Lubiłam swoją małą miejscowość. Nie przepadałam za zgiełkiem wielkich miast. Tutaj się wychowałam i tutaj chciałam zapuścić korzenie. Nie jest to wieś zabita dechami, czasami coś ciekawego się dzieje, ale nie ma tutaj tego przepychu, co w ogromnych miastach.
Męski, ambitny, dobry i ciepły
Andrzej... no cóż
Andrzej stracił pracę. Załamał się. Całymi dniami leżał i gapił się w telewizor. Starałam się go pocieszyć, wesprzeć, nawet szukałam mu w wolnej chwili jakiegoś zajęcia, choćby tylko po to, by zajął czymś głowę. Niestety, bez żadnego skutku. Zamknął się w sobie.
– Krzysiek załatwił mi świetną fuchę, mówię ci! Wielka kasa murowana. Mam karierę w kieszeni! – mówił cały w emocjach.
– No dobrze, ale co z nami?
– A co ma być?
– Nie wiem, jak ty sobie to wyobrażasz? A co ze mną, co z dzieckiem? Przecież tutaj jest twoja rodzina. Na jak długo miałbyś tam wyjechać?
– Myślę, że na stałe, ale nie panikuj. Rozgoszczę się, zarobię trochę, będę wam przysyłał kasę, a potem po was wrócę. Zamieszkamy wszyscy razem, zaczniemy od nowa!
Wtedy zrozumiałam, że nie mam nic do gadania. Andrzej podjął już decyzję. Nie chciałam wyjeżdżać, nie chciałam, by moja córka dorastała za granicą. Nie chciałam zmieniać mojego życia. Lubiłam je, ale nie chciałam podcinać Andrzejowi skrzydeł. Zgodziłam się.
Wyjechał. Zostawił mnie
Do ostatniej chwili liczyłam na to, że zmieni zdanie. Że zmądrzeje. Niestety, przeliczyłam się. Zza granicy dochodziły do mnie tylko szczątkowe informacje. Andrzej mówił, że praca jest świetna, że niebawem podeśle mi wielki przelew, za który będę mogła kupić córce prezent.
Tak nam minął rok. Dokładnie rok. Andrzej wydawał się coraz bardziej nieobecny, jakby zupełnie nie przeszkadzało mu, że w Polsce czeka na niego żona i dziecko. Przyjechał raptem 2 razy. Niebawem miał przybyć 3 raz, na urodziny naszej córki. Jakoś tydzień przed przyjazdem Andrzeja, zadzwoniłam do niego, żeby doradził mi, jaki tort wybrać dla jubilatki.
Wykręciłam numer i już po chwili odezwał się ciepły kobiecy głos.
– Tak, słucham? – powiedziała tajemnicza kobieta.
– Przepraszam, ale chyba pomyliłam numery, czy dodzwoniłam się do Andrzeja P.?
– Tak, jestem jego narzeczoną, coś przekazać?
Te słowa uderzyły we mnie jak najsilniejszy policzek.
– Tak – w końcu wydukałam. – Proszę przekazać, że dzwoni jego żona, z Polski i żąda wyjaśnień!
Może nie byłam wystarczająca?
– Aaa, to ty Gosieńko. No cóż. Szkoda, że w takich okolicznościach, ale miło cię poznać. Wciąż liczysz, że Andrzejek do ciebie wróci? Oj bidulko ty moja. Zrzuć w końcu z nosa te różowe okulary. Twój mąż, jest teraz mój, a co więcej, mamy razem dziecko. Jestem w 8 miesiącu ciąży... No co, nie pogratulujesz mi?
Rzuciłam telefonem o ścianę. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Cały mój świat mi się zawalił. Dobrze, że córka była wtedy u babci, bo nie chciałam, by widziała mnie w takim stanie.
Ten drań nie miał nawet czelności odezwać się do mnie słowem. Nie przekazał żadnych tłumaczeń. Nasz rozwód rozegrał przez swojego prawnika. Choć od tamtego czasu minęły już 2 lata, wciąż nachodzą mnie myśli, gdzie popełniłam błąd?
Może nie powinnam go puszczać samego za granicę? Może nie byłam wystarczająca? Nie wiem. Każdego dnia staram się walczyć o to, by stanąć na nogi. Muszę to zrobić dla mojej córki.
Czytaj także:
„Wredne sąsiadki plotkowały o moim synu. Zamknęły paszcze, dopiero gdy uratował przed pożarem grupę przedszkolaków”
„Dla swoich dzieci byłabym w stanie zrobić wszystko. Nawet posunąć się do kradzieży”
„Bawiłem się i hulałem z każdą dziewczyną, która była chętna. Niby szukałem miłości, a nie widziałem, że mam ją pod nosem”