Koszyczek wielkanocny pełen obfitości
Dawnymi czasy bardzo pielęgnowano świąteczne tradycje, a każdy dwór starał się jak najlepiej przygotować do wizyty duszpasterza, który wędrował po dworach, by poświęcić zgromadzone tam jadło. Na wielkich stolach wystawiano najznakomitsze naczynia i misy srebrne, a w nich spoczywały imponującej wielkości mięsa, pokaźne kiełbasy, jaja rozmaite i pysznie wyglądające ciasta. Nie brakowało też owoców, wina i baranka, często zrobionego z masła, niemal naturalnej wielkości. Wszystko pięknie udekorowane i wyeksponowane, aby każdy gość od razu poczuł wielkopańskość domu. Nic dziwnego, że tak przygotowanego święconego nie sposób było przewieźć do kościoła i to księża musieli wędrować po dworach, by jadło to poświęcić. Kiedy przybywali do wsi, z koszykami przybiegały również wieśniaczki, a zawartość ich święconek bardziej przypominała to, co do koszyka wkładamy współcześnie.
Zobacz także: Pasztety
Skromnie i symbolicznie
Jeszcze kilka dekad temu na wsiach dźwigało się wielkie kosze, dziś jednak wielkość koszyka zdecydowanie zmalała. Coraz mniejszą wagę przywiązuje się też do rytuałów związanych ze wszystkim, co poświęcone. Kiedyś po powrocie z kościoła należało dom obejść ze święconką trzy razy wokół, aby w ten sposób zapewnić mu dostatek. Z chlebem i ciastami święconymi szło się do obory, aby pozostawała pełna. Skorupki pisanek wyrzucano do ogrodu, który miały one chronić przed szkodnikami, a kości zwierzęce ze święconki zakopywano na krańcach wsi, aby chroniły przed klęskami. We współczesnym koszyku znajdują się jajka, najczęściej efektownie zdobione, chleb, wędlina, chrzan, sól i oczywiście baranek, zwykle w miniaturowej formie, zrobiony z cukru lub ciasta.
Zobacz także: Pieczone mięso