Reklama

Nigdy nie lubiłam teściowej. Od samego początku nie miałam o niej dobrego zdania. To fanatyczka religijna uważająca, że ma prawo wtrącać się w życie innych ludzi i mówić im, co powinni robić. Nie widziałam jej kilka lat. Teraz raptem zebrało się jej na podtrzymywanie więzi rodzinnych, co od razu wydało mi się podejrzane.

Reklama

Teściowa była wścibska

Kiedy Jacek przedstawił mnie swojej matce, doznałam szoku. Nawet nie starała się zrobić pozytywnego wrażenia.

– Czy jesteś wierząca i chodzisz do kościoła? – to było pierwsze pytanie, jakie mi zadała.

Odparłam zgodnie z prawdą, że nie, co wywołało grymas niezadowolenia na jej twarzy.

– Mamo, proszę... – Jackowi było wstyd.

– No co? – obruszyła się. – Chyba mogę wiedzieć takie rzeczy.

Nigdy nie rozumiałam, co ma na celu pytanie kogoś o takie sprawy – mają przecież indywidualny charakter i nikomu nic do tego. Dla niej moja odpowiedź była niczym młyn na wodę. Zaczęła gadać, że to nie przystoi i że muszę pójść po rozum do głowy, skoro zamierzam poślubić jej syna.

Obraziła się na nas

Mam całkowitą świadomość tego, że w naszym społeczeństwie kwestie dotyczące ślubu kościelnego oraz chrztu są niezwykle drażliwe i wzbudzają silne emocje. Nie oznacza to jednak wcale, że mam się dostosowywać do standardów, które kompletnie do mnie nie pasują. Ja i Jacek nie chcieliśmy stawać przed ołtarzem, ponieważ to nie nasza bajka. Jego matka, jak się o tym dowiedziała, o mało z siebie nie wyszła. Na różne sposoby usiłowała wyperswadować nam pomysł ze ślubem cywilnym.

– To wszystko przez ciebie – pluła jadem w moim kierunku. – Ja nie tak Jacusia wychowałam.

Oczywiście w ogóle nie brała pod uwagę tego, że jej syn jest dorosłym człowiekiem posiadającym moc decydowania o sobie. W każdym razie pomimo awantur, jakie nam urządzała, nie zmieniliśmy zdania. Do ostatniej chwili się odgrażała, że nie pojawi się na uroczystości. Słowa jednak nie dotrzymała i przyszła, niemniej była wielce obrażona i nawet życzeń nam nie złożyła.

Potem wielokrotnie jeszcze truła, że powinniśmy wziąć normalny – czyli w jej opinii kościelny – ślub. Ignorowaliśmy to.

Wyparła się wnuczki

Kolejna burza rozpętała się po narodzinach Majki. Ja i mąż nie zamierzaliśmy jej chrzcić. Wyszliśmy z założenia, że skoro oboje jesteśmy ateistami i nie uczestniczymy w kościelnych obrzędach, to nie będziemy urządzać pokazu hipokryzji jedynie po to, aby uszczęśliwić teściową. Dla niej było to za wiele. Nie chciała kontaktu z wnuczką, dopóki mała nie zostanie ochrzczona.

Jacek próbował rozmawiać z nią na ten temat, ale przypominało to uderzanie gumowym młotkiem w ścianę. Kompletnie nic do tej kobiety nie docierało. Na domiar złego to mnie obarczyła odpowiedzialnością za sprowadzenie jej syna na niewłaściwą ścieżkę. Posunęła się wręcz do nazwania mnie szatanem. To był moment, kiedy miarka się przebrała.

– Albo przeprosisz Martę i przestaniesz się wtrącać, albo nie mamy o czym rozmawiać – zakomunikował jej Jacek.

Ani jej się śniło uspokoić czy przyjść przeprosinami.

Oboje jesteście siebie warci – syknęła rozwścieczona. – Nie chcę was znać.

Tym razem wywiązała się z danej obietnicy i przez 5 lat nie mieliśmy z nią kontaktu. Ona go nie szukała, więc my też. Domyślałam się, że to trudne dla Jacka – w końcu to jego matka, a nie jakaś obca osoba.

Czułam, że o coś jej chodzi

– Moja matka chce do nas przyjechać – oznajmił Jacek któregoś wieczoru.

Akurat piłam gorącą herbatę i niewiele brakowało, a wylałabym ją na siebie.

– Co takiego?

– Dzwoniła i pytała, czy może wpaść z wizytą.

– Dziwne, że po tylu latach nagle przypomniała sobie o naszym istnieniu.

Długo rozmawialiśmy o tym, jak się zachować w tej sytuacji. Z jednej strony nie mieliśmy ochoty jej oglądać, a z drugiej pojawiła się ciekawość i to ona właśnie zwyciężyła. Osobiście żadnych rewelacji się nie spodziewałam. Przypuszczałam, że teściowa ma po prostu jakiś interes. Postanowiłam, że zachowam duży dystans.

Nie wierzyłam w jej skruchę

Przyjechała parę dni później. Już od progu przepraszała za swoje postępowanie i wyraziła żal, że zaniedbała nas i swoją wnuczkę. Na widok Majki się rozpłynęła, ochom i achom nie było końca. Przywiozła jej mnóstwo zabawek, którymi mała od razu się zajęła.

Nie chciałam, żeby tak to wszystko wyszło – zapewniała ze łzami w oczach.

– Mamo, dobrze, że jesteś – usłyszała od Jacka.

Wyglądało na to, że mój małżonek dał się nabrać na te brednie. Ja zachowałam spory dystans. W kościach czułam, że owa zmiana frontu to jedynie gra i że prędzej czy później teściowa ujawni swoje prawdziwe zamiary.

Szybko wyszło szydło z worka

Przez pierwsze 3 dni teściowa zachowywała się wzorowo, co i tak nie uśpiło mojej czujności. Zapowiedziała, że zostanie u nas tydzień, więc cierpliwie czekałam, kiedy z czymś wypali. Wreszcie się doczekałam. Jedliśmy obiad, który przygotowała.

– Słuchajcie, mam do was pewną sprawę.

Posłałam Jackowi spojrzenie typu „a nie mówiłam”. Wczoraj starał się mnie przekonać, że jego matka jednak odrobiła lekcje i się zmieniła.

– O co chodzi? – spytałam.

– Nie wiem, jak to powiedzieć, ale potrzebuję pożyczki.

– A co takiego się stało? - wtrącił się Jacek.

Teściowa uderzyła wtedy w błagalny ton. Wyznała, że mężczyzna, w którym się zakochała, okazał się zwykłym oszustem i oskubał ją z pieniędzy. Została bez środków do życia i zalegała z opłatami. Faktem było to, że do facetów szczęścia nie miała. Przyciągała niczym magnes dziwne typy. Ojciec Jacka zmarł 20 lat temu i od tamtej pory jego matka bezskutecznie szukała szczęścia w miłości. Problem tkwił w tym, że notorycznie powtarzała te same błędy i niczego nie dała sobie przetłumaczyć. W rachubę wchodziła spora kwota, a mianowicie 15 tysięcy złotych. Nie dysponowaliśmy taką sumą, o czym ją poinformowałam.

– To może weźmiecie kredyt w banku, no ja go nie dostanę.

Na to również nie wyraziliśmy zgody. Mieliśmy wystarczająco dużo własnych zobowiązań. Wtedy teściowa wybuchła. Wykrzyczała, że nie po to odstawiła szopkę, abyśmy odprawili ją z kwitkiem i nie dali pieniędzy. Rozpętała się awantura. Jacek kazał jej natychmiast opuścić nasze mieszkanie. Był rozgoryczony, bo nie tego się spodziewał. Cóż, z rodziną nie zawsze da się żyć w zgodzie, czego moja teściowa jest najlepszym przykładem.

Marta, 36 lat

Czytaj także: „Mąż nie przestał być maminsynkiem nawet podczas rozwodu. Gdy zapadł wyrok, leciał wypłakać się w jej spódnicę”
„Siostra zjawiła się na odczytanie testamentu, bo liczyła na kasę. Gdy usłyszałam, co dostanie, parsknęłam śmiechem”
„Syn myśli, że jako wdowa potrzebuję opieki. Nie rozumie, że wreszcie moje życie jest słodkie jak lukrowane pączki”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama