– Mamo! Uwaga! Będę rzygał! – na takie hasło zawsze odruchowo zdejmuję nogę z gazu i zjeżdżam na pobocze. Zignorowanie Stanisława kilka razy skończyło się praniem tapicerki.
Tym razem zatrzymałam auto na skraju niewielkiej łączki, tuż za zabudowaniami jakiejś wioski. Stach wyskoczył, dopadł najbliższego krzaczka i… zaczął kontemplować okolicę. W tym czasie jego starsza siostra nawet nie oderwała wzroku od swojego smartfona.
– No i co? – zainteresowałam się synem.
– Nic. Przeszło mi – odparł.
Moja prawa noga wystrzeliła w górę jakby bez mojej woli
W tej samej chwili do naszych uszu doleciał żałosny psi skowyt, aż się skuliłam w sobie. Stach zaczął się rozglądać, ja natychmiast namierzyłam źródło przeszywającego dźwięku – dzięki ci, pani doktor, za nowe silniejsze okulary! Na najbliższym podwórku, przed rozpadającą się chałupą, wielki chłop okładał kawałem sznura kulącą się tuż przy ziemi psinę. Wydawało mi się, że słyszę świst sznura i odgłosy jego uderzeń o chude ciałko zwierzęcia.
Zadziałałam instynktownie.
– Stachu, do samochodu! – zaordynowałam, a gdy tylko usłyszałam trzaśnięcie drzwiczek, wystrzeliłam jak z procy.
W życiu nie byłam dobra w sprintach, tym razem te kilkadziesiąt metrów pokonałam szybciej chyba od Usaina Bolta. Gdy znalazłam się za plecami oprawcy, moja prawa noga wystrzeliła w górę i jak nie kopnie dziada w tłusty zad! Ten poleciał na twarz, psina cudem odskoczyła w bok, unikając zmiażdżenia.
– Cooo? Co tooo? – zajęczał chłop, z trudem dźwigając się z się z błota.
Ja tam wcale nie miałam zamiaru z nim dyskutować. Szybciutko oceniłam sytuację, a stwierdziwszy z ulgą, że psina nie jest na uwięzi, złapałam ją pod pachy (czy psy mają pachy?) i pognałam w stronę samochodu. Pies wyprężył łapy, usztywnił się cały i czułam, jak drży na całym ciele. Przerażony biedak.
Dopiero chwilę później zmroziła mnie myśl, że pies, choć nijak nie był uwiązany, nawet nie uciekał, pozwalając swojemu panu na dręczenie. Psia wierność miewa smutne oblicze.
Przelatując obok rozwalającej się bramy, odwróciłam się jeszcze i krzyknęłam do dziadygi:
– Piesków bić nie wolno, tyyy…!!! – zmełłam w ustach straszliwe przekleństwo, po czym dopadłam do auta.
Trzask, otworzyłam tylne drzwi i wcisnęłam psinę w ramiona córki. Potem wskoczyłam za kierownicę i z piskiem opon ruszyłam w drogę. Nawet nie spojrzałam w lusterka, na szczęście jakiś psi anioł stróż wziął nas pod swoje skrzydła, bo droga była pusta i spokojna.
Przez dłuższą chwilę nie czułam i nie słyszałam nic oprócz szumu kół na asfalcie i mojej krwi w uszach. Gdy wreszcie adrenalina nieco odpuściła, zdjęłam nogę z gazu, zatrzymałam auto i zerknęłam przez ramię na dzieci.
Będziemy mieli psa
Stach miał rozognione policzki, a z jego oczu bił blask ekscytacji. Obok niego siedział ciemnobrązowy pies drżący jak osika, obok psa straszliwie blada Beatka.
– Mamo, ukradłaś psa – wyszeptała córka.
– Mama go uratowała! – wszedł siostrze w słowo Stach. – Nie widziałaś, jak tamten pan strasznie go bił? No już, piesiu, już… Spokojnie… – to mówiąc, synek głaskał psa po łbie i zapadniętych bokach.
– To nie był żaden pan – uściśliłam.
– Co teraz będzie? – zainteresowała się córa.
– Nic, będziemy mieli psa – stwierdziłam.
– Już mamy! – zakrzyknął szczęśliwy Stach.
– Głupku, nie dotykaj go, on pewnie ma wszy! – doradziła bratu Beatka.
– Sama jesteś głupia, psy nie mają wszy, tylko pchły! – pouczył ją Stanisław.
– Dobra, dość tego – oprzytomniałam wreszcie. – Szukamy weterynarza. Wasz ojciec nie wpuści do domu zwierzaka bez karty zdrowia.
Minęło kilka dni, pies wreszcie przestał się trząść. Kilkakrotnie wykąpany w poleconych przez lekarza specyfikach pozbył się pcheł, a jego sierść zaczęła się nawet błyszczeć.
Ponadto okazało się, że pies ma nie więcej niż rok, jest kundelkiem płci męskiej i raczej już nie urośnie. Stach nadał mu imię swojego ulubionego kolegi z przedszkola – Bronisław, dla rodziny Bronek.
Po kolejnych dniach Bronek zamieszkał w pokoju Beatki, bo tylko tam znajduje się puchaty dywan, a Bronek lubi leżeć na miękkim. Poza tym to bardzo mądre i bardzo kochane psisko.
Czytaj także:
„Bawiłem się i hulałem z każdą dziewczyną, która była chętna. Niby szukałem miłości, a nie widziałem, że mam ją pod nosem”
„Mąż chciał zrobić ze mnie wariatkę, żeby położyć łapę na naszym majątku. Szybciej zobaczy papiery rozwodowe niż moje pieniądze”
„Postanowiłam, że wyprowadzam się na wieś. Będę sadzić róże i robić masło. Dość mam biegania w wyścigu szczurów”