„Teściowa pluła moim rosołem, a teść podsuwał mężowi panienki pod nos. Zagrałam w ich grę, nie dam oskubać się z godności”

„Ciasto z zakalcem, kotlet surowy, ziemniaki przygotowane, a surówka za słona. Obrus za brzydki, krzesła niewygodne, a kolor ścian w nowym salonie do niczego nie pasuje. Podsumowując tę wizytę: jestem beznadziejną synową i żałosną gospodynią”.
27.11.2024 20:30

Nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzili. Mówię oczywiście o moich teściach. Zupełnie tak, jakby ich głównym życiowym celem, było dokuczanie mi, terroryzowanie mnie i niszczenie mi życia. Mam wrażenie, że to sprawiało im ogromną satysfakcję.

Tak było od zawsze

Dokładnie pamiętam dzień, w którym Mariusz zaprosił mnie do rodzinnego domu. Byliśmy parą już od 8 miesięcy, więc stwierdziliśmy, że to najwyższa pora by poznać swoje rodziny. Spotkanie w moim domu przebiegło idealnie. Moi rodzice byli przeszczęśliwi, że znalazłam sobie takiego wspaniałego chłopaka. Jednak u Mariusza w domu było zupełnie inaczej.

Już od progu czułam, że niechęć bije od nich na kilometr. Przeżyłabym, gdyby nastroje przy posiłku były drętwe. W końcu każdy stresuje się poznawaniem nowej partnerki syna. Nic jednak z tych rzeczy. Pani Krysia i pan Marek od samego początku, albo mnie ignorowali, albo sypali w moją stronę złośliwymi szpileczkami.

– Mariusz, co zamierzasz po ukończeniu studiów, co? Dalej będziesz udawał, że życie w stolicy ci odpowiada? Przecież ty się nie nadajesz do życia w dużym mieście. Jestem o tym przekonana. Tutaj byłoby ci o wiele lepiej. Zająłbyś się w końcu czymś pożytecznym i normalnym. Na przykład pracą w naszej firmie  – powiedziała Krystyna.

Mama dobrze mówi. Co niby czekać jak w takim dużym mieście? Tylko pogoń za kasą i harówa. A tutaj miałbyś godne życie, babę też byś sobie tu jakąś znalazł. Córka sąsiada, Romka, na niezłą laskę wyrosła – powiedział ojciec Mariusza, jakby nie było mnie obok.

To, że traktowali mnie jak powietrze, to jeszcze nic. Każda wizyta u rodziców Mariusza kończyła się dokładnie tym samym. Najpierw niezręczny obiad, potem docinki w jego stronę, że w stolicy nie ma czego szukać, później gładko przechodzili do kwestii swojej firmy i próby połączenia go z majętną córką sąsiadów.

Mieli się za ludzi z wyższych sfer, bo przecież mieli firmę, ale powiedzmy sobie szczerze – milionerami to oni nie byli. Lokalny biznesik się kręcił, ale nie przynosił takich zysków, żeby mogli traktować innych z góry.

W ich miasteczku uchodzili za lokalną elitę, a przynajmniej tak o sobie myśleli. Do ich pięknego bogatego obrazka wcale nie pasowała córka krawcowej i budowlańca. Nie miało znaczenia to, że mam ukończone studia i doskonale płatną pracę, którą bardzo lubię. Liczyło się tylko moje pochodzenie, które było dla nich nie do zaakceptowania. Byłam z niższej klasy, niż dostojni państwo wiejscy biznesmeni.

Szczytem bezczelności jednak było to, co usłyszałam kiedyś, gdy zupełnie przypadkiem przechodziłam obok kuchni. Teściowa mówiła wtedy do mojego chłopaka te słowa:

Mariusz, czy ty jesteś ślepy? Ty nie widzisz, że ta dziewucha kręci się koło ciebie, tylko dlatego, że doskonale wie, ile mamy pieniędzy?  Skąd ty ją w ogóle wytrzasnąłeś? To zwykła łasa na kasę…  – nie dokończyła, ale  doskonale wiedziałam, co chcę powiedzieć.

Nie mam zielonego pojęcia, czy Mariusz mnie bronił. Wyleciałam stamtąd jak z procy i zamknęłam się w jego pokoju. Płakałam w poduszkę prawie cały wieczór. Nie wyobrażam sobie tego, że ktoś może powiedzieć o mnie, że lecę na pieniądze. Brakowało, tylko żeby powiedziała, że zaraz wrobię go w dzieciaka.

Ta rozmowa choć przykra, utwierdziła mnie tylko w jednym postanowieniu. Nie mam zamiaru patrzeć na to, jakimi osobami są rodzice Mariusza. To jego kocham i z nim chcę spędzić życie. Jeśli mnie nie akceptują, to już ich problem. Wystarczy, że wiem, że mój chłopak mnie docenia i jestem dla niego najważniejsza.

Po trzech latach wzięliśmy ślub

Nie pozwoliłam się stłamsić, zwłaszcza że mój narzeczony mnie bronił i doskonale wiedział, że to, co mówią jego rodzice, mija się z prawdą. Wszystko było idealnie, dopóki na horyzoncie nie pojawił się temat kupna mieszkania. Póki żyliśmy z daleka od jego rodziny, mogłam tolerować te dzikie zachowania. Jednak teraz życie rzuciło mi kłodę pod nogi.

Mariusz namówił mnie na to, żebyśmy nie pakowali się w kredyt, tylko zamieszkali w domu, który dostał w spadku po krewnych. Wszystko byłoby idealnie i nawet cieszyłabym się z tego pomysłu, gdyby nie fakt, że dom ten znajdował się zaledwie 10 minut od teściów.

– Mariusz to wspaniały pomysł, ale twoi rodzice mnie nienawidzą. Ich zdaniem zniszczyłam ci życie i tylko czekam, żeby wykraść wam pieniądze. Ja tego nie przeżyję.

– Daj spokój. Przecież nie damy im się stłamsić. Doskonale wiem, jacy są moi rodzice, ale nie pozwolę sobie wyjść na głowę. Mam pakować się w kredyt tylko przez to, że nie potrafią zaakceptować moich wyborów?

Nie potrafiłam z tym dyskutować

Jak możecie się domyślić, przeprowadziliśmy się. Od początku wiedziałam, że to błąd, ale na własnej skórze poczułam go dopiero po pewnym czasie.

Od tego momentu było już tylko gorzej. Co prawda znalazłam pracę w lokalnym biurze projektowym, ale nie byłam z niej zadowolona. Szef to małostkowy dupek, który nie wszystkich traktuje na równi. Jednak to nie był największy problem. Mariusz miał problem ze znalezieniem pracy, dlatego w końcu skusił się na propozycję rodziców. Gdy to usłyszałam, byłam załamana.

– Czy ty w ogóle pomyślałeś choć przez chwilę o tym, jak ja się poczuje? Rozumiem, że to świetna okazja, żeby się wzbogacić, ale twoi rodzice teraz zupełnie wyjdą nam na głowę. Zapomniałeś, że oni mnie nienawidzą? Zrobią wszystko, żeby cię ode mnie odciągnąć. Będą mieli nad nami pełną kontrolę.

– Już nie wymyślaj. Przecież mam swoją głowę, potrafię o ciebie i siebie zadbać. Poradzę sobie, oddzielę pracę od życia z tobą. O nic się nie martw, kochanie. 

Pogodziłam się już z faktem, że będziemy mieszkali blisko teściów. Pomyślałam nawet przez chwilę, że może, gdy wyciągnę do nich rękę, zyskam ich sympatię. Postanowiłam ugotować rodzinny obiad, tradycyjnie padło na rosół, który można powiedzieć, że był moim zdaniem popisowym. Wykonywałam go według przepisu, którego nauczyłem mnie moja mama. Jak możecie się spodziewać, to była doskonała okazja, żeby znów wbić mi szpilę:

– A czemu ten rosół ma takie wielkie oka? Wlałaś tu całą butelkę oleju? Mój syn ma mieć zdrową dietę, a nie takie tłuste badziewie. Ty nie potrafisz nawet gotować? Jak chcesz, to cię nauczę  – powiedziała teściowa, a teść jej wtórował:

– Podaj mi magi, zupa nie ma smaku. Trzeba ją sobie samemu doprawić. Ale no już trudno, mogłem się tego spodziewać i zjeść większe śniadanie.

Potem było tylko gorzej

Ciasto z zakalcem, kotlet surowy, ziemniaki przygotowane, a surówka za słona. Obrus za brzydki, krzesła niewygodne, a kolor ścian w nowym salonie do niczego nie pasuje.  Podsumowując tę wizytę, teściowa i teść uznali, że nie tylko jestem beznadziejną synową, ale także żałosną gospodynią.

Oczywiście teściowie nie byliby sobą, gdyby nie doczepili się jeszcze do kwestii finansowych.

–  A co ty tam robisz w tym całym biurze projektowym? Ile z tego można zarobić? Na pewno niewiele. Po co się męczyć tyle czasu na studiach, skoro wybiera się taki beznadziejny zawód. Robić takie bzdury mogłaś nawet po zwykłym liceum. Rodzice z pewnością są z ciebie bardzo dumni.

Wtedy nie wytrzymałam i wyszłam z pokoju.

Tego było za wiele

Lepsze cyrki zaczęły się tylko, gdy zaszłam w ciążę i urodziłam syna. Do całego szeregu epitetów, które wymyślała na mój temat teściowa, dołączył jeszcze jeden – beznadziejna matka.

Według niej wszystko robiłam źle. Źle przewijałam, źle karmiłam, źle ubierałam, źle wychowywałam. Tylko ona wiedziała, jak dbać o dziecko, bo przecież wychowała swojego synka na takiego wspaniałego faceta.  Zniosłabym, gdyby dawała mi rady. Ale ona urządzała sobie tyrady po moich metodach wychowawczych i podważała mój autorytet nie tylko przy mężu, ale też przy dziecku. Wtedy Kamil może niewiele rozumiał, ale wiedziałam, że jednak, że to się nie skończy nawet, gdy będzie starszy.

Czułam, że jestem na skraju wytrzymałości. Do tego swoją cegiełkę dołożył też mój mąż, który ledwo po urodzeniu się dziecka, uciekł w pracę. Doskonale wiedziałam, że macza w tym palce teść. Zawalał go robotą i jak katarynka powtarzał mu, że opieka nad dzieckiem i domem to obowiązek kobiety, nie faceta. W końcu jego matka ze wszystkim dawała sobie radę sama. 

Coraz częściej się kłóciliśmy, nawet o pierdoły. Mąż potrafił wychodzić z domu, trzaskając drzwiami i nie wracać na całą noc. To wtedy powinna zapalić mi się lampka ostrzegawcza. Przecież normalny mężczyzna, ojciec rocznego dziecka, nie zachowuje się w ten sposób.

Teściowie osiągnęli swój cel

Mój mąż poszukał sobie pocieszenia u córki sąsiadów. Dokładnie tej, o której wspominałam na samym początku historii. Zapędzili go prosto do jej łóżka, nie patrząc na to, że już nie tylko ja, ale jego syn na tym cierpi.  Mariusz nawet nie próbował przepraszać. Oczywiście zmienił zupełnie front i twierdził, że to wszystko to moja wina. Jednak niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Przed nami długie dni spędzone w sądzie, bo nie pozwolę, by ktoś nie tylko odebrał mi męża, ale także godność. Będę walczyła do końca, żeby mojemu synowi nigdy nic nie zabrakło. Nie interesuje mnie, że teściowie będą starali się udowodnić w sądzie, że jestem beznadziejną matką i opieka nad dziećmi wcale mi się nie należy. Będę walczyć do samego końca i nie pozwolę, żeby banda zadufany w sobie ignorantów, zniszczyła kolejne życie. Życie mojego syna.

Czytaj także:
„Szwagier grał cwaniaczka, który wszystko wiedział lepiej. Gdy powinęła mu się noga, patrzyłem na to z satysfakcją”
„Zaserwowałem swojemu zięciowi terapię szokową. Wreszcie zrozumie, co to znaczy być mężem i ojcem”
„To, czego się dowiedziałam po śmierci męża, było jak otwarcie puszki Pandory. Bliscy wiedzieli, ale nie powiedzieli”

Redakcja poleca

REKLAMA