Gdy na świat przyszła moja mała księżniczka, nie musiałam się martwić o to, kto się nią zaopiekuje, kiedy będę chciała wrócić do swoich obowiązków zawodowych. Przez dziewięć miesięcy noszenia pod sercem naszego maleństwa, mama męża nieustannie powtarzała mi, że odejdzie z roboty, bo jej największym pragnieniem jest zajęcie się wnusią.
Zwłaszcza że od dwóch lat powinna już korzystać z emerytury, ale że jest samozatrudniona, to może sobie pozwolić na pracowanie tak długo, jak tylko ma na to ochotę. Z zawodu jest specjalistką od księgowości i zajmuje się papirologią w kilku przedsiębiorstwach.
Od razu poczułam niepokój
Nasza córeczka rozwijała się w zastraszającym tempie, a termin mojego powrotu do pracy nadciągał nieuchronnie. Na siedem dni przed końcem urlopu macierzyńskiego, teściowa niespodziewanie odwiedziła nas w mieszkaniu.
Wyraz jej twarzy nie wróżył niczego dobrego, więc od razu poczułam niepokój. Jednak w najśmielszych przypuszczeniach nie przyszłoby mi do głowy, że odmówi zajmowania się małą Adą!
– Przepraszam, ale moi zleceniodawcy tak bardzo nalegali, żebym z nimi została, że nie potrafiłam powiedzieć „nie”– zaczęła wyjaśniać, a mnie aż zemdliło. – Poza tym zaproponowali mi podwyżkę, a ty wiesz jak ciężko jest dzisiaj przeżyć za marną emeryturę.
W głowie kołatała mi tylko jedna myśl: jak ja sobie teraz poradzę z maluchem?
– Nie martw się, nie zostawię cię samej z tym problemem! – od razu jednak zapewniła mnie teściowa.
Potem dodała, że córka jej przyjaciółki akurat rozgląda się za pracą.
– Słuchaj, to naprawdę fajna dziewczyna, znam ją od małego! W tym roku nie udało jej się zdać na studia, więc poszła do roboty jako sekretarka. Ale wzięli ją tylko na trzy miesiące, dali jakieś ochłapy, a potem ją wywalili, żeby nie dać stałej umowy i lepszej kasy. Ona ma młodsze rodzeństwo, więc wie doskonale, jak należy zajmować się małym dzieckiem.
Nagle musiałam znaleźć pieniądze na zatrudnienie opiekunki, a to spory wydatek, którego wcześniej nie brałam pod uwagę. Nie zarabiałam kokosów, więc ciężko mi będzie wygospodarować dodatkową sumę z domowego budżetu. Nawet nie miałam pojęcia, jakie są aktualne stawki za takie usługi na rynku...
Pogrążona w niezbyt optymistycznych myślach, usłyszałam nagle głos teściowej:
– Jestem świadoma swojego błędu, dlatego zdecydowałam się opłacić opiekunkę dla Adeli. To będzie mój prezent dla niej. I nawet nie próbuj oponować, bo i tak postawię na swoim! – powiedziała stanowczo, uprzedzając moje ewentualne protesty.
Trochę głupio się czułam, żeby brać kasę od teściowej, ale mąż mnie do tego namówił – w końcu najpierw zadeklarowała, że się wnusią zaopiekuje, a później się z tego wycofała, więc nie powinnam mieć z tym problemu. No i tak oto u nas w domu zawitała Zuzia.
Zgodziłam się bez wahania
Moja córka natychmiast zapałała sympatią do niani. Filigranowa jasnowłosa dziewczyna o nieustannie zaskoczonym spojrzeniu i przyjaznym usposobieniu wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Adelka w mgnieniu oka przylgnęła do opiekunki, co dodatkowo utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam właściwą decyzję. Bez wahania zgodziłam się, aby zajmowała się moją córeczką.
Była u nas zatrudniona od ponad miesiąca. Zbliżał się weekend, a ja z Jackiem planowaliśmy pojechać do mojej mamy na imieniny. Kupiłam dla niej ekskluzywny krem, który dorwałam na promocji w drogerii. Cieszyłam się, bo wiedziałam, że będzie zachwycona z takiego podarunku.
Ale teraz za nic w świecie nie potrafiłam tego kremu znaleźć! Jak oszalała biegałam po domu, sprawdzając każdą możliwą szufladę, wyzywając siebie w myślach od debilek z demencją. Mimo iż ledwo trzydzieści minut temu byłabym pewna, że schowałam go w komodzie w sypialni, teraz nie miałam zielonego pojęcia, gdzie go podziałam.
Zrezygnowana, chwyciłam zestaw misek do sałatek, które niedawno sama dostałam od dziewczyn z roboty i zaniosłam mamie, błagając w duchu, żeby nie zorientowała się, że to podarunek z drugiej ręki.
Jakiś czas później, a dokładnie cztery tygodnie później, dostaliśmy informację, że wpadnie do nas szwagierka, która zwykle przebywa poza granicami kraju. Bardzo ją cenię i darzę sympatią, dlatego naprawdę sprawił mi radość fakt, że woli się u nas zatrzymać niż u swojej matki.
Pragnąc należycie ją przyjąć, planowałam naszykować dla niej pościel z nowiutkiego, przepięknego satynowego zestawu, który dostałam jeszcze podczas uroczystości weselnej. Był on w kolorze écru i miał gustowne koronkowe elementy. I co się stało z tym nowym kompletem pościeli?
Przeszukałam całą szafę z bielizną pościelową, ale nigdzie nie mogłam go odszukać. Zniknął jak kamfora! Pomyślałam sobie, że przy okazji przeprowadzki po naszym weselu gdzieś się zapodział w całym tym zamieszaniu. Byłam jednak przekonana, że wkładałam go na spód szuflady, wciąż owinięty w folię, żeby go nie zniszczyć.
To był dziwny zbieg okoliczności
No dobra, nie skojarzyłam, że ten zaginiony krem może mieć coś wspólnego z niekompletną bielizną pościelową, bo jak gruszki mogą się mieć do pietruszki, nie? Koniec końców Renata spała sobie smacznie w zwykłej pościeli z kory, a potem całą rodziną pojechaliśmy do teściowej na taki wyjątkowy, rodzinny obiad. I wyobraźcie sobie, że u niej w łazience natknęłam się na dokładnie taki sam krem, jaki sprawiłam mamie!
Wciąż nieświadoma niczego, wspomniałam mimochodem, że identyczny kupiłam mamie. W tym momencie teściowa przerwała mi z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Zuzanna podarowała mi go w ramach wdzięczności! – oświadczyła radośnie. – To było podziękowanie za pomoc w zdobyciu posady u was! Czyż to nie cudowna dziewczyna? – mówiła z przesadnym zachwytem, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się sygnały ostrzegawcze.
Początkowo sądziłam, że żadna nastolatka nie dałaby się skusić na zwyczajny kosmetyk, nawet jeśli jego cena sięgałaby kilkudziesięciu złotych. Jednak z drugiej strony, to dość dziwny zbieg okoliczności, że akurat taki sam produkt podarowała mamie Jacka!
Zdecydowałam się potajemnie obserwować Zuzannę. Przez parę kolejnych dni nie dostrzegłam niczego, co budziłoby moje wątpliwości.
Ale już następnego piątku dziewczyna zwróciła się do mnie z prośbą o możliwość wcześniejszego wyjścia, tłumacząc to umówionym terminem u fryzjerki.
– Wiesz co, w weekend mam ślub koleżanki – oznajmiła podekscytowana.
– Serio? No i jaki prezent masz dla niej? – spytałam od niechcenia.
Jej beztroska reakcja momentalnie mnie zaskoczyła.
– Podobno Karolina marzy o ekskluzywnej pościeli – odparła.
Obróciłam się gwałtownie w stronę Zuzy, posyłając jej tak wymowne spojrzenie, że momentalnie spłonęła rumieńcem i przygryzła usta.
– Niech zgadnę, chcesz jej podarować ten kremowy zestaw z satyny z koronkami, mam rację? – rzuciłam chłodno.
– Ja... miałam zamiar go od pani odkupić! – wyjąkała, zdając sobie sprawę, że wpakowała się po same uszy.
– Zupełnie tak, jak z tym kremem, który dałaś mojej teściowej, a miałaś mi za niego zapłacić? – zapytałam groźnie.
– No tak... znaczy się... Bo ja tyle czasu spędzam w pracy, że nawet nie mam kiedy iść do sklepu i czegoś poszukać – próbowała się tłumaczyć wyjątkowo bez ładu i składu.
– W takim razie możesz się wynosić i lepiej, żebym cię tu więcej nie widziała! – wrzasnęłam, kompletnie tracąc cierpliwość. – A koszt kremu i pościeli odejmę ci od ostatniej wypłaty!
Pierścionek chciała jedynie pożyczyć
Zuzanna wstała niechętnie z fotela i ruszyła w stronę korytarza, a mnie nagle coś podkusiło.
– Hej, pokaż mi tę torebkę! – zażądałam stanowczo.
Odruchowo przycisnęła ją mocno do klatki piersiowej, jakby chciała ją ochronić, ale ostrzegłam ją, że jeśli zaraz nie wysypie całej zawartości na blat, to dzwonię na policję.
Jak to mówią, na złodzieju czapka gore, więc Zuza od razu przejęła się moją groźbą. Zajrzałam do środka torby i co tam znalazłam? Mój pierścionek zaręczynowy, wyobrażacie to sobie?!
– Potrzebowałam go tylko na ślub koleżanki, bo przecież nie mam żadnych swoich ozdób – dziewczyna próbowała się tłumaczyć złapana na gorącym uczynku.
Zupełnie mnie nie przekonywały jej wyjaśnienia. Ten pierścionek, czy to pożyczony, czy ukradziony, należał przecież do mnie i nie powinna była go ruszać bez pytania.
– Najlepiej od razu się przyznaj, co jeszcze mi buchnęłaś, bo jak sama do tego dojdę, to nie będę się z nikim cackać i od razu zawiadomię odpowiednie służby! – po raz kolejny postawiłam sprawę jasno.
Zuzia przysięgała na wszystko, co dla niej najświętsze, że nic nie zrobiła. W związku z tym poleciłam jej tylko dla pewności sporządzić deklarację, w której przyzna się do przywłaszczenia sobie trzech przedmiotów, po czym pozwoliłam jej odejść.
Zaczęła mi robić wyrzuty
Ledwo zdążyłam dojść do siebie po tym stresującym zajściu, gdy zadzwoniła teściowa. Zaczęła mi robić wyrzuty, jak okropnie potraktowałam Zuzię! Mama męża namawiała mnie, żebym ponownie zaufała Zuzce.
– Ale ona jest złodziejką! – przerwałam teściowej, przedstawiając swoją perspektywę sytuacji.
– No ale obiecała, że odda kasę – ta odpowiedź kompletnie mnie zaskoczyła.
– Tak, ale dopiero jak ją na tym przyłapałam! – zezłościłam się nie na żarty.
No więc moja teściowa zaczęła mnie prosić, żebym z powrotem zatrudniła Zuzkę, bo zależy jej na dobrych relacjach z jej mamą.
– Nie dociera do ciebie, że jej matka się na mnie pogniewa? – starała się mnie przekonać.
– Mam to gdzieś – wypaliłam bez owijania w bawełnę. – Skoro mama tak bardzo chce, to niech sama da jej robotę!
Teściowa się na to nadąsała i powiedziała, że jeżeli nie zamierzamy zatrudnić poleconej przez nią dziewczyny, to ona nie ma zamiaru dawać nam kasy na jakąś obcą opiekunkę.
Od tamtego czasu ledwo co się do mnie odezwała, mimo że upłynęło sześć miesięcy od chwili, kiedy wyrzuciłam z roboty zwyczajną złodziejkę, którą nam poleciła.
Przez ten czas udało mi się jeszcze dowiedzieć, że Zuzka wcale nie wyleciała z posady sekretarki przez to, że firma nie zgodziła się dać jej umowy na stałe. Już w pierwszych tygodniach pracy nakryli ją na tym, jak... wynosi firmową kawę! Argumenty Jacka zupełnie do jego mamy nie przemawiają. Twierdzi uparcie, że Zuzannę zna odkąd była mała i jest przekonana, że to porządna dziewczyna.
Obecnie Adelą zajmuje się sympatyczna, niemłoda już kobieta. To człowiek prawy i można na niej polegać. Mimo że ledwo mi starcza na jej opłacenie z wypłaty, to w końcu mogę spać spokojnie.
Alicja, 42 lata
Czytaj także:
„Mąż pakował w siłowni i narzekał, że nie mam figury modelki. Instruktor jogi szybko jednak docenił moje wdzięki”
„Marzyłam o wielkiej karierze i uciekłam z wioski zabitej dechami. Pech chciał, że trafiłam do jeszcze większej dziury”
„Po stracie żony zaszyłem się w leśnej chacie. Z dala od ludzi chciałem na nowo ułożyć swoje życie”