„Mąż sterował mną jak drewnianą kukłą. Spod jego ciężkiego buciora wyrwał mnie kochanek z piętra niżej”

„Gniłam pod jego ciężkim buciorem, który wgniatał mnie w ziemię pod każdym możliwym sposobem. Byłam kukłą w tym nieśmiesznym kabarecie, a za moje sznurki ciągnął mój ślubny”.
28.03.2024 14:30

Nie będę ukrywać. Nie byliśmy dobrym małżeństwem. Od dawna to wiedziałam, ale wstydziłam się przyznać. Do perfekcji opanowałam sztukę ukrywania siniaków, a moim najlepszym przyjacielem stały się grube swetry z golfem. Mąż, zamiast wybrać język porozumienia, wybierał agresję. Znosiłam to. Pewnie do końca życia żyłabym w tym piekle, gdyby nie mój kochanek Grzesiek

– Anka! Nie bądź takim boidudkiem. Dziewczyno, ledwo coś zaszura, a tobie już włosy stają dęba –  potępiała mnie moja koleżanka z pracy. 

– No co ty, zawsze taka byłam. Nie zmienię tego – powiedziałam na odczepnego.

Nie mam pojęcia, jak ludzie mogli nic nie zauważyć. Czy byłam aż tak dobra? Nie mam pojęcia.

Ksawery w oczach naszych bliskich i znajomych był ideałem. Uśmiechnięty, pracowity, przystojny i do tego potrafił utrzymać rodzinę. Sama dałam się nabrać na tę bajeczkę. Gdy się poznaliśmy dałabym sobie rękę uciąć, że spędzimy razem wspaniałe życia.

Dziś skończyłabym bez ręki

Ksawery uchodzi za słodkiego misia, który nie skrzywdziłby nawet muchy, a swoją żonę nosi na rękach. Cóż, nie w tym wcieleniu. To prawdziwy potwór, którego nie da się powstrzymać. 

Próbowałam już wszystkiego. Schodziłam mu z drogi, chowałam się do pokoju, próbowałam groźba i prośbą, ale nic nie działało. Wystarczył niedomyty widelec w zlewie, a Ksawery dostawał ataku szału. Talerze latały, a że cela miał niezłego, to większość z nich trafiała prosto we mnie. 

Cierpiałam. Tego nie da się ukryć, ale co miałam więcej zrobić. Czułam się bezsilna, a moja pewność siebie i jakakolwiek nadzieja na lepsze jutro została wgnieciona w podłogę. Nie miałam dokąd pójść. Wierzyłam, że życie z tyranem to coś, z czym będę musiała się mierzyć do końca moich dni. 

Sprzątanie stało się moim codziennym obowiązkiem. Wysokie szpilki zamieniłam na klapki, a drinka na mop i wiadro z wodą. Jechałam na szmacie od świtu do nocy, z małą przerwą na ugotowanie obiadu i zrobienie prania. Wszystko po to, by nie doprowadzić do sytuacji, w której mój mąż wpadnie w szał. 

Wiele z was pewnie powie, że sama się na to pisałam. Przecież mogłabym kopnąć go w cztery litery i wywalić z domu. W końcu mieszkanie należało do mnie. Niestety to nie jest takie proste i pojmie to tylko ten, kto sam był w takiej sytuacji. Musztra, która mnie katował wyprała mi mózg. Nie myślałam logicznie, bo każdą moją chwilę wypełniał strach. 

Szukałam ratunku u innych

Nie miałam rodziców, więc ostatnią deską ratunku okazał się teść, który niestety mnie nie poparł. 

– Co ty chcesz z mojego syna bandytę zrobić? Oszalałaś? Takiego sobie wybrałaś, to masz przy nim trwać. Gdybyś nie fikała, to by nie podniósł na ciebie ręki. Widocznie na to zasługujesz. 

Tak, przysięgaliśmy sobie na ślubnym kobiercu w obliczu Boga, że będziemy razem aż do śmierci. Jednak nie było w tej przysiędze ani słowa o tym, że mam żyć w piekle za wszelką cenę. 

Wiele razy groziłam, że odejdę. Szybko żałowałam tych słów. Ksawery doskonale znał moje słabe strony. Natychmiast szedł do osiedlowego, przynosił piwo i robił rozróbę. Rzucał puszkami po piwie, upojony złotym trunkiem rozrzucał wszędzie niedopałki, krzycząc przy tym:

– Skoro to jest twoje mieszkanie, to dlaczego nic nie robisz? Puszcze je z dymem, tak jak ty puściłaś nasze małżeństwo!

Gniłam pod jego ciężkim buciorem, który wgniatał mnie w ziemię pod każdym możliwym sposobem. Finansowym, intymnym (tak, miał kochanki), mentalnym, zdrowotnym i psychicznym. Byłam kukłą w tym nieśmiesznym kabarecie, a za moje sznurki ciągnął mój ślubny. 

Na szczęście nie popełniłam największego błędu i nie dała mu potomstwa. Nie wiem, czy ktoś nade mną czuwał, ale coś powstrzymało mnie przed macierzyństwem. Do dziś pluję sobie w brodę, że wcześniej nie zorientowałam się, z jakim tyranem mam do czynienia.

No cóż, wpadłam po uszy tak jak te wszystkie baby, które owija sobie wokół palca, sypia z nimi, a potem odstawia jak trofeum na półkę z nagrodami. Był przystojny, miał bajerę i umiał sprawić, że każda kobieta czuła się wyjątkowo. Oczywiście do czasu

Z marazmu wyrwał mnie dzwonek do drzwi.

Zalewa mnie pani! Halo, nich pani coś z tym zrobi! Jasna cholera... moje mieszkanie. HALO! – krzyczał sąsiad z piętra niżej. 

Ledwo otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Pokierowałam go do łazienki, by naprawił usterkę. Niestety nie zdążyłam się nawet przedstawić, bo wyleciał z mojego mieszkania jak z procy. Nie wiem co mnie skłoniło do tego, ale pobiegłam za nim

Jego mieszkanie wyglądało tragicznie

Zalane ściany, woda kapiąca z sufitu. No istna masakra. A to wszystko moja wina. Złapałam się za głowę, bo oczyma wyobraźni już widziała, jaki wyrok mnie czeka. 

– Co pani taka przerażona? Przez tę wodę? Przecież to nie pani wina. Halo? Słyszy mnie pani? Jestem Grzesiek. Niedawno się wprowadziłam – podał mi rękę. Uścisnęłam ją i poczułam jak pod powiekami gromadzą mi się łzy. – No już. Niech się pani nie smuci. Zaprosi mnie pani na herbatkę i będziemy kwita. Stoi?

– Jasne. Jestem Ilona. Miło mi i jeszcze raz przepraszam. Zapraszam na herbatkę, jednak wcześniej pomogę panu uporać się z tym bagnem. 

Nie sądziłam, że wybieranie wody i latanie na szmacie może sprawić mi tyle radości. Grzesiek był pierwszym facetem od czasu, gdy wyszła za mąż, który mnie adorował. To da się wyczuć. Patrzył mi w oczy, sypał żartami, prawił komplementy. Uśmiech nie schodził z ust. 

Opowiedział mi trochę o swoim życiu, które nie było kolorowe. Żona odeszła do kochanka, gdy tylko na świat przyszło ich dziecko. Początkowo dzielnie zajmował się córeczką, lecz mamusia zapragnęła mu ją odebrać. Mówił, że zrobiła to z czystej złośliwości. Został sam jak palec. Ja też nie miałam zamiaru ukrywać tego, co dzieje się nad jego mieszkaniem. W końcu prędzej czy później coś by usłyszał. 

– Ilonko. Ja wiem, że miłość czasem bywa ślepa, ale nie zasługujesz na akie traktowanie. Nikt nie zasługuje. Jesteś dobrą osobą. Nie pozwól by tej tyran cię zniszczył...

Może to głupie, ale czułam jakbym na nowo odzyskiwała swoje dawne życie. Każda chwila z Grzesiem była tak... radosna, taka przyjemna. Pozbawiona strachu i obaw. Najwyraźniej mój spokój ducha i pogodna aura była dość wyraźnie zauważalna, bo mąż od razu zorientował się, że jestem zbyt zadowolona. Postanowił ukrócić moje szczęście. 

Zaszedł mnie od tyłu, pociągnął za włosy i docisnął do ściany. Zbliżył swoją śmierdzącą piwskiem twarz do mojego ucha i wyszeptał słowa pełne złości:

Odzyskałam rezon i dawne życie

– Posłuchaj mnie, ty lafiryndo. Co ty sobie wyobrażasz? Męża masz w domu, zapomniałaś już. Doskonale widzę, co tu się dzieje. Nie przyprawisz mi rogów. Spróbuj tylko, a gorzko tego pożałujesz. Ty i ten twój fagas!

Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Wystraszyłam się. Łzy same puściły mi się z oczu. Jednak było inaczej niż zwykle. Nie przeprosiłam, nie żałowałam. Po prostu wyszłam. Zeszłam piętro niżej, gdzie czekała na mnie prawdziwa miłość. Tym razem nie bałam się aż tak jak zwykle, bo wiedziałam, że mam na kogo liczyć. Wezwałam policję, poprosiłam o interwencję. Niedługo po tym złożyłam wniosek o rozwód i wyrzuciłam męża z mojego mieszkania. 

Odzyskałam rezon i dawne życie. Puściłam go z torbami. Dałam radę. Dziś zaczynam od nowa. Z dala od całego tego toksycznego środowiska. 

Czytaj także:
„Na urlopie macierzyńskim marzyłam o powrocie do pracy. Miałam dość ciągłego płaczu dzieci, pampersów i klocków”
„Gdy nie przyjęłam oświadczyn, mój facet się obraził. A ja nie wierzę, że ślub decyduje o szczęściu”
„Podczas porządków w piwnicy znalazłam torbę z kasą. Albo mąż wygrał w totka, albo wziął łapówkę”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA