Jasne, że ten e-mail w ogóle nie powinien do mnie trafić. Żaden pracownik nie powinien go zobaczyć. Szefowa HR-u przez pomyłkę wysłała go do mnie, choć miał iść do prezesa. Już parę razy jej się to przytrafiło. Mamy z szefem identyczne nazwisko, ale to czysta koincydencja, nie łączą nas więzy krwi.
To była pomyłka
Zwykle na moją skrzynkę mailową wpadały mało istotne komunikaty, takie jak informacje administracyjne czy maile z potwierdzeniem terminów spotkań biznesowych umawianych przez naszego szefa. Ludzie wysyłali je do mnie przez przypadek. Jednak teraz sytuacja wyglądała poważniej. Kiedy zobaczyłam w skrzynce odbiorczej wiadomość od Haliny, która kieruje u nas kadrami, byłam pewna, że upomina się o zaległe L4. Powinnam była je dostarczyć od razu, jak tylko wróciłam po chorobie, ale jakoś wiecznie brakowało mi czasu, żeby zanieść dokument dziewczynom z piętra wyżej.
Parę sekund później miałam już przygotowany e-mail. Zanim go wysłałam, rzuciłam okiem na dołączony załącznik. Moja ciekawość wzięła górę, więc go otworzyłam i… o mało nie zemdlałam z wrażenia. W pliku znajdowały się nazwiska pracowników, których firma planowała zwolnić!
Wiadomość mailowa powinna trafić do szefa, to jasne. Halina chyba ją bez zastanowienia wysłała. Moje nazwisko wyskoczyło jej z komputerowej pamięci i zamiast na prezesa, przez pomyłkę kliknęła na mnie.
Zamarłam przed ekranem
W firmie szykują się spore zwolnienia. Ze ściśniętym żołądkiem szybko przeskanowałam listę nazwisk. Przeczytałam ją dwukrotnie. Mojego na szczęście nie znalazłam. Ale zaraz… W drugiej kolumnie dostrzegłam imię i nazwisko Beaty.
Od pięciu lat dzieliłyśmy biurko w pracy. Obie zostałyśmy przyjęte do firmy w tym samym czasie. Razem uczyłyśmy się nowych obowiązków i zacieśniałyśmy znajomości z innymi pracownikami. Mamy podobne charaktery – jesteśmy radosne i rozmowne. Zawsze możemy na siebie liczyć, niezależnie od okoliczności. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
Nie cierpię konkurowania z innymi, mam wstręt do obgadywania współpracowników i skarżenia na nich szefostwu. Beata ma identyczne podejście, dlatego nasze relacje zawodowe były bez zarzutu. Co więcej, gdy zaczęłyśmy spotykać się także po godzinach, nasi małżonkowie tak świetnie się dogadali, że nie było tygodnia bez wspólnej kolacji u jednych albo drugich. Teraz, widząc Beatę na tej liście, zupełnie oniemiałam. Jej stanowisko zostanie zlikwidowane! I to już od kolejnego miesiąca…
Bez słowa opuściłam pocztę elektroniczną. Starałam się sprawiać wrażenie zajętej zadaniami, aby nie wzbudzić podejrzliwości współpracownic siedzących w pobliżu. Mój umysł wypełniała tylko jedna myśl, nieustannie pulsując: Jak mam postąpić?
Czułam się rozdarta
Pierwsze wyjście z sytuacji: zachowywać się, jakby nic się nie wydarzyło, zaprzeczyć otrzymaniu jakiejkolwiek wiadomości, udawać nieświadomość rewelacji, które właśnie poznałam, i zgrywać zdziwienie całą sprawą. Drugi wariant – czym prędzej poinformować Beatę o wszystkim, czego się dowiedziałam.
Dzięki temu może byłaby w stanie się uratować. Mogłaby wziąć L4 pod koniec miesiąca i tym samym uniknęłaby otrzymania wypowiedzenia. W ten sposób zyskałaby na czasie, który mogłaby poświęcić na poszukiwanie nowego zajęcia. W innym przypadku zostanie po prostu bez środków do życia.
Mąż Beaty, Tomek, który pracuje jako kierowca tira w pewnej firmie transportowej, ostatnio podczas spotkania na piwie zwierzał się mojemu mężowi Antoniemu, że u nich w robocie coraz częściej zdarzają się dłuższe przerwy, a jak on nie jeździ, to nie ma kasy. A teraz jeszcze jego żona miała stracić pracę. Ta biedna kobieta kompletnie się posypie.
Będąc bliską koleżanką Beaty, czułam się zobowiązana do tego, by oszczędzić jej nieprzyjemności. Błyskawicznie ułożyłam plan w głowie. Odciągnę ją na bok, streszczę pokrótce zawartość wiadomości i wieczorem razem obmyślimy, co dalej robić. Pomysł z pójściem na chorobowe nie wydał mi się wcale taki zły.
Musiałam działać natychmiast!
Beata od zaraz musi zacząć rozglądać się za nowym zajęciem i jeszcze dziś zapisać się do przychodni.
Właśnie zamierzałam podnieść się z krzesła, aby skinąć głową koleżance na znak, że spotkamy się przy łazienkach, kiedy usłyszałam dźwięk dzwoniącej komórki. Dzwoniła Halina. Roztrzęsionym, ledwo słyszalnym głosem wybąkała, że mam stawić się na górze. Wiedziałam, o co może chodzić. W swoim pokoju oczekiwał mnie sam szef, który z kamienną twarzą, bez niepotrzebnych wstępów, oznajmił:
– Czy pani rozumie, jak bardzo tajne dane zostały pani przesłane przez nieuwagę? To niedopuszczalny błąd, a winny tego zamieszania poniesie surowe konsekwencje. Stało się jednak i chyba nie muszę tłumaczyć pani, że gdyby wiadomości z tego sprawozdania wyszły na jaw wśród personelu, nasza spółka poniosłaby ogromne straty. Treść dokumentu jest znana tylko pani, mnie oraz Halinie. W razie gdyby któryś z zatrudnionych dowiedział się o sprawozdaniu, będzie to jednoznaczne z tym, że to pani nie dochowała tajemnicy. W takiej sytuacji będę zmuszony pociągnąć panią do odpowiedzialności.
Stałam jak wryta, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Szef dostrzegł moje przerażenie i pod koniec złagodził ton, mówiąc:
– Wiadomo, że to, o czym wspominam, to ostateczność. Niech pani wraca już lepiej do roboty, usunie tego maila z pamięci, zapomni o całym zajściu i wszystko będzie cacy.
Jasne, cacy… Ale dla kogo?
Na bank nie dla Beatki, która już niedługo będzie zmuszona opróżnić szafkę w biurze, a oprócz marnej odprawy na osłodę zostanie praktycznie bez grosza przy duszy! Powlokłam się z powrotem do swojego pokoju. Beata, wesoła jak zawsze, chciała mi pokazać jakiś zabawny filmik, który przed chwilą wyszukała w sieci.
Ta cała sytuacja kompletnie mnie przytłoczyła. Udawałam, że wszystko jest okej, ale w środku czułam się fatalnie. Nie potrafiłam wyrzucić z głowy tej listy. Dwie noce z rzędu nie zmrużyłam oka. Nie miałam z kim o tym pogadać, bo nawet mężowi nie pisnęłam słówka o tym, co mnie gnębi.
W głowie miałam totalny mętlik… Szef codziennie na zebraniach świdrował mnie swoim lodowatym spojrzeniem od stóp do głów, przez co zupełnie straciłam pewność siebie. Ostatecznie uległam jego naciskom. Nie odezwałam się słowem do koleżanki. Nie dałam jej znać, co się święci.
W miniony piątek, zgodnie z przewidywaniami, wszyscy pracownicy figurujący na liście dostali wymówienia.
Beata kompletnie się posypała
Gdy skończyłyśmy pracę, wybrałyśmy się razem na browarka. Próbowałam ją jakoś pocieszyć, ale ona cały wieczór zalewała się łzami. Nawet z czystym sumieniem niewiele byłabym w stanie zrobić. A w tej sytuacji to już w ogóle…
Nie radziłam sobie z odgrywaniem najlepszej kumpeli. Zdawałam sobie sprawę z tego, że postąpiłam nie w porządku w stosunku do przyjaciółki i miałam z tego powodu okropne wyrzuty sumienia. Rozmyślałam o tym, jakby ona postąpiła, będąc na mojej pozycji. Czy również by mnie tak wyrolowała w zamian za pewną fuchę? Mam wrażenie, że raczej by tego nie zrobiła!
Kiedy to wszystko się wydarzyło, Beata borykała się z finansowymi tarapatami i zwróciła się do mnie z prośbą o wsparcie. Naturalnie nie odmówiłam, choć doskonale wiedziałam, że to i tak nie zrekompensuje mojego błędu. Prawdę mówiąc, nic nie jest w stanie tego naprawić… Aktualnie sytuacja Beaty znacznie się poprawiła – znalazła nowe zatrudnienie. Jest usatysfakcjonowana i osiąga wyższe zarobki niż w poprzednim miejscu pracy.
Zrobiło się ciężko
W naszej firmie sytuacja z dnia na dzień staje się coraz bardziej napięta. Podobno mają nadejść kolejne redukcje etatów. Nastroje wśród pracowników są fatalne, po kątach słychać tylko szepty i plotki, a każdy patrzy na innych podejrzliwie. Ciężko komukolwiek zaufać, a o szczerych rozmowach można zapomnieć. Praca tutaj zaczyna mi spędzać sen z powiek. Nie mogę się doczekać końca dnia, kiedy wreszcie będę mogła uciec do domu.
Zdarza się, że nachodzą mnie refleksje o tym, że jestem strasznym mięczakiem. Praca to nie wszystko, można ją w każdej chwili zmienić, a przyjaźń jest na całe życie. Co by się stało, gdybym wtedy powiedziała Beacie? No dobra, mogłabym wylecieć z roboty, ale teraz pewnie pracowałabym już gdzieś indziej, może robiłabym coś ciekawszego? Kto wie, przecież Beata i tak zostałaby zwolniona, więc być może nadal byśmy razem pracowały, tylko w jakimś fajniejszym miejscu…
Właściwie to zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby po prostu powiedzieć prawdę? Wtedy przynajmniej nie musiałabym się męczyć z tymi wszystkimi wątpliwościami i wreszcie poczułabym się w porządku wobec siebie. Bo teraz mam ciągłe wyrzuty sumienia, męczy mnie poczucie winy i jestem taka sfrustrowana sobą.
Czuję się rozdarta
Wiem już, że nawet jak pogadam szczerze z Beatką, to i tak ten niesmak pozostanie, bo będę sobie wiecznie wypominać, że zachowałam się nie w porządku. Trzęsę się na samą myśl, że pewnego dnia moja kumpela pozna prawdę o tym, jak ją potraktowałam i jak bardzo okazałam się wobec niej niesolidarna. Boję się, że to może być koniec naszej przyjaźni.
Od kiedy szef wyrzucił z roboty Halinę, jeszcze bardziej stresuję się, że cała sprawa może wyjść na jaw. Nie wiem, co będzie, jak kiedyś wpadnie gdzieś na Beatę i opowie jej, choćby z chęci odegrania się, o wszystkich gierkach, które się u nas w firmie odbywały.
Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby po prostu powiedzieć prawdę. Wiem, że to nie rozwiąże problemu wyrzutów sumienia, ale przynajmniej uwolniłabym się od tego ciągłego lęku. Tyle że… czy jest jakaś szansa, że Beata to zrozumie, wybaczy mi moje zachowanie? Zależy mi na naszej relacji, nie chcę, żeby nasza przyjaźń się rozpadła. Czy da się jakoś to odkręcić? Zastanawiam się, czy w ogóle jest jakieś wyjście z tej sytuacji.
Paulina, 32 lata
Czytaj także:
„Wynajęłam mieszkanie córce znajomych. Zrobiła z niego ruderę, a i tak wyciągnęła łapska po kaucję”
„Szefowa pomiatała mną, bo wiedziała, że dla kasy zrobię wszystko. Jako samotna matki dwójki dzieci nie mogę wybrzydzać”
„W spadku po dziewczynie syna, wziąłem sobie jej matkę. Już pierwszej nocy ochrzciliśmy jej łóżko”