Gdyby ktokolwiek dowiedział się o tym, do końca życia byłabym potępiona. Bogobojna społeczność bez chwili zawahania „cisnęłaby we mnie kamieniem”. Sama wychowałam się w katolickiej rodzinie i nie jestem dumna ze swojego czynu. Jednak czy poczęcie dziecka, będącego owocem miłości kobiety i mężczyzny, rzeczywiście jest haniebnym postępkiem? Nie wydaje mi się, bo liczy się samo uczucie. To, wobec kogo je żywimy, ma drugorzędne znaczenie.
Był zbyt ładny na księdza
Mniej więcej rok temu w naszej parafii pojawił się nowy wikariusz. Ksiądz Adam został do nas przeniesiony z jednej z łódzkich parafii. Początkowo ludzie podchodzili do niego nieufnie. „Ksiądz z dużego miasta to pewnie jakiś postępowy będzie” – mówili.
Mieszkam w niedużej wsi. Nie ma u nas ulic, a numery domów kończą się na 180. Niemal wszystkie rodziny żyją tu od pokoleń, a większość utrzymuje się z pracy na roli i w gospodarstwie. Miastowi omijają nas szerokim łukiem. Wolą bardziej atrakcyjne lokacje, z ładniejszymi widokami, wolne od smrodu chlewu i obory. U nas żyje się tradycyjnie, jak wiele wieków wcześniej. Starsi mawiają, że to jedna z ostatnich prawdziwych wsi i mają sporo racji. Najlepszym potwierdzeniem tego jest fakt, że gościniec wyasfaltowali nam dopiero w 2015 roku. Nasza wieś jest jak skansen, tyle że wciąż tętniący życiem.
Tradycyjne wartości są dobre, ale nie można podchodzić do nich w sposób bezkrytyczny. Przywiązanie do tradycji zamyka bowiem umysł na wszelkie nowości. Ksiądz Adam musiał długo przekonywać do siebie mieszkańców, tym bardziej że w kwestii interpretacji Słowa Bożego bliżej mu do poglądów papieża Franciszka niż do nauk głoszonych przez Jana Pawła II.
Ja polubiłam go od razu. Wydał mi się wyjątkowo wrażliwym kapłanem, który z dużą wyrozumiałością podchodzi do ludzkich słabości. Dał się poznać jako człowiek otwarty na kontakt ze swoimi parafianami. Gdy ktoś potrzebował porady, drzwi plebanii zawsze stały otworem dla takiej osoby, a nasz nowy duszpasterz poświęcał jej dokładnie tyle czasu, ile było trzeba. To właśnie te cechy księdza Adama zachęciły mnie do zwierzenia się z mojego problemu.
Ksiądz Adam potrafił słuchać
Było poniedziałkowe popołudnie, gdy zapukałam do drzwi plebanii.
– Szczęść Boże, księże Adamie.
– Szczęść Boże. Pani Aniela, tak? – zapytał z miną, wyrażającą niepewność.
Gdy potwierdziłam skinięciem głowy, od razu się rozpromienił.
– Bałem się, że coś pokręciłem. Proszę mi wybaczyć. Mimo że głowa wciąż młoda, to mam problemy z zapamiętaniem imion wszystkich parafian.
– Czy mogę zamienić z księdzem dwa słowa? – przeszłam do rzeczy, bo obawiałam się, że w przeciwnym wypadku młody wikary rozgada się i nie dopuści mnie do głosu.
– Tylko dwa? – zapytał rozbawiony. – Moja droga, możesz zamienić ze mną trzy słowa, cztery albo tyle, ile uznasz za stosowne. Wejdź, proszę.
Udałam się po poradę, bo dręczyły mnie okropne wyrzuty sumienia. Kilka tygodni wcześniej zerwałam zaręczyny. Niby nic wielkiego, ale ja zrobiłam to bez żadnego wyraźnego powodu.
– Zaglądał do kieliszka? – zapytał ksiądz.
– Nie, nic z tych rzeczy.
– Nie dochował wierności?
– Nie. Michał nie oglądał się za innymi dziewczynami.
Ksiądz Adam pochylił się w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy.
– Moja droga, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że stosował wobec ciebie przemoc?
– Ksiądz nie rozumie. Nie wydarzyło się nic, co usprawiedliwiałoby moją decyzję. Michał to dobry człowiek. Łagodny i uczuciowy.
– Więc co się właściwie stało?
– Po prostu, poczułam, że nie jest tym jedynym. Sumienie nie pozwala mi teraz spać, bo wiem, że oddając mu pierścionek, skrzywdziłam go. A najgorsza jest świadomość, że zrobiłam to bez żadnego powodu. Pewnie nigdy nie dostanę za to rozgrzeszenia.
– Przeciwnie. Miałaś powód. W dodatku bardzo dobry.
– Ale jak to?
– Sakrament małżeństwa to jedno z najpoważniejszych zobowiązań, jakie kobieta może podjąć. Wiele par rozpada się. Jedne po latach, inne niemal natychmiast. Przyczyn rozwodów jest całe mnóstwo, ale większość sprowadza się do jednego.
– Do czego? – zapytałam zaciekawiona.
– Do niedopasowania. To właśnie najczęstsza przyczyna wszystkich małżeńskich niesnasek. Twoje serce wie najlepiej, czy mężczyzna, z którym chcesz dzielić życie, rzeczywiście jest dla ciebie stworzony. Idąc za jego głosem, nie popełniłaś grzechu. Przeciwnie. Zapobiegłaś przyszłym grzechom.
Nie mogłam sprzeciwić się woli Boga
Wizyta o wikarego podniosła mnie na duchu. Odwiedzałam go jeszcze kilkukrotnie. W czasie jednej z naszych rozmów, zwierzyłam się, że chyba czeka mnie staropanieństwo, bo nie wyobrażam sobie, że znajdę mężczyznę, który byłby dla mnie idealny. „Pan Bóg wie, co robi. Niedługo postawi na twojej drodze kogoś, z kim będziesz dzieliła życie. Być może już to zrobił” – powiedział ksiądz.
Zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Rzeczywiście, w moim życiu pojawił się mężczyzna prawie idealny. Gdyby nie koloratka i sutanna, byłby dla mnie idealny. Z tą myślą wyszłam z plebanii. Gdy ksiądz Adam zamknął za mną drzwi, w głowie rozbrzmiały mi jego słowa: „Pan Bóg wie, co robi...”.
Odwróciłam się i zapukałam. Ksiądz otworzył niemal natychmiast, jakby wiedział, że to jeszcze nie koniec. Weszłam bez słowa i gdy upewniłam się, że masywne podwoje chronią nas przed ciekawskimi spojrzeniami, pocałowałam go. Wtedy to się stało. Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
W mojej głowie ścierały się różne myśli. Z jednej strony cieszyłam się, że urodzę dziecko mężczyzny, którego kocham. Z drugiej, nie wiedziałam, co dalej zrobimy. Nie byłoby problemu, gdyby Adam był nauczycielem, murarzem czy listonoszem. Ale na wszystkie świętości, on był księdzem!
– Co ja najlepszego narobiłam? – pytałam bezradnie.
– Anielko, to nie twoja wina. Ani moja.
– Co ty mówisz. Oczywiście, że to nasza wina.
– To niczyja wina. Pan Bóg wystawił mnie na próbę. Być może chciał sprawdzić, czy mogę być jego sługą. A być może chciał mi powiedzieć, że kapłaństwo nie jest moim powołaniem.
– Adam, co my teraz zrobimy?
– Zrzucę sutannę – stwierdził bez zastanowienia. – Zrzucę sutannę i ożenię się z tobą. Oczywiście jeżeli mnie chcesz.
Wkrótce po tej rozmowie oboje wyjechaliśmy ze wsi. Nie mogliśmy tam zostać. Musieliśmy strzec naszego sekretu, bo ta mała społeczność nie potrzebowała skandalu. Rodzicom powiedziałam, że dostałam pracę w mieście. O ciąży nie wiedzą. Na razie. Muszę im powiedzieć, ale nie wiem jak. Nie mam dużo czasu. Niebawem bierzemy ślub cywilny (na kościelny nie możemy liczyć w naszej sytuacji), a nie wyobrażam sobie, żeby mamy i taty nie było wówczas przy mnie.
kobieta w ciąży„Nie chcieliśmy brać ślubu dla papierka. Zmieniliśmy zdanie, gdy nagle zachorowałam. Moje dni były policzone”
„Córka wyszła za mąż za nieroba i teraz cierpi. Zięć nie potrafi utrzymać pracy dłużej niż 3 miesiące”
„Mąż po rozwodzie zapomniał o naszej córce. Błagałam na kolanach jego nową żonę, by przemówiła mu do rozsądku”