„Urabiałam się po łokcie, by mój mąż mógł roztrwaniać moją wypłatę. Całymi dniami leniuchował przed telewizorem”

„Mariusz to śmierdzący leń. To nie przyszło nagle. On taki był od zawsze i dobrze o tym wiesz. Nie jesteś cudotwórcą. Nie zmienisz go”.
29.02.2024 20:30

Od samego początku rodzice wpajali mi, że małżeństwo to jedność. Przysięgając Mariuszowi przed Bogiem sądziłam, że połączy nas wspólne gniazdko, dzieci. Że wspólnymi siłami zapracujemy na nasz dobrobyt. Niestety, szybko zderzyłam się z rzeczywistością. To na mnie spadł cały obowiązek bycia głową rodziny, a także jej skarbonką, bo mój leniwy mąż od harówy wolał zimne browary i kanapę. 

— Ej! Czemu nie ma nic do jedzenia w lodówce? Nie byłaś w sklepie? — Doszły do mnie słowa Mariusza, gdy tylko weszłam do domu styrana całym dniem w pracy. 

— Nie, nie byłam. Nie miałam czasu. 

Czasami po prostu nie dawałam już rady. To wszystko mnie wykańczało. Chociaż miałam poukładane życie zgodnie z harmonogramem, to wystarczyło jedno małe wykrzaczenie, które całkowicie zakłócało mój plan działania. 

— To ja mam teraz zjeść? To, że ty przeżyjesz o kilku listkach sałaty, to nie znaczy, że ja też. Oszalałaś? — jego wypowiedzi towarzyszył znajomy mi dźwięk otwieranego piwska. 

Ręce mi opadły

Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam. Nie tak to miało być. Nie to widziałam w domu. Wszystko spoczywało na moich barkach. Dom, zarobki, praca, sprzątanie. Tak się nie da żyć! Kiedyś było inaczej!

Gdy brałam Mariusza za męża widziałam przed nami świetlaną przyszłość. Mieliśmy podróżować, wspierać się, pracować nad naszą finansową niezależnością. Wszystko to pękło jak mydlana bańka, która pozostawiła po sobie zapach porażki. I to już zaledwie kilka miesięcy po naszym ślubie!

On mnie po prostu oszukał. Wszystko, co obiecywał było kłamstwem. A ta jego zaradność to zwykła maska. Mariusz od zawsze był zwykłym leniem, tylko wcześniej tego nie widziałam. Byłam zaślepiona jak nastolatka, bo ktoś obiecał mi gwiazdkę z nieba. 

Byłam naiwna

Stwarzał pozory, a gdy tylko zauważył, że bezkarnie może lenić się na kanapie, bo moja wypłata wystarcza na podstawowe potrzeby, to już zupełnie mu odbiło. Po prostu przestał udawać i pokazał prawdziwą twarz

Szczerze, to nie wiem, dlaczego przy nim tkwiłam przez te wszystkie lata. Nachodzą mnie 2 myśli. Jedna z nich to tak, która tłumaczy moje zachowanie tym, że nie chciałam się przyznać do podjęcia złej decyzji. Zwyczajnie chyba nie chciałam wyjść przed rodziną na naiwną idiotkę. A drugiej strony mam wrażenie, że obudziła się we mnie zbawcza natura. Sądziłam, że mogę go zmienić, że to wszystko tylko chwilowe zawirowanie i jeszcze możemy być szczęśliwi. Byłam naiwna. To jest jedyne logiczne wytłumaczenie. 

— Posłuchaj mnie Mariusz — wykrzyczałam mu w twarz. — Mam po dziurki w nosie ciebie i twojego zachowania. Nie jestem bankomatem! Koniec tego! Albo się zmienisz, albo zabieraj swoje rzeczy i wracaj do mamusi. Gdybym chciała mieć dzieciaka na utrzymaniu, to już dawno byłabym w ciąży! 

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam trzaskając drzwiami. 

Nie łudziłam się

Nawet przez chwilę nie sądziłam, że Mariusz się ogarnie, a moje słowa wywrą na nim jakiekolwiek wrażenie. Przecież odkąd jesteśmy małżeństwem już wielokrotnie mu groziłam rozwodem. Nic to nie dawało. Wiedział, że mimo wszystko ciągle go kocham i to jest moja słabość

Nie sądziłam, że tym razem będzie inaczej. A jednak coś się zmieniło. Po powrocie zobaczyłam, że Mariusza nie ma na kanapie. Przyznam, że trochę mnie to zaniepokoiło. Zauważyłam, że grzebie coś w kuchni. Gdy przekroczyłam próg, aż nie mogłam uwierzyć. Mój leniwy mąż rozpakowuje zakupy, które najwyraźniej sam zrobił. Szok!

— Chory jesteś? — powiedziałam z przekąsem.

— Co ci znowu nie pasuje? Nic nie robię — źle. Chcę ci pomóc, też źle. Zdecyduj się kobieto. 

— Zaskoczyłeś mnie. Dziękuję. 

Z początku podchodziłam do tej jego metamorfozy dość ostrożnie. W końcu, czemu tym razem miało być inaczej niż zwykle? Jednak każdy nowy dzień, przynosił nowe zaskoczenia. Mariusz prał, sprzątał, pomagał mi przygotowywać posiłki. Czułam się tak, jakby ktoś wymienił mi faceta. Pojawiła się we mnie nawet iskierka nadziei, że może wszystko jeszcze się ułoży. 

Ta iskierka jak szybko zapłonęła, tak szybko zgasła. Bajka trwała może 2 tygodnie. Po powrocie z pracy ledwo mogłam otworzyć drzwi do salonu, bo blokowały je porozrzucane puszki do piwa. Okazało się, że Mariusz był na tyle leniwy, że nawet do kosza mu się nie chciał ich zanieść, tylko rzucał do niego z kanapy. Jak widać, nie tylko w pomaganiu jest słaby. Nad celnością też mógłby popracować. 

— Co tu się do cholery stało? Tornado przeszło przez ten salon? Co jest grane?

Weź, co się pieklisz? Zrobiłem sobie wolne od sprzątania. Chcę odpocząć. Daj mi spokój. 

W ten oto sposób wszystko wróciło do znienawidzonej przeze mnie normy. Nie miałam już sił. Musiałam komuś się pożalić, bo tyle rzeczy to już za dużo jak na głowę jednej niewielkiej kobiety. 

— Marysiu, ja już nie daję rady. Przecież to jest jakiś koszmar. Co ja mam zrobić. Błagam, doradź mi coś — położyłam dłonie na twarzy, nie chciałam, by zobaczyła moje łzy. 

— Kochana, nie chcę się powtarzać, ale wiesz doskonale, co ja o tym uważam. Mariusz to śmierdzący leń. To nie przyszło nagle. On taki był od zawsze i dobrze o tym wiesz. Nie jesteś cudotwórcą. Nie zmienisz go. Za to swoje życie możesz odmienić. Nie macie dzieci, ani żadnych zobowiązań. Nic cię przy nim nie trzyma. Zawalcz o siebie kobieto, bo się wykończysz! — powiedziała moja przyjaciółka. 

Wiedziałam, że ma rację

Spodziewałam się takiej odpowiedzi. Wiedziałam, że jak tak dalej pójdzie to padnę trupem. Chyba równy miesiąc biłam się z myślami, a każdy kolejny dzień był kolejnym gwoździem do trumny. W końcu zebrałam się w sobie:

— Mariusz — stanęłam, zasłaniając mu telewizor. — chcę z tobą o czymś pogadać. 

— Weeeeź, kobieto. Co ty wyrabiasz — próbował dojrzeć zza mnie trwający mecz. — Zasłaniasz mi. Akurat teraz?

— Przykro mi, że przerywam twoją harówkę, ale tak. Teraz! — krzyknęłam, a on prawie zerwał się na równe nogi. 

— No już. Dawaj, bo chcę oglądać. 

— To koniec. 

— Oho, widzę, że komuś znowu zebrało się na żarty. Bardzo śmieszne. 

Mówię poważnie. Składam pozew o rozwód. Koniec tego. Mam już dosyć — powiedziałam z grobową miną przyklejoną do twarzy. Podałam mu dokumenty. 

Mariusz wyrwał mi papiery z ręki, spojrzał na nie, a potem wytrzeszczył oczy w moją stronę. 

— Chyba sobie jaja robisz! — wstał, podarł dokumenty na strzępy. — co ty beze mnie niby zrobisz, co? Błagam cię, nie wydurniaj się. 

— Nie musisz się o mnie martwic. Dam sobie świetnie radę. A, zapomniałabym. Masz czas do jutra, żeby się stąd wynieść. Pamiętasz? To moje mieszkanie. Kupione za moje pieniądze. Tobie nawet nie chciało się pójść się zameldować. Płać za swoje błędy. 

Byłam nieugięta. Mariusz krzyczał, błagał, groził, płakał, ale było za późno. Nie mogę pozwolić, by leniwy facet bez ambicji zawładnął moim życiem. Dam sobie radę sama! Wierzę w to!

Czytaj także:
„Teściowa wyklęła mnie i swojego wnuka, bo zostawiłam jej nieodpowiedzialnego syna. Złagodniała, gdy zmarł”
„Sąsiadka ze swojego mieszkania zrobiła schronisko dla bezdomnych kotów. Tego smrodu nie da się wytrzymać”
„Noszę w sobie owoc miłości do księdza. Słowa o miłości do bliźniego wcielaliśmy w czyn na plebanii”

 

 

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA