny dom na przedmieściach Warszawy, rodowodowego psa i dobry samochód. Czy tak żyją ludzie, którzy muszą kupować szynkę za kilka złotych?
Nie mogę powiedzieć, by kiedykolwiek oszczędzał na naszych dzieciach. Zarówno Antek jak i Pola zawsze mieli dodatkowe zajęcia, wakacyjne wyjazdy. Nie byli rozpieszczeni, ale zawsze mogli liczyć na pomoc swojego ojca, a mojego męża.
Co innego ja. Chociaż sama zarabiałam pieniądze, wszystko trafiało na konto mojego męża. Początkowo musiałam dopraszać się o każdą złotówkę - także wtedy, gdy miałam zrobić zakupy dla całej rodziny... A przecież coś dla siebie też mi się czasem należy! Po wielu kłótniach, cichych dniach i przepłakanych nocach w końcu wywalczyłam 100 złotych dla siebie. 100 złotych z ponad 3 tysięcy, które przynosiłam co miesiąc...
Kocham Krzysztofa, ale gdybyście widzieli go podczas kłótni... Mój stateczny i opanowany mąż zmienia się w prawdziwego potwora, gdy chodzi o pieniądze. Według niego nie należy mi się nic, a ilekroć staram się użyć argumentu, że przecież też pracuję i zarabiam pieniądze, on wypomina mi, że jego wkład własny w nasz wspólny dom był o wiele większy. Dlatego właśnie rości sobie prawo do mojej pensji...
Z czasem Krzysztof zrozumiał, że jeśli mam robić zakupy do domu, potrzebuję dostępu do karty, więc z ogromnym bólem serca mojego męża i po niezliczonych kłótniach odzyskałam ją. Oczywiście od razu z przykazaniem - żadnych głupot. Na to mam w końcu swoje 100 złotych...
Czy to pomogło mojej sytuacji? Marzenie ściętej głowy... Co tydzień muszę usiąść z Krzyśkiem do stołu i wyciągnąć wszystkie rachunki. Wtedy się zaczyna... Czemu kupiłaś taką drogą wędlinę? Po co aż tyle mleka? Dlaczego wypiłaś kawę w kawiarni, skoro możesz to zrobić w domu?
A czy mi naprawdę nie należy się żadna przyjemność od życia?
Te marne grosze, które dostaję, ledwo starczają mi na podstawowe rzeczy. Zbliża się zima, a moja kurtka zdecydowanie pamięta lepsze czasy... Boję się nawet prosić Krzyśka o jakiekolwiek pieniądze. I tak wiem, że najpierw będzie chryja, a potem i tak powie nie...
Kiedyś przeczytałam w internecie, że to, co robi Krzysztof, to przemoc ekonomiczna. Tylko czy to naprawdę jest przemoc? Nigdy nie podniósł na mnie ręki, mam piękny dom, mam co jeść, mam zawsze zatankowane auto. Nigdy mnie nie zdradził, nawet nie patrzy na inne kobiety. Dlaczego więc nie wiem już, czy go kocham i czy wytrzymam takie życie?
Więcej prawdziwych historii:
„Mam 35 lat, mieszkam z rodzicami, nigdy w życiu się nie upiłam i... jestem dziewicą. Nigdy nawet nie byłam na randce”
„Córka oskarżyła mojego partnera o gwałt. Świat mi się zawalił, a ta gówniara się świetnie bawiła”
„Nie chciałam pokazywać swojego faceta przyjaciółce, bo bałam się, że mi go odbije. Moje objawy były bardzo słuszne...”
„Wychodzę za mąż za faceta, którego znam 6 miesięcy. Matka się do mnie nie odzywa, a siostra dopytuje, czy wpadłam”