„Mąż zdeptał i napluł na nasze małżeństwo. Dla nowej kochanicy bez zastanowienia zmieszał starą żonę z błotem”.

„Nie wiedziałam, co właściwie mam na to odpowiedzieć. Rozwodu? Kościelnego? Poznał kogoś? Ale jak to jest możliwe?”.
31.08.2024 07:15

Gdy sięgam pamięcią w przeszłość to sądzę, że moje małżeństwo było jak z bajki. A przynajmniej baśniowy miało początek, jednak koniec przypominał bardziej tanią komedię. Nigdy nie sądziłam, że mój rycerz na białym koniu okaże się wieśniakiem ze słomą w butach i taktem na zerowym poziomie

Spotykaliśmy się przez dobre 5 lat

Tyle przyszło mi czekać na tę jedną wymarzoną chwilę. Podczas wakacji zaprowadził mnie na bardzo romantyczny zachód słońca i poprosił o rękę. Oczywiście, że się zgodziła. Kochałam go. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mi zrobi. 

Przysięgaliśmy sobie w obliczu Boga, że tylko śmierć jest w stanie nas rozdzielić. Wierzyłam w to, nie miałam podstaw, by mu nie ufać. Byłam taka szczęśliwa. Mariusz też się taki wydawał. Dziś chcę wierzyć, że naprawdę taki był. 

Nasze życie małżeńskie początkowo było niemalże idealne. Wspieraliśmy się, kochaliśmy się. Kupiliśmy mieszkanie, urządziliśmy je po swojemu. Mariusz zdobywał zawodowe szczyty, ja tez spełniałam się w wymarzonej pracy. No mówię wam, było idealnie. Żyliśmy prosto, ale radośnie, w zdrowiu i miłości. 

Los chciał inaczej

Wszystko zaczęło się sypać, gdy Mariusz z tygodnia na tydzień wracał coraz później z pracy. Mówił, że wszystko przez nowe projekty. Był rozdrażniony, poddenerwowany. Zwalał to na stres. Chciałam go wspierać, dawał mu ciepło, otaczałam go troską, jednak on coraz bardziej się wycofywał. 

– Mariusz, ja chciałabym ci pomóc, ale już nie wiem jak. Zaczyna mnie to wszystko męczyć, przecież my praktycznie wcale nie rozmawiamy – powiedziałam smutno. 

– Co mam ci powiedzieć? Mi też to nie jest na rękę. Nie mam na to wszystko siły. 

Wiedziałam, że nie ma sensu tego drążyć, bo Mariusz i tak mi nic nie powie. Wolał odpocząć, a ja dałam mu wolną rękę. Mijały tygodnie, a my mijaliśmy się we własnym mieszkaniu. Ta cisza stawała się nie do wytrzymania. Nie potrafiłam dłużej trwać w takim letargu, musiałam poznać powód. Odpowiedź dostałam, lecz była ona jak cios prosto w serce. 

– Marta, posłuchaj. Przepraszam, ale chcę rozwodu. Poznałem kogoś, nie dam rady tak dłuż...

– Poznałeś kogoś? O czym ty mówisz, ja...

–... nie skończyłem. To nie wszystko. Marta, ja chcę rozwodu kościelnego – powiedział z pewnością w oczach. 

Nie wiedziałam, co właściwie mam na to odpowiedzieć. Rozwodu? Kościelnego? Poznał kogoś? Ale jak to jest możliwe? Przecież przysięgał mi przed Bogiem. Mieliśmy być szczęśliwi do grobowej deski. Czyli to wszystko, nasze wspólne życie, to kłamstwo?

Następne tygodnie to było istne upokorzenie. Nie potrafię zebrać słów, które są w stanie opisać to, co przeżyłam. Musiałam wziąć ten ciężar na swoje barki i wbić sobie do głowy, że moje małżeństwo poszło na marne. Że to wszystko, co razem przeżyliśmy, się skończyło

Potem przyszedł kolejny cios

Przecież mój mąż chciał rozwodu kościelnego. Nie mieściło mi się to w głowie. Mam tłumaczyć się przed księdzem, że moje małżeństwo było fikcją? To było tak bolesne, że nie potrafię tego opisać. Moje małżeństwo miało być święte, nietykalne, niepokalane, a stało się jednym wielkim grzechem

Musiałam odpowiadać na pytania o to, jak często chodziliśmy do łóżka, czy czegoś nie ukrywałam przed mężem, albo on przede mną. Czy były między nami jakieś tajemnice, które istnieją jeszcze sprzed naszego ślubu?

Musiałam dosłownie spowiadać się z intymnych szczegółów mojego życia przed ludźmi, którzy mieli zadecydować, czy moje jeszcze do niedawna szczęśliwe małżeństwo, było ważne. 

Miałam wrażenie, że Mariusz czerpał jakąś chora satysfakcję robiąc ze mnie przed tymi ludźmi wariatkę. Był na tyle obojętny, że potrafił mieszać mnie z błotem jednocześnie patrząc mi głęboko w oczy. W te same oczy, do których jeszcze niedawno wzdychał

– Nie rozumiem, jak można mówić takie rzeczy. Nasze małżeństwo było zwyczajne. Mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ale kochaliśmy się. Seks przychodził nam naturalnie. Jestem i byłam zdrowa psychicznie. Niczego nie ukrywałam. Nie rozumiem, skąd takie pytania. 

Czułam się emocjonalnie wykończona. Byłam niemalże bezbronna. Powoli zaczynało mi być o wszystko obojętne.

Chciała tylko świętego spokoju

Nie dawało mi jednak spokoju to, z jaką obojętnością Mariusz patrzył na moje cierpienie, jakby sprawiało mu to przyjemność. Unikał mnie, jakbyśmy byli obcymi ludźmi. Czułam, że powoli się w tym wszystkim zatracam

Wiedziałam, że muszę walczyć i nie poddam się. Już nie zależało mi na małżeństwie, ale na własnej godności. Nie pozwolę robić z siebie potwora w oczach obcych ludzi, zwłaszcza, że nim nie jestem. Mój mąż, ukochana osoba, potrafiła dla głupiego papierka zrównać mnie z ziemią. Dziś zastanawiam się nad tym, czy ja kiedykolwiek poznałam jego prawdziwe oblicze?

Marta, 45 lat

Czytaj także:
„W mojej sypialni można było mrozić porcje rosołowe, a nie oddawać się przyjemnościom. Na mojego męża nic nie działa”
„Zerwałam z facetem, bo randki musiałam spędzać w toalecie. Nie byłam w stanie wytrzymać, a wystarczyło odstawić gluten”
„Mój sposób na podryw był żenujący, ale przyniósł efekt. Poderwałem super dziewczynę na babciny przepis na ogórki”

 

Redakcja poleca

REKLAMA