„Mieszkając obok teściowej, czuję się jak w piekle. Nawet teść z nią nie wytrzymał i przeprowadził się na cmentarz”

„Wieśka to rodzinna wiedźma. Czarownica, której każdy unika jak może. Złośliwa baba jest spalona u każdego. Nie dziwie się, że nie ma żadnych znajomych, ani bliskich. Nawet teść skapitulował”.
27.04.2024 14:30

Moje dzieci należą do tych bezproblemowych i wiecznie uśmiechniętych. Nie wiem, czy to dar od Boga, czy może kwestia wychowania. Wolę nie narzekać, by ta sielanka nie skończyła się zbyt szybko. 

Właśnie dlatego, gdy zobaczyłam zapłakana twarz Marysi i przestraszony grymas Piotrka, wpadłam w panikę. Choć podejrzewałam, co mogło się stać.

– Mamusiu, ja już nie chce być na polku. Ona ciągle krzyczy. Boję się. 

– Kto krzyczy? – zapytałam i tym samym chciałam upewnić się w przekonaniu. 

– Babcia. Piłeczka wpadła nam na grządki. Niczego nie zniszczyła, obiecuje. A babcia bardzo krzyczała. Uciekłam do ciebie, bo się przestraszyłam. Piotruś też. 

– Już dobrze, myszki. Wszystko jest dobrze. Porozmawiam z babcią – czułam, że krew mnie zalewa. 

– Mamusiu, bo babcia powiedziała, że jak dalej będziemy niegrzeczni – odezwał się Piotrek. – To zabierze nas zły pan i odda do przytułku. Powiedziała, że jesteś złą mamusią, bo nas nie umiesz wychować. 

– Niczego się nie martwcie. Nikt was nigdzie nie zabierze. A co powiedzie na racuszki na poprawienie humoru? – starałam się ich pocieszyć.

A mogę trochę dżemiku? – zapytała skuszona słodkościami Marysia. 

– Wyjątkowo mogę się zgodzić – zaśmiałam się, bo na ich twarzach znów zawitał uśmiech. 

Zażegnałam kryzys, lecz w mojej głowie kłębiły się myśli. Ta wstrętna jędza do końca życia nie da mi spokoju. Jest wściekła, że odebrałam jej syna. Nie jestem wymarzoną synową, ale nie jestem też zła. Dałam jej wnuki, jestem wierną żoną i ugodową kobietą. Nie wchodzę jej w drogę, a tej babie ciągle mało!

Najgorsze jest w tym wszystkim to, że ta kobieta jest puszczona samopas. Nie ma nikogo, kto mógłby ją poskromić. Mąż pracuje na drugim krańcu Polski, rzadko bywa w domu, teścia już z nami nie ma, więc Wiesława czuje się jak ryba w wodzie. 

Skąd ta cała nienawiść?

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze w grę wchodzi kasa. Teściowa jest piekielnie wściekła, bo mąż nie spełnił wymagań mamusi i nie wziął za żonę tej, którą ona chciała. Dostał piękną widokową działkę od rodziców, jeszcze zanim się poznaliśmy. To tu miał założyć gniazdko u boku wymarzonej synowej. Działka miała wiele plusów, ale tez jeden wielki minus. Była tuż obok teściów. 

Pierwsze problemy zaczęły się, gdy wróciliśmy z podróży poślubnej. Logiczne, że zanim nasz dom powstał, to musieliśmy gdzieś zamieszkać. Wybór padł na teściów. To był wielki błąd.

Początkowo niewielkie sprzeczki, przepychanki słowne, a później solidne armaty wytaczane przeciwko sobie nawzajem. Różniłyśmy się pod każdym względem. Przede wszystkim w podejściu do zakładania i dbania o rodzinę. Teściowa to ten typ, który traktuje męża jak dziecko, sama mu pierze, gotuje i sprząta, a potem udaje męczennicę. Ja taka nie jestem.

Uważam, że jak mąż ma dwie ręce i tylko jedna z nich jest lewa, to sam doskonale potrafi robić koło siebie. Podzieliliśmy się obowiązkami. Nikomu to nie przeszkadzało. Prawie nikomu, bo oczywiście teściowa uznała, że męczę jej jedynaka. 

– A co to ma być? – rzuciła okiem do garnka? – Co to jest za breja? To dla świń? Bo chyba nie dla Michałka? 

– A co mamusi nie pasuje w duszonym kurczaku i warzywach? – postawiłam się. 

– Jak to co? To ma być obiad dla mężczyzny? Sama sobie jedz takie pomyje. Mój syn zasługuje na schabowego, a nie takie popłuczyny po mięsie. 

Polecałabym o zdanie zapytać Michała. Żywimy się tym, co lubimy, a nie tym, co mama uznaje za słuszne. 

– Nie pyskuj mi tu, jesteś u mnie! – podniosła na mnie głos. 

Ustąpiłam i wyszłam z kuchni. Słyszałam, że coś jeszcze za mną woła, ale nie miałam siły tego słuchać. Nadęta baba. Oczywiście, że Michał zjadł obiad ze smakiem i docenił moją inwencję twórczą, lecz Wieśka i tak sądziła, że nim steruję jak marionetką. 

Takich sytuacji było wiele. Teściowa tylko szukała okazji do tego, żeby wbić mi szpilę. Z uśmiechem na twarzy krytykowała moje dania czy wygląd. Niczego nie puściła płazem. 

Przełknęłam tę gorzką pigułkę

Przy okazji letniej posiadówki z tą przyjemniejszą częścią rodziny męża wyszło na jaw, że Wieśka to rodzinna wiedźma. Czarownica, której każdy unika jak może. Złośliwa baba spaliła sobie grunt u każdego. Nie dziwie się, że nie ma żadnych znajomych, ani bliskich. Nawet teść, zamiast siedzieć z tą jędzą, wolał wąchać kwiatki od spodu. 

Kulminacja wydarzyła się, gdy na moim teście ciążowym zawitały 2 kreski. Cieszyłam się jak nie wiem. Mąż też. Tylko teściowa zrobiła się jeszcze bardziej markotna. Źle znosiłam ciąże, więc dostałam zalecenia od lekarza, żeby odpoczywać w domu. Poświęciłam się w całości na produkowanie nowego życia. Teściowa w jasny sposób, choć chyba nieświadomie, dała mi do zrozumienia, za kogo mnie uważa. 

Pewnego dnia podsłuchałam, jak nawijała makaron na uszy swojej siostrze przez telefon:

Zośka, ja tego nie zniosę. Ta młoda nie dość, że się panoszy jak na swoim, to jeszcze Michałka wrobiła w dziecko. A niewdzięczne to dziewuszysko jak jasny pieron. Zamiast docenić, że ma gdzie z tym bękartem mieszkać, to jeszcze narzeka. Wiesz co sobie ostatnio wymyśliła? Że jakieś wolne jej trzeba. Tfu... leniwa kwoka. Wyłożyć śmierdzące giry chciała, robić się jej nie chce. Dawniej to kobiety w polu plewiły, a nie udawały, że są pępkami świata. 

Przełknęłam tę gorzką pigułkę. Powiedziałam o tym mężowi, który kazał mi być cierpliwa i się nie denerwować. Nasza budowa dobiegała końca, ale wszystko wskazywało na to, że pierwsze miesiące życia naszego pierworodnego spędzimy jeszcze we 4. 

Po porodzie rozpętało się piekło

Wieśka wyrywała mi dziecko, gdy tylko mogła. Próbowała mnie od niego odizolować. Krytykowała jak je przebieram, karmię, noszę, czy ubieram. Uznawała, że wszystko zrobi lepiej. Przez nią prawie uwierzyłam, że jestem złą matką!

Żałuję, że wtedy nie postawiłam na swoim i nie spakowałam walizek, dziecka i nie wyniosłam się do moich rodziców. Zamiast tego czekałam aż ten koszmar się skończy. 

Ledwo podłączyli nam wszystkie potrzebne media, skończyli łazienkę, a wynieśliśmy się od teściowej w popłochu. Myślałam, że już teraz wszystko się ułoży, ale niestety życie pisze własne scenariusze. 

Wara od moich dzieci!

Zaszłam w kolejną ciążę, która znów była dość ciężką przeprawą. Wydatki ciągle rosły, a kasy nie przybywało. Właśnie wtedy mąż zdecydował się zmienić pracę na lepiej płatną, ale niestety oddaloną kilometry od domu. Zostałam sama z tą jędzą za płotem

Teściowa nie złożyła broni nawet po latach. Bez skrupułów biega po rodzinie i rozgaduje, że jestem niewdzięcznicą, bo wżeniłam się w dobrą rodzinę, tylko po to, żeby mieć, gdzie mieszkać. Że wysłałam męża na ciężkie roboty, bo samej mi się tyłka nie chciało ruszyć. 

Na szczęście, każdy dobrze zna jej zagrywki i ciotki od razu alarmują mnie o kolejnych plotach. To ciężkie słuchać takich rzeczy od kobiety, która jest babcia moich dzieci. Jeszcze ciężej patrzy się na to, jak każe je za nasz odwieczny spór. Może mnie nienawidzić nawet do końca swoich dni, ale od moich ukochanych szkrabów wara!

Iga, 39 lat

Czytaj także:
„Siostra obraziła się, że na Komunię dałam za mało kasy jej synowi. Wypchana koperta była najważniejsza tego dnia”
„Kuzynka z rodziną wpadała do nas co tydzień na obiad. Gdy ją odwiedziliśmy, poczęstowała nas kawą”
„Żyłam w toksycznym trójkącie z facetem i jego pupilkiem. Na każdą naszą randkę zabierał zazdrosnego, rudego kocura”

 

Redakcja poleca

REKLAMA