Moja teściowa, gdy tylko usłyszała, że się zaręczyliśmy, wpadła w szał. W ciągu jednego dnia znalazła nam salę, wymyśliła termin i oczywiście dobrała do tego odpowiedni zespół muzyczny. Zachowywała się tak, jakby to było jej wesele, a nie nasze.
Nie mieliśmy nic do powiedzenia
Nie wiem, czy to tylko ja, ale wydaje mi się, że większość przyszłych Panien młodych, marzy, będzie ten dzień był wyjątkowy i zaplanowany od a do z przez parę młodą. To ja powinnam decydować o tym, i jak wyglądam w suknie ślubnej, jaką mam fryzurę, makijaż, jak wygląda nasza sala i co zostanie podane w ramach obiadu.
Gdy Rysiek mi się oświadczył, zalałam mnie fala łez. Byłam przeszczęśliwa. Chociaż byliśmy w związku już od czterech lat, byłam go pewna, ale zupełnie się nie spodziewałam, że w tym dniu dostanę pierścionek I całe moje życie się zmieni.
Oczywiście od razu zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak ma wyglądać nasz specjalny dzień, rozmawialiśmy też o założeniu rodziny, planowaliśmy, jak to ma wszystko wyglądać, gdzie zamieszkamy i kiedy będziemy mogli postarać się o dzieci. Wiedziałam, że Rysiek to jest mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka.
Moja przyszła teściowa była naprawdę dobrą kobietą. Lubiłyśmy się i darzyłyśmy siebie szacunkiem. Nie widziałam nigdy z jej strony żadnych sygnałów alarmowych, które mogłyby wskazywać na to, co wydarzy się przy organizacji naszego ślubu.
Szczerze mówiąc, byłam wdzięczna, że trafiłam na taką kobietę. Wychowała Ryśka na wspaniałego mężczyznę, była dobrą i szczodrą kobietą. Gdy słuchałam opowieści moich przyjaciółek o ich teściowych, aż włos jeżył mi się na głowie. Cieszyłam się, że ja nie muszę tego doświadczać.
Mojej przyszli teściowie, gdy tylko usłyszeli o zaręczynach, również zalali się łzami szczęścia. Teściowa rzuciła mi się w ramiona, płakała i mówiła, że doczekała się w końcu córki. Nawet teść, który raczej nie jest wylewny, składał nam gratulacje i ewidentnie był zadowolony.
Oczywiście od razu zabraliśmy się do świętowania. To wtedy wszystko się zaczęło:
Po co tracić czas na takie bzdury
– No i jak, macie już termin? – zapytała podekscytowana teściowa.
– Póki co, chcemy się nacieszyć zaręczynami – odpowiedziałam. – to jest tak specjalna chwila, że nie chcemy się z niczym śpieszyć.
– Ale jak to nie chcecie się śpieszyć? Przecież nie ma na co czekać. Macie teraz wspaniałe możliwości do tego, żeby zorganizować wystawne i piękne przyjęcie. Po co tracić czas na takie bzdury. Ja nie miałam takich możliwości, jak braliśmy ślub, wszystko trzeba było robić według jednego schematu, a teraz? Teraz to możecie szaleć. Możesz wybrać makijaż, jaki ci się tylko podoba, piękne wystawne fryzury, kwiaty i dekoracje nie z tej planety, nawet nie wspomnę o sali czy zespole…
Teściowa strzelała do nas słowami jak z karabinu. Wypluwała je jedno po drugim, zupełnie nie zważając na to, że wypowiada się o naszej imprezie. Nie swojej.
Nie dała nam nawet dojść do głosu. Marzyliśmy o tym, żeby nasze przyjęcie było minimalistyczne. Nie chcieliśmy zapraszać piątej wody po kisielu, ciotek, z którymi już od dawna nie mamy kontaktu, czy znajomych, których wypada zaprosić tylko z grzeczności.
Chcieliśmy bardziej przyjęcie weselne, niż huczną weselną imprezę przepełnioną tandetą i kiczem. Zdecydowanie bardziej wolelibyśmy wydać pieniądze na podróż, niż na wykarmienie setki osób, które i tak będą na wszystko narzekać.
To jednak nie wchodziło w grę
Pewnego dnia Rysiek przyszedł z pracy i wystarczyło tylko jedno spojrzenie na jego twarz, żebym wiedziała, że coś to nie gra. oczywiście zapytałam, co się stało i takiej odpowiedzi się nie spodziewałam:
– Wiesz, kochanie, jaka jest moja mama. Ja wiem, że nie powinna tego robić, upomniałem ją, ale ona jest uparta…
Przyznam szczerze, że na chwilę zamarłam.
– Rany boskie, co się stało? – odpowiedziałam przerażona.
– Bo mama zarezerwowała nam termin w jednej z weselnych sali i zaklepała również datę w kościele.
– Ty chyba sobie żartujesz? Jakim prawem? Przecież my nawet nie chcemy brać kościelnego ślubu. Co ona sobie myśli?
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Powiedziała mi tylko tyle, że w sumie co nam szkodzi, na zdjęciach wnętrze katedry będzie wyglądało bardziej urokliwie, niż surowy wygląd urzędu.
– Nie ma takiej możliwości, nie wezmę żadnego kościelnego ślubu. Przecież znasz moje podejście i sam masz podobne, nikt nie będzie mi rozkazywał, a zwłaszcza jeżeli chodzi o mój własny ślub. Wspomniałaś też o sali? Co ona znowu wymyśliła?
– Mama stwierdziła, że w okolicy są tylko salę do 200 osób. Więc po co się ograniczać, skoro można zarezerwować taką na 300. Kazałem jej już anulować tę rezerwację, bo nie mamy zamiaru zapraszać tylu gości, ale ona się ciągle upiera.
– Przepraszam bardzo, ilu? Przecież ja nawet nie znam tylu osób. Muszę z nią porozmawiać.
Mam całować ją po stopach?
Wykręciłam numer do teściowej i niezwłocznie do niej zadzwoniłam, gotowa na konfrontację: jednak ona nie dała mi dojść do słowa. Ciągle gadała tylko o tym jak piękną katedrę udało jej się znaleźć I jaka wspaniała jest ta sala bankietowa, którą zarezerwowała. Oczekiwała ode mnie, że będę całować ją po stopach, bo zazwyczaj terminy w tym miejscu wybiegają na 3 lata do przodu.
– Wiesz Gosiu, co jeszcze udało mi się załatwić? Nie uwierzysz. Załatwiłam wam prawdziwą karocę z kierowcą i końmi. Będziecie jak piękna para z bajki! Cieszysz się, prawda?
– Wcale się nie…
– Jeszcze została mi kwestia sukni – powiedziała, nie słuchając ani jednego mojego słowa – znam taką jedną dziewczynę, która szyje piękne suknie, takie wiesz, balowe bezy. Będziesz ślicznie w takiej wyglądała. Załatwię ci, że będzie jeszcze za pół ceny.
– Stop, pani Wiesiu. Z całym szacunkiem, ale nie przyjmiemy żadnych z tych rzeczy. Może pani śmiało zadzwonić do wszystkich tych miejsc i anulować rezerwację. To my płacimy za własne wesele, więc my je planujemy. A nawet jakby państwo planowali się dołożyć, to nadal jest to nasza impreza. Nie będzie żadnego ślubu w kościele, żadnej dorożki, ani żadnej sali na 200 czy 300 osób. To ma być nasze wesele, a nie niespełnione ambicje z pani ślubu. Bardzo doceniam trud i starania, które pani włożyła, ale kategorycznie odmawiam wszystkich z tych rzeczy – powiedziałam bardzo stanowczym tonem.
W słuchawce zapanowała cisza
– No wiesz ty co, ja do was z sercem na dłoni, A wy robicie mi coś takiego? Jesteście niewdzięczni! Przyjąłem cię za córkę, a ty robisz mi takie świństwo? Zaczynam wierzyć w to, że Rysiek mógł trafić lepiej – powiedziała teściowa, już teraz znacznie bardziej wrogi mu tonem.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo teściowa się rozłączyła. W sumie to nawet dobrze, bo nie miałam ochoty już więcej z nią rozmawiać. Wydaje mi się, że w każdej teściowej jest odrobina tej przysłowiowej starszej, wrednej, wtrącającej się we wszystko pani z żartów i kawałów.
– Wiesz Rysiek, sądziłam, że twoja mama jest trochę inna, ale jednak jest taka, jak teściowe z kabaretów. Przepraszam cię bardzo, ale nie wsiądę do żadnej białej karocy, nie założę sukni ślubnej szytej przez przyjaciółkę twojej mamy, ani nie wezmę ślubu w kościele przy obecności ponad 300 gości. Błagam cię, to nie jest w naszym stylu…
– No cóż, pani Krysia mogłaby uszyć ci naprawdę wspaniałą i staroświecką suknię – roześmiał się.
– Czyli jednak nie twierdzisz tak, jak twoja mama? Nie uważasz, że mogłeś trafić lepiej?
– No, mogłabyś być mniej roszczeniowa, ale no cóż. Jak nie chcesz karocy i bankietu na połowę wsi, no to trudno. Oczywiście żartuję. Nie mogłem trafić lepiej.
Wzięliśmy ślub cywilny, tak jak wcześniej planowaliśmy. Nie czekaliśmy dwóch lat na wolną salę, a zaledwie pół roku na termin w urzędzie. Nasze wesele to było skromne przyjęcie z najbliższą rodziną. Teściowa ciągle wyrażała swoje niezadowolenie, ale pojawiła się na naszym ślubie. Mój mąż nigdy byli tego nie wybaczył.
Nasz ślub na naszych zasadach, stał się początkiem naszego życia. A że w pakiecie ze wspaniałym mężem dostałam wścibską teściową, będę musiała to jakoś przeżyć.
Gosia, 28 lat
Czytaj także:
„Wyjechałem na studia, by uciec od matki. Pół akademika ma ze mnie dziki ubaw, bo ciągle wysyła mi gołąbki w słoikach”
„Mój facet pachniał drogimi perfumami, ale ukradkiem żył na kredyt. Myślał, że nigdy się nie dowiem”
„Nasza niania okazała się zwykłą złodziejką. Gdy zaginął mój pierścionek zaręczynowy, miarka się przebrała”