„Mam 26 lat, a babcia uważa mnie za starą pannę. Bawi się w swatkę i na siłę umawia mnie z wnukami swoich przyjaciółek”

Babcia, która bawi się w swatkę fot. Adobe Stock, ty
„Moja babcia to skarb i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że sen z powiek spędzało jej moje staropanieństwo. Mnie wcale nie spieszyło się do zamążpójścia. Babcia jednak uważała, że już najwyższy czas i sama zabrała się za poszukiwanie kandydatów”.
/ 22.11.2021 09:24
Babcia, która bawi się w swatkę fot. Adobe Stock, ty

Kocham moją babci, ale jej zaangażowanie w moje życie uczuciowe często doprowadzało mnie do szaleństwa. Tym bardziej że od kilku lat spędzamy ze sobą sporo czasu, bo po śmierci dziadka postanowiłam się do niej przeprowadzić. Chciałam już zyskać trochę niezależności od rodziców, a dla niej dom był za duży, więc uznałyśmy to za idealne rozwiązanie. Ona mieszka na parterze, więc ja zaanektowałam piętro. Czasem spędzałyśmy wieczory razem, innym razem każda w swoim mieszkaniu. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że babci sen z powiek spędzało moje staropanieństwo.

– Babciu, teraz nawet nie używa się tego słowa! – śmiałam się. – Ja mam dopiero dwadzieścia sześć lat.

– Chyba aż dwadzieścia sześć. Kiedyś to się mówiło, że to już po pierwszej przecenie.

– Ja ci dam przecenie! – pogroziłam jej palcem. – Jestem wymagająca. Nie potrzebuję pierwszego lepszego.

– Jak tak będziesz kręcić nosem, zostaniesz sama jak palec! – zrzędziła babcia. – Ja w twoim wieku miałam już wspaniałego męża i troje dzieci.

Wzniosłam oczy do nieba. Nie chciałam nic mówić, ale dziadek nie byłby dla mnie księciem na białym koniu. W ogóle nie pomagał jej w domu, nigdzie nie chciał wyjeżdżać i był strasznym marudą. Babcia jednak uważała, że dobry mąż to taki, który nie pije i nie bije, a te kryteria całe szczęście spełniał. I podejrzewałam, że właśnie takiego kandydata na męża by dla mnie chciała. Mnie wcale nie śpieszyło się do zamążpójścia.

Babcia jednak uważała, że już najwyższy czas. Wskazywała mi więc na każdego chłopaka, którego mijałyśmy, i wołała tak, żeby i on usłyszał: „O! A ten ci się nie podoba? Patrz, jaki wysoki i jakie ma gęste włosy”.

– Babciu, błagam cię! Nie staraj się mnie swatać na siłę! – jęczałam zażenowana, unikając spojrzeń nieszczęsnych wybranków babci.

– Ja cię nie swatam, tylko zwracam twoją uwagę na możliwości.

Zaczynałam się obawiać, że jak tak dalej pójdzie, chyba będę musiała się wyprowadzić, a tak mi było dobrze w tym domu, poza tym jednym szczegółem. Pewnego dnia babcia oznajmiła, że ma dla mnie kandydata na randkę. Oczywiście nie miałam najmniejszego zamiaru jej słuchać.

– To fajny chłopak, wnuk pani Stasi. Pamiętasz ją? – spytała. – Zwykle siedzi w kościele przy konfesjonale.

– To nie za dobrze o niej świadczy – zachichotałam.

– Oj, Iza. Tobie to same żarty w głowie.

– Babciu, nie swataj mnie. Prosiłam cię tyle razy.

– Ale to taki miły kawaler…

– Nie mówię, że niemiły. Jak mamy się spotkać, to się spotkamy! Sama mówisz, że Bóg ma dla nas wszystkich plan, prawda? Jeśli zaplanował, że jesteśmy dla siebie, to się spotkamy.

Widziałam, że babci nie w smak był ten argument, bo kończył dalszą dyskusję. Poszłam na górę i włączyłam telewizor. Oglądałam jakiś program, gdy usłyszałam na dole dziwne hałasy. Trochę mnie to zaskoczyło, bo babci zwykle zupełnie nie było słychać. Nagle usłyszałam jakieś stukanie. Zaniepokoiłam się nie na żarty. „Co ta babcia tam wyprawia?”– pomyślałam.

Babciu, przestań mnie swatać!

Zeszłam na dół, a tam w kuchni na stołku stał jakiś chłopak i przybijał do ściany gwóźdź. Babcia stała przy nim ze swoim zegarem z kukułką w rękach.

– Co tu się dzieje? – spytałam zaskoczona.

– A wiesz, kochanie, powiedziałam Stasi, że mi się oberwał zegar z kukułką, i poprosiła wnuka, żeby mi pomógł. Był tak miły, że przyszedł… – mówiła teatralnie.

Nie mogłam uwierzyć! Uknuły z panią Stasią spisek i ściągnęły tu tego nieszczęśnika. Chłopak zszedł ze stołka, odwrócił się w moim kierunku i poprawił okulary. Wyglądał na całkiem miłego. Zresztą gdyby był niemiły, nie przyszedłby przybić gwoździa starszej pani na prośbę babci… Trochę mnie rozczulił tym miłym gestem.

– Cześć, jestem Grzesiek.

– Iza. Miło mi.

Babcia omal nie zapiszczała z radości, gdy się sobie przedstawiliśmy. Od razu zaproponowała nam herbatę i wyjęła z szafki nieśmiertelne herbatniki, które stały tam chyba od mojego dzieciństwa. Potem wyszła, udając, że szuka cukru. Grzesiek był wyraźnie onieśmielony tą sytuacją. Sięgnął po herbatnik.

– Nie radzę – szepnęłam z uśmiechem, sama wzięłam jeden i stuknęłam nim o stolik. Był jak skamielina. Grzesiek się zaśmiał i odłożył go na talerzyk. Wtedy babcia wróciła i zaczęła naciskać, żeby się częstował.

– Babciu, Grzesiek powiedział, że się śpieszy – próbowałam ratować go z opresji.

Babcia patrzyła na mnie, mocno wytrzeszczając oczy i wskazując na Grześka, jakbym dotąd się nie zorientowała, jaki jest jej plan. Mało brakowało, a zaczęłaby dawać znaki dymne. Chłopak wstał i podziękował za herbatę.

A może spróbujemy jakoś utrzeć im nosa?

– Odprowadź go, Izuniu, dobrze?

– Jasne – odpowiedziałam i wyszłam z Grześkiem na ganek.

– Nasze babcie miały chyba wobec nas jakieś plany.

– Nie żartuj! Nigdy bym się nie domyśliła – zaśmiałam się.

– Nie chciałabyś może trochę zagrać im na nosie? – spytał.

– Co masz na myśli?

– Spotkajmy się jutro w kawiarni i poczekajmy, aż przyjdą nas śledzić. Nie wątpię, że tak zrobią. A wtedy odegramy scenę rodem z telenoweli. Jakiś dramatyczny zwrot akcji, może być nawet z policzkowaniem. Tylko wiesz… bez przesady. Myślę, że to je oduczy takich zagrywek – dodał.

– Czemu nie! To może faktycznie niezły pomysł. O szesnastej w tej kawiarni na rogu?

– Świetnie.

Wróciłam do domu rozbawiona.

– I jak? – spytała babcia od razu.

– A wiesz… nawet fajny ten Grzesiek. I zaprosił mnie jutro na lody.

– Widzisz? Jestem stara, ale mam jeszcze intuicję! – trimfowała.

Aż przez moment zrobiło mi się jej żal, że tak ją wkręcamy. Do końca dnia babcia chodziła, nucąc pod nosem ulubione piosenki. Widziałam, że jest przeszczęśliwa, i było mi wstyd. Może niepotrzebnie obmyśliliśmy całą tę zemstę? Poza tym miałam wrażenie, że plan jest mocno niedopracowany, a babcia nie odpuści i będzie wypytywać o to, jak poszło. Nie miałam jednak nawet numeru Grześka, żeby odwołać całą tę akcję. Następnego dnia zeszłam na dół, a babcia zmierzyła mnie wzrokiem.

– Idziesz w dżinsach?! – oburzyła się.

– A w czym? – zdziwiłam się.

– W sukience! Idź się przebrać.

– Babciu, jest zimno. Zawsze mówisz, żebym się ubierała, bo przeziębię nerki!

– Na randkę nie można iść w dżinsach. Pal licho nerki! Idź się przebrać! – zarządziła.

Nie mogłam uwierzyć. Poszłam się przebrać i ponownie zeszłam na dół, a ona się uśmiechnęła i pobiegła do łazienki. Po chwili wróciła ze swoimi perfumami i spryskała mi nadgarstki. Nic nie chciałam mówić, ale nie był to mój ulubiony zapach. Mimo to byłam poruszona i miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia. Wyszłam i ruszyłam w kierunku rynku. Grzesiek czekał pod kawiarnią z bukietem róż.

– Widzę, że twoja babcia też musiała ci nieźle zajść za skórę, bo przygotowałeś się bez zarzutu – uśmiechnęłam się.

– Pomyślałem, że to doda nam wiarygodności. Proszę, panie przodem – powiedział i przepuścił mnie w drzwiach.

W kawiarni pomógł mi zdjąć płaszcz, odsunął krzesło i poprosił kelnera, żeby wstawił kwiaty do wody. Był naprawdę szarmancki. Kątem oka spoglądałam za okno, czy babcia już się gdzieś nie czai. Nie widziałam jej jednak. Zamówiliśmy gorącą czekoladę z chilli, bo okazało się, że oboje ją uwielbiamy.

– Trochę słodyczy i trochę pikanterii. Idealny przepis na randkę – podsumował nas kelner.

– To nie randka – odpowiedziałam.

– Dziwne. Wygląda jak randka – odparł i zapalił nam świecę.

– Chyba dobrze gramy – zaśmiał się Grzesiek, kiedy kelner już odszedł.

Zaczęliśmy gadać i szybko odkryliśmy, że łączy nas znacznie więcej niż nadopiekuńcze babcie i miłość do czekolady. Wprost nie mogliśmy się nagadać. Byliśmy sobą zajęci do tego stopnia, że zupełnie zapomnieliśmy o babciach i scenie do odegrania. Kiedy sobie w końcu o tym przypomnieliśmy, zaczęliśmy się rozglądać. Wyglądało jednak na to, że nie były aż tak wścibskie, żeby za nami iść.

– Chyba nie ma w takim razie sensu dłużej przeciągać tego teatrzyku – powiedziałam.

– No, nie ma. Ale wiesz… muszę przyznać, że miło się tu z tobą siedzi. Może chciałabyś to powtórzyć?

– Poważnie? Nie musisz tego robić. To miała być tylko zabawa… – powiedziałam niepewnie.

– I była. Ale ja naprawdę świetnie się bawiłem.

– Hm… muszę przyznać, że ja też. Właściwie czemu nie – odpowiedziałam, nie mogąc w to uwierzyć.

Wróciłam z randki zauroczona. Babcia siedziała w kuchni i sączyła herbatę. Dobrze wiedziałam, że na mnie czeka.

– I jak było? – spytała.

– Wiesz, babciu, jestem ci chyba winna przeprosiny…

– Ale za co?

– Za to, że ci nie ufałam. Ty to jednak miałaś nosa do tego chłopaka. Jest naprawdę fajny i… znów się umówiliśmy.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Ale masz rację – ja to mam jednak nosa. Twoją mamę też zeswatałam z twoim tatą!

– Poważnie?! – zdumiałam się, a ona się zaśmiała.

Od tamtej pory zaczęłam spotykać się z Grześkiem niemal codziennie. I cóż… teraz jesteśmy oficjalnie parą. Kto by pomyślał, że z tej mojej babci taka zawodowa swatka!

Czytaj także:
„Haruję jak wół za marne grosze. Boję się, że syn pójdzie w moje ślady i skończy jako robol”
„Matka trwała przy ojcu-pijaku, bo nie chciała złamać małżeńskiej przysięgi. Nie dbała o to, że przez to krzywdzi dzieci”
„Eryk wykręcał się od płacenia alimentów, a jeździł na egzotyczne wakacje. Mnie nie było nawet stać na buty”

Redakcja poleca

REKLAMA