„Rodzina uważa naszą działkę za wakacyjny kurort i wpada na wczasy za pęto kiełbasy. Traktują nas, jak swoją obsługę”

„Jolka i Adam wpadli do nas jak do hotelu. Przywieźli swoje jedzenie, ale od razu rozłożyli się na leżakach. – Dla mnie woda mineralna z cytryną i listkiem mięty! – zaszczebiotała Jolka i spojrzała w moją stronę. – Woda i cytryna są w lodówce, szklanki w szafce, a mięta w ogródku ziołowym. Zresztą, sama wiesz – powiedziałam i wystawiłam twarz do słońca. – O rany, nie mam siły się ruszyć – jęknęła. – Ja też – rzuciłam”.
17.06.2023 14:30

Od lat marzyliśmy o małej działce pod miastem. Idealnej na weekendowy wypad. Gdy udało nam się ją kupić, bardzo się ucieszyliśmy. Żylibyśmy jak w bajce, gdyby nie jeden aspekt: nieproszeni goście.

Rodzina, przyjaciele i dalsi znajomi zaczęli zjeżdżać do nas, zanim się zadomowiliśmy. Gdy prosiliśmy ich o drobną pomoc przy renowacjach, byli zajęci. Jak usłyszeli, że nie trzeba już na naszej działce pracować, zaczęli dzwonić. Dosłownie się do nas wpraszali.

Na początku chętnie przyjmowaliśmy gości

Cieszyliśmy się nawet z tych wizyt. Mogliśmy pokazać znajomym nasze dzieło. Było nam trochę przykro, że nikt nie chciał nam pomagać w pracach, ale nie byliśmy pamiętliwi. Kilka tygodni wystarczyło, a mieliśmy dość gości.

Zrozumieliśmy, że jeśli nadal będzie tych ludzi tak dużo, narobimy sobie wrogów i długów. Już wszystko tłumaczę...

Nie zarabiamy wiele, a działka była dla nas dużą inwestycją. Musieliśmy nawet wziąć kredyt. Nie ukrywaliśmy tego przed rodziną i znajomymi. Byliśmy więc pewni, że skoro nas odwiedzają, wezmą coś ze sobą. Przywiozą coś na grilla, może coś do picia. Wiadomo, że w tych czasach wszystko kosztuje.

Niestety, zawiedliśmy się. Niektórzy przytargali ze sobą trochę kiełbasy i piwo dla siebie. A reszta? Czekała, aż coś im podamy. Co z tego wyszło? Miesiąc wystarczył, żebyśmy mieli puste kieszenie.

Postanowiłam uprzedzić gości, że następne spotkanie będzie wymagało składki. Mąż nie protestował.

Wczasy za pęto kiełbasy

Akurat miała przyjechać do nas moja przyjaciółka Iwona. Odważnie oznajmiłam jej, żeby przywieźli coś do jedzenia i picia, bo lodówka jest pusta. Iwona nie protestowała. Cieszyłam się, że tak łatwo poszło. Radość nie trwała długo.

Iwona, jej mąż i dwójka dzieci wparowali na naszą działkę. Zakupy? Mieściły się w jednej reklamówce. Cztery piwa i jedno pęto kiełbasy. Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Jak można mieć taki tupet?

Mąż Iwony zrobił skwaszoną minę, gdy powiedziałam im, że mówiłam serio, że u nas lodówka pusta. Wrócili do domu tego samego dnia, marudząc, że muszą zajechać do restauracji coś zjeść, bo my ich nie ugościliśmy. Co za bezczelność!

Nie chodziło nam jednak tylko o pieniądze. Goście powodowali też, że byliśmy wiecznie zmęczeni. Byliśmy pewni, że skoro wpadają do nas na wakacje, zrozumieją, że każdy powinien pomóc w sprzątaniu, zmywaniu... dać coś od siebie. Niedoczekanie.

Nie chcieliśmy, żeby nas wyręczali w prowadzeniu domu, ale oni czuli się jak na wczasach all inclusive. Zaczęłam uprzedzać gości, że u nas obowiązuje samoobsługa, bo też chcemy odpocząć.

Dowiedzieliśmy się, że jesteśmy niegościnni

Z dnia na dzień zapowiedział się u nas mój brat Adam. Jolka i Adam wpadli do nas jak do hotelu. Przywieźli swoje jedzenie, ale od razu rozłożyli się na leżakach.

– Dla mnie woda mineralna z cytryną i listkiem mięty! – zaszczebiotała Jolka i spojrzała w moją stronę.

Woda i cytryna są w lodówce, szklanki w szafce, a mięta w ogródku ziołowym. Zresztą, sama wiesz – powiedziałam i wystawiłam twarz do słońca.

– O rany, nie mam siły się ruszyć – jęknęła.

– Ja też – rzuciłam.

– To może Krzysiek przyniesie nam picie? – nie poddawała się Jola.

– On też jest potwornie zmęczony. Dlatego uprzedzałam, że dziś obowiązuje samoobsługa.

– Myślałam, że żartujesz! – zdziwiła się.

Żadne z nich nie wstało, zapanowała niezręczna cisza. W końcu Adam przyniósł napoje — tylko dla Jolki i dla siebie. Nie da się ukryć, że popsuło to atmosferę. Uparcie realizowaliśmy nas plan i nie skakaliśmy wokół tej parki.

Wyjeżdżając, Jolka stwierdziła, że naharowała się jak nigdy

Kilka dni po ich wyjeździe dowiedzieliśmy się od mojej mamy, że Jolka i Adam twierdzą, że jesteśmy niegościnni i bezczelni. Sama nie wiedziałam, czy płakać, czy się z tego śmiać.

Po konsultacji stwierdziliśmy z mężem, że nie przyjmujemy już na działce żadnych gości. Nie mamy na to siły, pieniędzy, i przede wszystkim: ochoty.

Czytaj także:
„Rodzina miała mnie za starą pannę. Nie mieli pojęcia, że od dawna ukrywam przed nimi sekret”
„Mam 26 lat, a babcia myśli, że to za późno na małżeństwo. Bawi się w swatkę i na siłę umawia mnie z wnukami swoich przyjaciółek”
„Po rozwodzie poczułam się jak staruszka. Sądziłam, że jestem za stara na amory, jednak los zesłał mi kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA