Najnowszy raport Fundacji „Rodzić po ludzku” pokazujący stan polskich porodówek wzbudził wiele emocji.
Wynika z niego, że 17 proc. polskich kobiet doświadczyło przemocy w trakcie porodu. Nie mogły też decydować o pozycji, w jakiej rodziły. Ponad 15 proc. przyznało się, że podczas porodu „ktoś naciskał im brzuch” - co oznacza, że chwyt Kristellera nadal jest stosowany. Zdarzało się też rozkładanie na siłę nóg rodzących. 66 przyszłym matkom przywiązywano nogi do łóżka porodowego.
Niestety na polskich porodówkach kobiety są wyzywane, wyśmiewane i traktowane z góry. To dlatego często mówią później, że pierwszy poród był ich ostatnim. Nie chcą po raz kolejny przeżywać tego koszmaru.
Po naszej publikacji wiele Czytelniczek zabrało głos. Zechciały podzielić się swoimi historiami i przestrzec inne kobiety przed tym, co może je spotkać na porodówkach. Oto niektóre z nich (historie znajdziecie w galerii).
Zobacz także:Bez upiększeń i udawania… Tak NAPRAWDĘ wygląda poród?Podziel się swoimi doświadczeniami na forum!
"Dopiero gdy cała główka wyszła, w popłochu kładły mnie na łóżko..."
Muszę przyznać, że jestem zszokowana. Myślałam, że już dużo się zmieniło. W Polsce rodziłam dwoje dzieci. Dzięki Bogu - trzecie w Anglii. Chyba nie przeżyłabym tego kolejny raz w Polsce. Minęło już 16 lat, odkąd rodziłam swoje pierwsze dziecko. Tylko dlatego, że byłam młodą (18-letnią) matką, słyszałam uszczypliwe docinki i wyzwiska. Leciały słówka: „Jak chciałaś, to masz”, „Głupia gówniara”, „Bezczelna idiotka”.
Z drugim porodem było nieco lepiej, ale też nie za ciekawie. Miałam wywoływany poród, czyli… nie chce nawet tego wspominać. Zostałam poinformowana, że drugie dziecko będzie „troszkę” większe. Podczas pierwszej fazy porodu doktor robił mi USG. Oczywiście skłamali. Rodziłam naturalnie. Położne mnie w ogóle nie słuchały, że dziecko już wychodzi. Kazały mi chodzić po korytarzu. Dopiero gdy cała główka wyszła, w popłochu kładły mnie na łóżko. Dziecko ważyło 5,34 kg. Pamiętam do dziś ich minę. Cwaniary wpisały 5 kg do karty, by nie mieć problemów. Przecież nie można pozwolić na poród naturalny, jeżeli jest podejrzenie tak dużego dziecka.
W Anglii to już inna bajka. Dla mnie było dziwne tylko to, że na oddział przyjmują dopiero po odejściu wód płodowych. Położne - przekochane. Zostały już po swojej zmianie do końca porodu, aby mnie nie stresować. Też są pewne minusy, ale na pewno bez żadnego poniżania.
Dzieci z cesarskiego cięcia są częściej otyłe? Te badania nie pozostawiają wątpliwości
„Widzi w lampie i się boi. Opuścić jej głowę!”
Ze względu na miednicowe (tzw. pośladkowe) położenie dziecka, mój poród był planowany przez CC. Chociaż był to wybór lekarza prowadzącego, w szpitalu i tak słyszałam od innych lekarzy, że to mój wymysł i głupoty współczesnej matki. Przez 2 tygodnie leżałam w szpitalu. Kilka dni przed porodem coraz słabiej czułam ruchy dziecka, a dzień przed - już w ogóle. Dostałam kartę ruchów dziecka do zaznaczania. Ruchów nie było, a brzuch bolał mnie coraz bardziej. Nikt nie interweniował. Dopiero po moim telefonie do lekarza prowadzącego, usłyszałam: „Proszę się nie martwić i nic już nie jeść, a rano zrobimy cięcie”. Tak też się stało.
W tym dniu w szpitalu rzucano nas jak na taśmy. Kroplówka leciała w takim tempie, że myślałam, że żyły mi wybuchną. Pielęgniarki nie reagowały na prośby. Anestezjolog bez konsultacji z moim lekarzem zaczęła mnie znieczulać w kręgosłup. To było 7 nieudanych prób. Czułam igły od góry do samych stóp.
W oddali słyszałam głos mojego lekarza: „Kto znieczula mi pacjentkę, kiedy nie jest jeszcze gotowa do operacji?” Czułam przerażenie. Później było tylko gorzej. Przy nacięciu skalpela wszystko czułam. Krzyczałam, że czuję. Odpowiedzią było: „Widzi w lampie i się boi. Opuścić jej głowę!”.
Później były kolejne pociągnięcia skalpela i kolejny przerażający ból. Poczekali jakiś czas i dopiero zaczęli cięcie. Znieczulenie zaczęło działać dopiero później. Przy operacji czułam potężne ciśnienie i panikę lekarzy. Nie zobaczyłam nawet synka.
Dopiero później przyniósł mi go mój lekarz prowadzący. Chaos, brak szacunku, straszne traktowanie. Ten dzień dla kobiety powinien być piękny. Moja historia może nic nie znaczy i współczuję kobietom tego, co przeżywają podczas naturalnych porodów. Walczmy o swoje prawa i godne traktowanie kobiet!
Mocne, prawdziwe, poruszające. Obok tych fotografii porodowych nie da się przejść obojętnie
„Czujesz? Ja widzę te czarne kudły. Teraz albo się udusi!”
Mój pierwszy poród miał miejsce rok temu. I co? Od razu trauma. Lekarz z położną tak mocno odchylali mi nogi za głowę, że łydki miałam na wysokości głowy. Położna krzyczała na lekarza, by przestał, bo łamie mi biodro. Ledwo urodziłam bez znieczulenia, ponieważ nie mogłam się go doprosić. Anestezjolog przyszedł, ale lekarz stwierdził, że dam radę.
Nie dawałam. Traciłam przytomność. Mi i dziecku spadał puls. Mała się zaklinowała, nie mogłam jej wypchnąć. Po 7 godzinach krzyczałam, że nie dam rady. Lekarz włożył mi rękę w kroczę i krzyknął: „Czujesz? Ja widzę te czarne kudły. Teraz albo się udusi!”. Gdy urodziłam małą, miała tak zgniecioną główkę nad uszami, że moje palce wchodziły w te dołki. Byłam cięta. Przy zszywaniu anestezjolog zapytał, czy podać znieczulenie miejscowe. Na co lekarz odpowiedział, że mam trzymać sobie tam wziernik. I krzyknął: „Dobra, tyle wytrzymała to i to przeżyje!”. Masakra.
Poród przez cesarskie cięcie to „wydobyciny”. Internetowy hejt „lepszych” matek
"Proszę się bardziej starać, przecież takiego sadła nie będziemy kroić..."
Rodziłam prawie 2 lata temu przez CC. W sali obok mnie leżała kobieta w trakcie akcji porodowej. Przyszedł do niej ordynator i powiedział: „No moja droga, proszę się bardziej starać, przecież takiego sadła nie będziemy kroić. Jak to będziemy potem zszywać?”. Ja po porodzie dostałam dziecko dosłownie na chwilę, by przystawić je do piersi.
Zaraz po tym przyszła położna i powiedziała, że muszę zwolnić salę, a mnie zawiozą na patologię, a tam nie mogę być z dzieckiem. Poród był o godz. 9.00, nie pozwalali mi wstawać do następnego dnia. Rano nie pozwolili mi wziąć dziecka na ręce, ponieważ byłam po cesarce!
Mocne, prawdziwe, poruszające. Obok tych fotografii porodowych nie da się przejść obojętnie