„Po rozwodzie poczułam się jak wybrakowany towar. Sądziłam, że jestem za stara na amory, jednak los zesłał mi kochanka”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Tamtej nocy, leżąc w łóżku, zastanawiałam się, jak mogłam przez tyle lat żyć w samotności. Jak to możliwe, że nie czułam potrzeby bliskości, nie czekałam na dowody adoracji, na niczyje zachwyty... Przecież nie przestałam być kobietą!”.
/ 10.10.2022 13:15
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Prostock-studio

– Wiesz, mamuś, jaki numer?! Matka Lidki wychodzi za mąż! – zawołała już od progu moja córka, wpadając do kuchni, była bardzo przejęta.

– No... to chyba dobrze – zaczęłam niepewnie. – Tak długo była sama...

– Mamuś, no coś ty! Przecież to już starsza babka, a zachciało jej się amorów! – na jej twarzy dostrzegłam politowanie.

– Starsza, to znaczy?

– Ma więcej lat niż ty, niedługo sześćdziesiątka jej stuknie – córka sprecyzowała, kiedy kobieta jest już stara.

Szybko do mnie dotarło, że ja też nie jestem młoda i na pewno zdaniem córki nie zasługiwałabym na to, żeby sobie wreszcie ułożyć życie. A tak się złożyło, że właśnie miałam taki zamiar.

– Co gotujesz? – Karolina szybko zmieniła temat, bo chyba zreflektowała się, że jej słowa mogły mnie zaboleć.

Przełknęłam ślinę i jakby nic się nie stało, niemal radośnie odpowiedziałam:

– Rosołu mi się zachciało, bo dawno nie...

Ale moja córka nie słuchała.

– O cholera! To już druga – zawołała, spoglądając na zegarek w telefonie. – Muszę lecieć. Maciek z Kamilem zaraz wrócą z basenu, a ja obiecałam im, że zrobię obiad na trzecią. No to pa!

Karolina złapała w biegu płaszcz z wieszaka, cmoknęła mnie pośpiesznie w policzek i uciekła. Szybciej, niż przyszła. Śpieszy się do męża, do synka. Rozumiem to i nie dziwię się, tylko czasem mi przykro, że nigdy nie zapyta, co tam u mnie słychać. Mam wrażenie, że interesuje ją tylko, co mam w garnkach...

Ciekawe, co by powiedziała, gdyby wiedziała, że i w moim życiu jest mężczyzna... Czy zareagowałaby tak samo jak na małżeństwo matki swojej koleżanki? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mnie korci, żeby w końcu powiedzieć córce o moim życiu, bo mogę nie doczekać się, kiedy sama zapyta.

Rozwiedziona babka mogłaby zniknąć

Moja córka, rodzina, znajomi... Wszyscy przywykli, że jestem sama. Od dwunastu lat nie jeżdżę z nikim zimą na narty, latem nie spędzam urlopu na łódce, nie gotuję co dzień obiadu, nie prasuję męskich koszul, nie piorę skarpet...

Jestem kobietą samotną, rozwiedzioną i z tego powodu niektórzy woleliby chyba udawać, że mnie w ogóle nie ma. Początkowo to się nawet trochę wstydziłam tego swojego stanu. Bo jeśli mąż mnie porzucił i poszedł do młodszej, to znaczy, że ja do niczego się nie nadaję. Tak przynajmniej wtedy myślałam. W tym przekonaniu utwierdzała mnie dodatkowo siostra, kiedy starałam się poprawić sobie nastrój nowym ciuchem.

– Popatrz na te młode – mówiła. – Nie dorównasz im. Po co wywalać tyle pieniędzy na jakieś fatałaszki. Lepiej sobie gdzieś wyjedź. Uzbieraj na wycieczkę do Turcji czy na Teneryfę... Przynajmniej będziesz miała lepszy kolor skóry.

No to uzbierałam. Co prawda pojechałam tylko do Bułgarii, ale rzeczywiście wróciłam wypoczęta i opalona. Ale też wściekła, bo byłam tam sama jak palec. Potem żyłam przez kilka lat życiem córki. Karolina wyszła za mąż, urodziła Kamila, więc pomagałam przy dziecku, ale nie dałam z siebie zrobić całodobowej piastunki.

Na szczęście miałam pracę, do której z radością uciekałam. Być może nadal moją jedyną radością byłaby praca, gdyby nie samochód... Tym razem pomysł mojej siostry przyniósł mi prawdziwą korzyść.

– Idź na kurs. Mogłabyś jeździć nie tylko tam, gdzie dociera pociąg – poradziła, gdy obmyślałam, jak dostać się do Ustki.

Egzamin zdałam za 3 razem

Kiedy poznałam Marka, miałam na swoim koncie niecały tysiąc samodzielnie przejechanych kilometrów. Każdy szczegół tamtego spotkania pamiętam niemal z fotograficzną dokładnością.

Parkowałam wtedy swoim fordem na wąskiej uliczce między dwoma autami. Mało nie umarłam ze strachu, kiedy poczułam lekki wstrząs i usłyszałam głuche uderzenie. Spojrzałam w tylne lusterko i przerażona wyskoczyłam z samochodu. Rzut oka wystarczył, aby stwierdzić, że swoim zderzakiem oparłam się o elegancką limuzynę. Stojący przy niej mężczyzna roześmiał się i powiedział:

– No, no, ale się pani rozpycha!

Musiałam wyglądać wyjątkowo żałośnie z tą moją cierpiącą miną, bo zaraz dodał:

– Proszę się nie martwić, właściwie nic się nie stało. Widzi pani? – wskazał na przód samochodu, który był nietknięty.

Mimo to stałam jak słup soli, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.

– Czy może pan trochę cofnąć, bo ja... nie jestem w stanie usiąść za kierownicę – czułam, że robię z siebie ofermę.

Nie panując nad nerwami, sięgnęłam do torebki po swoją wizytówkę.

– Proszę, tu jest mój numer telefonu, na wszelki wypadek... Gdyby jednak były jakieś uszkodzenia, proszę zadzwonić – trzęsącą ręką podałam gościowi papierowy kartonik.

Już chciałam zamknąć drzwi i ze wstydu schować się w mysią dziurę, gdy mężczyzna powiedział radośnie.

Czyli jednak pożądanie nie umiera

– Chętnie bym cofnął, gdyby to było moje auto... – popatrzył na mnie śmiejącymi się oczyma i zerkając na wizytówkę, dokończył: – ...pani Magdo. Ja nazywam się Marek Gł. – skłonił się nisko.

Zamiast podać mu rękę, jęknęłam tylko „O Boże” i poczułam, jak schodzi ze mnie całe napięcie.
Marek szybko wyjaśnił, że zainteresował go ten model i dlatego stał obok. Chciał sobie obejrzeć to cacko z każdej strony. A że w ręce trzymał akurat kluczyki... Swój samochód zaparkował kilka metrów dalej.

Od pierwszej chwili poczułam się przy nim kobietą. Może sprawił to sposób, w jaki zareagował na moje niezdarne parkowanie, nie komentując tego faktu z typowo męskim politowaniem. A może to, że od razu zapewnił, że gdyby rzeczywiście chodziło o jego samochód, wybaczyłby mi nawet zbity reflektor. To było jasne, że ten facet mnie adorował. A ja tęskniłam za tym od dawna.

Na pierwszą randkę poszliśmy do teatru. Bezceremonialnie wyznał, że bilety dostał w pracy, za darmo, więc wziął, bo miał zamiar zaprosić siostrę, ale skoro spotkał mnie, to będzie szczęśliwy, jeśli zechcę mu towarzyszyć. Czy chciałam? Ja wprost frunęłam na to spotkanie!
Patrzyłam na scenę, jednak zupełnie nie wiedziałam, co się na niej dzieje. Czułam, że obok mnie siedzi mężczyzna, którego pragnę całym sercem.

Tak właśnie było. Na samym początku pojawiło się przede wszystkim zwierzęce pożądanie. Coś, co do czego byłam pewna, że już bezpowrotnie we mnie umarło. Siedząc tam w siódmym rzędzie, kombinowałam tylko, jak po wyjściu z teatru zwabić nowego znajomego do mojego mieszkania. Nie zastanawiałam się nawet, czy jest samotny, czy żonaty, czy będzie chciał spędzić ze mną noc. Marzyłam o tym i już. Gdy wyszliśmy z teatru, przyszło jednak opamiętanie. Pożegnaliśmy się pod moim blokiem.

Już wiem, że nie będę czekać na koniec

Tamtej nocy, leżąc w łóżku, zastanawiałam się, jak mogłam przez tyle lat żyć w samotności. Jak to możliwe, że nie czułam potrzeby bliskości, nie czekałam na dowody adoracji, na niczyje zachwyty... Przecież nie przestałam być kobietą! Ba, nawet dbałam o siebie, o swój wygląd, starałam się nadążać za modą. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że będąc sama od lat, nie żyję tak naprawdę.

Od pierwszych chwil spędzonych z Markiem mój świat wrócił do właściwych proporcji. To było coś nadzwyczajnego, choć bardzo różniło się od mojej pierwszej miłości. Nie oderwałam się od ziemi, jak wtedy, gdy jako dwudziestolatka zakochałam się w swoim przyszłym mężu. Przeciwnie.

Przy Marku poczułam, że stoję na niej pewniej, a przede wszystkim że mam oparcie w człowieku, który tak jak ja przez ostatnie lata szedł samotnie przed siebie, trochę bez celu.
To prawda, że tego nie planowałam. Miałam już poukładane życie bez partnera i plany na przyszłość: praca do emerytury, potem w miarę możliwości finansowych wyjścia do kina, teatru, wyjazdy z koleżankami, może z wnukiem, spokojne czekanie na starość...

Teraz już wiem, że nie będę czekać na koniec. Będę żyć do końca. Muszę tylko powiedzieć o tym moim dzieciom.

Czytaj także:
„Skreśliłam Sebastiana, bo nie interesował mnie wiejski chłopak z nałogiem. Nie sądziłam, że to on podbije moje serce”
„Moja 20-letnia pasierbica zakochała się w moim dawnym znajomym. Facet 2 razy starszy od niej, w dodatku – pijak i damski bokser"
„Jestem fryzjerką i od niedawna pracuję na czarno. Chciałabym działać zgodnie z prawem, ale wtedy nie miałabym za co żyć”

Redakcja poleca

REKLAMA