Ta przypadłość mnie wykańczała i do dosłownie. Nie byłam w stanie prowadzić normalnego życia, a przez długi czas, nie wiedziałam, o co chodzi. Dopiero przypadek sprawił, że poznałam prawdę.
Myślałam, że mi przejdzie
– Wiesz, jak jest. Jesteśmy już w takim wieku, że zawsze coś będzie nam dokuczać – rzuciła żart moja przyjaciółka Basia, której wyznałam, że od pewnego czasu mam problemy zdrowotne.
Wtedy zaczęłam się śmiać z jej żartu, ale w rzeczywistości nie było mi do śmiechu.
Roześmiałam się wtedy, ale tak naprawdę wcale nie było mi do śmiechu. Z Basią poznałyśmy się w liceum, później razem pracowałyśmy, zazwyczaj w restauracjach jako kelnerki. Ponieważ obydwie nie miałyśmy facetów, wspólnie postanowiłyśmy wynająć małe mieszkanie. Wkrótce jednak Baśka poznała Roberta, wyszła za niego i wyprowadziła się, więc zostałam sama w mieszkaniu. Nie chciałam szukać nowego lokatora, stać mnie było na samodzielne opłacanie czynszu. Poza tym wtedy zaczęłam spotykać się z Piotrem i wydawało mi się, że tak będzie lepiej.
Na tamten moment to nie było nic poważnego, ot po prostu zwykła znajomość. Być może jednak coś by się z tego urodziło, gdyby nie moje paskudne dolegliwości zdrowotne. To z ich powodu zerwałam naszą znajomość.
– Wydaje mi się, że to wszystko dzieje się za szybko. Nie jestem gotowa, by związać się z kimś na stałe – powiedziałam pewnego dnia Piotrowi.
Wtedy, naprawdę nie byłam na to gotowa. Miałam wówczas duże wahania nastroju, zupełnie jak Baśka, tylko że ona była wtedy w pierwszym trymestrze ciąży.
– Dzięki za szczerość – odparł Piotr. – Jak coś, to masz mój numer telefonu.
Wiedziałam, że stchórzyłam. Nigdy więcej nie zadzwoniłam do Piotra. Podobno czekał, aż zmienię zdanie i miał do mnie żal. Ja wtedy nie dawałam sobie rady ze sobą, od dłuższego czasu nie dawały mi spokoju sensacje żołądkowe.
Zmusiła mnie do badań
Te dolegliwości pojawiły się niemal z dnia na dzień. Zawsze byłam osobą szczupłą i nie miałam nigdy problemów z utrzymaniem linii. Wszystkie moje znajome, z Baśką na czele, wiecznie chciały się odchudzać, kombinowały z różnymi dietami, a ja zawsze miałam prawidłową wagę.
„Ale ty masz szczęście” – mówiły, wiedząc, że od zawsze mieszczę się w rozmiar 36. Nic nie mówiłam, bo nie lubiłam się nad sobą rozczulać. Jedynie Basi powiedziałam, z jakiego powodu rozstałam się z Piotrem. To biegunka sprawiałam, że odczuwałam wielki dyskomfort. Zarówno ten fizyczny, jak i psychiczny. Czułam się jak na huśtawce, bo czasami było lepiej, za chwile dziesięć razy gorzej.
Baśka w końcu przekonała mnie, żebym poszła do lekarza.
– Zrób wreszcie te badania, bo się zamęczysz – powiedziała do mnie pewnego dnia.
W związku z tym, że naprawdę nie czułam się najlepiej, posłuchałam jej rad i udałam się do lekarza rodzinnego. Niestety, stwierdził, że to najpewniej jakieś zatrucie i powiedział, żebym się nie przejmowała. Badania krwi nie wykazały nic konkretnego, a żołądek bolał mnie coraz bardziej.
Już niemal cały czas miałam rozwolnienia i bałam się jeść cokolwiek, byle tylko nie mieć takich sensacji. Ciągle bolała mnie głowa, byłam nieustannie zmęczona. Brakowało mi chęci do życia. Czasami czułam się tak źle, że nie miałam siły wstać z łóżka. Bolało mnie całe ciało.
Tego feralnego dnia, jechałam tramwajem do knajpy, w której pracowałam. Moja praca znajdowała się jakieś 15 minut od mojego domu.
– Przepraszam, dobrze się pani czuje? – zapytał mnie stojący obok chłopak, który od jakiegoś czas bacznie mi się przyglądał.
Nie zdążyła mu nic odpowiedzieć. Nagle zapadła ciemność, a ja zemdlałam.
Wreszcie poznałam przyczynę
Co za fatalne uczucie! Gdy po chwili ocknęłam się, zauważyłam pochylających się nade mną obcych ludzi, a w oddali słyszałam dźwięk karetki. Następne co pamiętam to szpital, w którym zrobiono mi całą serię badań, w tym także gastroskopię. Dzięki temu wreszcie dowiedziałam się, co mi dolega. Lekarz zdiagnozował u mnie celiakię! Bardzo się zdziwiłam, bo do tej pory myślałam, że chorują na to głównie dzieci.
– Celiakia jest chorobą trzewną, która polega na braku tolerancji glutenu – wyjaśniła mi lekarka, która widocznie sądziła, że nic nie wiem na temat tej choroby.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę…
Gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, moim sąsiadem był chłopiec chorujący na celiakię. Pamiętam, że musiał dostawać specjalne produkty spożywcze. To wtedy po raz pierwszy usłyszałam o tej chorobie i naprawdę współczułam temu chłopakowi, bo nie mógł jeść wielu smacznych rzeczy.
– Będzie musiała pani przejść na specjalną dietę – kontynuowała lekarka. Ale proszę się nie przejmować, nauczymy panią wszystkiego. Na początku będzie to trochę uciążliwe, ale naprawdę da się z tym żyć.
– A można wdrożyć jakieś leczenie? – zapytałam dosyć nieśmiało, skoro już było wiadomo, z czym muszę się zmierzyć.
– Na celiakię nie ma żadnych lekarstw. Działa na nią tylko dieta, którą trzeba stosować do końca życia. Oczywiście jeżeli chce się wykluczyć wszystkie gorsze dolegliwości. Ale niech się pani nie martwi. Nie tylko pani na to choruje…
Niezłe pocieszenie. Jak niby miałam się nie martwić? Na początku miałam nadzieję, że to może jakaś pomyłka, ale faktycznie… Gdy tylko odstawiłam gluten, od razu poczułam się lepiej fizycznie, ale nie psychicznie.
Gdy tylko skończyło mi się zwolnienie lekarskie, od razu wzięłam urlop, bo nie miałam najmniejszej ochoty wracać do roboty. Baśka oczywiście od razu mnie pocieszała, ale ja nie miałam ochoty jej słuchać. Nie chciałam dać sobie pomóc. Poza tym ona miała rodzinę, męża i małego synka. Zazdrość mnie zżerała z tego powodu. Nie wiedziałam, dlaczego to akurat mnie musiała się przypałętać ta choroba. „Jak mam żyć, skoro ciągle muszę przestrzegać tej durnej diety? – myślałam. – Co to za przyjemność z życia?”.
Nie radziłam sobie
Na początku nic nie powiedziałam rodzicom, bo nie chciałam dokładać im powodów do zmartwień. Poza tym mieszkali 200 kilometrów ode mnie, więc nie często pojawiałam się w domu rodzinnym. Nie mieli szans zorientować się, że coś jest nie tak. Nie wiem, czy dałabym radę poradzić sobie z tym wszystkim sama.
Baśka niemal zaciągnęła mnie do specjalisty, który przepisał mi leki. To dzięki nim znowu miałam ochotę żyć i zmierzyć się z własną chorobą. Wtedy na mojej drodze pojawił się Michał. Nie chciałam wdawać się w jakąkolwiek relację, bo dla mnie moja choroba była czymś najgorszym, co nigdy nie pozwoli mi na normalne życie.
Z Michałem poznałam się w pracy, całkiem przypadkiem. Chociaż Michał twierdził, że nigdy nic nie dzieje się przypadkiem. Obydwoje zostaliśmy zatrudnieni w nowym miejscu mniej więcej w tym samym czasie.
– Wydaje mi się, że ta po prostu musiało być. Musieliśmy się spotkać – wyznał mi całkiem niedawno. – Długo musiałem na ciebie czekać.
Michał jest starszy ode mnie o pięć lat, przez jakiś czas pracował w Anglii. Gdy jednak zerwał ze swoją narzeczoną, postanowił wrócić do Polski. Pierwszego dnia swojej pracy Michał przyniósł ciasto, które miało pozwolić wkupić się mu w nasze łaski. Taki mieliśmy zwyczaj. Ja na szczęście zaliczyłam go chwilę wcześniej, kupując w specjalnej cukierni ciasto bezglutenowe. Nie chciałam nikogo wtajemniczać w to, na co choruję.
– Myślę, że bez sensu robisz z tego tajemnicę – powiedziała mi Basia. – Przecież wiele osób choruje, a na celiakię też całkiem sporo osób.
Nie przeszkadzała mu moja choroba
Te słowa Basi naprawdę mi pomogły. Gdy Michał zjawił się z ciastem drożdżowym, a ja odmówiłam poczęstunku, zrobił zdziwioną minę.
– Choruję na celiakię i muszę stosować dietę bezglutenową – odparłam.
– Serio? Moja młodsza siostra też na to choruję! Muszę was poznać, to może wymienicie się jakimiś sprawdzonymi przepisami na ciekawe dania
Wkrótce potem zaczęliśmy się spotykać. Nigdy bym nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek będę szczęśliwa. Od kiedy wiem, że jestem kochana, choroba przestała mieć dla mnie takie znaczenie. Po prostu cieszę się życiem!
Przestałam przyjmować leki na poprawę nastroju. Kinga, siostra Michała, żyje z celiakią niemal od urodzenia. Choroba nas do siebie zbliżyła i mocno się zaprzyjaźniłyśmy. Wkrótce zostanie moją szwagierką i druhną na naszym ślubie.
Dzięki Michałowi nabrałam dystansu do choroby, bo to przecież nie jest koniec świata. Teraz w moje okolicy jest coraz więcej sklepów, kawiarni i restauracji, które oferują dania dla bezglutenowców. Ostatnio nawet jedliśmy z Michałem pizzę bez glutenu! Znowu naprałam chęci do życia.
Daria, 30 lat:
Czytaj także:
„Mam 3 dzieci z różnymi kobietami, ale nie narzekam na los. Wolę płacić alimenty, niż zmieniać cuchnące pieluchy”
„Letnia przygoda w Paryżu zmieniła się w totalny dramat. Miały być zaręczyny, a wyszło rozstanie z widokiem na wieżę Eiffla”
„Z wakacji wróciłam opalona i lżejsza o 20 tysięcy. Hiszpański donżuan interesował się nie tylko moimi długimi nogami”