Mówię o niej „ciocia”, ale nie byłyśmy rodziną. Barbara oprócz swoich rodziców, którzy już dawno nie żyli, nie miała żadnych bliskich. Dlatego swoją najlepszą przyjaciółkę – moją mamę traktowała jak siostrę. A mnie jak siostrzenicę. Gdy byłam mała, kupowała mi słodycze i zabawki, dzięki niej zawsze miałam też coś ekstra w szafie. W czasach gdy sklepowe półki świeciły pustkami, ona, dzięki swoim bogatym znajomościom, zawsze dostała jakiś modny ciuch z zagranicy. Koleżanki zazdrościły mi Barbary, nazywały ją „ciocią z Ameryki”. Bo taka była. Jak prezent od losu na trudne czasy.
Przyjaźń jej i mojej mamy to był związek na dobre i złe
Odwiedzały się codziennie, o każdej porze były w gotowości, by pomóc sobie, nawet w najcięższej sytuacji. Bardzo lubiłam chodzić z mamą do domu cioci. Chciałam być taka jak ona. Szykowna, kobieca, inteligentna, a jednocześnie o gołębim sercu. Spełniona zawodowo, a do tego dusza towarzystwa, której każdy mógł pozazdrościć dowcipu i ciętej riposty. Barbara nie miała tylko jednego. Szczęścia w miłości.
Odkąd pamiętam, zawsze była sama. Wydawało mi się to niedorzeczne. „Przecież to taka piękna kobieta” – myślałam. Kiedyś nawet zagadnęłam o to mamę. Nie bez oporów, ale w końcu zdradziła mi, że Barbara, będąc jeszcze na studiach, poznała Tomasza, młodego lekarza. To była wielka miłość. Taka, która zdarza się raz w życiu, a niektórym wcale. Niestety była też tragiczna.
Lekarz był już żonaty, miał dziecko. Przez rok spotykali się w ukryciu. Kochanek ciotki nie mógł rozwieść się z żoną, bo w tamtych czasach oznaczałoby to dla niego koniec dopiero co rozpoczętej kariery. To dzięki swoim teściom lekarzom udało mu się dostać na medycynę. Oni też opłacali jego studia. Barbara tak bardzo kochała tego mężczyznę, że spotykała się z nim mimo przeszkód. Zgodziła się na podwójne życie, przystała na to, że musi dzielić się ukochanym z inną kobietą, porzuciła myśl o założeniu własnej rodziny. Nie umiała zrezygnować z tej miłości. Podobnie jak on.
Jednak po roku tajemnych spotkań ktoś odkrył ich romans i natychmiast doniósł o nim żonie Tomasza. Wybuchł ogromny skandal. Ale nie to było najgorsze. Zdradzona małżonka wpadła w histerię.
Zamknęła się w domu z córeczką i odkręciła kurki z gazem. Zabijając siebie i dziecko, chciała najsurowiej ukarać niewiernego męża. Na szczęście sąsiedzi zdołali wyważyć drzwi i zapobiegli najgorszemu. Dziecko wyszło niemalże bez szwanku, ale kobieta tak silnie zatruła się gazem, że zapadła w śpiączkę. Wybudziła się po kilku tygodniach, jednak nigdy już nie wróciła do pełnego zdrowia.
Dzień, w którym wydarzyło się to nieszczęście, był ostatnim, kiedy Barbara widziała swojego ukochanego. Mężczyzna zniknął z jej życia na zawsze. Przerażony tym, co się stało, postanowił zniszczyć niebezpieczną, choć gorącą miłość do Barbary i zostać przy rodzinie.
Kochał moją ciotkę, ale chyba jeszcze bardziej swoją córeczkę. Zrozumiał, że przez zakazane uczucie jego niewinne dziecko mogło stracić życie. To wystarczyło, by porzucić Barbarę i złamać jej serce na zawsze.
Ciotka była twardą kobietą, ale nigdy nie pozbierała się po zawodzie miłosnym. Była jeszcze młoda, poznała i oczarowała niejednego mężczyznę. Ale nigdy nic z tego nie wychodziło. Podobno zwykła mówić, że prawdziwa miłość, to ta niespełniona i odrzucała kolejnych kandydatów do swojej ręki.
I tak w wieku 60 lat mimo tego, że, jak sama mówiła, wiodła udane życie, pozostała samotna. Dlatego nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy odkryłam w jej domu tajemniczą paczkę. Ręce mi się trzęsły z emocji, kusiło mnie, by otworzyć, a jednocześnie wiedziałam, że tak nie wypada.
Ciotka zmarła nagle. We śnie
Wszystko wskazywało na wylew. Znalazłyśmy ją w łóżku następnego dnia. Mama martwiła się, bo Barbara przez cały dzień nie odbierała telefonu. Na szczęście wymieniły się kiedyś zapasową parą kluczy do swoich mieszkań.
Kilka dni po pogrzebie postanowiłyśmy z mamą uporządkować pusty dom. Okazało się, że ciotka zdążyła spisać testament. Zgodnie z jej ostatnią wolą piękne mieszkanie w kamienicy miało zostać sprzedane, a pieniądze podzielone. Część zapisała mamie, resztę postanowiła oddać fundacji opiekującej się dziećmi z chorobami serca. Przez wiele lat dofinansowywała ją regularnymi datkami. Musiałyśmy z mamą jak najszybciej uporządkować mieszkanie Barbary. Zabrać jej osobiste rzeczy i przygotować lokal do sprzedaży.
Właśnie podczas tych porządków natknęłam się na kuferek z listami. Było ich ponad sto, każdy w osobnej kopercie, zaadresowany, nigdy nie wysłany. To były listy, które Barbara pisała do swojego ukochanego lekarza. Kiedy pokazałam moje odkrycie mamie, zdradziła, że Tomasz odezwał się do Barbary po trzynastu latach. Pisał do niej listy, które ona czytała i natychmiast niszczyła.
Tomasz był już wdowcem, mieszkał z córką i synem, który później mu się urodził, prosił Barbarę o wybaczenie. Zapewniał, że nadal ją kocha. Tłumaczył, że wtedy nie miał wyjścia, musiał tak postąpić, bo miałby na sumieniu życie żony i dziecka. Ale nigdy nie zapomniał o ciotce. Kiedy jego żona zmarła, pomyślał, że los tak to wszystko poukładał, by w końcu mógł być z osobą, która jest jego prawdziwą miłością. Myślał, że Barbara da mu drugą szansę. Pomylił się.
Po tamtym odrzuceniu rana w sercu ciotki nie zabliźniła się. Każdy jego list czytała, niszczyła, ale i... odpisywała na niego. I na tę właśnie kolekcję się natknęłam. Pisała w nich tak, jakby nic złego między nimi się nie stało. Jakby nadal był jej kochankiem. Żaden z tych listów nie dotarł jednak do adresata. Tomasz widać nie zrażał się tym, bo pisał przez wiele lat. Ostatnia odpowiedź ciotki była napisana kilka miesięcy przed śmiercią.
Czytałam te listy całą noc
Jak nastolatka, z wypiekami na twarzy. Ile w nich było uczucia, emocji, dramatu rozgrywającego się w sercu Barbary. Dotarło do mnie, jakie to nieszczęście kochać kogoś, a być tak zranioną, żeby nie potrafić wybaczyć przez tyle lat. Przecież gdyby zgodziła się z nim spotkać, gdyby wysłała mu choć jeden z tych listów, jej życie mogłoby potoczyć się inaczej. Jeszcze zaznaliby mnóstwo szczęścia. Niestety. Było już za późno.
Nie mogłam przestać o tym myśleć. Zadręczałam się nieszczęściem Barbary. Nie potrafiłam ulżyć samej sobie. W końcu przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wprawdzie szansa na wspólne życie przepadła na zawsze, ale pomyślałam, że Tomasz powinien dowiedzieć się, że Barbara nigdy nie przestała go kochać. Ciekawe, co by powiedział, gdyby zobaczył te listy?
Mama nie była tym pomysłem zachwycona. Już samo czytanie listów ciotki uznała za niestosowne. Ale przekonałam ją. Powiedziałam, że taka miłość nie zasługuje na fatalne zakończenie. Te listy będą jak ich ostatnia rozmowa, poskładane razem udowodnią Tomaszowi, jak wielki błąd popełnił, a jednocześnie usprawiedliwią postępowanie Barbary.
Mama nie znała dokładnego adresu Tomasza. Wiedziała tylko, jak się nazywa i że mieszka na Śląsku. Całe szczęście istnieje Internet. Wpisałam jego dane w wyszukiwarkę, dodałam słowo „lekarz” i... odnalazłam go. Wykręciłam numer do jego gabinetu. Przedstawiłam się jako ktoś od jego dawnej znajomej. Zgodził się ze mną spotkać.
Kiedy wchodziłam po schodach wiekowej kamienicy w Katowicach, serce waliło mi jak młot. Drzwi otworzył mi wysoki mężczyzna koło sześćdziesiątki, ale wciąż przystojny.
– Z rozmowy przez telefon zrozumiałem, że jest pani jakoś związana z Barbarą – po głosie wyczułam, że jest zestresowany.
– Tak. Jestem jej, powiedzmy przybraną siostrzenicą.
– Dlaczego pani do mnie przyszła? Barbara panią przysłała? – zapytał pełen nadziei.
– Barbara nie żyje – powiedziałam. – Zmarła prawie miesiąc temu.
Mężczyzna usiadł z wrażenia. Popatrzył na mnie pustym wzrokiem, po czym schował twarz w dłoniach i rozpłakał się. Poczułam się nieswojo. W końcu to był dla mnie obcy człowiek. Ale po chwili usiadłam obok niego na sofie. Wzięłam go za rękę.
– Odnalazłam pana, bo mam pewną rzecz do przekazania. Znalazłam to po śmierci Barbary – podałam mu pudełko z listami. – Nie wiem, czy ona, patrząc z góry, będzie zadowolona, ale robię to na własną odpowiedzialność. Uznałam, że tylko w ten sposób wasza miłość może mieć mniej tragiczne zakończenie. Musi pan wiedzieć, co tak naprawdę jej zrobił, ale też, że ona przez te wszystkie lata nie zapomniała o panu i nie przestała pana kochać. Odpowiadała na pańskie wiadomości.
Od tamtego spotkania minęło już kilka lat
Pan Tomasz przyjeżdża do Warszawy każdego siódmego dnia miesiąca. Barbara zmarła siódmego lutego. Przychodzi na cmentarz, zostawia kwiaty na jej grobie, siedzi na ławeczce obok. Kiedyś go tam spotkałam. Widziałam, że miał ze sobą kilka listów, siedział i je czytał.
Ten widok rozgrzeszył mnie z wyrzutów sumienia. Wiem, że dobrze zrobiłam. Czasem wielkie uczucia skazane są na porażkę. Bo komuś brakuje odwagi, bo popełniamy niewybaczalne błędy. Ale jeśli uczucie jest prawdziwe i coś warte, będzie trwało zawsze.
Więcej prawdziwych historii:„Mój mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”„Córki traktowały mnie jak służącą i opiekunkę. Po latach zorientowałam się, jak bardzo przez to zaniedbałam męża”„Po śmierci ojca musiałem go zastąpić matce i siostrom. Były tak zazdrosne, że nie pozwalały mi na szczęśliwy związek”„Pogodziłam się z tym, że mogę nie dożyć 30. Bolało mnie tylko to, że nie dam mężowi upragnionego dziecka”