„Sypianie z mężem przestało mnie kręcić. Nie będę się zmuszać, a mamą zostanę w inny sposób”

„Oczywiście, że pragnęłam urodzić własne dziecko, ale jeśli wyroki Boskie nie są dla nas łaskawe, to co nam pozostaje?”.
30.07.2024 20:30

Miałam już dość ciągłych starań. Kolejny test ciążowy wylądował w koszu, wylałam kolejne łzy i przeżyłam kolejne rozczarowanie. Od 5 lat ten sam scenariusz. Dlaczego innym idzie to tak łatwo, nawet jeśli nie chcą mieć dzieci, a ja, która pragnie potomka, cierpię takie katusze? 

Skarbie, to kwestia czasu. Poradzimy sobie z tym. Skonsultujemy się z lekarzem i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz – pocieszał mnie mój mąż. 

Poszliśmy. Szłam jak na ścięcie głowy. Ja pierwsza zaliczyłam ginekologa, który już po niespełna tygodniu miał dla mnie wyniki. 

– Pani Moniko mam dobre i złe informacje. 

– Rozumiem. Niech pani lepiej zacznie od tych złych – powiedziałam przerażona. 

– Muszę przyznać, że nie mam pojęcia, póki co, dlaczego nie zachodzi pani w ciążę. Wyniki pani badań są dobre, wręcz książkowe. 

To jakie są w takim razie dobre wieści? 

– Dobre informacje są właściwie bardzo podobne. Wychodzi na to, że nie ma pani żadnych przeciwwskazań, żeby zajść w ciążę, trzeba dalej próbować. 

Mąż wrócił z niemalże identyczną informacją. Wszystko z jego zdrowiem jest w porządku i lekarz nie wie, dlaczego mamy taki problem. 

Ręce mi opadły

Nie wiedziałam już, co mam o tym wszystkim sądzić. Dlaczego los nas tak karał?

– Monika, wiesz, że są też inne sposoby, żeby stać się rodzicami. Możemy adoptować malucha. Dać dom potrzebującemu dziecku. Co ty o tym myślisz? – w ten nieporadny sposób mąż chyba próbował dodać mi otuchy. 

–Nie mam pojęcia. Jak ty sobie to wyobrażasz Marek? Od zawsze marzyłam, żeby urodzić ci dziecko, ale jeśli los nie chce nam pomóc, to... sama nie wiem. To nie tak miało być – powiedziała, a z moich oczu polały się łzy. 

Z dnia na dzień trochę ochłonęłam, a temat adopcji coraz częściej przewijał się przez nasze rozmowy. Oczywiście, że pragnęłam urodzić własne dziecko, ale jeśli wyroki Boskie nie są dla nas łaskawe, to co nam pozostaje? Ciągle jednak wierzyłam, że w końcu się uda. 

Nic takiego nie miało miejsca

Kolejny miesiąc i kolejne rozczarowanie. Już odechciewało mi się seksu z mężem, bo nie służył on do wzbudzenia w naszym związku ognistego uczucia, a był zwykłym narzędziem, które najwyraźniej nie działało. 

Byłam coraz bardziej wściekła i sfrustrowana. Pośród tego natłoku myśli w końcu podjęliśmy decyzję. Chcemy mieć dziecko. Już nie miało znaczenia, czy dam dom adoptowanemu maluchowi, czy urodzę go sama. Chcę zostać mamą. 

Zaczęliśmy jednak metoda małych kroczków. Najpierw pojechaliśmy do ośrodka, zgłosiliśmy się z prośbą o przybliżenie procedur. 

– Proces adopcyjny to długa i ciężka droga. Często usłana płaczem i nerwami. Muszą się państwo na to nastawić. Uczucie między rodzicami a przyszłymi adopcyjnymi dziećmi zazwyczaj nie rodzi się od razu. Na to potrzeba czasu i wytrwałości. 

Powoli przyzwyczajaliśmy się z myślami, że w naturalny sposób nie zostaniemy rodzicami. Nasze oczy skierowane były na adopcję. Przemiła pani z ośrodka poradziła nam, żebyśmy wybrali się na wizytę w domu dziecka. 

To było jak zderzenie ze ścianą. Nigdy nie byłam taka przygnębiona jak po powrocie z tego miejsca. Chodząc po alejkach domu dziecka, obserwując maluchy, bałam się, że dam któremuś nadzieję na lepsze życie. Nie chciałam nikogo wodzić za nos. 

– Monika, zobacz – nagle mąż wyrwał mnie z letargu i wskazał kiwnięciem głowy w róg sali. 

Spojrzałam i moje serce zabiło mocniej. W stoliczku z dala od zgiełku zabawy siedział chłopczyk o kasztanowych włosach i oczach przypominających dwa węgielki. Zerknął w moją stronę, spojrzał mi prosto w oczy, a ja poczułam, że coś dziwnego się ze mną dzieje. 

Czy to moje dziecko?

– Marek, ja nie wiem, jak to wyjaśnić...

– Nie musisz nic mówić. Ja też to czuje. 

Nawet po powrocie do domu wciąż myślami wracałam do tego chłopca. Jak się później okazało, nazywał się Kacper i miał około 4 lat. Jego mama i tata zginęli w wypadku samochodowym. Nie miał żadnej innej rodziny. Był sam jak palce, dlatego wolał samotność od zabaw z rozbawionymi dzieciakami. 

Czuliśmy, że los nas wynagrodził za lata cierpienia i starań. Czułam, że coś silnego połączyło mnie z Karolem. Mieliśmy natłok myśli, ale zdecydowaliśmy się go bliżej poznać. Zgodę otrzymaliśmy po około 12 dniach. 

Przecież to niemożliwe

To spotkanie było cudowne. Kacper był wspaniałym i mądrym dzieckiem. Z każdą rozmową otwierał się coraz bardziej. Wiedzieliśmy, że to jest to. Zapragnęliśmy, by Kacper wrócił z nami do domu. 

Cały proces zajął dość sporo czasu, ale pozwolił nam też lepiej się poznać. Pokochaliśmy tego chłopaka. Nie mogłam powstrzymać płaczu, gdy w końcu nadszedł ten dzień, gdy Kacperek wrócił z nami do jego nowego domu. Moje życie nabrało nowego sensu. Czułam, że w końcu mam wszystko, czego potrzebuję. 

Wszystko układało się idealnie, aż do pewnego dnia. Obudziłam się ze straszną migreną, czułam też ciągłe mdłości. Poprosiłam męża, by zawiózł Kacpra do teściów, bo nie miałam ochoty, żeby ktokolwiek patrzył na mnie w tym stanie. 

Gdy tylko teściowa usłyszała o moich dolegliwościach, zadzwoniła do mnie, jak na numer alarmowy.

– Monika, ja nie chcę cię straszyć, ale... chyba jesteś w ciąży.

– No co też mama mówi. Przecież to niemożliwe

Wpadłam w szał. Przekopałam całą łazienkę w poszukiwaniu testu ciążowego. Znalazłam jeden jedyny, który pozostał mi po żmudnych próbach zajścia w ciążę.

Nie zgadniecie...

Moim oczom ukazał się wynik pozytywny. Nie mogłam uwierzyć. Natychmiast kazałam mężowi wrócić do domu. Gdy tylko przekroczył próg, pokazałam mu test. Kacperek też go widział. 

– Mamusiu, dlaczego płaczesz? Źle się czujesz? Dalej boli cię brzuszek? – powiedział mój synek, przytulając mi się do nóg. 

Uklękłam koło niego i otarłam łzy. Mój mąż zrobił to samo. 

– To łzy szczęścia, synku. Już niedługo nasza rodzinka znów się powiększy!

Uścisnęłam całą moją rodzinkę. W rękach miałam teraz calutki mój świat. 

Monika, 29 lat

Czytaj także:
„Mój były traktował mnie jak darmową sprzątaczkę. Twierdził, że na prawdziwe uczucie trzeba sobie porządnie zapracować”
„Dla męża zawsze jestem tą drugą. Traktuje zdanie swojej matki jak święte, a ona nim manipuluje”
„Kadrowa w pracy omyłkowo wysłała do mnie poufne dane. Przez swoją ciekawość narobiłam przyjaciółce niezłego bigosu”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA