To małżeństwo było jedną wielką pomyłką, ale mając dziewiętnaście lat i będąc w ciąży, nie myślałam rozsądnie i nie kalkulowałam.
Pochopnie wyszłam za mąż
Ogromnie mnie ucieszyło, że Sebastian zdecydował się na ślub, dzięki czemu nie musiałam wychowywać dziecka sama. Szybko jednak zrozumiałam, że to nie była najlepsza decyzja. Kontynuowałam naukę, starałam się dorobić i zmagałam się z ciążowymi dolegliwościami, podczas gdy mąż bawił się i często pił alkohol.
Myślałam naiwnie, że narodziny dziecka zmienią sytuację, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała moje oczekiwania. Gdy dowiedziałam się, że zaczął eksperymentować z innymi używkami, zdecydowałam, że czas na rozwód.
Obarczali mnie winą
Decyzja o podjęciu się samotnego wychowywania półrocznego wtedy Mareczka była dla mnie trudna. Szczególnie że rodzina mojego męża natychmiast mnie znienawidziła, obarczając mnie odpowiedzialnością za całą sytuację. Uważali, że to moja wina, że Sebastian tak się stoczył.
Mimo wszystko chciałam postąpić fair. Sebastian od początku stwierdził, że nie interesuje go dziecko, ale ja uważałam, że nie mogę karać za to jego rodziców i ci powinni mieć możliwość spotykać się z wnukiem. Ale szybko się okazało, że oni nie chcą go widywać. Swój gniew przelali na małego Marka. Kilka razy postanowiłam wybrać się na spacer pod blok, w którym mieszkała moja była teściowa, ale ona nawet nie raczyła zejść na dół. Nie mówiąc już o tym, że nie zaprosiła nas do siebie. W końcu się poddałam.
Musiałam radzić sobie sama
Nie muszę chyba tłumaczyć, jak bardzo było to dla mnie trudne. Na poziomie emocjonalnym, z powodu wielkiego zawodu, jaki przeżyłam. Ale także fizycznie – studiowałam, pracowałam i wychowywałam małego synka sama. Do tego nie mogłam liczyć na dużą pomoc od mojej rodziny – mama postanowiła w tym czasie podnieść swoje kwalifikacje i studiowała, a młodsza siostra, dojrzewała i jedyne, co ją interesowało to faceci.
A jednak mi się udało. Kiedy Marek poszedł do przedszkola, odzyskałam spokój. Obroniłam też swoją pracę dyplomową, więc miałam jedno zobowiązanie mniej. A kiedy okazało się, że moja rodzina wygrała sądownie pieniądze jako rekompensatę za jakieś tam dobra, które zostały nam odebrane dawno temu, mogłam wreszcie kupić własne mieszkanie. Dopiero wtedy poczułam, że naprawdę żyję. Zaczęłam więcej myśleć o sobie i umawiać się na randki z mężczyznami.
Syn wdał się w ojca
Problemy pojawiły się, kiedy Marek zaczął chodzić do szkoły. Na początku wszystko było w porządku. Był bardzo pilnym uczniem. Ale z biegiem czasu, Marek zaczął więcej czasu spędzać na zabawach z kolegami i graniu w piłkę, niż na nauce. Często byłam wzywana do szkoły przez wychowawczynię czy dyrektorkę, bo Marek albo się z kimś pokłócił, albo coś zniszczył, albo wagarował. Im Marek był starszy, tym więcej miałam przez niego zmartwień. Dobiło mnie, kiedy w piątej klasie jeden z sąsiadów przyłapał go na piciu piwa. To wydarzenie mnie mocno przybiło.
Podobieństwo Marka do jego taty było wyraźne. Wciąż miałam nadzieję, że był do niego podobny tylko z wyglądu, ale szybko doszłam do wniosku, że geny zdecydowanie odziedziczył po ojcu. Wiem, jaki był Sebastian w czasach swojej młodości. Pamiętam, co opowiadał mi o swoim zachowaniu w szkole. Marek zachowywał się identycznie.
Musiałam poświęcić mu więcej czasu i skupić się na jego potrzebach. Nawet rozważałam, czy nie skorzystać z profesjonalnej pomocy, np. psychologa. Najpierw postanowiłam poruszyć ten temat w szkole. Opowiedziałam, jaki był jego ojciec i poprosiłam, aby szkoła natychmiast się ze mną skontaktowała, jeśli pojawią się dalsze problemy z synem. Ponadto, rozmawiałam z nim. Nieustannie. Tak długo, jak tylko było trzeba.
Musiałam go pilnować
Wyglądało na to, że te metody zaczynają przynosić efekty. W ósmej klasie Marek zaczął poświęcać więcej czasu na naukę. Wydawało się, że zrozumiał, że jeśli chce pójść do dobrej szkoły średniej, musi się uczyć. Ale po wakacjach wszystko wróciło do normy. Co więcej, zaczął palić. Niebawem zdałam sobie sprawę, że nie tylko tytoń. Odkryłam to dzięki akcji przeciwko narkotykom, którą prowadziła szkoła. Gdy w plecaku mojego syna znalazłam papierki do skręcania, byłam już pewna, że spróbował marihuany.
Ponownie przeprowadziłam z nim rozmowę, nawet zapowiedziałam, że zmuszę go do testu na wykrycie narkotyków. Sprzeciwiał się, stawiał opór, ale chyba nieco się przestraszył. W każdym bądź razie, od tego czasu, zaczął spędzać w domu więcej czasu, a także miał lepsze wyniki w nauce. Jednak wtedy pojawił się kolejny problem. Przynajmniej ja o tym tak myślałam. Marek bowiem postanowił, że chciałby poznać swojego biologicznego ojca. A tego się strasznie bałam.
Chciał poznać ojca
– Zdajesz sobie sprawę, że on nie chcę utrzymywać z nami kontaktu – powiedziałam mu wprost. – Starałam się przekonać, kiedy byłeś jeszcze małym dzieckiem. Niestety, nic z tego.
– Może jak mnie pozna, zmieni zdanie – naciskał. – Muszę z nim porozmawiać. Dowiedzieć się, czemu mnie zostawił.
– Boję się, że może cię zranić...
– Wiesz, gdzie on mieszka?
Musiałam się mocno zastanowić. Teoretycznie, wiedziałam, bo kiedyś złożyłam pozew o alimenty. Ale to było wieki temu. Nie byłam pewna, czy te informacje są jeszcze aktualne. I co najważniejsze – czy powinnam je udostępnić swojemu synowi.
– Postaram się to ustalić – odpowiedziałam z rezerwą.
To wyczerpało jego pytania, a ja miałam nadzieję, że zapomni o całej sprawie. Obawiałam się tego spotkania. Przede wszystkim dlatego, że Marek mógł się bardzo boleśnie rozczarować. Poza tym bardzo przypominał swojego ojca i bałam się, że Sebastian zrobi na nim wrażenie i że mój syn zechce pójść w jego ślady. Bardzo nie chciałabym, żeby do tego doszło.
Nie wiedzieliśmy o pogrzebie
Na szczęście, Marek nie wracał do tej rozmowy przez długi czas. Ale tuż przed wakacjami przypomniał mi, że miałam ustalić adres jego ojca.
– Hm, te papiery gdzieś się zapodziały, ale jeszcze poszukam –zapewniłam go, nie do końca zgodnie z prawdą.
Niestety, nie zdążyłam. Po powrocie z wakacji dowiedziałam się, że Sebastian nie żyje. Zginął w wypadku, ponoć był pijany. Jego rodzina nie poinformowała nas o pogrzebie, dowiedzieliśmy się o wszystkim, dopiero kiedy otrzymałam wezwanie do sądu w sprawie spadku.
– Jak mogli nam nie powiedzieć?! – Marek był zrozpaczony. – To przecież mój ojciec!
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.
– Pójdę z tobą do sądu, zapytam babcię, dlaczego tak postąpiła – obiecał, zły i zasmucony.
– Jesteś niepełnoletni – odparłam automatycznie. – Ale wiesz co? Masz rację. Musimy wyjaśnić tę sytuację. Spotkamy się z babcią przed rozprawą. Musi się zgodzić.
Wiedziała, że popełniła błąd
Była zaskoczona, gdy do niej zadzwoniłam. Ja natomiast byłam zdumiona, kiedy usłyszałam, że być może dojdziemy do porozumienia. Zrozumiałam dopiero po chwili, że myśli o podziale majątku. Grunty, które rodzice męża przekazali Sebastianowi, po jego śmierci powinny przypaść Markowi. I bardzo dobrze – pomyślałam. Po wszystkim, co się wydarzyło, przynajmniej tyle przysługuje dzieciakowi. Szłam na to spotkanie przerażona. Tak wiele lat, taka duża niechęć. Jak zareaguje na nasz widok?
Drzwi otworzyła starsza pani. Bardzo się zmieniła, a jej ostatnie doświadczenia z pewnością ją mocno przytłoczyły. Zmierzyła mnie tym swoim pełnym dumy i wyniosłości spojrzeniem, po czym bez słowa zrobiła mi miejsce w drzwiach. Potem zauważyła Marka. Wiedziałam, że jest do złudzenia podobny do swojego ojca, ale ona o tym nie miała pojęcia. Patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Dostrzegłam, że jest poruszona.
Nie była w stanie dłużej powstrzymać emocji. Ze łzami w oczach rzuciła się na Marka, obejmując go i całując. Marek nie wiedział, jak zareagować. Zajęło jej chwilę, by opanować emocje. Następnie, jakby coś w niej pękło. Przyznała, że popełniła błąd. Że wiedziała to od dawna, ale nie miała pojęcia, jak go naprawić. A potem, niespodziewana śmierć jej męża, a także wypadek Sebastiana...
Spędziliśmy u niej cały dzień. Spotkaliśmy się z nią ponownie na obiedzie dwa dni później. Razem odwiedziliśmy cmentarz. Sprawa została załatwiona. Wszystko, co należało do Sebastiana, odziedziczył Marek. Nie protestowała. Poprosiła nas tylko o wybaczenie. Cóż, zrobimy co w naszej mocy. Wiem, że Marek nadal jest urażony i zawiedziony i nie jest w stanie całkowicie zapomnieć o przeszłości. Jednak widzę też, że cieszy się z faktu, że w końcu ma drugą babcię.
Czytaj także: „Córka wyszła za mąż za nieroba i teraz cierpi. Zięć nie potrafi utrzymać pracy dłużej niż 3 miesiące”
„Wygoniłam męża z łóżka, bo wrócił z sanatorium z niespodzianką. Więcej tam nie pojedzie stary głupiec” „Rozwiodłam się z chorym mężem i wyszłam za bogatego przystojniaka. Za jego kasę mogłam leczyć Damiana”