„Mąż wyjechał za kasą na emigrację. Z Anglii zamiast kasy, przywiózł kochankę w ciąży i pozew rozwodowy”

„Może nie powinnam go puszczać samego za granicę? Może nie byłam wystarczająca? Nie wiem”.
21.02.2024 14:30

Lubiłam swoją małą miejscowość. Nie przepadałam za zgiełkiem wielkich miast. Tutaj się wychowałam i tutaj chciałam zapuścić korzenie. Nie jest to wieś zabita dechami, czasami coś ciekawego się dzieje, ale nie ma tutaj tego przepychu, co w ogromnych miastach. 

Zieleń pobliskich lasów dodawała mi otuchy każdego dnia, uroczy ryneczek z knajpkami z całego świata. Park, który przywoływał młodzieńcze wspomnienia. Czego chcieć więcej?
 
Z zawodu byłam krawcową. W naszym mieście potrzebna była kobieta z fachem w ręku, więc spisałam się na medal. Odkąd skończyłam szkołę, pracuję w jednym miejscu i wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz powiedziałabym, że lubię tę rutynę. Nie interesowała mnie praca w wielkich koncernach, czy korporacjach. Miałam stałą wypłatę, umowę o pracę, dobrą płacę. Nie musiałam przebijać się przez korki, bo do zakładu miałam zaledwie kilometr. 
 

Męski, ambitny, dobry i ciepły

Niektórzy dziwili mi się, że młoda dziewczyna z ambicjami siedzi w takiej dziurze. Rówieśnicy wyjeżdżali jeden za drugim w poszukiwaniu lepszej pracy. Mnie ta pogoń za pieniądzem wcale nie podniecała. 
 
– Gosia, ty naprawdę nie chcesz niczego w życiu osiągnąć? Jakie ty tutaj masz perspektywy rozwoju? Dojdziesz do martwego punktu i na tym się skończy twoja kariera. 
 
Tylko jedna osoba doskonale rozumiała moją perspektywę. Andrzej. Mój dobry przyjaciel, który nigdy nie podważał mojego zdania na temat mieszkania w małym miasteczku. Wydaje mi się, że to właśnie tym kupił moje serce. Nikogo chyba nie zdziwi, że to właśnie Andrzej został moim mężem. 
 
Takiego faceta ze świeczką szukać. Męski, ambitny, dobry i ciepły. Zależało mu na rodzinie, a mnie traktował jak księżniczkę. Czułam, że razem możemy zdobyć wszystko. Andrzej był przedstawicielem handlowym, dlatego często nie było go w domu. Jeździł po Polsce, pozyskiwał klientów i przynosił za to niemałe pieniądze. Nie przeszkadzał mi to, choć dziś wiem, że w głowie powinna zapalić mi się czerwona lampka. 
 
Kochałam go nad życie i podziwiałam jako człowieka. Imponował mi swoją stanowczością i tym, jak potrafił trwać w postanowieniach. Był zawzięty i pracowity. Te cechy, choć z pozoru pozytywne, czasami dawały mu w kość. Nie potrafił odpuszczać i ciągle podważał swoją pozycję. Mówił, że stać go na więcej. 
 
Jednym z głównych celów, które ustalił sobie Andrzej, było powiększenie rodziny. Nie przeszkadzał mi, że wytrwale do tego dążył. W końcu na świat przyszedł owoc naszej wspólnej ciężkiej pracy – Milenka. 
 
Była naszym oczkiem w głowie. Zrezygnowałam tymczasowo z krawiectwa. Jedynie w domowym zaciszu przyjmowałam pojedyncze zlecenia od stałych klientek. Całkowicie poświęciłam się mojej małej kruszynie. 
 

Andrzej... no cóż

Przez specyfikę swojej pracy nie miał zbyt wiele czasu ani dla mnie, ani dla dziecka. Starałam się to rozumieć, jednak nie ukrywam, że gdy mała pytała o tatę, niejednokrotnie nerwy się we mnie wzbierały. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to najmniejszy problem, z jakim przyjdzie mi się borykać w najbliższym czasie. 
 

Andrzej stracił pracę. Załamał się. Całymi dniami leżał i gapił się w telewizor. Starałam się go pocieszyć, wesprzeć, nawet szukałam mu w wolnej chwili jakiegoś zajęcia, choćby tylko po to, by zajął czymś głowę. Niestety, bez żadnego skutku. Zamknął się w sobie. 

– Krzysiek załatwił mi świetną fuchę, mówię ci! Wielka kasa murowana. Mam karierę w kieszeni! – mówił cały w emocjach.

– No dobrze, ale co z nami?

– A co ma być? 

– Nie wiem, jak ty sobie to wyobrażasz? A co ze mną, co z dzieckiem? Przecież tutaj jest twoja rodzina. Na jak długo miałbyś tam wyjechać?

Myślę, że na stałe, ale nie panikuj. Rozgoszczę się, zarobię trochę, będę wam przysyłał kasę, a potem po was wrócę. Zamieszkamy wszyscy razem, zaczniemy od nowa!

Wtedy zrozumiałam, że nie mam nic do gadania. Andrzej podjął już decyzję. Nie chciałam wyjeżdżać, nie chciałam, by moja córka dorastała za granicą. Nie chciałam zmieniać mojego życia. Lubiłam je, ale nie chciałam podcinać Andrzejowi skrzydeł. Zgodziłam się. 

Wyjechał. Zostawił mnie

Do ostatniej chwili liczyłam na to, że zmieni zdanie. Że zmądrzeje. Niestety, przeliczyłam się. Zza granicy dochodziły do mnie tylko szczątkowe informacje. Andrzej mówił, że praca jest świetna, że niebawem podeśle mi wielki przelew, za który będę mogła kupić córce prezent

Tak nam minął rok. Dokładnie rok. Andrzej wydawał się coraz bardziej nieobecny, jakby zupełnie nie przeszkadzało mu, że w Polsce czeka na niego żona i dziecko. Przyjechał raptem 2 razy. Niebawem miał przybyć 3 raz, na urodziny naszej córki. Jakoś tydzień przed przyjazdem Andrzeja, zadzwoniłam do niego, żeby doradził mi, jaki tort wybrać dla jubilatki. 

Wykręciłam numer i już po chwili odezwał się ciepły kobiecy głos.

– Tak, słucham? – powiedziała tajemnicza kobieta. 

– Przepraszam, ale chyba pomyliłam numery, czy dodzwoniłam się do Andrzeja P.?

– Tak, jestem jego narzeczoną, coś przekazać? 

Te słowa uderzyły we mnie jak najsilniejszy policzek. 

– Tak – w końcu wydukałam. – Proszę przekazać, że dzwoni jego żona, z Polski i żąda wyjaśnień!

Może nie byłam wystarczająca?

– Aaa, to ty Gosieńko. No cóż. Szkoda, że w takich okolicznościach, ale miło cię poznać. Wciąż liczysz, że Andrzejek do ciebie wróci? Oj bidulko ty moja. Zrzuć w końcu z nosa te różowe okulary. Twój mąż, jest teraz mój, a co więcej,  mamy razem dziecko. Jestem w 8 miesiącu ciąży... No co, nie pogratulujesz mi? 

Rzuciłam telefonem o ścianę. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Cały mój świat mi się zawalił. Dobrze, że córka była wtedy u babci, bo nie chciałam, by widziała mnie w takim stanie. 

Ten drań nie miał nawet czelności odezwać się do mnie słowem. Nie przekazał żadnych tłumaczeń. Nasz rozwód rozegrał przez swojego prawnika. Choć od tamtego czasu minęły już 2 lata, wciąż nachodzą mnie myśli, gdzie popełniłam błąd?

Może nie powinnam go puszczać samego za granicę? Może nie byłam wystarczająca? Nie wiem. Każdego dnia staram się walczyć o to, by stanąć na nogi. Muszę to zrobić dla mojej córki. 

Czytaj także:
„Wredne sąsiadki plotkowały o moim synu. Zamknęły paszcze, dopiero gdy uratował przed pożarem grupę przedszkolaków”
„Dla swoich dzieci byłabym w stanie zrobić wszystko. Nawet posunąć się do kradzieży”
„Bawiłem się i hulałem z każdą dziewczyną, która była chętna. Niby szukałem miłości, a nie widziałem, że mam ją pod nosem”

Redakcja poleca

REKLAMA