„Mój sposób na podryw był żenujący, ale przyniósł efekt. Poderwałem super dziewczynę na babciny przepis na ogórki”

przystojny mężczyzna fot. Getty Images, Tim Robberts
„Opowiadałem Justynie o moich wakacjach u dziadków. Nie mogłem przestać, aż w końcu naszła mnie refleksja, że siedzę z piękną kobietą, spędzam z nią romantyczny wieczór i jak dureń opowiadam o przetworach z papryki i ogórków. Dziwiłem się, że ta dziewczyna jeszcze biegiem nie uciekła”.
/ 26.08.2024 20:30
przystojny mężczyzna fot. Getty Images, Tim Robberts

Każdy słyszał o jesiennej chandrze albo przesileniu wiosennym. A czy ktokolwiek słyszał o wakacyjnej depresji? Nie? To ja z chęcią o niej o powiem. Na własne potrzeby nazwałem to letnią depresją singla. Kiedyś wydawało mi się, że tylko ja cierpię z powodu tej przypadłości, ale okazało się, że nie jestem jedyny.

Dlaczego tak jest?

Ta dolegliwość pojawia się nagle, kiedy zupełnie się tego nie spodziewasz. Kiedy na przykład idziesz na spacer i na ulicy mijasz zakochane pary trzymające się za rękę. Albo co gorsza, całujące się i przytulające. Wówczas dociera do ciebie, że wszyscy jakoś tak połączyli się w dwójki, każdy ma kogoś bliskiego, tylko ty jesteś samotny jak palec.

Cierpisz z tego powodu na każdym kroku. W tramwaju, w knajpie, w sklepie. Faceci są ze swoimi dziewczynami, a mężczyźni ze swoimi wybrankami. Kiedy chcesz pójść do kina, wtedy okazuje się, że w sali jesteś jedyną nieparzystą osobą. Ja wtedy mam wrażenie, że oczy wszystkich tych szczęśliwie sparowanych skierowane są właśnie na mnie, a ich usta szepczą do siebie – „patrz jaki nieszczęśnik, nie ma nikogo i musiał przyjść tu sam”.

Brzydki nie jestem, głupi nie jestem. Ktoś może pomyśleć, że coś jest ze mną nie tak, skoro żadna dziewczyna mnie nie chce. Sam nie znałem powodu, dla którego moja sytuacja miłośna wyglądała tak, a nie inaczej.

Jechały tam tylko pary

Temat wakacji jest dla singli tak samo ciężki jak temat samotnego wyjścia do restauracji. Zeszłoroczny urlop spędziłem ze znajomymi nad morzem. Pojechaliśmy w siedem osób, trzy pary i ja sam. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile zwykłych i codziennych spraw daje się mocno we znaki osobom samotnym.

Weźmy na przykład smarowanie się kremem do opalania. Jak masz parę, to wiesz, że ta druga osoba ochoczo podejmie się tego zdania. A ja kogo miałem o to poprosić? Żonę przyjaciela czy może brata mojej koleżanki? W efekcie plecy miałem spalone do czerwoności już po drugim dniu plażowania.

Albo spacer po plaży w świetle zachodzącego słońca. Wszyscy idą parami, trzymając się za ręce. Dziewczyny kładą głowy na ramiona swoich chłopaków, faceci przytulają je do siebie męskim ramieniem. Romantyczność aż kipi, a ja idę sam z rękoma w kieszeni, zastanawiając się, gdzie popełniłem błąd w swoich łowach sercowych.

Dlatego postanowiłem, że w tym roku nie dam się wmanewrować w wakacje dla par. Nie chce mi się już patrzeć, jak inni się miziają i miło spędzają ze sobą czas. W związku z tym postanowiłem pojechać na wakacje dla singli, czyli dla samotnych.

W ofertach można przebierać

Nie sądziłem, że propozycji wakacji dla nieparzystych może być tak wiele. A wystarczyło tylko wpisać odpowiednie hasło w wyszukiwarkę internetową. Od razu zrezygnowałem z propozycji, które miały podtekst seksualny. Chciałem pojechać w miejsce z ludźmi takimi jak ja, a nie takimi, co wyrywają się z domu od żon i mężów, aby zaliczyć niezobowiązujący skok w bok.

Wybrałem ofertę na Mazurach, bo od dawna miałem ochotę je odwiedzić po latach. Poza tym przekonała mnie ich cena, bo z poprzedniego roku doskonale zapamiętałem paragony grozy. Hotel zlokalizowany był nad brzegiem jeziora, miałem do dyspozycji jednoosobowy pokój z widokiem na plażę i pomost. W programie wyjazdu znalazły się wycieczki, nauka żeglowania i ogniska.

Przyznam szczerze, że pierwszego dnia poczułem się nieswojo, jak to zazwyczaj bywa w towarzystwie osób, których w ogóle się nie zna. Wszyscy jednak byliśmy w tej samej sytuacji, ale atmosfera rozluźniła się podczas wieczoru zapoznawczego. Zdecydowanie pomógł nam w tym alkohol i licznie bruderszafty, które należało wypić z każdym z uczestników turnusy. A było nas aż 26 osób!

Kolejnego ranka wszyscy obudziliśmy się z dużym bólem głowy. Po korytarzach chodziły pielgrzymki odwiedzających innych uczestników wakacji, z nadzieją, że któryś z nich poczęstuje lekiem przeciwbólowym. Leki pomagały tylko na chwilę, zatem pod wieczór kaca postanowiliśmy zwalczyć klinem. Ta walka ponownie trwała do późnych godzin wieczornych, a kolejny poranek zakończył się dla wielu z nas uczucie deja vu. Tak w zasadzie było przez cały wyjazd.

Rozmowa miło się toczyła

Po kilku dniach maratonu stwierdziłem, że jednak potrzebuję przerwy od pijaństwa, bo bałem się, że prosto z urlopu będę musiał pojechać na odwyk. Zaraz po kolacji postanowiłem wymknąć się z hotelu na pomost. Stwierdziłem, że z nikim dzisiaj nie będę imprezować, bo mój żołądek może tego nie wytrzymać. Usiadłem na skraju, spuściłem nogi do jeziora i wpatrywałem się w drugi brzeg. Potrzebowałem trochę oddechu, ale poczułem się trochę, jakbym uciekł na wagary.

– Chyba nie tylko ja uciekłam dzisiaj z imprezy – usłyszałem za sobą miły głos.

To była Justyna. Blondynka o przyjemnym usposobieniu i ciepłym spojrzeniu. Rozmawiałem z nią przy ognisku kilka dni wcześniej, ale teraz już nawet nie pamiętałem, czego dotyczyła nasza dyskusja.

– Tak, stwierdziłem, że muszę sobie zrobić przerwę od alkoholu – wyznałem. – Powiem szczerze, że trochę inaczej wyobrażałem sobie ten wyjazd…

– A nie udało ci się nikogo lepiej poznać? – spytała.

– Nie za bardzo. A tobie?

– Też nie – uśmiechnęła się.

„Czyli obydwoje nie mamy się czym pochwalić”, pomyślałem i bliżej przyjrzałem się Justynie. Miała naprawdę przepiękne oczy, musiała mieć nieco ponad 30 lat. Miała w sobie niesamowitą naturalność, nie udawała kogoś, kim nie jest. Jej śmiech był szczery i zaraźliwy.

– Może masz ochotę napić się kawy? – zapytałem, przy czym nieco zdziwiłem się swoją odwagą. – Przy przystani widziałem małą kawiarenkę.

– Z przyjemnością się napiję – odparła Justyna.

W kawiarni zamówiliśmy sobie kawy mrożone i placek ze śliwkami. Pamiętam doskonale, jak podobne ciasto przygotowywała moja babcia na wsi, więc jak nakręcony opowiadałem Justynie o moich wakacjach u dziadków. Nie mogłem przestać, aż w końcu naszła mnie refleksja, że siedzę z piękną kobietą, spędzam z nią romantyczny wieczór i jak dureń opowiadam o przetworach z papryki i ogórków. Dziwiłem się, że ta dziewczyna jeszcze nie wstała od stołu i biegiem nie uciekła!

Obydwoje daliśmy popis

Popatrzyłem na Justynę, której głowa była nieco pochylona i wsparta na ręce. Oczy miała otwarte i skierowane centralnie na mnie. Jednak z tym spojrzeniem było coś nie tak. Justyna przez cały ten czas ani razu nie zamrugała! Przysunąłem swoją twarz bliżej jej twarzy i nic! Nie było żadnej reakcji. Wtedy lekko ją dotknąłem.

– Bartek, bardzo cię przepraszam. Ja się chyba zdrzemnęłam – odparła, mocno się czerwieniąc. – Możesz powiedzieć, o czym mi opowiadałeś?

– Prawie godzinę mówię ci o swojej powieści, którą właśnie piszę – odparłem, udając nieco obrażonego.

– Strasznie cię przepraszam. Ja chyba byłam wykończona wszystkimi tymi imprezami – tłumaczyła mi się. – Ale słyszałam o twojej książce. Zasnęłam dopiero przed chwilką.

– I co o niej myślisz? Jak ci się podoba – dalej szedłem na całość.

Masz naprawdę świetne pomysły! – zapewniła mnie z całą powagą.

– A który rozdział podoba ci się najbardziej?

– Ten, w którym główny bohater się zakochuje! – niemal wykrzyknęła, jakby to była oczywista oczywistość.

„Ale mam szczęście – pomyślałem sobie. – Tej pięknej kobiecie od niemal godziny opowiadałem o warzywach i owocach, a ona teraz jest pewna, że opowiadałem jej o swojej literaturze”. Teraz bałem się do czegokolwiek przyznać, a Justyna była przekonana, że jestem na nią obrażony. Stała się dla mnie bardzo miła.

Od tamtej pory, aż do końca naszego turnusu, byliśmy nierozłączni. Spędzaliśmy czas tylko ze sobą, gadaliśmy ze sobą po kilka godzin dziennie. Przesiadywaliśmy na plaży i spacerowaliśmy wzdłuż brzegu jeziora. Cały czas się bałem, że Justyna zapyta o jakiś rozdział mojej książki, a ja nie będę wiedział, co mam jej powiedzieć. Przecież ja w życiu nie napisałem nawet jednego opowiadania!

Jednak ostatniego dnia naszego pobytu postanowiłem jeszcze raz zrobić na Justynie wrażenie. W internecie przeczytałem jakąś historyjkę i postanowiłem przedstawić jej to jako moją twórczość. Gdy skończyłem swój występ, złapała mnie za rękę i powiedziała:

– Muszę ci wyznać, że przez sen naprawdę wszystko słyszę. I nie interesują mnie żadne opowiadania. Ale możesz mi jeszcze raz powiedzieć ten przepis na ogórki twojej babci.

Bartek, 31 lat

Czytaj także:
„Pożyczyliśmy synowi 50 tysięcy, a on jak ognia unika zwrotu. Nikt nigdy tak nas bezczelnie nie oszukał”
„Najchętniej wcisnęłabym mężowi kochankę do łóżka. Mam dość tego, że ten stary piernik co noc ma ochotę hulać”
„Mój młodszy o 15 lat mąż zaczął brykać na urlopie. Myślał, że będę przymykać oko na jego zdrady”

Redakcja poleca

REKLAMA