„Spowiadałam się mężowi z zakupów, a paragony recytowałam jak pacierz. Pękłam, gdy rozliczał mnie z każdej pary majtek”

„Byłam zamknięta w swojej własnej klatce. Co gorsza – sama się do niej zapędziłam. Coraz częściej słyszałam, że jestem bezużyteczna, a kiedy poruszałam temat powrotu do pracy, kpił ze mnie”.
02.12.2024 20:00

Przyjaciółki piały z zachwytów, gdy patrzyły na mojego męża. Były pod wrażeniem, jak wspaniałym mężczyzną jest Mariusz. Cóż, znały tylko jedną stronę medalu. Bliscy ciągle rozpływali się nad tym, jak bajkowe mam życie u jego boku, jednak rzeczywistość była daleka od bajki, no, chyba że baśnią nazywamy życie w złotej klatce z mężem tyranem.

Wystarczyło, że przekroczyliśmy próg, a za zamkniętymi drzwiami mąż zrzucał maskę ideału i przybierał swoją ulubioną – zimnego drania.

Jednak zacznijmy od początku…

Mariusz to na pierwszy rzut (w sumie na drugi też) bardzo przystojny mężczyzna. Zarysowana szczęka, zdrowe, błyszczące włosy, zadbany uśmiech, zawsze pięknie pachnący drogimi perfumami. Ciepło, elegancja i urok aż od niego biły. To niesamowite, jak ktoś taki, może tak bardzo się zmienić w domu.

Początkowo jego ciągłą kontrolę odbierałam jako przejaw troski. Martwił się, że nie lubię swojej pracy, więc zaproponował, żebym zajęła się domem, a on przejmie na siebie zarabianie. Dał mi dostęp do konta, powiedział, że mogę wydawać, na co chcę. W końcu jego pieniądze, to moje pieniądze.

Nawet się wtedy nie zastanowiłam. Nie lubiłam swojej pracy, mało zarabiałam. Właściwie, cieszyłam się z takiego obrotu sytuacji.

To właśnie od tego się zaczęło

Małe gesty sprawiały, że mąż wprawiał mnie w dyskomfort. Niby się troszczył i dbał, ale jednocześnie sprawdzał i monitorował mnie. Rozliczał z zakupów, sprawdzał, po co kupiłam dana rzecz. Nie chodziło tu tylko o kasę na zakupy spożywcze. Mariusz sprawdzał dokładnie nawet to, co kupiłam dla siebie. Rozliczał mnie z każdej kupionej pary majtek.

Pamiętam ten dzień dokładnie. Dzień, w którym klapki zaczęły spadać mi z oczu. Zaczęło się od niewinnego wypadu do knajpy z koleżankami. Nic nadzwyczajnego. Nagle dostałam telefon.

– Cześć, musisz szybko wrócić do domu. Natychmiast – wrzasnął mój mąż

Bałam się, że coś się stało, więc przeprosiłam koleżanki i wróciłam. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, zauważyłam, że wszystko jest na miejscu, a mąż siedzi w fotelu, jakby nic się nie stało. Trochę się poirytowałam.

– Co się dzieje?! Przecież widzę, że wszystko jest normalnie, po co mnie ściągnąłeś ze spotkania? Co się tu…

Nie dokończyłam zdania, bo dostałam solidny policzek. Zamurowało mnie.

Posłuchaj mnie raz, a porządnie. To ja tu jestem panem. Skoro szlajasz się z koleżankami za moje pieniądze, to ja decyduje, o której wracasz do domu. Zrozumiane? – powiedział zimnym tonem pozbawionym emocji.

– Mariusz, co ci się stało? – powiedziałam, ocierając łzę z oka.

– Nie dyskutuj ze mną – odwrócił się i poszedł do gabinetu.

Nie wiedziałam, co się właściwie stało

Przecież nie zrobiłam nic złego. Owszem, wydałam trochę więcej, bo poszłam z koleżankami do nowej knajpy, ale nie wyczyściłam nam konta. Zapłaciłam może 120 zł za kolację! Przecież to nie mogła być kwestia kasy, nie wiedziałam, co w niego wstąpiło.

Od tego dnia takie sytuacje stały się moją codziennością. Przy ludziach Mariusz zachowywał się jak mąż idealny, a w domu upokarzał mnie, obrażał, czasem bił. Wyzywał od darmozjadów, karał mnie ciszą. Czasami przychodziła chwila refleksji i za kolejny siniak dostawałam prezent na przeprosiny. Jak głupia parę razy nawet się na to nabrałam.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nic nikomu nie powiedziałam? Musiało mi to nie przeszkadzać, skoro godziłam się na takie traktowanie. To nie jest takie proste. Bez niego nie miałam niczego. Wmówił mi, że bez niego jestem nikim. A poza tym, komu miałam powiedzieć? Dla wszystkich Mariusz był ideałem. Nikt nie uwierzy w bajeczki wypacykowanej żony, która całymi dniami siedzi w cieplutkim domu, że jej mężuś ją tłucze i obraża.

Czułam się jak w złotej klatce

Byłam zamknięta w swojej własnej klatce. Co gorsza – sama się do niej zapędziłam. Coraz częściej słyszałam, że jestem bezużyteczna, a kiedy poruszałam temat powrotu do pracy, kpił ze mnie i kategorycznie zabraniał. Nie chciał, żebym się usamodzielniła. Póki miał nade mną kontrolę, byłam jego zabawka.

Wmawiał mi takie rzeczy, że poślubiłam go dla kasy, że kiedyś chciałam mieć z nim dziecko, a teraz co? Na niczym mi nie zależy. Czasami nawet zastanawiałam się, czy on nie ma racji. Tak bardzo wmawiał mi swoją perspektywę, że zwątpiłam sama w siebie, więc jak inni mieliby mi uwierzyć?

Dlatego właśnie doprowadzało mnie do szału, gdy moi bliscy, moje przyjaciółki rozpływały się z zachwytu nad Mariuszem i przy okazji narzekały na swoich mężów. Nie miały prawa wiedzieć, co się u mnie dzieje, bo przecież im tego nie powiedziałam, ale i tak marzyłam, by w końcu same jakimś cudem przejrzały na oczy.

Chyba właśnie podczas jednej rozmowy z moją przyjaciółką Martą, coś we mnie pękło. Nie dam rady tak dłużej. Nie mogę zniszczyć sobie życia. Dostałam jakiegoś dziwnego kopa do działania.

Wróciłam do domu, Mariusza nie było, bo był na jakiejś delegacji. Ucieczkę planowałam od dawna, miałam wszystko przemyślane, jednak nigdy nie zebrałam się na odwagę, żeby doprowadzić ją do skutku.

Spakowałam to, czego potrzebowałam, żeby przeżyć tydzień, zabrałam oszczędności, które udało mi się grosz do grosza uzbierać. Spakowałam też jedzenie, kilka błyskotek i ruszyłam. Zapukałam w drzwi mojej przyjaciółki Joli. Tak, jednej z tych kobiet, które piały z zachwytu nad moim mężem.

Wystarczyło, że Jola zerknęła na łzy płynące ciurkiem po mojej twarzy. Przygarnęła mnie do środka i wysłuchała w milczeniu. Ta rozmowa była jak oczyszczenie. Powiedziałam jej dosłownie wszystko. Pokazałam blizny po niedoleczonych siniakach, które miałam na nogach.

Dajcie sobie pomóc

Jola wspierała mnie jak nikt inny. Pomogła stanąć na nogi, znaleźć dobrego prawnika i przebrnąć jakoś przez rozwód. To dzięki niej załatwiłam męża na szaro. Jola była świadkiem kilku kłótni, bo Mariusz szybko domyślił się, dokąd uciekłam. Miał się też za wielkiego mądrale, lecz nie przewidział tego, że rozmowy przez komunikatory mogą służyć jako dowód w sprawie. A zaufajcie mi, nie szczędził tam języka.

Z rozwodu wyszłam z podniesioną głową i nawet pełnymi kieszeniami. W jednej z nich dźwięczały klucze do mieszkania, które mi przypadło. To przestroga dla wszystkich babeczek, które boją się zawalczyć o siebie. Nigdy nie jest za późno, ale nie zgrywajcie bohaterek. Dajcie sobie pomóc.

Czytaj także:
„Gdy ukochany mnie porzucił, nie łkałam zbyt długo. Cieplutkie miejsce czekało na mnie w miękkiej pościli tuż za ścianą”
„Mąż poleciał do młodszej jak na promocję w black friday. Piałam ze śmiechu, gdy ta wielka inwestycja, zaczęła dokazywać”
„Oddawałem żonie całą wypłatę, bo taki mieliśmy układ. Ufałem jej i dostałem bolesną nauczkę”

Redakcja poleca

REKLAMA